Jednoosobowe przedziały
Moderator: RedAktorzy
- Siekierka
- Pćma
- Posty: 223
- Rejestracja: pn, 22 kwie 2013 18:38
- Płeć: Kobieta
Jednoosobowe przedziały
Wiecie, to jest jedno z pierwszych moich opowiadań i chciałabym się z kimś nim podzielić... Niestety, padło na Was. Oczekuję szczerej i obiektywnej oceny. Z góry dziękuję za stracony czas.
Szary, mglisty poranek, oblepiał twarz i włosy ciężkim oddechem jesieni. Miarowe stukotanie kół pociągu działało usypiająco. Wagony służące do przewozu bydła, tym razem wiozły inny ładunek. Jednoosobowe przedziały kryły w sobie tragedię, a eskortowane były tylko przez jedną osobę.
Pochylona, opatulona w wytarty wojskowy płaszcz, sylwetka kołysała się w rytm stukotu kół toczących się mozolnie, ale uparcie po szynach.. Spod czapki wysypywały się brudnoszare włosy stanowczo domagające się porządnego mycia i fryzjera. Zarośnięta siwą brodą twarz nosiła ślady dawnej poniewierki. Jedyne co budziło w niej dreszcz przebiegający po plecach, to oczy. Wydawało się, że w spojrzeniu starego człowieka kryje się wspomnienie wszystkiego co zobaczył… I że zobaczył on stanowczo zbyt wiele jak na jeden żywot… Tego dnia, w sąsiedztwie skrzyń i pod czujnym spojrzeniem starca, po dwakroć bardziej odczuwało się chłód listopada.
Stary żołnierz mocniej otulił się w wytarty waciak i pociągnął z manierki. Przez jego twarz przebiegł grymas wstrętu, jednak mimo to łyknął jeszcze raz. Na jego szyję powoli wypełzał rumieniec, a mimo oparów wódki w jego żyłach ciągle krążył strach. Dlatego mocniej ścisnął karabin między nogami, i dla odpędzenia demonów przeszłości, zaczął swój monolog...
- Wiesz, czasem człowiek nie wie, czy to co robi nie jest błędem, prawda? Tak jak ten, wlazł na minę, pomimo upomnień i ostrzeżeń. I po co mu to było? Dla zakładu? Młody był... Dziewczyna czekała, dziecko w drodze... Ale swada i wódka ważniejsze były... Znałem go krótko, raptem parę dni, ale nie sadziłem, że da się namówić na coś tak głupiego… A tamten? Doświadczony, porucznik czy kapral… Kapral, na pewno. Z tego samego oddziału był, co i ten młodziak… Pchał się pod największe kule i wychodził żywy, nie draśnięty... Nieśmiertelny na niego mówili... I co? Załatwił go ten, z którym poszedł na zwiad. Wziął ze sobą małolata, na patrol tylko, ale człowiek nawet na patrolu ma swoje potrzeby. W krzaki poszedł, osobistą sprawę załatwić. Chwilę go nie było. Młody miał go pilnować, ale młodzika to pierwszy patrol był, to i zestrachany cały… No i się gówniarz- bo ze czternaście lat miał- wystraszył kaprala… Strzelił mu twarz, bo myślał, że Niemiec ich podszedł… Głupie, nie?
Stary człowiek się zasępił. Przez dłuższą chwilę milczał, pociągając co czas jakiś z manierki. Długo celebrował skręcanie papierosa z machorki. Gniótł go w palcach, wbijając wzrok z jedną z trumien. Zapalił, pocierając wcześniej zapałkę o wieko skrzyni, na której siedział.
- Widzisz, tą trumienkę? Tak tą, z sosny. Jak wkładaliśmy tam tą mała, myślałem, że nie dam rady. Rany mi opatrywała, a twarz anioła miała. Każdemu pomóc chciała, nie raz od ust sobie odejmując innych karmiła, żeby mieli siły dalej iść. Łączniczką była. Nie wiem, czy 16 lat skończyła... Z domu uciekła, za wojskiem idąc... Nie chciała za maż wychodzić... I jak tu trafiła? Banda dezerterów dopadła ją nocą... Pobili... Zgwałcili... Ręce jej wcześniej połamali... Podobno broniła się strasznie... Ale rady im nie dała. I kto to zrobił? Bydlęta z jej oddziału, co im się kraść i pić za kradzione chciało... A ona im opatrunki i broń nosiła... Jaka sprawiedliwość ją za to spotkała... Nóż w plecy i rozpłatany brzuch... A taka ładna była. .. I uczynna… Tak jak tamten- Starzec wskazał na kolejną skrzynię, tym razem z dębu- trzy miesiące razem służyliśmy… „Młody” za nim wołali. Nie dziwota, cera smagła, wyglądał na młodszego, dziecko prawie, a trzeci krzyżyk mu szedł. Zginął normalnie. Jak mężczyzna. W walce. Ale z uśmiechem na ustach. A upiorny miał ten uśmiech. Jakby cieszył się, że nie musi wracać. Jak go pakowaliśmy, miałem wrażenie, że zaraz oczy otworzy i coś powie. Zdjęcie sam już z jego dłoni wyjmowałem. Spójrz.
Z wytartej fotografii spogląda młoda twarz. Długie ciemne włosy, lekko ułożone w fale, do tego czarna sukienka z kołnierzykiem, pewnie odświętna. Z uśmiechem, jeszcze nieco szczerbatym, jak to u ośmiolatków bywa.
- Córką mu prawie była. Żydówka podobno. Ale kochała jak własną. Zakatowali ją jak ze szkoły wracała. A on? Niby zawsze miły pomocny, niby uśmiechnięty, ale jakiś cień w sercu nosił... Niemców z obłędem w oczach gonił. Za każdego szczerbę na kolbie karabinu robił. Na pamiątkę. Dla tej małej, co jej obronić nie zdołał…
Starzec zamilkł. Zdawać się mogło, że pogrążył się we śnie. Po chwili jednak podjął monolog.
- A tamci dwaj, co w tych skrzynkach z drzewa gruszy zbitych leżą, to bracia. Bliźniacy, chyba, ale jeden do drugiego niepodobny... Jeden czarny jak cygan jakiś, drugi- blady jak mleko. Tylko uśmiech podobny mieli. Ale obaj pierwsi i do bitki i do tańca. Panny za nimi oczami rzucały... Ale na żadną nie spojrzeli... Matkę najbardziej ponoć kochali... A za matkę, a podobno tancerką w kabarecie była, zabić potrafili gołymi rękoma... Nie raz nie dwa, za " Ty skurwysynie" naraz noże wyjmowali, i bić chcieli...Za dzieweczką wtedy jedną staneli... A dzieweczki nie uratowali... Ani siebie. Na sześciu we dwójkę się porwali… Psubratu śmierć zawsze się ukłoni, a porządnym ludziom kose ostrzy...
Stary znowu zapatrzył się w powietrze... Pociągnął z manierki, skręcił papierosa. Zapalił.
-A tego dzieciaka, co go przypadkiem znalazłem? Nogi mu urwało... A ile mógł mieć lat? Dziesięć? Nie płakał nawet. Wzrokiem prosił o dobicie. A ja nie pomogłem. I tak nie było po co... Wszytek ze środka mu wypłynął... Jedyne co mogłem, to poczekać z nim na koniec... I oczy mu sam zamykałem... Matka jego, jak niosłem resztek jej synka, na mnie nawet wzrokiem nie spojrzała... Jedyne, co rzec zechciała " zasłużył sobie jak nie za swoich się chciał bić"... Jak nie za swoich? A kto teraz swój a nie swój? Przecież my jednacy na świat przychodzimy i jednako wszyscy umrzemy. A każdy sam umiera. Co z tego, że każdego z nich śmierć widziałem, że każdemu oczy zamykałem w ostatniej posłudze? Że tak ich w tę ostatnia podróż niby Charon wiodę? A to ja powinienem za nich wszystek leżeć... Do tego jedynie się nadaje... Tamten, co na wprost leży... Pod kamieniami zginął... Dziecko z kamienicy wyniósł... Po drugie wrócił... Stary był... Starszy ode mnie chyba... Nie zdążył wyjść, a dzieciaka wyrzuciła zanim dach runął... Nie, nie z wysoka, kamienica to była, tuż przy Wilanowskiej... Bomba w nią uderzyła... Parter się zapadł i niżej było. Ludzie złapali...
Staremu zamglił się lekko wzrok. Pociągnął z manierki, sarknął i splunął.
-Wiesz, czemu te historie opowiadam? Bo i Tobie przyjdzie kiedyś czas na to... Chociaż żeś ode mnie wiele wiosen starszy... Ale nie o tym rzec chciałem... Pociąg do ostatniej stacji się zbliża, a ja dalej pojadę... Oni czasu nie mieli się przygotować... Ja ten czas miałem...
Starzec zamilkł. Spojrzałem na niego. Czerstwe oblicze sześćdziesięcioparolatka rozjaśnił uśmiech. Też chciałem się uśmiechnąć, ale wiedziałem, ze to niemożliwe... O wiele lepiej znałem historie każdego i wiele więcej historii mogłem opowiedzieć, jednak całą drogę milczałem... Niech stary się wygada...
- Wiesz, oni się Ciebie bali, ja nie... Zbyt długo czekałem, aż się zjawisz, by się Ciebie bać... A teraz, stary druhu, pojedźmy dalej.
Ująłem Starego za dłoń. Dziwne uczucie, gdy, kość dotyka skóry, tym razem było dla mnie miłe. Widziałem, że nie boi się jechać ze mną do ostatniej stacji.
Ach, wybacz, zapomniałem się przedstawić- Śmierć jestem.
Szary, mglisty poranek, oblepiał twarz i włosy ciężkim oddechem jesieni. Miarowe stukotanie kół pociągu działało usypiająco. Wagony służące do przewozu bydła, tym razem wiozły inny ładunek. Jednoosobowe przedziały kryły w sobie tragedię, a eskortowane były tylko przez jedną osobę.
Pochylona, opatulona w wytarty wojskowy płaszcz, sylwetka kołysała się w rytm stukotu kół toczących się mozolnie, ale uparcie po szynach.. Spod czapki wysypywały się brudnoszare włosy stanowczo domagające się porządnego mycia i fryzjera. Zarośnięta siwą brodą twarz nosiła ślady dawnej poniewierki. Jedyne co budziło w niej dreszcz przebiegający po plecach, to oczy. Wydawało się, że w spojrzeniu starego człowieka kryje się wspomnienie wszystkiego co zobaczył… I że zobaczył on stanowczo zbyt wiele jak na jeden żywot… Tego dnia, w sąsiedztwie skrzyń i pod czujnym spojrzeniem starca, po dwakroć bardziej odczuwało się chłód listopada.
Stary żołnierz mocniej otulił się w wytarty waciak i pociągnął z manierki. Przez jego twarz przebiegł grymas wstrętu, jednak mimo to łyknął jeszcze raz. Na jego szyję powoli wypełzał rumieniec, a mimo oparów wódki w jego żyłach ciągle krążył strach. Dlatego mocniej ścisnął karabin między nogami, i dla odpędzenia demonów przeszłości, zaczął swój monolog...
- Wiesz, czasem człowiek nie wie, czy to co robi nie jest błędem, prawda? Tak jak ten, wlazł na minę, pomimo upomnień i ostrzeżeń. I po co mu to było? Dla zakładu? Młody był... Dziewczyna czekała, dziecko w drodze... Ale swada i wódka ważniejsze były... Znałem go krótko, raptem parę dni, ale nie sadziłem, że da się namówić na coś tak głupiego… A tamten? Doświadczony, porucznik czy kapral… Kapral, na pewno. Z tego samego oddziału był, co i ten młodziak… Pchał się pod największe kule i wychodził żywy, nie draśnięty... Nieśmiertelny na niego mówili... I co? Załatwił go ten, z którym poszedł na zwiad. Wziął ze sobą małolata, na patrol tylko, ale człowiek nawet na patrolu ma swoje potrzeby. W krzaki poszedł, osobistą sprawę załatwić. Chwilę go nie było. Młody miał go pilnować, ale młodzika to pierwszy patrol był, to i zestrachany cały… No i się gówniarz- bo ze czternaście lat miał- wystraszył kaprala… Strzelił mu twarz, bo myślał, że Niemiec ich podszedł… Głupie, nie?
Stary człowiek się zasępił. Przez dłuższą chwilę milczał, pociągając co czas jakiś z manierki. Długo celebrował skręcanie papierosa z machorki. Gniótł go w palcach, wbijając wzrok z jedną z trumien. Zapalił, pocierając wcześniej zapałkę o wieko skrzyni, na której siedział.
- Widzisz, tą trumienkę? Tak tą, z sosny. Jak wkładaliśmy tam tą mała, myślałem, że nie dam rady. Rany mi opatrywała, a twarz anioła miała. Każdemu pomóc chciała, nie raz od ust sobie odejmując innych karmiła, żeby mieli siły dalej iść. Łączniczką była. Nie wiem, czy 16 lat skończyła... Z domu uciekła, za wojskiem idąc... Nie chciała za maż wychodzić... I jak tu trafiła? Banda dezerterów dopadła ją nocą... Pobili... Zgwałcili... Ręce jej wcześniej połamali... Podobno broniła się strasznie... Ale rady im nie dała. I kto to zrobił? Bydlęta z jej oddziału, co im się kraść i pić za kradzione chciało... A ona im opatrunki i broń nosiła... Jaka sprawiedliwość ją za to spotkała... Nóż w plecy i rozpłatany brzuch... A taka ładna była. .. I uczynna… Tak jak tamten- Starzec wskazał na kolejną skrzynię, tym razem z dębu- trzy miesiące razem służyliśmy… „Młody” za nim wołali. Nie dziwota, cera smagła, wyglądał na młodszego, dziecko prawie, a trzeci krzyżyk mu szedł. Zginął normalnie. Jak mężczyzna. W walce. Ale z uśmiechem na ustach. A upiorny miał ten uśmiech. Jakby cieszył się, że nie musi wracać. Jak go pakowaliśmy, miałem wrażenie, że zaraz oczy otworzy i coś powie. Zdjęcie sam już z jego dłoni wyjmowałem. Spójrz.
Z wytartej fotografii spogląda młoda twarz. Długie ciemne włosy, lekko ułożone w fale, do tego czarna sukienka z kołnierzykiem, pewnie odświętna. Z uśmiechem, jeszcze nieco szczerbatym, jak to u ośmiolatków bywa.
- Córką mu prawie była. Żydówka podobno. Ale kochała jak własną. Zakatowali ją jak ze szkoły wracała. A on? Niby zawsze miły pomocny, niby uśmiechnięty, ale jakiś cień w sercu nosił... Niemców z obłędem w oczach gonił. Za każdego szczerbę na kolbie karabinu robił. Na pamiątkę. Dla tej małej, co jej obronić nie zdołał…
Starzec zamilkł. Zdawać się mogło, że pogrążył się we śnie. Po chwili jednak podjął monolog.
- A tamci dwaj, co w tych skrzynkach z drzewa gruszy zbitych leżą, to bracia. Bliźniacy, chyba, ale jeden do drugiego niepodobny... Jeden czarny jak cygan jakiś, drugi- blady jak mleko. Tylko uśmiech podobny mieli. Ale obaj pierwsi i do bitki i do tańca. Panny za nimi oczami rzucały... Ale na żadną nie spojrzeli... Matkę najbardziej ponoć kochali... A za matkę, a podobno tancerką w kabarecie była, zabić potrafili gołymi rękoma... Nie raz nie dwa, za " Ty skurwysynie" naraz noże wyjmowali, i bić chcieli...Za dzieweczką wtedy jedną staneli... A dzieweczki nie uratowali... Ani siebie. Na sześciu we dwójkę się porwali… Psubratu śmierć zawsze się ukłoni, a porządnym ludziom kose ostrzy...
Stary znowu zapatrzył się w powietrze... Pociągnął z manierki, skręcił papierosa. Zapalił.
-A tego dzieciaka, co go przypadkiem znalazłem? Nogi mu urwało... A ile mógł mieć lat? Dziesięć? Nie płakał nawet. Wzrokiem prosił o dobicie. A ja nie pomogłem. I tak nie było po co... Wszytek ze środka mu wypłynął... Jedyne co mogłem, to poczekać z nim na koniec... I oczy mu sam zamykałem... Matka jego, jak niosłem resztek jej synka, na mnie nawet wzrokiem nie spojrzała... Jedyne, co rzec zechciała " zasłużył sobie jak nie za swoich się chciał bić"... Jak nie za swoich? A kto teraz swój a nie swój? Przecież my jednacy na świat przychodzimy i jednako wszyscy umrzemy. A każdy sam umiera. Co z tego, że każdego z nich śmierć widziałem, że każdemu oczy zamykałem w ostatniej posłudze? Że tak ich w tę ostatnia podróż niby Charon wiodę? A to ja powinienem za nich wszystek leżeć... Do tego jedynie się nadaje... Tamten, co na wprost leży... Pod kamieniami zginął... Dziecko z kamienicy wyniósł... Po drugie wrócił... Stary był... Starszy ode mnie chyba... Nie zdążył wyjść, a dzieciaka wyrzuciła zanim dach runął... Nie, nie z wysoka, kamienica to była, tuż przy Wilanowskiej... Bomba w nią uderzyła... Parter się zapadł i niżej było. Ludzie złapali...
Staremu zamglił się lekko wzrok. Pociągnął z manierki, sarknął i splunął.
-Wiesz, czemu te historie opowiadam? Bo i Tobie przyjdzie kiedyś czas na to... Chociaż żeś ode mnie wiele wiosen starszy... Ale nie o tym rzec chciałem... Pociąg do ostatniej stacji się zbliża, a ja dalej pojadę... Oni czasu nie mieli się przygotować... Ja ten czas miałem...
Starzec zamilkł. Spojrzałem na niego. Czerstwe oblicze sześćdziesięcioparolatka rozjaśnił uśmiech. Też chciałem się uśmiechnąć, ale wiedziałem, ze to niemożliwe... O wiele lepiej znałem historie każdego i wiele więcej historii mogłem opowiedzieć, jednak całą drogę milczałem... Niech stary się wygada...
- Wiesz, oni się Ciebie bali, ja nie... Zbyt długo czekałem, aż się zjawisz, by się Ciebie bać... A teraz, stary druhu, pojedźmy dalej.
Ująłem Starego za dłoń. Dziwne uczucie, gdy, kość dotyka skóry, tym razem było dla mnie miłe. Widziałem, że nie boi się jechać ze mną do ostatniej stacji.
Ach, wybacz, zapomniałem się przedstawić- Śmierć jestem.
- Kordylion
- Pćma
- Posty: 209
- Rejestracja: pn, 18 lut 2013 19:35
- Płeć: Mężczyzna
Re: Jednoosobowe przedziały
Przeczytałem z zainteresowaniem, ale czegoś mi brakuje. Może to, że oprócz wyliczenia wojennych dramatów nie ma nic więcej. Zakończenia można się domyśleć. Za to sposób w jaki piszesz, sam język podoba mi się.
Są rzeczy ważne, ważniejsze i te do zrobienia
- neularger
- Strategos
- Posty: 5230
- Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
- Płeć: Mężczyzna
Re: Jednoosobowe przedziały
Obawiam się, że to nie jest opowiadanie. To wyliczanka.
Jest tu niby coś na kształt klamry, ale wypełniona treścią kompletnie niezwiązaną ani z zawiązaniem, ani z zakończeniem. Co to właściwie jest?
Po drugie język taki sobie. Nieudolna poetyckość.
Po trzecie, jaki ma sens wstawianie "jednego z pierwszych" opowiadań. Nie lepiej wstawić jedno z ostatnich?
Szegółowa łapanka będzie, ale później.
Jest tu niby coś na kształt klamry, ale wypełniona treścią kompletnie niezwiązaną ani z zawiązaniem, ani z zakończeniem. Co to właściwie jest?
Po drugie język taki sobie. Nieudolna poetyckość.
Po trzecie, jaki ma sens wstawianie "jednego z pierwszych" opowiadań. Nie lepiej wstawić jedno z ostatnich?
Szegółowa łapanka będzie, ale później.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
- Siekierka
- Pćma
- Posty: 223
- Rejestracja: pn, 22 kwie 2013 18:38
- Płeć: Kobieta
Re: Jednoosobowe przedziały
Mam pomysł jak to dalej rozwinąć, jednak zanim to zrobię, chciałabym skorzystać z Waszych rad.Kordylion pisze:Przeczytałem z zainteresowaniem, ale czegoś mi brakuje
Jest to nota bene pierwsze opowiadanie, które pokazuje na szerszemu gronu czytelników.neularger pisze:jaki ma sens wstawianie "jednego z pierwszych" opowiadań. Nie lepiej wstawić jedno z ostatnich?
Nie oznacza, to jednak, że jest to ostatnie opowiadanie jakie napisałam.
Staram się wyzbyć maniery pisania "poetycko", niestety, a może i stety, czasem nie jestem w stanie się od tego powstrzymać. Poza tym uważam, że każdy ma swój język, w którym pisze, i który nadaje mu szczególny styl. Ni mniejszym, uważam powyższe porady za cenne i postaram się z nich skorzystać.neularger pisze:Po drugie język taki sobie. Nieudolna poetyckość.
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Re: Jednoosobowe przedziały
To ja kawałeczek sobie poszarpię, dobrze? Taki malutki, początek.
Do dziełła! :)))
Sposób, w jaki podzieliłeś to zdanie, sprawia, że wychodzi:
Szary oblepiał twarz i włosy ciężkim oddechem jesieni.
Wywaliłam wtrącenie wydzielone przecinkami. I nagle zrobiło się... yy... niezrozumiale, prawda?
Co innego, gdyby to było: Szary, mglisty poranek oblepiał...
Właśnie. Nie należało rozdzielać orzeczenia i podmiotu, Autorze.
No, ale ponieważ to tylko ochłap tekstu, to jeszcze się trochę się nim pobawię.
Poranek oblepiał twarz. Czyją twarz?
Poranek oblepiał twarz oddechem. Czy można oblepiać oddechem?
Do tego ten oddech jest ciężki, bo to oddech jesieni. Nic nie mam do ostatniej metafory, ale z epitetu wynika, że jesień to pora duchoty, co trochę mnie zmieszało. Pewnie dlatego, że alergii nie mam, więc się nie znam...
Wagony do przewozu wiozły = masło maślane, czyli pleonazm. Niedobrze, Autorze.
Robi się interesująco, ponieważ wagony do przewozu bydła (por. zacytowane zdanie wyżej) miały przedziały jak osobowe. Do tego owe przedziały są w tytule. Ogarnęła mnie konfuzja, nie wiem, o co chodzi...
Nie bardzo też rozumiem, czemu te bydlęce wagony kryją w sobie tragedię (nie wynika z opisu ani przed, ani po wzmiance). I czy wagony można eskortować, gdy pociąg jedzie?
Mam też problem, czemu tragedia (ukryta w wagonach) wiąże się z jednoosobową eskortą? Mówiąc prościej, co ma piernik do wiatraka?
Po drugie, podkreślony opis. Pomijam, że jest przeładowany jak moja kosmetyczka. Jego największą wadę stanowi zdanie wczesniejsze:
A to dowód, że moje podejrzenia są uzasadnione nie tylko jedną redundancją lub paroma źle użytymi przecinkami. Skoro twarz jest zarośnięta, jak mogą być widoczne na niej ślady poniewierki? Przecież broda zasłania... Sprzeczność, IMAO.
Pomijam, że opis jest nadmiarowy: zarośnięta twarz = broda (oraz wąsy) i zwykle nie chodzi o trzydniowy zarost.
Mnie szczególnie ujmuje, że twarzy może przejść dreszcz... po plecach (a dreszcz ów wzbudzają oczy). :P
Już widać, prawda? Wystarczy przeczytać kilka zdań.
Neulargerze, teraz już wiesz. Nie lękaj się.
Kordylionie, skoncentruj się przy czytaniu BARDZIEJ. Ponieważ to niedobrze, że Ci się podoba.
Co tu kryć, Autorze, już pierwsze zdania zdradzają brak kontroli nad tym, co napisałeś. A nieopanowanie prowadzi tylko w jednym kierunku - na ciemną stronę języka.
Do dziełła! :)))
Interpunkcja, Autorze. Pozwolę sobie wyjaśnić to łopatologicznie, ponieważ wielu Autorom wydaje się, że podziały zdań są nieistotne. No, to spójrz, jak nieistotna jest Twoja interpunkcja.Szary, mglisty poranek, oblepiał twarz i włosy ciężkim oddechem jesieni.
Sposób, w jaki podzieliłeś to zdanie, sprawia, że wychodzi:
Szary oblepiał twarz i włosy ciężkim oddechem jesieni.
Wywaliłam wtrącenie wydzielone przecinkami. I nagle zrobiło się... yy... niezrozumiale, prawda?
Co innego, gdyby to było: Szary, mglisty poranek oblepiał...
Właśnie. Nie należało rozdzielać orzeczenia i podmiotu, Autorze.
No, ale ponieważ to tylko ochłap tekstu, to jeszcze się trochę się nim pobawię.
Poranek oblepiał twarz. Czyją twarz?
Poranek oblepiał twarz oddechem. Czy można oblepiać oddechem?
Do tego ten oddech jest ciężki, bo to oddech jesieni. Nic nie mam do ostatniej metafory, ale z epitetu wynika, że jesień to pora duchoty, co trochę mnie zmieszało. Pewnie dlatego, że alergii nie mam, więc się nie znam...
Wagony służące do przewozu bydła, tym razem wiozły inny ładunek.
Wagony do przewozu wiozły = masło maślane, czyli pleonazm. Niedobrze, Autorze.
Jednoosobowe przedziały kryły w sobie tragedię, a eskortowane były tylko przez jedną osobę.
Robi się interesująco, ponieważ wagony do przewozu bydła (por. zacytowane zdanie wyżej) miały przedziały jak osobowe. Do tego owe przedziały są w tytule. Ogarnęła mnie konfuzja, nie wiem, o co chodzi...
Nie bardzo też rozumiem, czemu te bydlęce wagony kryją w sobie tragedię (nie wynika z opisu ani przed, ani po wzmiance). I czy wagony można eskortować, gdy pociąg jedzie?
Mam też problem, czemu tragedia (ukryta w wagonach) wiąże się z jednoosobową eskortą? Mówiąc prościej, co ma piernik do wiatraka?
Po pierwsze, jedna kropka na zamknięcie zdania wystarczy. Albo trzy. Ale nie dwie obok siebie. Dwie tylko jedna nad drugą.Pochylona, opatulona w wytarty wojskowy płaszcz, sylwetka kołysała się w rytm stukotu kół toczących się mozolnie, ale uparcie po szynach..
Po drugie, podkreślony opis. Pomijam, że jest przeładowany jak moja kosmetyczka. Jego największą wadę stanowi zdanie wczesniejsze:
Porównujemy szybko. Co wychodzi? Fachowo nazywa się to redundancja. Prościej: nadmiar informacji, powtarzanie tego samego innymi słowami. Przeczytałam dopiero trzy lub cztery zdania, Autorze, a już mam wrażenie, że nie panujesz nad przekazem.Miarowe stukotanie kół pociągu działało usypiająco
Zarośnięta siwą brodą twarz nosiła ślady dawnej poniewierki.
A to dowód, że moje podejrzenia są uzasadnione nie tylko jedną redundancją lub paroma źle użytymi przecinkami. Skoro twarz jest zarośnięta, jak mogą być widoczne na niej ślady poniewierki? Przecież broda zasłania... Sprzeczność, IMAO.
Pomijam, że opis jest nadmiarowy: zarośnięta twarz = broda (oraz wąsy) i zwykle nie chodzi o trzydniowy zarost.
To zdanie Cię poniosło, Autorze, jak znarowiona kobyła. Którykolwiek z dostępnych dzięki wcześniejszym zdaniom rzeczowników (stosownych, czyli w zgodnym rodzaju i liczbie) zostanie podstawiony pod zaimek, zawsze wyjdzie... śmiesznie.Jedyne co budziło w niej <w twarzy, brodzie czy poniewierce budziło?> dreszcz przebiegający po plecach, to oczy.
Mnie szczególnie ujmuje, że twarzy może przejść dreszcz... po plecach (a dreszcz ów wzbudzają oczy). :P
Już widać, prawda? Wystarczy przeczytać kilka zdań.
Neulargerze, teraz już wiesz. Nie lękaj się.
Kordylionie, skoncentruj się przy czytaniu BARDZIEJ. Ponieważ to niedobrze, że Ci się podoba.
Co tu kryć, Autorze, już pierwsze zdania zdradzają brak kontroli nad tym, co napisałeś. A nieopanowanie prowadzi tylko w jednym kierunku - na ciemną stronę języka.
So many wankers - so little time...
- Kordylion
- Pćma
- Posty: 209
- Rejestracja: pn, 18 lut 2013 19:35
- Płeć: Mężczyzna
Re: Jednoosobowe przedziały
Nie wiem Małgorzato, czy to niedobrze. Opinię wyraziłem jako czytelnik, nie recenzent (może to jest zabronione?).Małgorzata pisze:Kordylionie, skoncentruj się przy czytaniu BARDZIEJ. Ponieważ to niedobrze, że Ci się podoba.
Zdania, takie jak ponizsze też mi zgrzytają, ale po prostu przeczytałem z zainteresowaniem.
Też nie wiem gdzie ten dreszcz był budzony - w twarzy, w poniewierce, czy u obserwatora.Siekierka pisze: Zarośnięta siwą brodą twarz nosiła ślady dawnej poniewierki. Jedyne co budziło w niej dreszcz przebiegający po plecach, to oczy.
Są rzeczy ważne, ważniejsze i te do zrobienia
- neularger
- Strategos
- Posty: 5230
- Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
- Płeć: Mężczyzna
Re: Jednoosobowe przedziały
Nie jest. Jednakowoż, to są Warsztaty. Należy koncentrować się na przekazie, spójności zdań i związkach logicznych pomiędzy nimi. Normalnie, oczywiście, też trzeba. :)Nie wiem Małgorzato, czy to niedobrze. Opinię wyraziłem jako czytelnik, nie recenzent (może to jest zabronione?)
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Re: Jednoosobowe przedziały
I nie wzbudził w Tobie ten zgrzyt podejrzliwości?Kordylion pisze:Nie wiem Małgorzato, czy to niedobrze. Opinię wyraziłem jako czytelnik, nie recenzent (może to jest zabronione?).Małgorzata pisze:Kordylionie, skoncentruj się przy czytaniu BARDZIEJ. Ponieważ to niedobrze, że Ci się podoba.
Zdania, takie jak ponizsze też mi zgrzytają, ale po prostu przeczytałem z zainteresowaniem.
<Alastor Moody "Szalonooki"/on>Stała czujność, Kordylionie.<Alastor Moody "Szalonooki"/off>
A tak bardziej na poważnie...
Rozumiem, że opinie na temat dowolnego tekstu różnią się - odbiór jest indywidualny i inny dla każdego odbiorcy (bez różnicy, czy to redaktor, recenzent czy czytelnik - to argument od czapy). I to zróżnicowanie to nie jest zabronione. Nie może być.
Ale tekst mamy TEN SAM, Kordylionie. Ty - czytelnik, ja - redaktor (i recenzent też ongiś) czytamy ten sam tekst. Oględnie mówiąc, bardzo okaleczony tekst. Zaniepokoiło mnie, że Ci się spodobał pomimo tylu błędów. Nie dlatego, że to ZWF, nie. Założyłam, że czytałeś nieuważnie, ponieważ druga możliwość mnie przeraża... Rozwinę to po dokładniejszej łapance, jeśli pozwolisz.
Obserwatora? Niestety, obserwator jest wykluczony => nie zgadza się rodzaj. To nadinterpretacja - zarówno składniowo, jak i strukturalnie.Kordylion pisze:Też nie wiem gdzie ten dreszcz był budzony - w twarzy, w poniewierce, czy u obserwatora.Siekierka pisze: Zarośnięta siwą brodą twarz nosiła ślady dawnej poniewierki. Jedyne co budziło w niej dreszcz przebiegający po plecach, to oczy.
BARDZIEJ, Kordylionie. :P
e... doprecyzowanie wyjaśnienia i dodanie wyrazu, który zwiał...
So many wankers - so little time...
- Siekierka
- Pćma
- Posty: 223
- Rejestracja: pn, 22 kwie 2013 18:38
- Płeć: Kobieta
Re: Jednoosobowe przedziały
Ok. Po pewnym czasie,tzn po przeczytaniu tego samego tekstu po raz 20-sty któryś, nie wyłapałam mniejszych błędów interpunkcyjnych... Co do tytułu, i podziału- jednoosobowy przedział- przynajmniej dla mnie- to trumna. Stąd ten tytuł i pomysł... No i niestety interpunkcja... Nad taką interpretacją tekstu, poprzez złe umiejscowienie przecinków, czasem nie jestem w stanie zapanować. Jednak uważam, że Wasze rady albo wyprowadzą mnie na prostą, albo powiedzą, że czas zawrócić z tej ścieżki... Nie uważam jednak,że błędy przeze mnie popełnione nie są do wyprostowania.
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Re: Jednoosobowe przedziały
To niedobrze. Interpunkcja w zasadzie jest łatwa jak oddychanie... Czasami łatwiejsza.Siekierka pisze:Ok. Po pewnym czasie,tzn po przeczytaniu tego samego tekstu po raz 20-sty któryś, nie wyłapałam mniejszych błędów interpunkcyjnych...
Bez złośliwości: nie rozumiem, o czym napisałaś. Odczytanie tekstu zgodnie z jego (w tym przypadku błędną) interpunkcją nie jest interpretacją. Wskazanie błędu - też nią nie jest, tylko obserwacją w odniesieniu do normy językowej.Siekierka pisze:No i niestety interpunkcja... Nad taką interpretacją tekstu, poprzez złe umiejscowienie przecinków, czasem nie jestem w stanie zapanować.
Nie wątpię, że rozumiesz swój tekst. Musisz więc teraz pomóc mnie. Wskaż fragment, na którego podstawie mam się domyślić, że jednoosobowe przedziały to trumny. Dla ułatwienia: z poniżej cytowanego fragmentu nie można, IMAO.Siekierka pisze:Co do tytułu, i podziału- jednoosobowy przedział- przynajmniej dla mnie- to trumna. Stąd ten tytuł i pomysł...
Ale może coś mi umknęło... :XWagony służące do przewozu bydła, tym razem wiozły inny ładunek. Jednoosobowe przedziały kryły w sobie tragedię (ciach!)
Chwalebne nastawienie. Postaram się wynaleźć jak najwięcej błędów i usterek, żeby Ci dostarczyć wyczerpujących danych - na tej podstawie sama ocenisz.Siekierka pisze: Nie uważam jednak,że błędy przeze mnie popełnione nie są do wyprostowania.
I nie mam na myśli interpunkcji... :)))
e... Marcin Robert zwrócił mi uwagę, że mylnie biorę Siekierkę za mężczyznę, więc poprawiłam rodzaj na prawidłowy... I przepraszam za tę pomyłkę.
So many wankers - so little time...
- Marcin Robert
- Niegrzeszny Mag
- Posty: 1765
- Rejestracja: pt, 20 lip 2007 16:26
- Płeć: Mężczyzna
Re: Jednoosobowe przedziały
Khem, khem. Ale Siekierka to kobieta. :P
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Re: Jednoosobowe przedziały
No, żeż - nigdy nie czytam... Nie mam nawyku. Przepraszam, Autorko!
I dzięki, Marcinie R. :)))
I dzięki, Marcinie R. :)))
So many wankers - so little time...
- Siekierka
- Pćma
- Posty: 223
- Rejestracja: pn, 22 kwie 2013 18:38
- Płeć: Kobieta
Re: Jednoosobowe przedziały
Nie gniewam się. Nie ty pierwsza i nie ostatnia popełniłaś ten błąd.
"Wagony służące do przewozu bydła, tym razem wiozły inny ładunek; trumny,które kryły w sobie pojedyncze ciało i historię śmierci jego właściciela. W podróżny zmarłym towarzyszyła zaś tylko jedna osoba." to obdarłabym wstęp z całej tajemnicy.
Domyślić się tego można później, czytając dalszą część. Nie chciałam na samym początku wyjaśniać wszystkiego, bo gdybym napisała :Małgorzata pisze: Siekierka napisał(a):
Co do tytułu, i podziału- jednoosobowy przedział- przynajmniej dla mnie- to trumna. Stąd ten tytuł i pomysł...
Nie wątpię, że rozumiesz swój tekst. Musisz więc teraz pomóc mnie. Wskaż fragment, na którego podstawie mam się domyślić, że jednoosobowe przedziały to trumny. Dla ułatwienia: z poniżej cytowanego fragmentu nie można, IMAO.
Cytuj:
Wagony służące do przewozu bydła, tym razem wiozły inny ładunek. Jednoosobowe przedziały kryły w sobie tragedię (ciach!)
Ale może coś mi umknęło... :X
"Wagony służące do przewozu bydła, tym razem wiozły inny ładunek; trumny,które kryły w sobie pojedyncze ciało i historię śmierci jego właściciela. W podróżny zmarłym towarzyszyła zaś tylko jedna osoba." to obdarłabym wstęp z całej tajemnicy.
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Re: Jednoosobowe przedziały
Nie rozumiesz, Autorko. Tobie się wydaje, że w cytowanym przeze mnie fragmencie jest jakaś metafora. Tymczasem jej nie ma. W ciągu dalszym są trumny, wcześniej jeszcze skrzynie. Opis zwyczajnie się rwie, bo nie ma żadnych wskazówek, że należy te "przedziały" odczytać jako coś innego.
Następna wzmianka jest tak daleko od pierwszej, że nie da się mówić o żadnej łączności - co najwyżej o niespójności opisu.
Tam jest tylko chęć, żeby była metafora. Ale to jeszcze metafory nie czyni z zestawienia wyrazów. Zastanów się, dlaczego na trumnę mówi się skrzynia/skrzynka. I dlaczego przedział nie mieści się w nomen omen przedziale znaczeń... :P
Następna wzmianka jest tak daleko od pierwszej, że nie da się mówić o żadnej łączności - co najwyżej o niespójności opisu.
Tam jest tylko chęć, żeby była metafora. Ale to jeszcze metafory nie czyni z zestawienia wyrazów. Zastanów się, dlaczego na trumnę mówi się skrzynia/skrzynka. I dlaczego przedział nie mieści się w nomen omen przedziale znaczeń... :P
So many wankers - so little time...
- Siekierka
- Pćma
- Posty: 223
- Rejestracja: pn, 22 kwie 2013 18:38
- Płeć: Kobieta
Re: Jednoosobowe przedziały
Dobrze, już rozumiem. Tytuł i wstęp są do bani.Pytanie brzmi- poprawiać, czy wywalić i zapomnieć o całej sprawie?
Każdego dnia głupieję do reszty, ale i tak nie dogonię społeczeństwa