Niebiański Porządek

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Amon
Sepulka
Posty: 82
Rejestracja: pn, 05 maja 2014 14:57
Płeć: Mężczyzna

Niebiański Porządek

Post autor: Amon »

Cześć.

Chciałbym pisać lepiej, dlatego mam nadzieję, że ktoś odpisze mi czasem i naświetli jak mógłbym to osiągnąć.

Pozdrawiam, Amon.




Agnar starał się poruszać najciszej jak tylko potrafił. Chłopakiem kierowała nie tylko trwoga przed majestatyczną puszczą, lecz również chęć zaimponowania osobie, na spotkanie której zmierzał. Agnar dobrze znał drogę, latem przemierzał ją niemal każdego dnia. Teraz, w środku karpackiej zimy, wyruszał tu rzadziej, toteż zupełnie jak w czasie polowania, stawiał roztropnie każdy krok. Dzisiejszy dzień był dobry na wędrówkę, od samego świtu nie spadł ani jeden płatek śniegu. Obozowisko, Szlachetnej Pani, bo to właśnie do niej zmierzał Agnar, znajdowało się już niedaleko. W zasadzie jedynym wyzwaniem było teraz ominięcie polanki na której kręcił się Berkan, upiorny potwor z rasy koni. Agnar, znał historię koni i wiedział, że były one obecne w życiu ludzi od tysiącleci. Widział też już kilka na własne oczy (choć z oddali), na nizinach, cztery sezony temu. Tamte, zwane tarpanami były znacznie od Berkana mniejsze a i tak budziły w chłopcu niepokój. Agnar odetchnął z ulgą, gdy udało mu się minąć domenę ogiera bez zwracania na siebie uwagi. Chłopak stanął w miejscu gdzie las ustępował miejsca ośnieżonej łące. Przywołał w pamięci miejsca, w których Pani powtykała w ziemię “pręty”, teraz przykrywał je śnieg. Agnar poprawił uchwyt na długiej tyczce, którą niósł ze sobą.
“Zmienić energię kinetyczną w energię sprężystości” - chłopak powtórzył po raz ostatni w myślach, po czym oczyścił umysł i ruszył żywo do przodu. Po kilku susach rozbiegu, silnym pchnięciem zatknął koniec tyczki w ziemię tak, że spod warstwy sypkiego śniegu dobiegł zgrzyt kamieni. Tyczka ugięła się jak łęczysko łuku, po czym wyrzuciła trzymającego ją Agnara wysoko w powietrze. Chłopak wylądował kilka metrów dalej, odwrócił się by ocenić odległość i z uśmiechem na twarzy stwierdził, że to był jego najdalszy jak do tej pory skok.

Z rozmyślań wyrwał chłopaka odgłos klaskania. Agnar w jednej chwili obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Postać była jeszcze dość daleko ale szła w jego kierunku. Mimo iż Agnar znał już Szlachetną Panią od niemal dziesięciu cykli księżyca, zawsze wpatrywał się w nią oczarowany, była po prostu tak bardzo inna. Kobieta wyższa i lepiej zbudowana od każdego mężczyzny jakiego Agnar widział. Póki nie nastała zima, chłopak myślał, że jej cera ma barwę śniegu. Teraz widział, że co prawda nie jest całkiem biała, ale i tak bardzo jasna. Oczy Pani, były siwe jak u wilka, Kobiecie nie rosły żadne włosy, ni na głowie ni na reszcie ciała. Z jej przegubów, kostek, łokci, kolan, a nawet czaszki wystawały srebrne bloczki, Agnar przyglądał się im od początku ich znajomości i szybko doszedł do wniosku, że są to zakończenia kości, wyrastające ponad skórę. Kobieta nosiła krótką, przepasaną tunikę, w ocenie chłopaka wykonaną z konopi, no ale tak naprawdę mogło to być cokolwiek, co Pani miała, a lud Agnara nie. Dla chłopaka było jasne, że o tej porze roku, tunika Pani, chroni jej ciało jedynie przed cudzym wzrokiem. Agnar wiedział też, że żadna inna ochrona nie była by jej potrzebna. Pani była silniejsza, szybsza i bardziej odporna niż jakikolwiek człowiek czy zwierz, znany Agnarowi. To między innymi dlatego nazywano ją Szlachetną. Kobieta jak zawsze emanowała spokojem, uśmiechała się uprzejmie, klasnęła jeszcze kilka razy zanim stanęła przed chłopcem. Agnar z szacunkiem ukląkł, Pani kiwnęła mu głową i gestem zachęciła by powstał. Kobieta położyła rękę na jego ramieniu.
- To był bardzo dobry sposób na ominięcie czujników ruchu, ale spójrz - wskazała palcem jedną z sosen na skraju lasu - Tam jest kamera, jedna z wielu zresztą. - przesunęła dłoń z ramienia na policzek chłopca - Nie traktuj tego jako porażki, jestem z ciebie zadowolona, Agnarze, trzeci synu Ejdy i Wagra, choć, zjesz trochę ciepłej zupy.

Pani obozowała w olbrzymim namiocie z czarnego materiału - tworzywa, stworzonego przez ludzi z poza rezerwatu. Rezerwat miał jeden terminal informacyjny, kilkanaście dni drogi stąd (oczywiście latem). Agnar, jak wielu młodych, lubił spędzać czas na zadawaniu pytań terminalowi, który zawsze miał odpowiedź. Oczywiście terminal był w jednym tym samym miejscu, a ludzie przemieszczali się, dlatego często dostęp do niego był ograniczony, szczególnie zimą. Na szczęście dla Agnara, Szlachetna Pani znajdowała się blisko i podobnie jak terminal, znała odpowiedzi na pytania. No i była żywą osobą.
Na środku namiotu stał grzejnik napędzany elektrycznością, którą Pani pozyskiwała z ogniw słonecznych umieszczonych na dachu. Agnar znał już te wszystkie urządzenia, teraz siedział na ziemi i jadł zupę z srebrnego termosu. Chłopakowi trudno było powiedzieć czy była dobra, była po prostu bardzo inna od wszystkiego co jadło jego plemię. Pani siedziała obok niego, patrzyła się przed siebie bez słowa, Agnar postanowił zadać pytanie:
- A o czym Pani teraz myśli? - zapytał, kobieta uśmiechnęła się. - Nie myślę, czytam. - odpowiedziała. Chłopak najpierw pokiwał głową ale zaraz podrapał się po brodzie i znów zapytał
- A ja słyszałem, że ludzie z poza rezerwatu po prostu przelewają informacje do mózgu, tak jak się przelewa wodę z wiadra do beczki, tylko że mózg to jest beczka bez dna. - Pani roześmiała się i przesunęła spojrzenie na Agnara, chłopak zrozumiał, że przestała czytać.
- Piękna peryfraza hasła “transfer neurologiczny” z waszego terminala informacyjnego. Tak, to jest jak najbardziej możliwe, ale ja po prostu lubię czytać, kiedy byłam młoda to wszystko mi transferowano, ale kiedy ma się już pewien wiek i ma się czas, przyjemniej jest czytać.
- A wie Pani, ile Pani ma lat?
- Wiem, a ty?
- Noo jakieś piętnaście albo szesnaście, tata mówi ze piętnaście ale mama ze już szesnaście. no a Pani ile?
- Osiemdziesiąt jeden. - Agnar słyszał już od terminala o tym jak długo może żyć człowiek, ale słyszeć od żywej osoby i widzieć ją, to było coś zupełnie innego.
- Moja babcia podobno żyła osiemdziesiąt lat, ale była cała siwa i pomarszona i ślepa i nie mogła już chodzić prawie. - oświadczył młodzieniec, Pani pokiwała głową.
- Starość to narastający błąd w komórce, to prowadzi do uszkadzania narządów. Ten proces można cofać, teoretycznie w nieskończoność, choć z czasem staje się bardziej skomplikowany i mniej efektywny. Większość ludzi na Ziemi, czy Lunie, może pozwolić sobie na cofnięcie procesu starzenia trzy, cztery razy, to zapewni im dożycie czegoś pomiędzy stu trzydziestu - czterdziestu lat i nawet wtedy będą bardziej sprawni przed śmiercią niż twoja babka, Ivo, córka Regi i Suga.
Na Marsie czy odległych koloniach ludzie żyją znacznie krócej, i nawet jeśli mogą pozwolić sobie na rewitalizacje, zazwyczaj umierają pomiędzy siedemdziesiątym a osiemdziesiątym rokiem życia, pozostają sprawni do końca, lecz dzięki implantom.
- Czyli poza rezerwatem ludzie zawsze są sprawni do końca?
- Ci zdrowi tak. Poza rezerwatami, bo pamiętaj że są różne szczepy ludzi. Staramy się by wszystkie dzieci rodziły się zdrowe, jednak nie wszystkie schorzenia daje się wykryć prenatalnie, do tego dochodzą urazy mechaniczne, wypadki losowe których doświadcza się w czasie życia, utraty kończyn, ekspozycja na promieniowanie i inne. Ludzie przeżywają to, czego nie przeżyli by “naturalnie” - w rezerwatach. Ludzie umierają też bo są zmęczeni życiem, niektórzy świadomie wybierają gwałtowną śmierć, inni zaprzestają rewitalizacji i czekają na koniec, jeszcze inni stają się niestabilni i zaczynają stwarzać zagrożenie dla innych, kiedy ich umysłu nie da się uleczyć, uśmiercamy ich. Jest jeszcze cała masa tych którzy zwyczajnie nie mogą pozwolić sobie na ciągłe rewitalizacje, jedynie Szlachetni, których przetrwanie leży w interesie całej ludzkości, mają nieograniczony dostęp do tej techniki.
Chłopak zadał jeszcze wiele pytań, zanim Pani zakomunikowała, że jeśli natychmiast nie wyruszy w drogę powrotną, nie zdąży przed zmierzchem do domu.

Agnar wrócił do rodzinnego obozowiska kiedy słońce już zachodziło, ujadające psy wybiegły mu na powitanie. Z szałasu, który zimą był domem dla jego rodziny, wychyliła się najpierw matka, jak zwykle uśmiechnięta, ojciec wyszedł drugi, nie był zły, po prostu się nie uśmiechał, jak też miał w zwyczaju.
- O! a czyż to nie mój mały atleta wraca do domu? - zawołała Ejda chwilę przed tym jak Agnar wpadł jej w ramiona. Matka poczochrała syna po włosach.
- I co? jak Szlachetnej Pani podobało się twoje skakanie o tyczce? - spytała Ejda, Wagr z za jej pleców dodał:
- I czy udało ci się ominąć czujniki ruchu? - chłopak zaczął wszystko opowiadać a matka pociągnęła go do środka szałasu, znów była zupa do zjedzenia ale tym razem taka prawdziwa, domowa.

Siedzieli wkoło płomienia. Wagr ojciec Agnara trzymał na kolanach małą Sil, córkę Hesz i Dagra Dagr był młodszym bratem Wagra, umarł pogryziony przez rysia dwie zimy temu, wtedy Hesz została drugą żoną Wagra. Agnar siedział pomiędzy ojcem a matką, która zaplatała warkocz Hesz, siedzącej obok. Hesz karmiła swoje pierwsze dziecko z Wagrem, chłopczyk jeszcze nie miał imienia, troje dorosłych nie mogło ciągle zdecydować się jak go nazwać. Po przeciwnej stronie płomienia Swieta, siostra Agnara strofowała swoich pozostałych braci: Ulga, Ofa i Zagra. Swieta była najstarsza z rodzeństwa, matka mówiła że ma już siedemnaście lat (ociec utrzymywał że dopiero szesnaście). Teraz, kiedy Hesz miała małe dziecko, to właśnie Swieta wyruszała na polowania razem z Wagrem i Ejdą, a Agnar miał za zadanie pomagać drugiej żonie ojca doglądać obozowiska i młodszego rodzeństwa. Oczywiście każdy człowiek żyjący w rezerwacie uczył się polować w zasadzie od najmłodszych lat, a tak na poważnie od siódmego roku życia, lecz obowiązki w rodzinie należało dzielić według tego kto w danym momencie najbardziej się do czegoś nadaje. Swieta była bardzo silna i sroga, Agnar i pozostali chłopcy dawno nauczyli się, że bezpieczniej i zdrowiej jest obserwować własne stopy, niż krzyżować spojrzenie z siostrą. Agresja Swiety, nieraz martwiła rodziców, ale według terminala, Swieta posiada bardzo pożądane dla przetrwania gatunku cechy, a terminal zawsze ma rację.

-Czyli - zaczęła Ejda - Szlachetna Pani twierdzi, że mógłbyś opuścić rezerwat i wygrywać te “igrzyska sportowe” - Agnar pokiwał głową nie przerywając picia zupy. Swieta uniosła głowę znad własnej miski
- Sport? jak boks i aikido? - wtrąciła. Agnar nigdy nie słyszał tych słów, ale znając upodobania siostry założył, że to jakieś brutalne odmiany sportu o jakich Swieta usłyszała od terminala.
- Nie, raczej jak lekkoatletyka - wytłumaczył. Swieta pokiwała głową, ku zdziwieniu Agnara siostra znała to pojęcie.
- No nadawał byś się, ta tyczka to świetna zabawa! też już sobie taką zrobiłam. - Agnar uśmiechnął się, siostrze nie było łatwo zaimponować. Ojciec pokręcił głową. - Dobrze dobrze, najpierw to zupę zjedz. O tych igrzyskach pomyślimy potem. - Ejda popatrzyła na swojego syna a potem na swojego męża. - Straciliśmy dwóch synów Wagrze, to był los, jeśli Agnar odejdzie to będzie wybór. Minie zima będzie już mężczyzną, zejdziemy na niziny, zobaczy czyjąś córkę i kto wie, może i też odejdzie za nią, nie wiesz tego. Następnej zimy Of i Zagr będą polować, tak samo Hesz, Ulg będzie opiekował się Sil i małym, a ja będę opiekować się nimi wszystkimi, bo po Hesz teraz moja kolej żeby zajść w ciąże. No i oczywiście Swieta, jeśli znajdzie męża… - Swieta nie wytrzymała. - To mama mówi jak bym miała nie znaleźć! a wcześniej wszyscy mówiliście że jestem silna i sprytna i najlepsza w łowach i ładna, że też jestem bardzo! - Ejda przewróciła tylko oczami. - I to wszystko jest prawda dziecko, ale ty nie dasz sobą rządzić, znaczy z mężem co sobie wybierzesz, to jakoś do zgody dojdziecie, ale obcych rodziców w cudzym domu słuchać to ty nie potrafisz, nawet własnym za skórę zachodzisz. Nie, ty dziecko jak znajdziesz takiego, co ci będzie miły, to on będzie musiał za tobą do nas przyjść.
Swieta chciała coś jeszcze dodać ale ojciec przywrócił dyskusję na główny temat, zwracając się do swojej pierwszej żony. - A mi się wydaje Ejdo, że to ty chcesz żeby chłopak opuścił rezerwat. Myślę, że ciągle jest ci trochę głupio, że nie pomogłaś budować lepszego świata ale wolałaś zostać ze mną, tu w górach. - na te słowa Ejda uśmiechnęła się łobuzersko.
- Och ty mój dociekliwy wybranku… Zapomniałeś jeszcze od tych małym stworzonku które teraz wyrosło i nazywa się Swieta. - słysząc swoje imię, Swieta zmierzyła rodzeństwo lodowatym spojrzeniem, jasno dając do zrozumienia, że żarty nie będą tolerowane. Matka widząc to westchnęła tylko. - No i widzisz jaka nasza córa jest, mylisz, że jakbyś sam ją wychowywał była by spokojniejsza jeszcze hę? - Wagr zastanowił się chwilę po czym niechętnie pokiwał głową. Ejda ciągnęła dalej. - Prawo po spłodzeniu potomstwa daje nam wybór: pozostać z nim w rezerwacie lub opuścić go samotnie. Prawda, kiedy byłam nastolatką, kiedy się poznaliśmy, myślałam, że spędzę z tobą kilka sezonów, urodzę ci dziecko i odejdę robić karierę. - Ejda objęła swojego męża i jego drugą żonę.
- Skąd mogłam wtedy wiedzieć, że popadnę w totalne, nieuleczalne, uzależnienie do takiego cholernego mruka jak ty! - kobieta pocałowała Wagra a potem uśmiechnęła się do Hesz:
- Burek, rzadko kiedy w ogóle się odzywa a krąg uzależnienia jeszcze się powiększył. - Hesz roześmiała się i dodała. - Bo mi się wydaje Ejda, że to się roznosi drogą płciową… - obie kobiety buchnęły śmiechem, Wagr pomruczał coś pod nosem. Ejda przeniosła wzrok na dzieci. - Swietki a potem reszty dzieciaków też nie mogłam zostawić, nie potrafiłam, to się inaczej myśli jak się ich jeszcze nie ma. - Ejda spoważniała. - Ale my, rasowi ludzie, musimy pamiętać o naszych braciach poza rezerwatem. Już moja matka była namawiana przez Szlachetnych na wyruszenie z nimi. Agnar jest inny niż ja kiedy byłam w jego wieku, myślę, że on zdecyduje się odejść, nie chcę tylko by mojemu małomównemu mężowi pękło wtedy serce.
Długo jeszcze w rodzinnym szałasie tak rozmawiali o przyszłości Agnara, Swiety, o tym jakie imię nadać małemu, o wiośnie i nawet trochę o świecie poza rezerwatem. Nazajutrz Swieta wraz z rodzicami miała wyruszyć na polowanie.

O poranku nastąpiła zmiana planów. Swieta dostała okresu, początkowo szła w zaparte, że i tak będzie polować ale ostatecznie rodzice zadecydowali za nią. Agnar ruszył zamiast siostry. To miało być jego pierwsze zimowe polowanie na dużego zwierza, bo zające i gryzonie to łapał w sidła nieraz a i z łuku ustrzelić potrafił. Tyle że małego coś, bo dużego łuku, co siłę ma większą, nie potrafił by jeszcze naciągnąć, to tylko dorośli i Swieta umieli. Wagr, o którym mówiło się, że jest najlepszym myśliwym zakładał ,że łowy potrwają cztery, pięć dni.
Trzeciego dnia, ich psi zaprzęg ciągnął ciała sarny, kozicy, młodego dzika, trzech kun, dwóch lisów i pół tuzina zajęcy, Wagr zadecydował, iż czas wracać, to oznaczało przynajmniej dwa dni drogi.

Swieta ostatni raz sprawdzała ekwipunek, Hesz i rodzeństwo przyglądało jej się w milczeniu. Druga żona w dalszym ciągu nie pochwalała decyzji dziewczyny ale nie miała już siły, czy zamiaru tracić kolejnego zęba. Emocje opadły a szczęka ciągle ją bolała. Swiecie było głupio, że uderzyła kobietę i że ją kopnęła, ale nie zamierzała zmienić zdania. Rodziców i Agnara nie było już siedem dni, coś musiało być nie tak i Swieta zamierzała coś z tym zrobić. Dziewczyna spojrzała na rodzeństwo, małą Sil i Hesz, przez moment chciała coś powiedzieć ale w końcu odwróciła się na pięcie i ruszyła do wyjścia.
- Swieta! - Hesz krzyknęła za nią i dziewczyna zatrzymała się. Kobieta podeszła i uścisnęła ją.
- Uważaj na siebie - powiedziała jeszcze. Swieta również ją objęła, podniosła nawet po czym wreszcie wyszła z szałasu.
- Sprawdzę tylko co się stało i wrócę z w wszystkimi do domu! - krzyknęła za siebie.
Swieta ruszyła pieszo. Ostatnie sanie i psy muszą zostać w obozie, reszta rodziny może ich przecież potrzebować.
Dziewczyna poruszała się truchtem, dobrze znała teren na którym ojciec polował, przecież przeważnie robili to wspólnie. Szczęśliwie śnieg nie padał ani razu od czasu gdy rodzice i Agnar wyruszyli, więc Swieta nie miała żadnych problemów by czytać ich ślady. Noc spędziła na drzewie, liczyła że nazajutrz powinna natknąć się na rodziców i brata.

Drugi dzień szybko stał się ponury, jeszcze rankiem Swieta znalazła sanie.
Na saniach stały cztery wilki, szarpały zajadle to co zostało ze złowionej dziczyzny, Wszystkie zaprzęgowe psy były na miejscu, z tym że pięć już było zagryzionych, a jeden sądząc po krwawej plamie na śniegu, pożarty. Trzy psy wciąż były żywe, pilnowały nieprzytomnego Agnara, polepione własną krwią ujadały wściekle, warczały, lecz były na skraju wycieńczenia. Za to otaczającym je wilkom sił nie brakowało. Dziewczyna nie dostrzegła żadnego śladu rodziców. Swiecie wydawało się mało prawdopodobne, by drapieżniki zaatakowały grupę trzech łowców i towarzyszące im psy, musiały tu przyjść gdy ludzie byli nieobecni. Swieta przeliczyła watahę, wilków było więcej niż strzał w kołczanie dziewczyny. To nie był problem, zwierzęta nie były głupie, kiedy pierwszy wilk podskoczył przyjmując strzałę w gardło, pozostałe szybko przestały napierać na Agnara i osłaniające go psy.
- Wara! - krzyczała dziewczyna, kiedy kolejne dwa drapieżniki wiły się w konwulsjach. Swieta wypuszczała z siebie strzałę za strzałą, słoneczne przedpołudnie zapewniało świetną widoczność. Siostra Agnara chybiła dopiero przy dziewiątym naciągnięciu cięciwy, ale to dlatego, że jej uwaga była już skupiona nie tak bardzo na młodych wilkach przed nią, co na starym dużym basiorze, starającym się zajść ją od tyłu. Zmysły dziewczyny były wytężone do granic możliwości, czekała na tą chwilę kiedy przestanie słyszeć stąpnięcia wilka, bo to będzie oznaczało, że ten już jest w powietrzu.
“Teraz!” - umysł Swiety krzyknął, dziewczyna chwyciła oburącz dolny koniec łęczyska i przy trzystu sześćdziesięcio stopniowym obrocie wymierzyła cios na wysokości oczu, wkładając w niego każdy gram swojej determinacji, swojego strachu, żalu, smutku, swojej żądzy zemsty, mordu i swojej siły. Wzrok Swiety, na ułamek sekundy spotkał się z wzrokiem wilka. Wilka w upiornym locie ku zdobyczy. Drewno roztrzaskało jego pysk, krew bryznęła na twarz Swiety, dziewczyna cisnęła na bok łuk, wyszarpała z za pasa dwa długie noże i rzuciła się w miejsce gdzie padł basior. Zwierz wydawał się nieprzytomny, dziewczyna doskoczyła doń i zatopiła w jego futrze pierw jedno a potem i drugie ostrze, następnie wstała, podniosła łuk zamiarując namierzyć kolejnego wilka.
Swieta ciągle miała sporo strzał, ale drapieżniki były już daleko poza jej zasięgiem, wilki nie były głupie.
Siostra podbiegła do Agnara i uklękła przy bracie nie zwracając chwilowo uwagi na liżące ją po rękach i twarzy szczęśliwe psy.
- Agnar! - Swieta sprawdziła mu puls, był, ale słaby, chłopak miał paskudną szramę na twarzy, tylko łapsko niedźwiedzia mogło to zrobić, dziewczyna przełknęła ślinę. Swieta rozejrzała się jeszcze raz za rodzicami, nie było ich nigdzie w pobliżu, powoli dochodziło do niej co się stało. Trójka była na łowach, zostawiając za sobą sanie i większość psów. Agnar wrócił sam, uciekł gdy rodzicom coś się stało, albo to oni sami kazali mu uciekać. Swieta chciała iść dalej i szukać rodziców, ale jej brat był tu i potrzebował pomocy teraz. Dziewczyna zerknęła na sanie i ocalałe, żałośnie łkające czworonogi, psy nie były w kondycji ciągnąć cokolwiek. Swieta zrzuciła z sań resztki dziczyzny, a w jej miejsce ułożyła ostrożnie brata. Po chwili wahania rozkazała psom położyć się koło Agnara, zapewnią mu ciepło. Swieta zebrała w sobie całą złość i nienawiść, siłę która będzie jej potrzebna by ciągnąć godzinami sanie. W pierwszym odruchu chciała ruszyć z powrotem do domu, ale to byłby dzień drogi… z drugiej strony obóz Szlachetniej Pani znajdował się tylko pół dnia drogi stąd.

Wibrujący dźwięk w prawym uchu, znacząco obniżył poziom koncentracji Aurelii na czytanym tekście, który wyświetlała sobie właśnie na “pełnym ekranie” to jest na soczewkach obojga oczu. Ów dźwięk, był niczym innym, jak powiadomieniem o materiale video, oznaczonym jako “priorytetowy”. Materiał został zarejestrowany przez konia Aureli, to jest przez kamerę na jego soczewkach. Jako “priorytetowy” oznaczył go centralny chip informacyjny (c.c.i.) wszczepiony w czaszkę konia. Ten sam chip skierował następnie cyfrowy materiał do swojego odpowiednika, tym razem w czaszce Aureli. Wykorzystano przy tym sprawdzoną od stuleci technologie Bluetooth, metoda może nieco prymitywna, ale jej główną zaletą było niskie zużycie energii, zważywszy, że c.c.i opierały się jedynie na elektryczności obecnej w mózgu nosiciela. Przynajmniej te cywilne.
Aurelia zminimalizowała czytaną książkę na jedno oko i włączyła video na drugim. Po chwili zmieniła zdanie: wrzuciła video na “pełny ekran” zmieniła czcionkę tekstu na czerwony i nałożyła na obraz. Kobieta odbierała takie “priorytetowe” informacje codziennie i jeszcze nigdy nie wymagały jej pełnej uwagi. Oczywiście skrupulatnie wysyłała je do Ziemskiej Akademii Nauk, w końcu nie jej było oceniać, jak bardzo istotne może okazać się życie płciowe wiewiórek czy łamiąca się sosna. W osobistym odczuciu Aurelii, stałe kamery, rozsiane w strategicznych miejscach rezerwatu oraz obrazy satelitarne, dawały znacznie lepsze dane. Tym spostrzeżeniem rzecz jasna podzieliła się już w niejednym raporcie.
To video okazało się jednak inne i Aurelia pierwszy raz całkiem wyłączyła książkę dając c.c.i. zgodę na pełne wykorzystanie jej uwagi. Obraz przechodził przez różne filtry w czasie rzeczywistym, dzięki pracy jej c.c.i Aurelia od razu wiedziała, że postać ciągnąca sanie to kobieta, wiek osiemnaście lat, imię Swieta, córka Wagra i Ejdy, wszystko porównane z bazą danych rezerwatu. W lewym bocznym rogu obrazu video, pojawiła się adnotacja o ostatniej aktualizacji w folderze Wagra oraz Ejdy, 27 godzin temu, po interakcji z niedźwiedziem jaskiniowym, skrypt kamery 7790 skatalogował ich jako martwych. c.c.i. Aureli oznaczył video z kamery 7790 jako “zobacz później” Algorytm drogi, prognozuje obóz Aureli jako cel podróży Swiety z prawdopodobieństwem 99%. Zanim Aurelia zdążyła wyrazić w myślach zdziwienie brakiem dziesiętnych w podanym wyniku, c.c.i przypomniał o aktualizacji, która domyśle zaokrągla podawane wyniki. Następnie c.c.i wyświetlił menu z możliwością odinstalowania aktualizacji, Aurelia wybrała “tak”

Swieta minęła przyglądającego się jej konia, trochę żałowała, że nie zna sposobu by zmusić go do ciągnięcia sani za nią, dziewczyna była cała mokra od potu. W odróżnieniu od Agnara, siostra nie czuła trwogi przed Berkanem. Swieta nie czuła strachu przed kimś lub czymś, jedynie o kogoś lub coś. Poza tym, doskonale wiedziała czym jest Berkan i kim jest Aurelia baronowa Hryniewiecka, herbu Przeginia. Pułkownik Juggernautów w stanie spoczynku. Z woli Rady Ziemian obserwator zwyczajny w karpackich rezerwatach: Homo ablus, Ursus spelaeus oraz Canis dirus.. To były definitywnie jej obszary zainteresowań jeśli chodziło o zadawanie pytań terminalowi informacyjnemu. Ogier Szlachetnej Pani był produktem inżynierii genetycznej, ponadto poddany szkieletyzacji, to jest wymianie kości na metalowe implanty. Takie dzieła techniki były tworzone tylko na specjalne zamówienia i Berkan był obecnie jedynym w swoim rodzaju okazem. Aurelia była Juggernautką, skierowano ją do wojskowego ośrodka szkoleniowego typu “Agoge” we wczesnym dzieciństwie, w okresie między szesnastym a osiemnastym rokiem życia przeszła szkieletyzacje. Przyszli Juggernauci, w odróżnieniu od Berkana nie są zmodyfikowani genetycznie, produkowanie takich rekrutów było by nieekonomiczne. Poza rezerwatem ludzie o małej przydatności genetycznej stanowią większość populacji, toteż dzieci do służby wojskowej nie brakuje. Od czasów gdy służyła Aurelia proces szkieletyzacji przeszedł wiele usprawnień i obecnie prawie 20% kadetów go przeżywa (terminal podał jakąś strasznie długą liczbę po przecinku której Swieta nie zapamiętała). Aurelii, (której rodzice z racji ich niewielkiego znaczenia nie zostali nawet odnotowani w bazie danych terminala) jako nielicznej udało się przeżyć do końca sześćdziesięcioletniej służby wojskowej. Tym wyczynem Aurelia zdobyła uznanie Rady Ziemian, została wpisana w poczet “Szlachty” - elity kulturalnej ludzkości.

- Witaj Swieto, córko Wagra i Ejdy! - zawołała Aurelia szybkim krokiem idąc u dziewczynie.
- Szlachetna Pani! - Swieta wysapała przez zaciśnięte zęby nie zwalniając ani na chwilę. - Mój brat, umiera. - Aurelia rozumiała, że nie czas teraz na dyskusje, złapała zdyszaną dziewczynę, wzięła ją na ręce i wrzuciła na sanie, które ta do tej pory ciągnęła.
- Trzymaj się, już prawie jesteśmy - powiedziała Aurelia po czym sama szarpnęła saniami do przodu. Pół przytomna ze zmęczenia Swieta zauważyła tylko, że tak szybko sanie nie sunęły nawet ciągnięte przez pełny zaprzęg psów. Droga do obozu Aurelii faktycznie była krótka, kobieta wciągnęła sanie do środka swojego namiotu.
Aurelia przyłożyła dłonie do ciała nieprzytomnego Agnara, c.c.i zalewał ją okienkami z komunikatami na temat stanu chłopca z czego najistotniejszy mówił “przewidywalny zgon 20 minut, zalecana natychmiastowa suspensja” Kobieta przeniosła wzrok na Swietę, która klęcząc obok, wpatrywała się w nią wyczekująco. - Swieto przykro mi, twój brat już do ciebie nie wróci. - Swieta przymknęła oczy, zacisnęła usta, Aurelia nie potrzebowała swojego c.c.i żeby wiedzieć, że dziewczyna zbiera teraz żal i złość by przekuć je w siłę. Swieta otworzyła oczy, jej spojrzenie było zimne jak lód. - Jeśli go zabierzesz z rezerwatu, przeżyje? - Aurelia pokiwała głową:
- Oczywiście, ale nigdy nie będzie mógł wrócić… - Swieta wstała sprężyście i ucięła Aureli w pół słowa, patrząc na nią z góry. - W takim razie Pani, zabierz mojego brata do krain poza rezerwatem. To człowiek czystej krwi, będzie tam dla was Świętym. - Aurelia kiwnęła i również wstała, górowała teraz nad dziewczyną o głowę. Upewniła się, że c.c.i nagrywa każdy detal.
- Jak sobie życzysz Swieto - położyła rękę na ramieniu dziewczyny, a ta odwzajemniła gest. c.c.i Aureli przypomniał jej dokładną lokalizację suspensera w ekwipunku, Środkowa półka w szafce numer jeden. Szafka numer jeden była jedyną szafką jaką Aurelia miała w swoim namiocie, wyciągnęła złożony w kostkę suspenser i rozłożyła go na ziemi. Suspenser był z wyglądu długą na dwa metry niebieską torbą, z zewnętrznym panelem dotykowym. Następnie Aurelia wzięła Agnara na ręce i przeniosła do suspensera. Ułożyła go wewnątrz i zapięła w środku. Wcisnęła zieloną ikonę na panelu dotykowym, Suspenser zaczął zamykać się próżniowo, po chwili ciasno opinał ciało chłopca.
Swieta nie wiele rozumiała z tego co się dzieje ale nie musiała, miała całkowitą ufność w działania Aurelii. - Dziękuję Szlachetna Pani, teraz wybacz, mam rodziców do znalezienia… - ludzie w rezerwacie byli ważni, pod ochroną, c.c.i Aurelii potwierdzał autoryzacje do poinformowania dziewczyny o tym, że jej rodzice nie żyją.
- Swieta… - Aurelia zacisnęła dłoń na ramieniu dziewczyny, ta potrząsnęła głową - Do znalezienia i pochowania, oraz niedźwiedzia do zabicia - to powiedziawszy zrzuciła z siebie rękę. Aurelia uśmiechnęła się pod nosem “twój brat będzie dla świata świętym, ty będziesz bogiem” pomyślała i powiedziała. - Słusznie, tylko najpierw zjedz coś, osusz się i opatrz psy.

Kobieta nakarmiła Swietę i jej psy swoimi racjami. Kiedy dziewczyna zapadła w sen, Aurelia dosiadła Berkana i z Agnarem w suspenserze przerzuconym przez koński grzbiet ruszyła w podróż do punktu tranzytowego. C.c.i podał dystans 143 kilometrów i określił przybliżony czas podróży na trzy godziny dziesięć minut. Maksymalna prędkość Berkana wynosiła 80 kilometrów na godzinę ale należało uwzględnić niedogodności terenu, oraz ciężar ładunku, sam szkielet Aurelii ważył ponad 50 kilogramów, niewiele mniej niż cały suspenser z Agnarem w środku. Na soczewkach Aurelii wyświetlały się w ramkach wszystkie istotne dane: mini mapa, dystans, puls Berkana, jego poziom cukru we krwi, ilość energii chemicznej potrzebnej do prawidłowego biegu. Ilość pozostałej energii, Aurelia przywołała też ikonę suspensera, świeciła się na zielono, czyli działał prawidłowo. Na kontrole tego wszystkiego Aurelia przydzieliła 40% swojej uwagi i resztę przeznaczyła na własne rozmyślania. Agnar oczywiście będzie miał się świetnie, jego ciało zostanie naprawione, będzie kim tylko zapragnie, sportowcem, aktorem, naukowcem kimkolwiek, Rada Ziemian przydzieli kogoś ze szlachty do opieki nad nim, może nawet Aurelię. Swieta niedługo się obudzi i ruszy na łowy. Aurelia nie musiała przejmować się technologią jaką zostawiła w obozie, bez jej c.c.i była bezużyteczna. C.c.i określił szanse dziewczyny na samodzielne upolowanie jaskiniowego niedźwiedzia zarejestrowanego przez kamerę 7790 na 11.82%, ale Aurelia wybrała wierzyć w dziewczynę. Bardzo chciała by Swieta wyszła z tego zwycięsko, żeby opuściła rezerwat, po zostawieniu w nim zdrowych dzieci. Tacy ludzie mogli pomóc zbawić całą rasę.

Mała ikona w dolnym rogu wskazywała stabilność próbki z krwią, jaką Aurelia pobrała od Swiety. Świeciła się na zielono.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Niebiański Porządek

Post autor: neularger »

Nie piszesz lepiej niż od ostatniego razu, Amonie. Tekst się czyta źle, to jak brnięcie przez bagno. Zdania są dziwnie skonstruowane, czasem mają dziwny szyk. W ostatnim zdaniu zgubiłeś podmiot, pewnie nie ostatni raz. Widziałem też orta.
Fabuła.
Zalewasz czytelnika masą niepotrzebnych szczegółów - co mi po tak dokładnym przedstawieniu rodziny Agnara? Do czego mi się przydadzą informacja o herbie Aurelii czy szkieletyzacji?
Pierwsze epizody to wręcz popis nadszczególarstwa w połączeniu z, co najciekawsze, ukrywaniem istotnych informacji
Amon pisze:Agnar starał się poruszać najciszej jak tylko potrafił. Chłopakiem kierowała nie tylko trwoga przed majestatyczną puszczą, lecz również chęć zaimponowania osobie, na spotkanie której zmierzał.
1. To dziwne, że dzieciak wychowany w lesie odczuwał właśnie trwogę na widok puszczy. Zgodziłbym się na szacunek, wynikły z wiedzy o niebezpieczeństwach czających się w puszczy - ale trwoga?
2. Boldem - kilka zdań później "osoba" zmienia się w Szlachetną Panią z łopatologicznym dopiskiem "bo to właśnie do niej zmierzał Agnar". Kto mi powie czemu pierwsze zdanie nie mogło brzmieć: Agnar starał się poruszać najciszej jak tylko potrafił, bo chciał w ten sposób zaimponować Szlachetnej Pani.?
3. Spotkanie - tego słowa używa się raczej na określenie sytuacji, kiedy obie strony przybywają do jakiegoś miejsca, właśnie żeby się spotkać.

Dalej:
Agnar poprawił uchwyt na długiej tyczce, którą niósł ze sobą.
Tyczka winna pojawić się na początku, kiedy przedstawiany jest bohater, to element znacznie ważniejszy, niż:
W zasadzie jedynym wyzwaniem było teraz ominięcie polanki na której kręcił się Berkan, upiorny potwor z rasy koni. Agnar, znał historię koni i wiedział, że były one obecne w życiu ludzi od tysiącleci. Widział też już kilka na własne oczy (choć z oddali), na nizinach, cztery sezony temu. Tamte, zwane tarpanami były znacznie od Berkana mniejsze a i tak budziły w chłopcu niepokój. Agnar odetchnął z ulgą, gdy udało mu się minąć domenę ogiera bez zwracania na siebie uwagi.
Konie nie pojawią się, aż do samego końca tekstu inaczej niż jako ozdobniki.
Agnar wykonuje swój "skok o tyczce" (na szczęście, mimo śniegu na ścieżce i pewnie zamarzniętej ziemi, koniec tyczki pewnie utknął pewnie pomiędzy niewidocznymi kamieniami) i pewnie ląduje na nogach kilka metrów dalej niczego sobie nie łamiąc i fogle. Wyczyn ten spotkał się z aprobatą Szlachetnej Pani, jako że udało się skaczącemu ominąć w ten sposób "powtykane" w ziemię czujniki ruchu (zostawię to bez komentarza). Potem jest opis pani:
Mimo iż Agnar znał już Szlachetną Panią od niemal dziesięciu cykli księżyca, zawsze wpatrywał się w nią oczarowany, była po prostu tak bardzo inna. Kobieta wyższa i lepiej zbudowana od każdego mężczyzny jakiego Agnar widział.

Oczarowany wielką, umięśnioną kobietą. Nie wiem czy to jest właściwe słowo...
Z jej przegubów, kostek, łokci, kolan, a nawet czaszki wystawały srebrne bloczki, (...) że są to zakończenia kości, wyrastające ponad skórę.
Srebrne bloczki... Taak.
SJP pisze:bloczek I zob. krążek w zn. 6.
6. «płaski walec z rowkiem na obwodzie, w którym przesuwa się lina umożliwiająca podnoszenie ciężarów»
bloczek II
1. «mały blok do pisania lub rysowania»
2. reg. «kwitek»
Wybiorę sobie 6. Nie ma to tak samo sensu jak wszystkie inne znaczenia, ale jest najzabawniej. :P
Potem oboje idą do namiotu, gdzie rozmawiają o swoim wieku, sposobach przedłużania życia - rozmowa nie ma wyraźnego celu i służy raczej do zabicia czasu oraz przekazaniu czytelnikowi całej masy zbędnych informacji. Chłopak, przy okazji, łapie się na zupę.
Po pogawędce i posiłku chłopka wraca do domu.
Pytanie za sto punktów: po co poszedł do obozowiska Pani? Autorze?
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Amon
Sepulka
Posty: 82
Rejestracja: pn, 05 maja 2014 14:57
Płeć: Mężczyzna

Niebiański Porządek

Post autor: Amon »

Dzięki za odpowiedź :)
Zdania są dziwnie skonstruowane, czasem mają dziwny szyk.
Możesz wymienić kilka? chciałbym wiedzieć czego unikać.

No z tym bloczkiem to faktycznie coś nie poszło :)
po co poszedł do obozowiska Pani? Autorze?
Skoro tekst poległ to nie ma sensu opowiadać o tym czego w nim nie ma, więc oszczędze odpowiedzi :)

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Niebiański Porządek

Post autor: neularger »

Tekst jest tekstem nie dlatego, że piszesz mało poprawnie. Tekst poległa dlatego, że nie jest to utwór zamknięty, nie jest to opowiadanie. To raczej pierwszy rozdział czegoś. Ty nawet nie próbowałeś tego zamknąć, co nieprzyjemnie podpada pod regulamin Warsztatów.
Obiecane wyjątki z tekstu:
Pani siedziała obok niego, patrzyła się przed siebie bez słowa, Agnar postanowił zadać pytanie:
"Patrzyła się"- to kolokwializm. Ten czasownik nie jest z definicji zwrotny, robi się tylko jakby patrzyła na siebie. :P
Oczy Pani, były siwe jak u wilka, Kobiecie nie rosły żadne włosy, ni na głowie ni na reszcie ciała.
Raczej "ani ani". Poza tym, skracając, napisałeś coś takiego: Kobiecie nie rosły żadne włosy na reszcie ciała. To jest gramatycznie poprawne. Ale tylko gramatycznie. :)
Swieta chciała coś jeszcze dodać ale ojciec przywrócił dyskusję na główny temat, zwracając się do swojej pierwszej żony
Przywrócić dyskusję? Kolokacja z gatunku niespotykanych. I przywraca się się raczej do czegoś, na przykład DO poprzedniego stanu a nie NA ("na główny temat").
Piękna peryfraza hasła “transfer neurologiczny” z waszego terminala informacyjnego.
Z bohaterki nie uczynisz erudytki udziwniając jej wypowiedzi. "Opis" jest tu najzupełniej wystarczający.
To miało być jego pierwsze zimowe polowanie na dużego zwierza, bo zające i gryzonie to łapał w sidła nieraz a i z łuku ustrzelić potrafił. Tyle że małego coś, bo dużego łuku, co siłę ma większą, nie potrafił by jeszcze naciągnąć, to tylko dorośli i Swieta umieli.
Podkreślone - udziwniony, jakby archaizowany szyk.
Pogrubione - ORT
Pochylone - Obsuwa gramatyczna, nie łączy się z poprzednim zdaniem.
“Teraz!” - umysł Swiety krzyknął, dziewczyna chwyciła oburącz dolny koniec łęczyska i przy trzystu sześćdziesięcio stopniowym obrocie wymierzyła cios na wysokości oczu, wkładając w niego każdy gram swojej determinacji(1), swojego strachu(2), żalu(3), smutku(4), swojej żądzy zemsty(5), mordu(6) i swojej siły(7).
Cztery razy zaimek "swój". Nie, retoryczne to nie jest. No i ta lista tych siedmiu elementów włożonych w cios - normalnie padłem ze śmiechu. Miało być patetycznie i epicko, a wyszło jak zwykle.
Zwierz wydawał się nieprzytomny, dziewczyna doskoczyła doń i zatopiła w jego futrze pierw jedno a potem i drugie ostrze, następnie wstała, podniosła łuk zamiarując namierzyć kolejnego wilka.
Zwierz - ok. Ale zamiarując? To znów jakaś archaizacja. Poza tym masz obok dwa wyrazy z tym samym rdzeniem semantycznym - podkreślone.
Swieta chciała iść dalej i szukać rodziców, ale jej brat był tu i potrzebował pomocy teraz.
To festiwal nadszególarstwa, zapewne miał służyć podkreśleniu dramatyzmu sytuacji. Po raz kolejny nie wyszło. Wystarczyło napisać:
Swieta chciała dalej szukać rodziców, ale jej brat potrzebował natychmiast pomocy.
Wibrujący dźwięk w prawym uchu, znacząco obniżył poziom koncentracji Aurelii na czytanym tekście, który wyświetlała sobie właśnie na “pełnym ekranie” to jest na soczewkach obojga oczu. Ów dźwięk, był niczym innym, jak powiadomieniem o materiale video, oznaczonym jako “priorytetowy”. Materiał został zarejestrowany przez konia Aureli, to jest przez kamerę na jego soczewkach. Jako “priorytetowy” oznaczył go centralny chip informacyjny (c.c.i.) wszczepiony w czaszkę konia. Ten sam chip skierował następnie cyfrowy materiał do swojego odpowiednika, tym razem w czaszce Aureli.
Ten kawałek wyraźnie pokazuje, że z językiem sobie nie radzisz. Tego się nie czyta, przez to się brnie niczym przez trzęsawisko. Nie potrafisz operować skrótem i po raz kolejny zlewasz czytelnika niepotrzebnymi szczegółami. Poniżej masz moją propozycję tego fragmentu:
Wibrujący dżwięk, oznaczający nadejście priorytetowej transmisji wideo, przerwał Aurelii czytanie książki wyświetlanej bezpośrednio na siatkówkach oczu. Niepokojący materiał filmowy został nagrany przez mikrokamery umieszczone w oczach Berkana i po analizie uznany za dostatecznie ważny, by niepokoić Aurelię. CCI (Centralny Chip Informacyjny) umieszczony w jej czaszce odbierał właśnie rzeczoną transmisję od bliźniaczego chipu konia.
Wykorzystano przy tym sprawdzoną od stuleci technologie Bluetooth, metoda może nieco prymitywna, ale jej główną zaletą było niskie zużycie energii, zważywszy, że c.c.i opierały się jedynie na elektryczności obecnej w mózgu nosiciela. Przynajmniej te cywilne.
Bluetooth, to protokół komunikacyjny, a nie sposób wydajnego wysyłania komunikatów. Jego oszczędność wynika z małej mocy, ponieważ zakłada się, że odbiornik i nadajnik są blisko siebie - co tu nie ma zastosowania - bo tym wypadku musiała zostać użyta wersja zapewniająca komunikację do 100m (najbardziej energochłonna), bo koń Aurelii nie siedział z nią w namiocie tylko był gdzieś na zewnątrz, na polanie.
Fraza "c.c.i opierały się jedynie na elektryczności obecnej w mózgu nosiciela" jest bełkotem. Gdyby nie kontekst, nikt by nie wpadł na pomysł że chodzi o zasilanie tych chipów. Oczywiście chodzi mi tylko o chipy cywilne. Nieprawdaż? :)

Tego jest autorze więcej. Po prostu dalej już mi się nie chce. Szwankuje też mocno interpunkcja i robisz orty.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Amon
Sepulka
Posty: 82
Rejestracja: pn, 05 maja 2014 14:57
Płeć: Mężczyzna

Niebiański Porządek

Post autor: Amon »

Dzięki za przykłady. Jest nadzieja, że kiedyś się poprawie :) pozdrawiam.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Niebiański Porządek

Post autor: Małgorzata »

Cytat z tekstu, zamieszczony przez Neu, trochę mnie zainspirował...
Do wykładu. :(((
Pozwolę sobie sięgnąć po nieco większy fragment i pogadać. To będzie długi wykład o błędach w stosunkowo niewielkim urywku tekstu. Wiem, to niesprawiedliwa dysproporcja, ale jestem gadułą, a to zobowiązuje.
Pani siedziała obok niego, patrzyła (się - won, czyli korekta) przed siebie bez słowa[,] Agnar postanowił zadać pytanie:
- A o czym Pani teraz myśli? - zapytał[,] kobieta uśmiechnęła się. (|_ - to też korekta, czyli wers w dół i... brzydkie słowa, dużo brzydkich słów od korektora)- Nie myślę, czytam(.) - odpowiedziała.
Po pierwsze, Autorze, polski układ tekstu (tutaj, ze względu na medium, uproszczony, lecz nie całkiem lekceważony).
Zagadnienie wcale nie jest trudne, przysięgam. Chodzi o dialog. Dialog w tekstach polskich, niezależnie od ich jakości, zawsze wygląda TAK:
- Och, jakże jestem wkur...zona! - jęknęła osoba nr 1, wypowiadając kwestię dialogową.
- Ja też - uśmiechnęła się osoba nr 2, która odpowiedziała na kwestię dialogową osoby nr 1, dlatego ta odpowiedź pojawiła się od nowego wiersza, czyli po "Enterze".

Gdyby osoba nr 1 mówiła jeszcze po komentarzu narracyjnym, jej wypowiedź znalazłaby się w tym samym wierszu. Bo każda osoba dialogu ma własną linijkę, gdy mówi.
Np.
- Jestem wściekła - warknęła osoba nr 1. - Mam mordercze myśli.
Zalecam stosowanie poprawnego układu tekstu, Autorze. Nie dlatego, że mogłabym (albo inni czytelnicy mogliby) pomyśleć, że jesteś nieukiem, nieoczytanym idiotą czy analfabetą (choć tak właśnie sobie pomyślałam => to są te brzydkie słowa, które wyrwały mi się przy korekcie, przepraszam, była to reakcja emocjonalna). Zalecam stosowanie polskiego układu tekstu, ponieważ większość czytelników mimo wszystko JEST UWARUNKOWANA jak psy Pawłowa. Pomyśl, Autorze, nawet w książeczkach dla dzieci stosuje się poprawną kompozycję zapisu! Znaczy, warunkowanie idzie od najmłodszych czytelniczych lat. Może niektórzy będą twierdzić, że im taki błędny zapis nie przeszkadza => mało czytają i pewnie ich rodzice zlekceważyli akcję "Cała Polska czyta dzieciom". Reszta odczuwać będzie niewielki może, ale jednak dyskomfort. Wystarczy, aby mieć mniej pozytywny stosunek do tekstu. Tak, ta reakcja jest już nieświadoma...
Znaczy, dla czystych korzyści odbioru => czytelnik więcej Ci wybaczy, Autorze, jeżeli nie będziesz mu utrudniał czytania takim duperelem, jak poprawny zapis dialogu.

Po tym przydługim wstępie (ulało mi się), wytłumaczę się z zaznaczeń.

Po drugie, Autorze, interpunkcja.
Zaznaczyłam parę przecinków. Nie dlatego, że zostały wstawione nieprawidłowo. Wręcz przeciwnie, zaznaczone przeze mnie przecinki (pogrubieniem i nawiasem kwadratowym) znajdują się tam, gdzie według wszelkich reguł powinny => rozdzielają części składowe zdania wielokrotnie złożonego. Fajnie, prawda?
I właśnie w tym jest problem. Zdanie (lub wypowiedzenie, czyli termin trochę szerszy, obejmujący nie tylko to, co ma orzeczenie, lecz także to, co orzeczenia nie ma, ale i tak pełni funkcje zdaniowe) nie jest li tylko zestawieniem składników znajdujących się między wielką literą na początku i kropką na końcu. Zdanie ma (albo powinno mieć) również wewnętrzną spójność.
Gdyby spojrzeć na fragment, który zacytował Neu, widać, że Tobie, Autorze, wydaje się, że zdanie jest randomowym zestawieniem elementów między wielką literą i kropką...
Pani siedziała obok niego, patrzyła przed siebie bez słowa[,] Agnar postanowił zadać pytanie (...)
Wszystkie trzy części tego zdania są semantycznie równe dla Ciebie, Autorze (bo rozdzielasz je przecinkiem). Znaczy, gdyby czytać na głos, brzmiałyby tak samo. Tymczasem powinna być wyraźna pauza, rozdzielenie, które w tym przypadku zaznacza zmianę optyki narratora, czyli przejście na inną postać.
Pani siedziała i gapiła się w dal. Agnar postanowił zadać pytanie:
- Pytu-pytu?

Dlaczego? Bo jedna postać robi swoje, a druga swoje. Osobno. Gdyby robiły coś razem, logicznie by było połączyć czynności w jednym, przecinkowanym, złożonym zdaniu.
Oczywiście, nie trzeba robić osobnych zdań (dzielić kropką), można użyć magicznych cząstek do działań logicznych na różnych częściach wypowiedzeń złożonych. Znaczy, korzystać można ze spójników.
Np.Pani siedziała obok niego, patrzyła przed siebie bez słowa[, a] Agnar postanowił zadać pytanie (...)
Oczywiście, wolę kropkowanie, ale ja jestem prosty czytelnik, tępy.
Natomiast zdecydowanie kropka powinna zamknąć komentarz narracyjny po pytaniu Agnara.
- A o czym Pani teraz myśli? - zapytał[,] kobieta uśmiechnęła się.
Pozwolę sobie nie skomentować pozostawiania jednosylabowca na końcu zdania (znaczy: "się"). Do komentarza narracyjnego "zapytał" odniosą się trochę dalej, tutaj chcę tylko wskazać, że ponownie łączenie czynności Agnara i Pani jest bez logicznego sensu. Jedno pyta (Agnar), drugie odpowiada (Pani), czynią to osobno, każde na własny rachunek, a narrator "przeskakuje" między nimi. Należy dać mu szansę i czas, Autorze, na ten przeskok. Czyli postawić kropkę po czynności jednej postaci i rozpocząć nowe zdanie dla czynności drugiej postaci.
Bo tak jest logicznie. Oczywiście, opcjonalnie można użyć magicznych spójników (w tym przypadku również wychodzi mi, że będzie to "a"), ale nie polecam.

Po trzecie, grzech, Autorze.
W cytacie na początku podkreśliłam również niektóre wyrazy.
Pani siedziała obok niego, patrzyła przed siebie bez słowa[,] Agnar postanowił zadać pytanie:
- A o czym Pani teraz myśli? - zapytał (ciach!)
Mam nadzieję, że widać to, o czym pisał Neu: nadszczególarstwo na poziomie hardkorowym.
Autorze! Napisałeś, że A. zadał pytanie, potem zapisałeś to pytanie jako kwestię dialogową (zakończoną PYTAJNIKIEM), a na koniec dodałeś narracyjnie "zapytał". Noż, do kur...de-lebele! A może jeszcze jakoś graficznie to zaznaczysz mocniej? Migające literki czy choćby kolorek?!
TRZY RAZY, Autorze. W jednym zdaniu trzy razy zaznaczyłeś odbiorcy, że Twój bohater zadał pytanie.
To nie jest traktowanie czytelnika jak umysłowego kaleki. To świadectwo językowej niekompetencji Autora.
Narracja nie musi być lakoniczna (choć taką lubię najbardziej - krótką, trafną i ironiczną, czyli dokładne przeciwieństwo tego, co sama uprawiam choćby w tym poście), ale musi być ergonomiczna. Wskazywanie na oczywistość jest naruszeniem tej ergonomii, wprowadzaniem waty słownej i zanudzaniem odbiorcy. Tym właśnie są komentarze narracyjne typu "zapytał" czy "odpowiedziała". Nawet angloamerykańscy pisarze zaczynają uciekać od tego "he asked", "she said", choć w przypadku języka angielskiego wskazanie na podmiot jest wymogiem gramatycznym, w przeciwieństwie do polszczyzny, w której nie ma takiego partyjnego... znaczy, gramatycznego obowiązku.

No, ale skoro już jestem przy tych zbędnych komentarzach narracyjnych, pozwolę sobie wskazać jeszcze na błąd interpunkcyjny, też wcześniej zaznaczony (nawiasem okrągłym i pogrubieniem).
- Nie myślę, czytam(.) - odpowiedziała.
Skoro postawiłeś kropkę, Autorze, znaczy, że zamknąłeś zdanie. Myślnik nie zwalnia od wielkiej litery w zdaniu następnym. Ze względu na logikę jednak komentarz narracyjny "odpowiedziała" powinien być częścią kwestii dialogowej (oddzieloną od kwestii dialogu myślnikiem). Znaczy, kropka jest nieuprawniona. Sam komentarz też jest nieuprawniony, ponieważ wskazuje na oczywistość => nikogo więcej nie ma na "scenie", tylko Agnar i Pani. Gdybyś, Autorze, stosował poprawny zapis dialogu, czytelnik wiedziałby, ze to Pani odpowiedziała i nie musiałbyś tego dopowiadać. Ani sprawiać, że kropka, która powinna wystąpić tam, gdzie ją postawiłeś, staje się błędem interpunkcyjnym.

Po tak długim paplaniu wypada pokazać, jak można było "zrobić" ten fragment, aby dało się go czytać bez bolesnych skurczów i zgrzytania zębami. Wersja redakcyjna najprostsza, czyli najbliższa temu, co mógłbyś sam napisać, Autorze.

Pani siedziała obok i patrzyła przed siebie bez słowa. Agnar przyglądał się jej ukradkiem.
- O czym Pani myśli?
Uśmiechnęła się lekko.
- Nie myślę, czytam.


Dużo mniej słów niż w Twojej wersji, Autorze, prawda?
Poniżej za to będzie ich dużo, bo z tej "redakcji" wypada mi się wytłumaczyć łopatologicznie.

Początek wprowadza dwie osoby, w narracji nie ma wzmianki, że jest tam ktoś jeszcze, czyli należy założyć, że to, co się dzieje w epizodzie, dotyczy tylko tych wprowadzonych na początku postaci. Nie wiem, czy A. patrzyłby ukradkiem, może wręcz przeciwnie, przyglądałby się otwarcie lub z onieśmieleniem, a może jeszcze inaczej => nie chciało mi się wymyślać, więc wrzuciłam najprostsze, co mi się skojarzyło.
Pierwsza kwestia dialogowa zawiera "imię" postaci, czyli ją identyfikuje. Zawiera też znak interpunkcyjny - pytajnik, czyli wiadomo od razu, że A. zadał pytanie. To oczywiste, więc nie ma potrzeby o tym dodatkowo mówić czytelnikowi.
W narracji dodałam okolicznik (w zasadzie powinnam powiedzieć, że dodałam po prostu przysłówek, bo nie chodziło mi o modyfikację składni, lecz stylu), żeby "się" nie wisiało na końcu. Olałam podmiot (ukryłam go w orzeczeniu), ponieważ są dwie osoby, ale tylko jedna rodzaju żeńskiego, więc orzeczenie z podmiotem domyślnym może się odnosić tylko do niej, czyli do Pani. Logiczne.
Kolejna kwestia dialogowa od nowego wiersza wskazuje, że odzywa się druga osoba. Są tylko dwie, jedna już mówiła, więc może to być tylko ta druga. Z treści wynika, że wypowiedź jest odpowiedzią na zadane przez A. pytanie. Poprzedzający opis narracyjny wskazuje dodatkowo, kto się odezwał. Nie ma potrzeby niczego więcej dopowiadać.
Logiczne, prawda? :P
A tyle musiałam się nagadać, żeby tę oczywistość wyjaśnić...

Krótko mówiąc, Autorze, logika u Ciebie szwankuje. Nie umiesz łączyć danych, nie umiesz ich selekcjonować (na istotne, nieistotne i istotne tylko w określonych sytuacjach). Brak logiki odbija się na Twojej interpunkcji, składni i stylu (bardzo nieporadnym). A przede wszystkim - na fabule.
Dla Ciebie, IMAO, kluczem do języka literackiego, Autorze, jest... logika.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Amon
Sepulka
Posty: 82
Rejestracja: pn, 05 maja 2014 14:57
Płeć: Mężczyzna

Niebiański Porządek

Post autor: Amon »

jesteś nieukiem, nieoczytanym idiotą
Jest taka opcja.
analfabetą
Nie ma takiej opcji.
była to reakcja emocjonalna
Jest taka opcja.

Dzięki za odpowiedz, Pozdrawiam.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Niebiański Porządek

Post autor: neularger »

Z całego, długiego wykładu Małgorzaty Autor zafiksował się na jednym zdaniu. I to dość monotematycznie. :)
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Niebiański Porządek

Post autor: Małgorzata »

Bo to reakcja emocjonalna. Reakcja emocjonalna zawsze wywołuje rezonans, czyli działa.
Ale przeprosiłam, bo to były brzydkie słowa. :P
Informacja, czyli dane, są neutralne. A część tego, o czym paplałam, jest oczywiste. Tak oczywiste, że chyba nie zostało nigdy właściwie zwerbalizowane. Wykonujemy porządkowanie logiczne wypowiedzi odruchowo, zupełnie bez zastanowienia. W mowie mniej, ale cezury słychać. Zastanawiam się, JAK ten Autor mówi... Szkoda, że nie mogę usłyszeć...

Przepraszam, chyba jadę na kucyku psychologii języka czy podobnej maści - słabo się znam na tej rasie kucyków, niestety. Powinnam sobie poszerzyć bazę danych, ale brakuje mi czasu. W jednym z sektorów wszechświata zasiedlonego przez ludzkość właśnie trwa koszmarna bitwa, tłuką się dwie floty (kosmiczne, oczywiście), a autor tego zamieszania nie odróżnia przestrzeni od płaszczyzny, więc rozrysował to starcie na schematach w 2D (tak, &#@!#&****!!!! - to są bardzo wulgarne przekleństwa - mam w tekście RYSUNKI!*Na szczęście mam też bardzo mądrego redaktoa, który rysunki wywalił z przekładu, HA!). Znaczy, muszę wrócić do roboty i zakończyć ten nierówny pojedynek... A potem z RED-em zaplanowaliśmy, że autora tej powieści powiesimy za nogi na rei => jak podynda w różne strony, na pewno załapie koncept 3D i podstawy geometrii przestrzennej... :)))
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Amon
Sepulka
Posty: 82
Rejestracja: pn, 05 maja 2014 14:57
Płeć: Mężczyzna

Niebiański Porządek

Post autor: Amon »

Autor nie mógł się zafiksować (przynajmniej świadomie) bo nie rozumie tego słowa. (pierwszy cytat może nieść pewne wytłumaczenie dla tej sytuacji)

Autor z racji swego pierdzielstwa, nie wypowiada się, bo przyjął informacje do wiadomości i nie ma nic do dodania od siebie.
:)

Awatar użytkownika
Iwan
Fargi
Posty: 344
Rejestracja: wt, 21 lip 2009 14:18

Niebiański Porządek

Post autor: Iwan »

To ja też się chętnie pobawię, bo dawno nie było tekstu do rozczłonkowania. Najpierw uwagi ogólne: tekst mnie niestety zmęczył i przynudził. Zbyt dużo miejsca poświęcasz zupełnie nieistotnym szczegółom, które w żaden sposób nie pchają historii do przodu, nie dodają żadnego smaczku, nie rozjaśniają fabuły i nie przybliżają bohatorów. Na przykład sukienka z konopi lub z czegoś innego – skoro nie wiadomo, z czego jest, to po co w ogóle o niej pisać? Mnóstwo jest też niezamierzonych komicznych wstawek, spróbuję wyłapać za chwilę co ciekawsze. Dialogi są paskudnie trudne do odczytania przez dziwaczny układ tekstu, a ich treść jest nijaka. Większość rozmów jest o niczym, do tego dialogi „rodziny survivalowców” bardzo wyraźnie sugerują, że oni wszyscy są opóźnieni w rozwoju. Może to była twoja stylizacja jakiejś lokalnej gwary, ale jeśli takie było zamierzenie, to chyba się nie udało.
Interpunkcja leży i błaga o litość od pierwszego zdania, orty też się pojawiają. Radzę też powtórzyć pisownię „by” z czasownikami, bo są błędy.
W pierwszej części tekstu bardzo biją po oczach notoryczne wtrącenia i uzupełnienia, które kompletnie rozbijają płynność zdań.
[...] chęć zaimponowania osobie, na spotkanie której zmierzał.
A po co ta tajemnica? Dwa zdania dalej walisz prosto z mostu, do kogo idzie bohater.
Obozowisko, Szlachetnej Pani, bo to właśnie do niej zmierzał Agnar, znajdowało się już niedaleko.

Powyżej widać, że oprócz zjadania przecinków, czasami wstawiasz też nadprogramowe w przypadkowych miejscach. Nie da się zaznaczyć, bo to praktycznie w kazdym zdaniu. Poza tym właśnie w tym momencie zauważyłem te uporczywe wtrącenia niemal w każdym zdaniu. Wygląda to tak, jakbyś postanowił dopisać brakujące informacje podczas drugiego czytania, ale nie chciało ci się przerabiać tresci.
Berkan, upiorny potwor z rasy koni.

Niestety śmiechłem z „rasy koni”. Niezręcznie wyszło.
Agnar, znał historię koni i wiedział, że były one obecne w życiu ludzi od tysiącleci. Widział też już kilka na własne oczy (choć z oddali), na nizinach, cztery sezony temu.
Wychodzi, że widział już kilka tysiącleci. Tak czy inaczej całe zdanie kompletnie niepotrzebne.
Agnar poprawił uchwyt na długiej tyczce, którą niósł ze sobą.
Ejże, bez oszukiwania! Przypominają mi się przedpotopowe czasy zabaw w gry fabularne, podczas których kolega notorycznie oszukiwał:
- Nagle słyszysz świst strzały!
- A, bo ja zapomniałem powiedzieć, że zanim wlazłem do tej jaskini, to rzuciłem na siebie zaklęcie magicznej zbroi, wyjąłem miecz i nastawiłem tarczę!
Morał: jeśli chłopak ma mieć tyczkę i będzie ona do czegoś potrzebna, daj mu ją wcześniej, a nie pięć sekund przed skokiem.
Agnar w jednej chwili obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni.

Ale po co mierzyć, o ile stopni? Nienaturalnie brzmi.
Postać była jeszcze dość daleko ale szła w jego kierunku. Mimo iż Agnar znał już Szlachetną Panią od niemal dziesięciu cykli księżyca, zawsze wpatrywał się w nią oczarowany, była po prostu tak bardzo inna. Kobieta wyższa i lepiej zbudowana od każdego mężczyzny jakiego Agnar widział. Póki nie nastała zima, chłopak myślał, że jej cera ma barwę śniegu. Teraz widział, że co prawda nie jest całkiem biała, ale i tak bardzo jasna. Oczy Pani, były siwe jak u wilka,
W całym tekście roi się od powtórzeń „być”. Zwracam na to uwagę, bo sam mam dokładnie ten sam problem. Co do samego końca cytatu – wstawiłeś przecinak zamiast kropki, Na początku myślałem, że palec się omsknął, ale później znalazłem kilka innych przykładów, gdzie ewidentnie dwa oddzielne zdania z jakiegoś powodu łączysz w jedno.
Kobiecie nie rosły żadne włosy, ni na głowie ni na reszcie ciała.
Śmiechłem ponownie. A gdzie ten młody Agnar jej zaglądał, że tak dobrze wie, gdzie są włosy, a gdzie nie ma? Do tego INTERPUNKCJA!
Kobieta nosiła krótką, przepasaną tunikę, w ocenie chłopaka wykonaną z konopi, no ale tak naprawdę mogło to być cokolwiek, co Pani miała, a lud Agnara nie.
Wszystko po słowie „tunikę” wywal, tym bardziej, że druga płowa zdania to kompletny bełkot.
Agnar wiedział też, że żadna inna ochrona nie była by jej potrzebna.
Ajajaj!
Kobieta jak zawsze emanowała spokojem, uśmiechała się uprzejmie, klasnęła jeszcze kilka razy zanim stanęła przed chłopcem.
Emanowała spokojem, uśmiechała się, klasnęła. Coś mi tu ewidentnie nie gra w czasownikach. Nie potrafię powiedzieć dlaczego, nie znam się na termianch gramatycznych, ale trzeci nie pasuje do dwóch pierwszych.
Agnar z szacunkiem ukląkł, Pani kiwnęła mu głową i gestem zachęciła by powstał.
I tu się mści rozdzielanie „by”. Czytając to zdanie pamiętałem po poprzednim byku z „by” i zakręciłem się na tym zdaniu, rozważając przez moment, czy zrobiłeś błąd z „by”, czy po raz godzilionasty zapomniałeś przecinka. Odpowiedź jest jasna, ale jednak takie momenty powodują paskudne potknięcia podczas czytania, męczą i nie dają skupic się na samej treści.
Nie traktuj tego jako porażki, jestem z ciebie zadowolona, Agnarze, trzeci synu Ejdy i Wagra, choć, zjesz trochę ciepłej zupy.
Na Peruna i Swaroga! Chodź – chodzić, choć – chociaż.
[...] stworzonego przez ludzi z poza rezerwatu.
Dwa byki ortograficzne w dwóch kolejnych zdaniach. Odtąd zaczęło się robić naprawdę niedobrze, bo już się jako czytelnik lekko zdenerwowałem i moje nastawienie z ciekowości zmieniło się w zażenowanie. A z takim nastawieniem nei da się pozytywnie odebrać tekstu. Drogi Autoru, dbaj o nastrój czytelnika!
Rezerwat miał jeden terminal informacyjny, kilkanaście dni drogi stąd (oczywiście latem).
„Stąd” miałoby miejsce, gdyby był jakiś punkt odniesienia. Tutaj nie ma. Zastąpiłbym to czymś w rodzaju „kilkanaście dni drogi dalej” albo „kilkanaście dni drogi na wschód (bo na wschodzie musi być jakaś cywilizacja)”. Dopisek w nawiasie niepotrzebny. Nawiasy to zły zwyczaj.
Agnar, jak wielu młodych, lubił spędzać czas na zadawaniu pytań terminalowi, który zawsze miał odpowiedź.

Niezręczne sformułowanie. Może raczej, że lubili uczyć się od niego, pozyskiwać informacje, pogłębiać wiedzę?
Oczywiście terminal był w jednym tym samym miejscu, a ludzie przemieszczali się, dlatego często dostęp do niego był ograniczony, szczególnie zimą.
Na Światowida! Zdanie „Terminal był daleko.” Zmieniłeś na taki bełkot, że musiałem to zdanie czytać kilka razy, by odgadnąć, co autor miał na myśli.
Na szczęście dla Agnara, Szlachetna Pani znajdowała się blisko i podobnie jak terminal, znała odpowiedzi na pytania. No i była żywą osobą.
Pani siedziała obok niego, patrzyła się przed siebie bez słowa, Agnar postanowił zadać pytanie:
Pogrubione do wywalenia. Powyższe to dwa zdania, które z jakiegoś powodu skleiłeś w jedno. Tymczasem jedno nie ma nic do drugiego.
- A o czym Pani teraz myśli? - zapytał, kobieta uśmiechnęła się. - Nie myślę, czytam. - odpowiedziała. Chłopak najpierw pokiwał głową ale zaraz podrapał się po brodzie i znów zapytał
Zapis dialogu jest dla mnie niezrozumiały. Każda kolejna osoba w rozmowie odzywa od nowej linijki. Jak nie ma nowej linijki, to mówi dalej ta sama osoba. A u ciebie w jednyum akapicie mówi chłopak, potem mówi pani, a potem znowu chłopak, tylko że niewerbalnie. Do tego na samym końcu zabrakło dwukropka.
- A ja słyszałem, że ludzie z poza rezerwatu po prostu przelewają informacje do mózgu, tak jak się przelewa wodę z wiadra do beczki, tylko że mózg to jest beczka bez dna. - Pani roześmiała się i przesunęła spojrzenie na Agnara, chłopak zrozumiał, że przestała czytać.
Trygławie, zmiłuj się! Z poza? Jeden błąd można przełknąć, ale drugi raz to już złość bierze. To tak samo jakby muzyk fałszował. Pewnie, niech sobie fałszuje, dopóki ćwiczy w domu, ale jak wychodzi zagrać dla publiczności... No nic, jedziemy dalej. To przelewanie informacji – próbujesz pokazać, jaki bohater jest zacofany technologicznie. Przesadziłeś, bo wyszedł na jaskiniowca, a jeszcze przed chwilą obliczał sobie wzory na sprężystość. No i na domiar złego powyższy zapis dialogu ewidentnie wskazuje, że to powiedziała Pani, nie Agnar, co daje bardzo komiczny efekt.
- A wie Pani, ile Pani ma lat?
Każesz swojemu bohaterowi zaczynać każde zdanie od „a” albo „no”. Taka stylizacja połączona z koszmarnie głupią treścią tej rozmowy rodzi w czytelniku naprawdę bardzo złe zdanie o poziomie intelektualnym chłopca. Odpowiedzi kobiety są z kolei przepełnione „trudnymi” terminami, za którymi on nie miałby właściwie szans nadążyć. Do tego cały dialog jest sztuczny, stworzony tylko po to, by przybliżyć czytelnikowi trochę twój świat. Postaraj się kompletnie przerobić ten fragment. Niech te treści, które chcesz przekazać pojawią się mimochodem, a nie łopatologicznie w stylu:
- Babciu, opowiesz mi o naszym świecie?
- A więc, wnusiu, w zamyśle naszego stwórcy mieszkasz w rezerwacie na planecie, która jest płaskim dyskiem opartym na grzbietach czterech pijanych tapirów...
Potem jest pół strony ględzenia o starości, implantach i sprawności. Nudy! Po tej kilkuminutowym wykładzie Pani wygania chłopaka, bo nie zdąży na dobranockę. No to udana wyprawa, nie ma co!
Już nie chce mi siędokładnie opisywać, bo praktycznie każdy fragment to kilka uwag. W każdym razie rozmowa rodzinna to zupełny niewypał, raz trajkoczą jak postaci z Klanu o pierdołach, a zaraz potem przechodzą na temat czujników ruchu. Jest dysonans. Na domiar złego stylizacja rozmowy przypomina mi rozmowy irlandzkich tubylców których rodzice są blisko spokrewnieni. Coś w rodzaju:
-Łolaboga, ja pójdę do Hesz przypilnuję no ci maleństwo a Ulg i Wągier niech no pójdą na polowanie o rany zimioki na gazie bo każdy musi tego no robić co umi i takie tam bo jak nie umi to niech nie robi co o tym myślisz hę? Bo ja jestem mundra i silna i szybka i ładna że też bardzo jestem hej!
To miało być jego pierwsze zimowe polowanie na dużego zwierza, bo zające i gryzonie to łapał w sidła nieraz a i z łuku ustrzelić potrafił. Tyle że małego coś, bo dużego łuku, co siłę ma większą, nie potrafił by jeszcze naciągnąć, to tylko dorośli i Swieta umieli.
I oto proszę: zaraz po tej rozmowie ten dziwaczny styl graniczący z bełkotem przeszedł już na narratora: Nieraz a i z łuku coś se ustrzelił, że hej. Tylko on to coś ten tego z małego łuku, bo dużego to on przecież nie tego.
Dalej przestałem czytać z uwagą, bo zupełnie straciłem zaintersowanie. Pamiętam tylko dysonans, że rodzinak szczęślwie sobie polowała, wszystko cacy, a tu znienacka w następnym zdaniu cały szałas robi w gacie, bo myśliwi zaginęli. Brakuje jakiegoś łącznika. No i opis walki z wilkami: wszystko niby jak trzeba, ale zupełnie nie czuje się tempa akcji, poczucia zagrożenia. Prawdopodobnie dlatego, że walczy nie bohater, tylko jakas kompletnie przypadkowa osoba, która do tego była przedstawiona w taki sposób, że czytelnik jej nie lubi. Fragment kulminacyjny z zatłuczeniem wielkiego basiora łukiem do wywalenia. Po pierwsze stukilowy bydlak nie poczułby nawet uderzenia jakimś patykiem, a już na pewno nie poleciałby na bok od impetu ciosu. To zwykła druga zasada dynamiki Newtona. No i na zakończenie mój ulubiony fragment:
Swieta wypuszczała z siebie strzałę za strzałą, słoneczne przedpołudnie zapewniało świetną widoczność.
Tak z ciekawości: którym dokładnie otworem wypuszczala te strzały? I po co , skoro miała w rękach łuk? I po co robisz przerwę w walce na podziwianie krajobrazów i pogody?
Opisy technologii nudne i nie robią wrażenia. Mimo wszystko za mało przyszłościowe. Ot, zwykła technolgia początku naszego wieku z wyświetlaniem na oczach. Ostatnie dwa zdania nic mi nie mówią. Nie rozumiem co z tego, że coś się świeciło na zielono (nie rozumiem, czy świeci krew, czy próbka, czy ikonka), bo nie wiem, co wynika z tego, ze którakolwiek z tych rzeczy świeciłaby na zielono?
What doesn't kill you, makes you pissed off

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Niebiański Porządek

Post autor: Małgorzata »

Ivan pisze:Emanowała spokojem, uśmiechała się, klasnęła. Coś mi tu ewidentnie nie gra w czasownikach. Nie potrafię powiedzieć dlaczego, nie znam się na terminach gramatycznych, ale trzeci nie pasuje do dwóch pierwszych.
Bo nie trzeba znać terminów gramatycznych, choć błąd jest bez wątpienia gramatyczny. Niemniej jednak wystarczy rozumieć znaczenie wyrazów, tu: czasowników, aby zauważyć, że coś nie gra. :)))
Spróbuję wyjaśnić.
Czasowniki (tu: orzeczenia, oczywiście) ze zdania, które cytowałeś, Ivanie, różnią się znaczeniowo, dlatego - bardzo słusznie - uznałeś je za niedopasowane.
Dwa pierwsze wyrazy opisują czynność "dziejącą się" (trwanie/proces), ale niezakończoną. Wyraz trzeci oznacza czynność zakończoną, która działa się i została wykonana. Używając terminu gramatycznego: nie zgadza się aspekt czasowników - dwa pierwsze są niedokonane, trzeci dokonany.
Tymczasem w cytowanym zdaniu wszystkie trzy czasowniki są wyliczone i oddzielone przecinkami, czyli potraktowane jak czynności z jednego zbioru, równoważne. A aspekty mają różne, czyli czynności do siebie nie pasują - czas ich trwania się różni (dwie trwają, trzecia się skończyła).
I właśnie to, Ivanie, wychwyciłeś => błędne uporządkowanie, logiczny fałsz.
Gramatycznie do "emanowała (spokojem)" i "uśmiechała się" pasowałby logicznie wyraz "klaskała", ale wtedy, obawiam się, zdanie zmieniłoby znaczenie i nacechowanie - wyszłoby komicznie... :)))
So many wankers - so little time...

ODPOWIEDZ