Geneza

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Bohemienne
Sepulka
Posty: 5
Rejestracja: czw, 05 wrz 2013 12:09
Płeć: Kobieta

Geneza

Post autor: Bohemienne »

Witajcie, to pierwsze opowiadanie, które tu zamieszczam. Pierwsze, które w ogóle zdecydowałam się wypuścić na światło dzienne. Zagryzam więc wargi i z duszą na ramieniu pokornie proszę o rzucenie na to to okiem :) Z góry dzięki :)

Dom tonął w słabym świetle zapalonych w kątach pomieszczeń lamp. Żaden z ówcześnie przebywających wtedy w rezydencji ludzi, nie ośmielił się rozświetlić wieczornego mroku głównym światłem. Michał nie miał pojęcia, kim są wszyscy tam zebrani.

Chłopiec krążył od pokoju do pokoju, nie mogąc odszukać matki, która przecież go potrzebowała. Jego kochającego, ośmioletniego serduszka. Nigdzie jednak jej nie było. Podobnie z resztą jak i ojca, wymęczonego tajemniczą chorobą Lei.

Ostatnie pół roku było dla całej rodziny Majorów sprawdzianem wytrzymałości psychicznej. Ojciec wycofał się z aktywnej pracy w swej kancelarii, chcąc jak najczęściej przebywać w domu, z żoną. Jedynie Michał nie rozumiał, co działo się z jego matką. Raz kochająca i słodka, innymi razy nie do poznania. Rozkrzyczana spod woalu wulgarności i sprośności.

Przebywający w domu ludzie, bladzi ze strachu, szeptali między sobą, że wszystko zaczęło się zaraz po powrocie Majorowej z tej „egzotycznej wycieczki”. Michał usiłował sobie przypomnieć, czy wydarzyło się wtedy coś szczególnego, ale zdenerwowanie nie pozwalało mu się skupić.

Pamiętał jedynie napięcie, jakie towarzyszyło mu w oczekiwaniu na powrót rodzicielki domu. Specjalnie obiecał sobie, że nie zaśnie, dopóki nie przytuli jej zaraz po wejściu. Wybijała północ, gdy wreszcie na podjazd ich ogromnego, na kształt pałacu domu, podjechał czerwony, sportowy samochód ojca. Tak, jak się spodziewał Michał, to on wyszedł pierwszy, otwierając kobiecie drzwi i pomagając jej wysiąść. Serce chłopca podskoczyło na ten widok. Jego matka była zachwycająco piękną kobietą — całą urodę odziedziczył po niej. Pomachał do niej energicznie, odsuwając ciężkie firany, a ona z uśmiechem mu odmachała.

Zbiegł po marmurowych schodach i wyrwał z wazonu stojącego na środku holu — swoim zdaniem — najpiękniej pachnącą lilię, co nie uszło uwadze gosposi, która z dezaprobatą pokiwała tylko głową. Wszyscy jednak kochali Michałka i bez większych problemów wybaczali mu drobne niesubordynacje. Uśmiechnął się do niej, a jego oczy zawojował blask.

Poprawił niesforne kosmyki i przekrzywiony sweter i z utęsknieniem czekał na jej nadejście.

Chrzęst zamka obwieścił tak oczekiwany powrót matki. Porzucając wszelkie zasady etykiety, podbiegł do niej i rzucił się jej na szyję. Ta wycałowała go i przytuliła, a Pascal — ojciec Michała — przyglądał się temu z uśmiechem. W rękach chłopca wylądowała mała, złota torebka ozdobna.

— Przywiozłam ci coś, Michałku — zwróciła się do chłopca kobieta, zdejmując płaszcz, w czym pomagał jej mąż. — Kiedy zobaczyłam ją na bazarze, od razu pomyślałam o tobie. Przecież uwielbiasz anioły, a ten jest taki nietypowy.

Oczom chłopca ukazała się śliczna figurka anielicy — najprawdopodobniej wykonana z czarnego onyksu — zasiadającej na kamieniu i otulonej własnymi skrzydłami z ostrymi jak szpony końcami. Anielica tęsknie spoglądała w dal. Bez wątpienia był to najpiękniejszy okaz w jego kolekcji. Teraz owa skrzydlata spoczywała na dnie kieszeni spodni chłopca. Miał nadzieję, że gdy pokaże ją matce, ta wróci do zdrowia.

— Dziękuję — do serca chłopca napłynęła wdzięczność i bezgraniczna miłość do rodzicielki. Tego wieczoru po raz ostatni widział ją szczęśliwą.

Spojrzał na prowizoryczne klęczniki, z których dało się słyszeć ciche murmurando modlących się o łaskę dla udręczonej kobiet. Jednak do tonu ich głosu wkradła się jedna, słaba nuta. Czyżby strach?

Michał ominął je, a one odprowadziły go smutnym spojrzeniem. Spojrzenie to mówiło: „nie bój się chłopcze, tak nam przykro, wszystko się ułoży…”. Nie rozumiał.

Skierował się do jedynego źródła światła, znajdującego się na końcu korytarza. Miał nadzieję, że odnajdzie tam matkę. Zdrową, szczęśliwą, z niecierpliwością czekającą na niego. Być może będzie tam też ojciec, radośnie klepiący go po ramieniu i mówiący, że wszyscy dali się nabrać.

Nie to jednak spotkał w rozświetlonej dosyć ostrym — w porównaniu z pozostałymi pomieszczeniami — światłem bibliotece. Przez otwarte drzwi przybytku pełnego książek ujrzał dwie, żywo gestykulujące rękoma, postaci.

Jedna z nich ubrana był w biały kitel. Był nią lekarz. Jego twarz zdradzała zmęczenie i rezygnację. Zasłonił oczy rękoma, marząc, by cały ten koszmar wreszcie się skończył. Wyczerpany opadł na fotel stojący pod ścianą.

Drugi z mężczyzn, dla odmiany odziany w czerń, którą przełamywała jedynie fioletowa wstęga stuły, przysiadł na fotelu naprzeciwko. Mimo młodego wieku we włosach dały się znać pierwsze oznaki siwizny. Jedynie ogień w oczach wskazywał na siłę osobowości mężczyzny. Zamilkł, z wyczekiwaniem spoglądając na mężczyznę w bieli, który opuścił głowę.

W momencie, kiedy zapadła cisza, spośród sosnowych półek i pełnych złotych zdobień okładek wyszedł Pascal. Milczący, zasępiony. Chłopcu coś drgnęło na widok umęczonego ojca. Chciał podbiec i go przytulić, ale coś go powstrzymało. Ojciec przemówił.

— Panowie, naprawdę nie da się nic zrobić? Panie doktorze? — spojrzał na lekarza stary Major, jednak i w jego oczach nie było już nadziei. Ostatnie pół roku wyssało z niego wszelką radość.
— Od początku zakładaliśmy, że to choroba psychiczna — powiedział lekarz z rezygnacją, jakby od jakiegoś czasu nie powtarzał niczego innego. — Wyjątkowo groźna i autoimmunologiczna. Doprowadza do silnego wyniszczenia organizmu. W historii kilku lekarzy próbowało ją opisać, ale na próżno. Pojawiają się kolejne komplikacje, których w żaden sposób nie można ze sobą logicznie powiązać. Takich przypadków nie da się tak prosto sklasyfikować.
— Opętań, doktorze Kotarbiński, opętań — ksiądz stracił wszelką cierpliwość. Spór nauki z religią na polu egzorcyzmów trwał już zbyt długo. Jako człowiek wykształcony uważał, że zamiast tuszować tego typu zjawiska, nauka powinna posypać głowy popiołem i skupić się na szukaniu pomocy biedakom. — Leczycie Leę od początku i jakie macie efekty?! Żadne! Jej trzeba pomóc!
— Ksiądz także stara się jej pomóc — zwrócił się do Edmunda Pascal. — Coś się zmieniło?
— To jakiś potężny demon… — ksiądz Edmund przerwał, gdyż doktor Kotarbiński prychnął i wstał, wykazując tym samym najwyższe lekceważenie jego słów. Mimo to egzorcysta kontynuował niezrażony. Ksiądz, a w szczególności ksiądz, który wykonywał jego profesję, musiał wykazywać się znaczną dozą cierpliwości. — Niewiele wiemy… Musimy się modlić…
— Demon! Na Boga! — wszedł mu w słowo Kotarbiński. — Żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, proszę księdza! Religijne zabobony…
— Więc proszę, niech doktor udowodni, że to choroba! Ja w swojej posłudze widziałem niejeden taki przypadek, a doktor? Z iloma opętanymi przyszło panu pracować? Tak myślałem… Wolałbym, żeby to była choroba. Choroby można leczyć lub chociaż powstrzymać…
— Panowie, przypominam że mówicie o mojej żonie, a nie o byle PRZYPADKU MEDYCZNYM!

Michał nie wytrzymał. Czuł, że jeśli za chwilę nie wtuli się w ojca, wybuchnie płaczem. Chciał do matki. Niech ktoś go w końcu do niej zaprowadzi!

Michał?! — ojciec spojrzał na niego spod okularów. — A co ty tu robisz?! Powinieneś spać! Gdzie ciocia Ursula? Powinna się tobą opiekować, na rany Chrystusa… Nie dam rady dopilnować wszystkiego sam…
— Ale tato… — zaczął płaczliwie Michał. — Gdzie mamusia?
— Mamusia śpi. Jest chora — Pascal stanął w drzwiach, a mężczyźni przebywający w pokoju z milczeniem obserwowali chłopca. — Zmykaj stąd. W tej chwili! Znaleźć mi ciocię Ursulę i kłaść się spać!

Pascal trzasnął drzwiami przed nosem chłopca, aż ten podskoczył. Ze strachu i szoku zapomniał, że miał się rozpłakać. Stał tak jeszcze przez chwilę, aż dobiegł go głos z drugiego końca korytarza.

— Michałku… — Mama? Dźwięk był spokojny, lecz donośny. I tak melodyczny! Już zapomniał, jak piękny potrafił być głos matki. — Nie! Zostaw go! — wykrzyczał inny, chrapliwy głos, który przeszedł w płacz. — Mówię: nie! Nie wolno ci!

Niczego nie rozumiał, ale jak najszybciej chciał być przy matce. Dźwięk, zdaje się, dochodził gdzieś z trzeciego piętra… Tam, gdzie nawet za dnia bał się wchodzić. Jednak musiał tam dotrzeć. Musiał to zrobić. Dla niej.

Ruszył szybko, gdy tylko spostrzegł, że szuka go ciotka Ursula, starsza siostra ojca. Wiedział, że jeśli da się złapać, nie zobaczy matki, tylko wyląduje w łóżku, nafaszerowany jakimiś tabletkami. Nie dziś, ciociu.

— Michał! Michał! — usłyszał za plecami krzyk ciotki — Zatrzymaj się! W tej chwili! Wszystko powiem ojcu!

Lecz Michał nie słuchał. Walczył sam ze sobą, by wspiąć się na ostatnią kondygnację schodów i jak najszybciej odnaleźć chorą matkę. W ostatnim momencie spojrzał na biegnącą za nim Ursulę, i ruszył pędem na górę. Słusznego wieku kobieta przystanęła na piętrze, starając się złapać oddech. Jeśli Pascal się dowie, że pozwoliła małemu dotrzeć do pokiereszowanej matki… Wolała nie wiedzieć, co jej zrobi.

Trzecie piętro, na które dotychczas zaglądały jedynie pokojówki — i to, z duszą na ramieniu — tonęło w całkowitym mroku. Na korytarzu nie paliły się nawet świece.

Szedł w stronę drzwi, spod których — jak mu się zdawało — usłyszał głos matki. Nie myślał o niczym innym.

Wyciągnął z kieszeni ozdobną figurkę i sięgnął za klamkę. Serce zaczęło mu bić szybciej. Nie pamiętał już, kiedy ostatni raz widział matkę. Tydzień czy miesiąc temu? Jakie to mogło mieć znaczenie dla ośmiolatka?

Uchylił drzwi, które skrzypnęły straszliwie, a chłopca zalała fala duchoty i blasku świec poustawianych przy łóżku. Nigdy nie był w tym pokoju. Wtem jego oczom ukazało się stare, dębowe łóżko. Potężne i ogromne. Usłyszał także przyspieszony, chrapliwy oddech, który jednak nie należał do niego.

Stanął w nogach łoża i opanował go bezgraniczny lęk. Patrzył na kobietę, która niedawno była jeszcze jego matką — piękną i świeżą jak poranek, a teraz? Była po prostu ożywionym szkieletem, z rozczochranymi włosami, które częściowo już powypadały i siniakami na całym ciele, mimo tego, iż była ciasno przywiązana skórzanymi pasami do metalowych bolców

.

Nagle kobieta zorientowała się, że ktoś ją obserwuje bo jej ciało zamarło, a resztką sił zmusiła głowę, by skierowała się w stronę chłopca. Jej twarz przyozdobił straszliwy uśmiech, który spowodował, że Michał odskoczył pod ścianę. Nie poznawał jej i jednocześnie chciał jej pomóc. Nie potrafił.

— Wreszcie się spotykamy, Michale… — jadowity głos wypełnił mu głowę, a on mógł tylko słuchać — Kopę lat, stary druhu…
— Zostaw go! — wycharczał słabo drugi głos, bardziej przypominający mu ten, o którym tak bardzo chciał pamiętać, aczkolwiek wydobywający się z tych samych ust, co poprzednio. — To mój syn! Słyszysz?! Nie wolno ci! Nie pozwalam…

Kobieta najprawdopodobniej włożyła resztki sił w wypowiedziane przed chwilą słowa, bo opadła na łóżko. Jedynie jej klatka piersiowa unosiła się i opadała słabiutko.

Michał — blady jak kreda — zmusił się, by ponownie stanąć przed matką. Tym razem z determinacją wysunął przed siebie figurkę anielicy, która — jego zdaniem mogła jakkolwiek pomóc.

Widząc przed sobą przedmiot, przywiązana kobieta dostała ataku szału. Jęki i zawodzenia przeszły w wielogłosowy, wielojęzykową kakofonię, nieznośną dla uszu.

— Zabierz to, zabierz, zabierz… — błagała matka, wijąc się, w skrępowaniu pasów. — Ból i smutek… Tak wielki… Zabierz to…

Chłopiec stał twardo i z determinacją trzymał figurkę anioła na wysokości swojej twarzy. W tle dobiegał go stukot butów zbliżających się do pokoju ludzi.

— Mamusiu? — szepnął chłopiec. — Jesteś tam? Wiem że jesteś… Pamiętasz tego aniołka? Przywiozłaś mi go, śmiałaś się wtedy… Jesteś chora? Obiecaj że wyzdrowiejesz…

Kobieta, miotając się na łóżku zerwała krępujące ją klamry i rzuciła się w stronę figurki. Nad wyraz długimi paznokciami wyrwała ją chłopcu z ręki i z całym impetem rozbiła o przeciwległą ścianę. Chłopiec nie miał pojęcia, skąd w tak zmizerniałej istocie tyle siły.

— Michał! — krzyknął stojący w drzwiach Pascal. — Odsuń się!

Chłopiec stał jak wryty, patrząc w nad wyraz inteligentne oczy… potwora, który już w ogóle nie przypominał jego matki.
— Mamusiu? — zaczął jeszcze raz, słabym głosem, a wtedy umęczona postać zaczęła śmiać się i wywijać na łóżku, aż na usta wystąpiła piana.
— Stara ku**a! Tym jest twoja matka! Ale my, Michale, jeszcze się spotkamy! Jeszcze nie czas!

Ciało Lei podskoczyło w ostatnich spazmach szału i opadło na przepocone poduszki. Jej pierś już się nie unosiła.

Nie tracąc czasu, podbiegł do niej ksiądz Edmund, kierując jej twarz ku sobie. Jej spojrzenie było puste i pozbawione blasku, a miejsce piany zastąpiła krew. Sprawdził puls i po chwili już nie miał wątpliwości.

— Nie męczy się już… — skinął dłonią na lekarza, który blady jak ściana podszedł do łóżka. — Pan skrócił jej męki. Nie żyje.

Te słowa były ostatnimi jakie Michał pamiętał, zanim zemdlał. Zaczął się najtrudniejszy okres jego życia.

Ostatnio zmieniony czw, 05 wrz 2013 14:18 przez Bohemienne, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Geneza

Post autor: neularger »

Bohemienne, to jest początek czegoś a nie utwór zamknięty. To jest podstawowa wada tego tekstu - i jeszcze jedno, powiedziano Ci już o tym, nieprawdaż?
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Bohemienne
Sepulka
Posty: 5
Rejestracja: czw, 05 wrz 2013 12:09
Płeć: Kobieta

Re: Geneza

Post autor: Bohemienne »

Dzięki za przeczytanie. To jest tekst samodzielny i taki jest jego zamysł, lecz jeśli wygląda to inaczej, pomyślę, jak to ułożyć.
"Całe życie wlokę się za ludźmi, którzy mnie interesują.
A interesują mnie jedynie szaleńcy.
Szalenie żyć i rozmawiać, pragnący wszystkiego naraz. Nigdy nie ziewają i nie mówią banałów…
Którzy płoną… Płoną jak ognie rzymskie w środku nocy."

Awatar użytkownika
hati
Sepulka
Posty: 13
Rejestracja: wt, 03 wrz 2013 16:45
Płeć: Kobieta

Re: Geneza

Post autor: hati »

Bohemienne pisze:Żaden z ówcześnie przebywających wtedy w rezydencji ludzi, nie ośmielił się rozświetlić wieczornego mroku głównym światłem. Michał nie miał pojęcia, kim są wszyscy tam zebrani.
Nie lepiej byłoby:
Nikt nie ośmielił się...?
To bardzo rozbudowane określenie, a nie wiem, czy jest konieczne. Jak dla mnie - nie jest:)
Bohemienne pisze:Podobnie z resztą jak i ojca, wymęczonego tajemniczą chorobą Lei.
zresztą
Bohemienne pisze: Rozkrzyczana spod woalu wulgarności i
Poetycko. Ale to zdanie jakoś mi nie brzmi.
Bohemienne pisze:co nie uszło uwadze gosposi, która z dezaprobatą pokiwała tylko głową.
Pokręciła? Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, jak ktoś kiwa głową z dezaprobatą. Uparcie widzę, jak się wtedy kręci głową. Ale może mam jakiś problem z wyobraźnią:)
Bohemienne pisze:Uśmiechnął się do niej, a jego oczy zawojował blask.
Ja bym dała "wypełnił", ale to chyba kwestia gustu.
Bohemienne pisze:Spojrzał na prowizoryczne klęczniki, z których dało się słyszeć ciche murmurando modlących się o łaskę dla udręczonej kobiet. Jednak do tonu ich głosu wkradła się jedna, słaba nuta. Czyżby strach?
Literówka - kobiety. No i ta słaba nuta słabo mi brzmi. Znana kolokacja to "fałszywa nuta", może ona by tu lepiej pasowała?
Bohemienne pisze:Przez otwarte drzwi przybytku pełnego książek ujrzał dwie, żywo gestykulujące rękoma, postaci.
Jeśli można gestykulować czymś innym niż ręce, to się nie czepiam.
Bohemienne pisze:Jedna z nich ubrana był w biały kitel.
Literówka - była.
Bohemienne pisze:Mimo młodego wieku we włosach dały się znać pierwsze oznaki siwizny.
Hm... brzmi okropnie. Może "dały się zauważyć"? Ale ja bym to chyba jeszcze bardziej uprościła (bo ja prosta dziewczyna jestem :P)
Bohemienne pisze:W momencie, kiedy zapadła cisza, spośród sosnowych półek i pełnych złotych zdobień okładek wyszedł Pascal.
Brzmi, jakby Pascal wyszedł z okładek. No i wywaliłabym to "w momencie", chyba nie jest potrzebne.
Bohemienne pisze:Chłopcu coś drgnęło na widok umęczonego ojca.
"W chłopcu", zjedzona literka.
Bohemienne pisze:— Panowie, przypominam że mówicie o mojej żonie, a nie o byle PRZYPADKU MEDYCZNYM!
Tylko nie CapsLock. Czuję stanowczy sprzeciw.
Bohemienne pisze:I tak melodyczny!
Melodyjny miał pewnie być. Melodyczny to taki, który odnosi się do melodyki jakiegoś utworu muzycznego.
Bohemienne pisze:Tym razem z determinacją wysunął przed siebie figurkę anielicy, która — jego zdaniem mogła jakkolwiek pomóc.
Ja bym to zapisała jakoś tak (z myślnikiem poprawić trzeba, to "jakkolwiek pomóc" mi nie pasuje):
Tym razem z determinacją wysunął przed siebie figurkę anielicy, która — jego zdaniem — mogła pomóc matce.
Bohemienne pisze:Chłopiec nie miał pojęcia, skąd w tak zmizerniałej istocie tyle siły.
Chłopiec jeszcze uważa, że to jest jego matka. Nie żadna istota.

Aaa i jeszcze mi utknęło "rodzicielki domu" gdzieś z początku tekstu. Nie była rodzicielką domu. Raczej. Chociaż nie znam się na porodach i takich tam strasznych rzeczach :P

Czy to jest opowiadanie? Cóż, nie mnie się wypowiadać. Ale brakuje mi tu czegoś, żeby tekst się ładnie zamknął.

edit. rozjechały mi się cytaty :)

Awatar użytkownika
Bohemienne
Sepulka
Posty: 5
Rejestracja: czw, 05 wrz 2013 12:09
Płeć: Kobieta

Re: Geneza

Post autor: Bohemienne »

o właśnie o to mi chodziło, konstruktywne czytanie :) człowiek pisząc, a nawet potem czytając swoje ekhm... "dzieło" nie wyłapie niektórych błędów.
hati pisze:Bohemienne napisał(a):
Żaden z ówcześnie przebywających wtedy w rezydencji ludzi, nie ośmielił się rozświetlić wieczornego mroku głównym światłem. Michał nie miał pojęcia, kim są wszyscy tam zebrani.


Nie lepiej byłoby:
Nikt nie ośmielił się...?
To bardzo rozbudowane określenie, a nie wiem, czy jest konieczne. Jak dla mnie - nie jest:)


Masz rację, zgadzam się :)
hati pisze:Rozkrzyczana spod woalu wulgarności i


Poetycko. Ale to zdanie jakoś mi nie brzmi.

To akurat zostawię, nie przeszkadza mi :)
hati pisze:co nie uszło uwadze gosposi, która z dezaprobatą pokiwała tylko głową.


Pokręciła? Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, jak ktoś kiwa głową z dezaprobatą. Uparcie widzę, jak się wtedy kręci głową. Ale może mam jakiś problem z wyobraźnią:)

Kiwanie głową miało wyrazić łagodne "no tak, a on dalej swoje", więc zastanawiam się, czy zastąpić to kręceniem, ale chyba tak zrobię :)
hati pisze:Uśmiechnął się do niej, a jego oczy zawojował blask.


Ja bym dała "wypełnił", ale to chyba kwestia gustu.

Racja, kwestia gustu :)
hati pisze:Spojrzał na prowizoryczne klęczniki, z których dało się słyszeć ciche murmurando modlących się o łaskę dla udręczonej kobiet. Jednak do tonu ich głosu wkradła się jedna, słaba nuta. Czyżby strach?


Literówka - kobiety. No i ta słaba nuta słabo mi brzmi. Znana kolokacja to "fałszywa nuta", może ona by tu lepiej pasowała?

To nie jest literówka, tylko zdanie złożone: "Spojrzał na prowizoryczne klęczniki, z których dało się słyszeć ciche murmurando modlących się o łaskę (...) kobiet", ale chyba przestawię w nim kolejność :) i oczywiście zamieniam słabą na fałszywą
hati pisze:Bohemienne napisał(a):
Przez otwarte drzwi przybytku pełnego książek ujrzał dwie, żywo gestykulujące rękoma, postaci.


Jeśli można gestykulować czymś innym niż ręce, to się nie czepiam.

Masz rację, niby można gestykulować czymś innym, ale to masło maślane, ręce wyskakują :)
hati pisze:Bohemienne napisał(a):
Mimo młodego wieku we włosach dały się znać pierwsze oznaki siwizny.


Hm... brzmi okropnie. Może "dały się zauważyć"?

Zgadzam się :)
hati pisze:W momencie, kiedy zapadła cisza, spośród sosnowych półek i pełnych złotych zdobień okładek wyszedł Pascal.


Brzmi, jakby Pascal wyszedł z okładek. No i wywaliłabym to "w momencie", chyba nie jest potrzebne.
w "momencie" wycinam, ale on wyszedł spośród okładek a nie z okładek :)
hati pisze:Bohemienne napisał(a):
— Panowie, przypominam że mówicie o mojej żonie, a nie o byle PRZYPADKU MEDYCZNYM!


Tylko nie CapsLock. Czuję stanowczy sprzeciw.
ma służyć wyeksponowaniu

hati pisze:Bohemienne napisał(a):
I tak melodyczny!


Melodyjny miał pewnie być. Melodyczny to taki, który odnosi się do melodyki jakiegoś utworu muzycznego.
OK zamieniam,

hati pisze:Bohemienne napisał(a):
Tym razem z determinacją wysunął przed siebie figurkę anielicy, która — jego zdaniem mogła jakkolwiek pomóc.


Ja bym to zapisała jakoś tak (z myślnikiem poprawić trzeba, to "jakkolwiek pomóc" mi nie pasuje):
Tym razem z determinacją wysunął przed siebie figurkę anielicy, która — jego zdaniem — mogła pomóc matce.
Yhym, ok, zmieniam
hati pisze:Chłopiec nie miał pojęcia, skąd w tak zmizerniałej istocie tyle siły.


Chłopiec jeszcze uważa, że to jest jego matka. Nie żadna istota.
masz rację :)
hati pisze:Aaa i jeszcze mi utknęło "rodzicielki domu" gdzieś z początku tekstu. Nie była rodzicielką domu. Raczej. Chociaż nie znam się na porodach i takich tam strasznych rzeczach :P

to akurat literówka, którą zresztą poprawię :)

I nad zakończeniem pomyślę, intensywnie ;)
Dzięki!
"Całe życie wlokę się za ludźmi, którzy mnie interesują.
A interesują mnie jedynie szaleńcy.
Szalenie żyć i rozmawiać, pragnący wszystkiego naraz. Nigdy nie ziewają i nie mówią banałów…
Którzy płoną… Płoną jak ognie rzymskie w środku nocy."

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Geneza

Post autor: Małgorzata »

Dorzucę swoje trzy grosze. A raczej jeden, i do tego złamany. :P
Dom tonął w słabym świetle zapalonych w kątach pomieszczeń lamp. Żaden z ówcześnie przebywających wtedy w rezydencji ludzi, nie ośmielił się rozświetlić wieczornego mroku głównym światłem. Michał nie miał pojęcia, kim są wszyscy tam zebrani.
Może powinnam użyć kolorków, Autorko, bo tu jest po prostu festiwal szczegółowości, powtórzeń i tautologii... Normalnie, zaplątałam się w gąszczu obrazowania, że tak poetycko to ujmę.
Spróbuję rozebrać ten kawałek lopatologicznie i po kolei, żeby wskazać, w czym ugrzęzłam.
Przede wszystkim - w powtórkach. Pogrubione - to powtórzenia. Kursywą - redundancje.
A to dopiero początek...
Dom tonął w słabym świetle => to metafura, IMAO. Jakbyś stwierdziła, że człowiek utonął w kałuży, całkiem dosłownie. I nie jest to niemożliwe (można się utopić nawet w łyżce wody), ale jeżeli dom tonie metaforycznie, to raczej w oceanie świateł/światła, a nie w jakiejś wątłej poświacie.

Dom tonął w (...) świetle -> zapalonych w kątach pomieszczeń lamp.
Tego pierwszego opisu używa się raczej do perspektywy z zewnątrz, przez co dalszy ciąg opisu staje się cokolwiek niespójny. Bo skoro patrzymy z zewnątrz na dom (tonący w świetle), to skąd wiadomo, że to światło jest właśnie w kątach pomieszczeń?
Do tego ta szczegółowość: światło wszędzie, dokładnie takie, a nie inne - w kątach i z lamp. I po co ta kombinacja? To nie pomieszczenie jest ważne, ani też oświetlenie - jak wynika z dalszego ciągu.

Żaden z ówcześnie przebywających wtedy w rezydencji ludzi...
Okoliczników czasu multum. I po co? Nie dość, że znaczeniowo na siebie nachodzą, to jeszcze wprowadzają konfuzję. Mamy do czynienia z innym odcinkiem czasu niż ten, w którym dom tonął w świetle? Bo jeżeli nie, a tak mi się zdaje, to żaden okolicznik nie jest potrzebny.

Żaden z (...) ludzi[,] nie ośmielił się rozświetlić wieczornego mroku głównym światłem.
Pogrubiłam tautologię.
Zaznaczyłam nawiasem kwadratowym karygodnie wprowadzony przecinek, który oddziela podmiot od orzeczenia - niedozwolone, Autorko. Wiele można wybaczyć w interpunkcji retorycznej, ale tego nie.

Jednak największym grzechem tego zdania jest po prostu patos. Mhrrrok, ghrroza... Łoł! Żaden z ludzi (uderzenie dzwonu) nie ośmielił się (koleje uderzenie dzwonu)... zapalić górnego światła (tu nie ma dzwonu, bo patos zdechł, góra urodziła mysz). To nie jest utwór heroikomiczny ani tragikomiczny, prawda? Przeczytałam, więc wiem, że nie jest. A to zdanie jest właśnie jak żywcem z takiego utworu... Znaczy, patos trzeba, Autorko, kontrolować. A Tobie nie udało się już w drugim zdaniu. Niedobrze. :X

Michał nie miał pojęcia, kim są wszyscy tam zebrani.
Patrzymy na zdanie wcześniej, a tam => wieczorny mrok. Znaczy, wszyscy są zgromadzeni w mroku (wieczornym), dom tonie w kałuży światła, a główny bohater wie, że światło pada z kątów pomieszczenia, a jeszcze są ówcześnie zgromadzeni (kiedy? - wtedy) w rezydencji ludzie...

Yyy...
No, właśnie. Dlaczego najpierw muszę się dowiedzieć o domu, potem o jego oświetleniu, ludziach i wszystkich (innych) wokół? Przecież to niczemu nie służy - nawet wprowadzeniu głównego bohatera.
Po co, Autorko, raczysz mnie tym bełkotem już na starcie?

Potem jest podobnie, podejrzewam, że mogłabym się tak czepiać akapit po akapicie. I nawet nie musiałabym się bardzo starać...

O głównym bohaterze i narracji można napisać rozprawkę - masz tam podobny bałagan, co w obrazowaniu na początku.
O fabule - już powiedziano: ona się nie kończy. Napisałaś fragment, początek, zapewne rozwinięcie lub jego część, Autorko. Ale fabuły, ciągu opowiadanych zdarzeń nie zamknęłaś - obcięłaś mechanicznie w punkcie chyba kulminacyjnym. No, to wybacz, ale do opowiadań tego zaliczyć nie można, IMAO. To fragment bez konkluzji, tekst tylko.

Na plusie, że widać wyraźnie, gdzie i czego brakuje w strukturze. Językowo też nie jest najgorzej - masz do opanowania w zasadzie tylko słownik frazeologiczny i będzie git.
Na minusie - cała reszta, czyli przede wszystkim dyscyplina przekazu. :P

e... formatowanie...
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Kordylion
Pćma
Posty: 209
Rejestracja: pn, 18 lut 2013 19:35
Płeć: Mężczyzna

Re: Geneza

Post autor: Kordylion »

Bohemienne pisze: Rozkrzyczana spod woalu wulgarności i sprośności.
Może się mylę, ale czy dla ośmiolatka śprośność jest znanym pojęciem?
Bohemienne pisze:Ostatnie pół roku było dla całej rodziny Majorów sprawdzianem wytrzymałości psychicznej. Ojciec wycofał się z aktywnej pracy w swej kancelarii, chcąc jak najczęściej przebywać w domu, z żoną. Jedynie Michał nie rozumiał, co działo się z jego matką. Raz kochająca i słodka, innymi razy nie do poznania. Rozkrzyczana spod woalu wulgarności i sprośności.
Bohemienne pisze:Oczom chłopca ukazała się śliczna figurka anielicy — najprawdopodobniej wykonana z czarnego onyksu — zasiadającej na kamieniu i otulonej własnymi skrzydłami z ostrymi jak szpony końcami. Anielica tęsknie spoglądała w dal.
Opowieść jest pisana z punktu widzenia ośmiolatka i taka narracja nie pasuje.
I nie rozumiem zmian wielkości czcionki, ale to chyba wina ctrl+c ctrl+v

Byłam tu i połączyłam posty. Bo wyglądały bez sensu.
G.
Są rzeczy ważne, ważniejsze i te do zrobienia

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Geneza

Post autor: Małgorzata »

Brawo, Kordylionie. Bardzo wnikliwa obserwacja. :)))
Tak jest - w narracji panuje bałagan. Nie wiadomo, z jakiej perspektywy opowiadany jest tok zdarzeń, Autorka nie mogła się wyraźnie zdecydować. Gdy się za "oczy" narratora bierze dziecko, ma to tę zaletę, że można zostawić wiele niedopowiedzeń i zwalić to na niezdolność bohatera do prawidłowej percepcji zdarzeń (bo jest młodociany i słabo rozumie). Niestety, taka perspektywa ma też wady - trzeba o tej niezdolności pamiętać cały czas... :P
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
jaynova
Niegrzeszny Mag
Posty: 1718
Rejestracja: pt, 10 lut 2012 17:42
Płeć: Mężczyzna

Re: Geneza

Post autor: jaynova »

Bohemienne pisze:— Od początku zakładaliśmy, że to choroba psychiczna — powiedział lekarz z rezygnacją, jakby od jakiegoś czasu nie powtarzał niczego innego. — Wyjątkowo groźna i autoimmunologiczna.
Choroby autoimmunologiczne są to grupa chorób, w patogenezie których układ immunologiczny (odpornościowy) organizmu niszczy własne komórki i tkanki.
Ciężko to powiązać z chorobą psychiczną.
Chyba się Autorka za dużo House'a naoglądała - czego nie potępiam, bo też lubię. ALe bez przesady.
"Wśrod szczęku oręża cichną prawa.". - Cyceron.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Geneza

Post autor: neularger »

Jaynova, co ty piszesz? Jest bardzo wiele chorób psychicznych rozwijających się na podłożu uszkodzenia tkanki nerwowej. Czy ważne jak do tego uszkodzenia dochodzi? W wyniku procesów autoimmunologicznych czy w inny sposób?
Zresztą, przykład:
Wiki pisze:Stwardnienie rozsiane (łac. sclerosis multiplex, SM, ang. multiple sclerosis, MS) – przewlekła, zapalna, demielinizacyjna choroba ośrodkowego układu nerwowego, w której dochodzi do wieloogniskowego uszkodzenia (demielinizacji i rozpadu aksonów) tkanki nerwowej.
Wiki pisze:Aktualnie uważa się, iż stwardnienie rozsiane jest chorobą autoimmunologiczną, w której układ odpornościowy gospodarza zwalcza komórki własnego organizmu, w tym przypadku w tkance nerwowej.
Wiki pisze:Stwardnienie rozsiane może powodować wiele objawów i zespołów objawów; najczęściej są to zaburzenia ruchowe, czuciowe, móżdżkowe (zaburzenia równowagi), zaburzenia widzenia, zaburzenia autonomiczne, zespoły bólowe oraz objawy psychiatryczne: zaburzenia poznawcze i zaburzenia nastroju.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2630
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Re: Geneza

Post autor: Cordeliane »

Neu pisze:Jest bardzo wiele chorób psychicznych rozwijających się na podłożu uszkodzenia tkanki nerwowej. Czy ważne jak do tego uszkodzenia dochodzi? W wyniku procesów autoimmunologicznych czy w inny sposób?
Ale ważne jest, gdzie przyczyna, a gdzie skutek - na Twoim własnym przykładzie: SM nie jest przecież chorobą psychiczną. Jeśli wyniszcza układ nerwowy, to może dawać objawy zaburzeń psychicznych, ale to nie to samo, te objawy są wtórne. Jak miałam wysoką gorączkę przy zapaleniu wyrostka, to majaczyłam - czy w związku z tym zapalenie owo było chorobą psychiczną? Nie wydaje mi się.

W przypadku tego konkretnie tekstu można było napisać coś w rodzaju "choroba autoimmunologiczna, powodująca zaburzenia psychiczne", i nie byłoby się czego czepiać.
hati pisze:
Bohemienne pisze:
hati pisze:Uśmiechnął się do niej, a jego oczy zawojował blask.
Ja bym dała "wypełnił", ale to chyba kwestia gustu.
Racja, kwestia gustu :)
To nie jest kwestia gustu. To jest kwestia kwiczącej, niestety, frazeologii. Nie ma znaczenia słowa zawojować, które nadawałoby się w tym kontekście, nawet metaforycznie.
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Geneza

Post autor: neularger »

Jak mi się wydaje Cordelio, można ową wypowiedź lekarza na dwa sposoby odczytać. Przecież nigdzie nie jest jednoznacznie wskazane, że efekty autoimmunologiczne są następstwem choroby psychicznej jako takiej. Znaczy ja odbieram to w ten sposób, że lekarz informuje że jest to choroba psychiczna i autoimmunologiczna, czyli na podłożu autoimmunologicznym. Lekarz posłużył się skrótem myślowym. Nie można, IMO, wyciągnąć wniosku:
choroba psychiczna => efekty autoimmunologiczne.
Skoro nie można, to należy domniemywać niewinność Autora. :)
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Re: Geneza

Post autor: Kruger »

Neu, czynisz grzech, który innym często zarzucasz. Nadinterpretujesz. Z tekstu wynika wprost, że "groźna i autoimmunologiczna" to dalszy opis choroby. Nie jej następstw czy przyczyn, tylko cech.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Geneza

Post autor: neularger »

To może wytłumaczę...
Co powiedział lekarz:
— Od początku zakładaliśmy, że to choroba psychiczna — powiedział lekarz z rezygnacją, jakby od jakiegoś czasu nie powtarzał niczego innego. — Wyjątkowo groźna i autoimmunologiczna.
Usuńmy informacje narratora:
— Od początku zakładaliśmy, że to choroba psychiczna. Wyjątkowo groźna i autoimmunologiczna.
Mamy ogólną nazwę schorzenia: choroba psychiczna i dwie cechy: wyjątkowo groźna i autoimmunologiczna.
Znaczenie tych cech jest następujące:
wyjątkowo groźna => duży odsetek chorych umiera lub nie wraca do końca do zdrowia, ogólnie rokowania są złe.
autoimmunologiczna => przyczyną choroby jest błędna praca układu immunologicznego, atakowane są własne komórki organizmu
To powyżej mieści się w znaczeniach powyższych słów i w żadnym przypadku nie jest nadinterpretacją. Jedyne co pozostało czytelnikowi to powiązanie wzmiankowanych cech w logiczny łańcuch. Mamy przyczynę (degeneracja jakiejś tkanki, możliwe że chodzi o OUN, w wyniku autoagresji), efekt (choroba psychiczna) i rokowanie (złe).
Ten łańcuch z kolei mieści się w ramach rozsądnej interpretacji tego co napisał Autor.
Dla mnie jest to zupełnie jasne.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Re: Geneza

Post autor: Kruger »

Wiesz co, źle. Ja to czytam tak - to jest choroba psychiczna i równocześnie autoimmunologiczna. Nie ma takich.
Nadal uważam, ze nadinterpretujesz. Ale, dla pewności - są choroby autoimmunologiczne, które powodują choroby psychiczne? Nie przejściowe efekty do choroby psychicznej, a konkretnie - chorobę psychiczną?
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

ODPOWIEDZ