Wewnętrzny krytyk - zmora debiutantów

Żale i radości wszystkich początkujących na niwie.

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Nae Mair
Sepulka
Posty: 29
Rejestracja: sob, 15 mar 2008 20:41

Post autor: Nae Mair »

Ja mam inną metodę: krytyk chce się bawić? Dobra, dam mu to, czego tak pragnie. Zmieniam, przerabiam, morduję kontrowersyjny fragment dotąd, aż krytyk stwierdzi "Daj mi już święty spokój! Tak, jest super, nie chcę tego więcej oglądać!". Działa. ;) Taki pojedynek na cierpliwość. ]:->
"Oko moje! Płacz strumieniami łez
i opłakuj królów, którzy odeszli."

[Imru al-Kajs]

Awatar użytkownika
Rheged
Stalker
Posty: 1886
Rejestracja: pt, 16 wrz 2005 14:35

Post autor: Rheged »

A coś z tego wyszło ciekawego kiedykolwiek, że tak spytam z nienacka?
PDL
Emil 'Rheged' Strzeszewski
Pipe of the rising sun, Sympathy for the pipe
Pipe of the storm, Born to be pipe

Awatar użytkownika
Cedrik
Pćma
Posty: 266
Rejestracja: śr, 07 lis 2007 19:10
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Cedrik »

Cóż, mój krytyk jest okropny i nie daje mi spać.
Ciągle rozmyślam jakie idiotyczne rzeczy napisałem i co warto by poprawić. Jedno, co mnie męczy, to to, że jest BARDZO wymagający i ostry. To jest jak...Jak koszmar każdego ucznia...Taki profesorek...Hmm..Co ja będę mówił... Dam po prostu link do opowiadania, które o nim napisałem :P

http://www.fahrenheit.net.pl/forum/viewtopic.php?t=2541

Cóż, może to wam lepiej powie, czym jest dla mnie krytyk, niż gdybym napisał to w normalnym poście :)
Kochaj wroga swojego jak siebie samego.

Melante

Post autor: Melante »

Ja mam odwrotny problem... Brak wewnętrznego krytyka... Na bieżąco nie jestem w stanie niczego poprawiać. Dopiero po kilku miesiącach potrafię zauważyć, że coś jest nie tak, że źle, że błędy i w ogóle siara...

Ehhh... Chciałabym mieć wewnętrznego krytyka.

Awatar użytkownika
rubens
Fargi
Posty: 437
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 00:00

Post autor: rubens »

Ja znów jestem ciekaw innego super-zagadnienia. Czy "wewnętrzny krytyk" w końcu kiedyś zasypia? Może u mnie przebudził się niedawno dopiero (odkąd zacząłem aktywnie tutaj troszeczkę działać, Wasza zasługa FH [wazelinka]), jednakże muszę przyznać, że mam go serdecznie dość. Czy debiutanci, zakużeniu terminatorzy, pisarze i pismacy mają dalej swojego w.k., czy on w końcu dochodzi do wniosku, że jego praca skończona i teraz tylko wyczucie ratuje piszącego od zguby? Hę? :)
Niecierpliwy dostaje mniej.

Awatar użytkownika
Hitokiri
Nexus 6
Posty: 3318
Rejestracja: ndz, 16 kwie 2006 15:59
Płeć: Kobieta

Post autor: Hitokiri »

"Ale my nie będziemy teraz rozstrzygać, kto pracuje w burdelu, a kto na budowie"
"Ania, warzywa cię szukały!"

Wzrúsz Wirusa! Podarúj mú "ú" z kreską!

Awatar użytkownika
rubens
Fargi
Posty: 437
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 00:00

Post autor: rubens »

Ups, przepraszam. Gafa, już mnie nie ma ;P

wpis moderatora:
Ebola: Bo teraz jesteś tu :)
Niecierpliwy dostaje mniej.

Awatar użytkownika
rubens
Fargi
Posty: 437
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 00:00

Post autor: rubens »

a mam odwrotny problem... Brak wewnętrznego krytyka... Na bieżąco nie jestem w stanie niczego poprawiać. Dopiero po kilku miesiącach potrafię zauważyć, że coś jest nie tak, że źle, że błędy i w ogóle siara...

Ehhh... Chciałabym mieć wewnętrznego krytyka.
A może to i dobrze, że tak masz? Dzięki temu wypracujesz sobie system, który pozwoli Ci odłożyć tekst, żeby "odleżał" a wtedy, będziesz potrafił go poddać nie tylko wnikliwej korekcie, co i krytyce? :)

wpis moderatora:
Ebola: dodałam cytowanie, bo przeniesione posty sie wepchnęły bez kolejki
Niecierpliwy dostaje mniej.

Awatar użytkownika
freemind
Mamun
Posty: 189
Rejestracja: ndz, 06 sie 2006 20:48

Post autor: freemind »

rubens pisze:A może to i dobrze, że tak masz? Dzięki temu wypracujesz sobie system, który pozwoli Ci odłożyć tekst, żeby "odleżał" a wtedy, będziesz potrafił go poddać nie tylko wnikliwej korekcie, co i krytyce?
Nie wiem, Drogi Rubensie, czy to dobre. Sam brak krytyka wewnętrznego może świadczyć o dużej pewności siebie, i to bardziej jest na plus.

Ja natomiast mam problem, który ktoś już tutaj poruszył, mianowicie, opowiadanie idzie, a potem - trach! - to bez sensu, mówi głos, i tak dalej. Często, nawet gdy stosuję radę Małgorzaty (opowiadanie musi mięć zakończenie), buduję konspekt, a w trakcie pisania wali się to w drobny mak, a ja klnę pod nosem: "Chryste, co za gniot". I przerywam. Już parę razy rzuciłem pisanie w cholerę z podejściem typu "to bez sensu". Socjopaci mają niski próg cierpliwości. Pracuję nad sobą.
A propos tego, co było tu pisane odnośnie "przekonywania" wewnętrznego krytyka. W NLP jest taka technika wyciągania z umysłu głosu, tego "złego głosu", który mówi człowiekowi, jak bardzo się nie nadaje do wykonywanej czynności. Polega ona właśnie na "rozmowie" z wewnętrznym głosem (krytykiem), poznaniu powodu, dlaczego jest taki, a nie inny, i wspólnym "dogadaniu się" co do dalszej, zespołowej - podkreślam - pracy. Na pewno pomaga. Może komuś z Was się przyda.

Moim drugim problemem jest brak umiejętności wyciągania wniosków. Na to również cierpią socjopaci ;]

Awatar użytkownika
blazenada
Fargi
Posty: 363
Rejestracja: czw, 14 cze 2007 11:34
Płeć: Kobieta

Post autor: blazenada »

freemind pisze: Ja natomiast mam problem, który ktoś już tutaj poruszył, mianowicie, opowiadanie idzie, a potem - trach! - to bez sensu, mówi głos, i tak dalej. Często, nawet gdy stosuję radę Małgorzaty (opowiadanie musi mięć zakończenie), buduję konspekt, a w trakcie pisania wali się to w drobny mak, a ja klnę pod nosem: "Chryste, co za gniot". I przerywam.
mam dokladnie tak samo ; ]
ale pocieszam sie, ze z problemem boryka sie tez np neil gaiman, ktory swego czasu napisal:
Dear NaNoWriMo Author,

By now you're probably ready to give up. You're past that first fine furious rapture when every character and idea is new and entertaining. You're not yet at the momentous downhill slide to the end, when words and images tumble out of your head sometimes faster than you can get them down on paper. You're in the middle, a little past the half-way point. The glamour has faded, the magic has gone, your back hurts from all the typing, your family, friends and random email acquaintances have gone from being encouraging or at least accepting to now complaining that they never see you any more---and that even when they do you're preoccupied and no fun. You don't know why you started your novel, you no longer remember why you imagined that anyone would want to read it, and you're pretty sure that even if you finish it it won't have been worth the time or energy and every time you stop long enough to compare it to the thing that you had in your head when you began---a glittering, brilliant, wonderful novel, in which every word spits fire and burns, a book as good or better than the best book you ever read---it falls so painfully short that you're pretty sure that it would be a mercy simply to delete the whole thing.

Welcome to the club.

That's how novels get written.

You write. That's the hard bit that nobody sees. You write on the good days and you write on the lousy days. Like a shark, you have to keep moving forward or you die. Writing may or may not be your salvation; it might or might not be your destiny. But that does not matter. What matters right now are the words, one after another. Find the next word. Write it down. Repeat. Repeat. Repeat.

A dry-stone wall is a lovely thing when you see it bordering a field in the middle of nowhere but becomes more impressive when you realise that it was built without mortar, that the builder needed to choose each interlocking stone and fit it in. Writing is like building a wall. It's a continual search for the word that will fit in the text, in your mind, on the page. Plot and character and metaphor and style, all these become secondary to the words. The wall-builder erects her wall one rock at a time until she reaches the far end of the field. If she doesn't build it it won't be there. So she looks down at her pile of rocks, picks the one that looks like it will best suit her purpose, and puts it in.

The search for the word gets no easier but nobody else is going to write your novel for you.

The last novel I wrote (it was ANANSI BOYS, in case you were wondering) when I got three-quarters of the way through I called my agent. I told her how stupid I felt writing something no-one would ever want to read, how thin the characters were, how pointless the plot. I strongly suggested that I was ready to abandon this book and write something else instead, or perhaps I could abandon the book and take up a new life as a landscape gardener, bank-robber, short-order cook or marine biologist. And instead of sympathising or agreeing with me, or blasting me forward with a wave of enthusiasm---or even arguing with me---she simply said, suspiciously cheerfully, "Oh, you're at that part of the book, are you?"

I was shocked. "You mean I've done this before?"

"You don't remember?"

"Not really."

"Oh yes," she said. "You do this every time you write a novel. But so do all my other clients."

I didn't even get to feel unique in my despair.

So I put down the phone and drove down to the coffee house in which I was writing the book, filled my pen and carried on writing.

One word after another.

That's the only way that novels get written and, short of elves coming in the night and turning your jumbled notes into Chapter Nine, it's the only way to do it.

So keep on keeping on. Write another word and then another.

Pretty soon you'll be on the downward slide, and it's not impossible that soon you'll be at the end. Good luck...

Neil Gaiman
freemind pisze:W NLP jest taka technika wyciągania z umysłu głosu, tego "złego głosu", który mówi człowiekowi, jak bardzo się nie nadaje do wykonywanej czynności. Polega ona właśnie na "rozmowie" z wewnętrznym głosem (krytykiem), poznaniu powodu, dlaczego jest taki, a nie inny, i wspólnym "dogadaniu się" co do dalszej, zespołowej - podkreślam - pracy.
a tego jeszcze nie probowalam : >
na pewno przetestuje : ) dzieki : >
' Nazwali mnie szalencem, ja ich nazwalem szalencami i, do diabla, przeglosowali mnie. '
(Nathaniel Lee, angielski dramaturg z XVII wieku, ktory zostal zeslany do slawnego londynskiego azylu psychiatrycznego Bedlam)

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

freemind pisze:W NLP jest taka technika wyciągania z umysłu głosu, tego "złego głosu", który mówi człowiekowi, jak bardzo się nie nadaje do wykonywanej czynności. Polega ona właśnie na "rozmowie" z wewnętrznym głosem (krytykiem), poznaniu powodu, dlaczego jest taki, a nie inny, i wspólnym "dogadaniu się" co do dalszej, zespołowej - podkreślam - pracy.
Ale to nie jest WEWNĘTRZNY KRYTYK! To jest KRYTYKANT, czy inna durna paskuda. Krytyk się zajmuje dziełem, nie Autorem. Znaczy, pracą wykonaną - krytyka dotyczy pracy tej efektów. Takiego "głosa" trzeba wyrzucić od razu - źle wykonuje swoją robotę i tyle. I postarać się o takiego, co widzi różnicę między krytyką a krytykanctwem. :P:P:P
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Navajero
Klapaucjusz
Posty: 2485
Rejestracja: pn, 04 lip 2005 15:02

Post autor: Navajero »

Małgorzata pisze:Takiego "głosa" trzeba wyrzucić od razu - źle wykonuje swoją robotę i tyle. I postarać się o takiego, co widzi różnicę między krytyką a krytykanctwem. :P:P:P
Znaczy egzorcysta potrzebny. Doświadczony egzorcysta :)
"Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Awatar użytkownika
Gesualdo
Niegrzeszny Mag
Posty: 1752
Rejestracja: pn, 01 wrz 2008 14:45

Post autor: Gesualdo »

Wewnętrzny krytyk jest bardzo przydatny.
Bardzo dobrym pomysłem jest takie podejście do sprawy: pisz każde zdanie w taki sposób, aby było idealne. W tym wypadku mówiąc "idealne", mam na myśli najlepsze, na jakie Cię stać w danym okresie Twojej drogi twórczej. Zdanie poprawnie ułożone, logicznie spójne z przynajmniej dwoma poprzednimi i dwoma następnymi. A jeśli oprócz stuprocentowej poprawności, zdanie wykazuje się innymi walorami, punkt dla Ciebie.
Oczywiście jest to tylko metoda pomocna przy pracy nad tekstem w sferze mikro. Nie obędzie się bez spojrzenia na zagadnienie od strony makro.
Stephen King stwierdził gdzieś, że pisanie książek to przede wszystkim jest składanie poszczególnych wyrazów i zdań.
Nie wyłapiesz pewnie wszystkich błędów, ale większość tych najbardziej rażących. Można oszczędzić sobie wielu słów krytyki ze strony czytelników. Dzięki takiemu podejściu napisanie czegokolwiek zajmie wieki. Ja bym powiedział jednak, że to kwestia wprawy. Poza tym liczy się jakość, a nie ilość. Na co komu 100 stron brudnopisu.
Z drugiej strony zawsze można przyjąć metodę gruntownej korekty już po napisaniu tekstu.
"Jestem kompozytorem i coś pewnie chciałem, ale już zapomniałem."

Awatar użytkownika
blazenada
Fargi
Posty: 363
Rejestracja: czw, 14 cze 2007 11:34
Płeć: Kobieta

Post autor: blazenada »

Z drugiej strony zawsze można przyjąć metodę gruntownej korekty już po napisaniu tekstu.
przeczytalam kiedys taka oto madra, imho, rzecz: otoz, piszac cos po raz pierwszy powinno sie dazyc do ukonczenia tekstu, aby zobaczyc calosc.
dzieki temu unikniesz pisania sceny, ktora okaze sie byc niepotrzebna : ) nie wlozysz wysilku w szlifowanie kazdego zdania, ktore pozniej i tak bedzie trzeba usunac.
nie twierdze, ze nalezy pisac wszystko niechlujnie i byle jak. jasne, ze nie : )
sama nie potrafie skupic sie, kiedy wiem, ze cos nadaje sie do poprawki.
ale z drugiej strony szlifowanie kazdego zdania, doprowadzanie go do perfekcji w wersji na brudno moze okazac sie marnowaniem czasu : >
' Nazwali mnie szalencem, ja ich nazwalem szalencami i, do diabla, przeglosowali mnie. '
(Nathaniel Lee, angielski dramaturg z XVII wieku, ktory zostal zeslany do slawnego londynskiego azylu psychiatrycznego Bedlam)

Awatar użytkownika
Gesualdo
Niegrzeszny Mag
Posty: 1752
Rejestracja: pn, 01 wrz 2008 14:45

Post autor: Gesualdo »

michiru pisze: ale z drugiej strony szlifowanie kazdego zdania, doprowadzanie go do perfekcji w wersji na brudno moze okazac sie marnowaniem czasu : >
Nie zgodzę się. Nie można nazwać marnowaniem czasu pracy nad sobą i swoimi niedostatkami.
Wszystko zależy od autora, i tego, jak mocno cały plan opowieści siedzi w jego głowie. Czasami rodzi się pomysł, który wymaga tylko umiejętnego przedstawienia, gdzie nie ma miejsca na niepotrzebne sceny. Czuję się wtedy, jakbym przepisywał gotowe już słowa, wyryte w mojej głowie. Każda scena jest na swoim miejscu.
Ale, jak powiedziałem, co kto lubi. Mnie osobiście ta metoda czasem pomaga. Kiedyś, przyznam, pisałem znacznie szybciej, ale mniej zważałem na szczegóły. Efekt był taki, że po napisaniu pierwszej wersji moja opinia o tekście była mniej więcej taka: "No, niby zrealizowałem temat, ale wszystko jest jakieś takie sztuczne, koślawe. Z kolei gdybym chciał to poprawić, to musiałbym przepisać wszystko od nowa."
Myślę, że trzeba znaleźć swoją własną metodę pracy. Ja sam jestem na etapie "błądzenia po omacku" i pewnie minie jeszcze sporo czasu, kiedy będę mógł powiedzieć: "Tak, to jest właśnie to!".
Nadal uważam, że metoda "szlifowania każdego zdania" jest bardzo dobra dla debiutantów. Uczy pokory, której brakuje większości początkującym. W internecie aż roi się od opowiadań, co do których ałtorzy nie pokwapili się nawet wyłapać ortów, nie mówiąc już o poważniejszych błędach.
Doświadczeni pisarze nie muszą pochylać się nad każdym zdaniem, ponieważ oni mają to już we krwi.

PS Z góry przepraszam za chaotyczną wypowiedź, ale miałem dość męczący dzień i wszystko widzę jak przez mgłę. Chyba czas odpocząć.
"Jestem kompozytorem i coś pewnie chciałem, ale już zapomniałem."

ODPOWIEDZ