Klient nasz pan, czyli rzecz o handlu

czyli nic konkretnego, za to do wszystkiego

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Dabliu
ZakuŻony Terminator
Posty: 3011
Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Dabliu »

Nocta pisze:
Dabliu pisze:- Jest taka bluzka w takim rozmiarze?
- Niestety, tylko to, co wywieszone.
- A na magazynie?
- Już tego nie mamy.
- A będzie?
- Niestety, nie potrafię tego pani powiedzieć.
- To proszę mi to sprawdzić w systemie.
- Niestety, nie mamy takiego systemu.
- Jak nie macie? To co, nie wiadomo czy będzie?
- Niestety.
- Boże, co za sklep! Ja tu chciałam u niej pieniądze zostawić, ale jak nie, to bez łaski!
(Zaznaczę, że pracownik w H&M żadnej prowizji od sprzedaży nie dostaje).
Wow! I jako klientka miałabym być zadowolona i uszczęśliwiona taką niby-informacją? To przecież więcej i konkretniej częstokroć wie pan/pani sprzedający ciuchy na targu "z polówki".
I co z tego, że to nie wina sprzedawcy? Trudno darmo, ale sprzedawca stanowi reprezentanta swojego pracodawcy wobec klienta (i nie tylko klienta). Może się pracodawcy przysłużyć dobrze albo źle (a pracodawca jemu). Brak możliwości uzyskania podstawowych informacji z pewnością żadnej zainteresowanej stronie nie służy dobrze. A klientowi dodatkowo humoru nie poprawia, bo traci czas.
Nikt Ci nie każe być uszczęśliwioną. A co Ci ma powiedzieć sprzedawca w takiej sytuacji? Jest między młotem a kowadłem, jak sama zauważyłaś.
Jasne, że na targu powiedzą Ci więcej, bo mają cztery kiecki na krzyż i sami zamawiają odzież. A do H&M przychodzą trzy dostawy tygodniowo, każda z tysiącami ciuchów i akcesoriów. Jedyną osobą, która wie, co przyjdzie do danego sklepu jest merchandiser - jednak taki jest jeden w danym dziale ciuchów - jeden na kilkadziesiąt sklepów w Polsce, a każdy sklep to dziesiątki tysięcy ubrań. Więc sprzedawca po prostu nie wie, czy dany model jeszcze przyjdzie czy nie, a jeśli tak to kiedy. Co ma więc odpowiedzieć, żebyś czuła się usatysfakcjonowana?
Ale widzę, Nocta, że chyba należysz do tej grupki klientek nastawionych roszczeniowo, które to zjawiają się w sklepach z pretensjami, i mimo że zdają sobie sprawę, że sprzedawca nie ponosi winy za niewiedzę w pewnych sprawach i choć udziela grzecznej i rzeczowej odpowiedzi, to i tak po nim jedziesz dla samej przyjemności pozamiatania kimś, kto z racji wykonywanego zawodu nie może odpłacić Ci pięknym za nadobne. Taki bezpieczny sposób na to, żeby choć przez chwilę poczuć się jak księżniczka. I właśnie takie klientki są czasem tępione przez co bardziej pyskate sprzedawczynie.

Aha... sprzedawcy H&M nie obchodzi tak naprawdę ile zostawisz tam pieniędzy - 10 czy tysiąc złotych... Ponieważ sprzedawca w H&M nigdy nie dostaje żadnych premii ani prowizji od sprzedaży. Nigdy.
A sami sprzedawcy to zwykle osoby, które dobrze się zastanowią, zanim same wydadzą 10 złotych. Co mi przypomniało też o mitach dotyczących H&M, wśród których króluje mit o wysokich zarobkach :) Albo ten o tym, że sprzedawcy mają w sklepie własnego stylistę i dostają ciuchy od firmy, żeby wyglądać trendy, juicy, jazzy i flesh...

Awatar użytkownika
Bebe
Avalokiteśvara
Posty: 4592
Rejestracja: sob, 25 lut 2006 13:00

Post autor: Bebe »

Im większa siec sklepów tym gorzej z doinformowaniem sprzedawców. Skoro nie ma systemu i danych dotyczących dostępności towaru, to naprawdę nie można mieć pretensji do sprzedawcy, że nie wie, czy coś będzie. Gdy towar jest na magazynie, to sprzedawcy sprawdzają - czy jest rozmiar itepe. Nie spotkałam się z reakcją, że "nie sprawdzę, bo nie". I Dabliu ma rację - sprzedawca lewych towarów z łóżka polowego doskonale wie, co ma a czego nie ma, bo kupuje parę sztuk na krzyż i nie potrzebuje komputerów, żeby to kontrolować. Naprawdę MOCNO nietrafione porównanie.
Z życia chomika niewiele wynika, życie chomika jest krótkie
Wciąż mu ponura matka natura miesza trociny ze smutkiem
Ale są chwile, że drobiazg byle umacnia wartość chomika
Wtedy zwierzyna łapki napina i krzyczy ze swego słoika

Awatar użytkownika
Millenium Falcon
Saperka
Posty: 6212
Rejestracja: pn, 13 lut 2006 18:27

Post autor: Millenium Falcon »

Rheged pisze:
Bebe pisze:Argumenty Rhegeda... no cóż. To są problemy zaplecza restauracji.
Przez co są także problemami klientów dodajmy.
No widzisz, rzecz w tym, że nie. Są ruchy świadomych konsumentów, słynne "no logo"... ale o wiele większa jest rzesza ludzi, którzy przychodzą do sklepu/restauracji, oczekują kulturalnej obsługi i tego, że kucharz w knajpie nie pomyli się i nie zrobi 1 porcji dania zamiast 2, mimo że ma np. zły dzień. Zaplecze to jest problem właściciela sklepu/restauracji, względnie menadżera. I klient ma pełne prawo się tym nie interesować.
Rheged pisze:No jasne, że nie. Ja rzekłem, że rozstrząsam i nie wchodzę, bo moim zdaniem się nie powinno. Ale zakazu dać nie mogę, choćbym naprawdę chciał. Tyle, że jak wchodzisz do tak wielkiej restauracji, to licz się z tym, co opisałem i przestrzegaj jakiejś etykiety, aby uniknąć jakichkolwiek problemów przede wszystkim dla siebie (a przy okazji dla pracownika restauracji).
No i sorry, ale wracamy do omawianego wcześniej tematu "przepraszam pani sklepowo, że żyję". Mam wchodząc do knajpy od razy spuszczać wzrok i błagać, żeby zechcieli mnie za moje pieniądze obsłużyć? Bo wiesz, ten sam argument którego użyłeś ad. wielkich knajp można i do małych dostosować - bo tam może klientów mniej, ale i obsługi odpowiednio też mniej. Też mogą mieć braki w personelu i zapie*dol. Tylko, że jak już wcześniej wspomniałam, klienta ma to prawo nie obchodzić.

A, i żeby nie było, że ja kompletnie nie znam drugiej strony medalu - pracowałam jako telemarketerka w ulubionej firmie telekomunikacyjnej Polaków;). Tyle ochrzanów, ile wtedy, przez całe życie nie zebrałam. I co? I grzecznie przytakiwałam, kończyłam rozmowę, brałam głęboki oddech, względnie powarkiwałam pod nosem - a potem radosny entuzjazm w głosie mode on i dalej dzwonić. Niezależnie od osobistego wkurwienia i opinii.
ŻGC
Imoł Afroł Zgredai Padawan
Scissors, paper, rock, lizard, Spock. - Sheldon Cooper

Awatar użytkownika
taki jeden tetrix
Niezamężny
Posty: 2048
Rejestracja: pt, 10 cze 2005 20:16

Post autor: taki jeden tetrix »

Rheged pisze:I co w związku Tetrix? Bo nie widzę jakoś sensu tej Twojej wypowiedzi? :P
Tyle, że z jednej strony robiąc za miejscowego Piotra "Na kolana przed ludem pracy, burżuje!" Ikonowicza, z drugiej zaczynasz już pomaleńku poszerzać zbiór pracowników instytucji żywienia zbiorowego, których jednak wykorzystywać wolno :)

Bo taki np. SJP na temat restauracji ma do powiedzenia tyle, że jest to "lokal gastronomiczny z obsługą kelnerską, w którym spożywa się posiłki przy stolikach." Widzisz tu limit "powyżej 200 miejsc"? W Twoim pierwszym poście bojkotowym także go nie było. Widzisz "i żeby pizzy nie serwowali"? Ditto.

Odpowiednie daj rzeczy słowo, zamiast się obrażać na tych, co - telepatią nie obdarzeni - nie potrafią odgadnąć niewyrażonych intencji.
"Anyone who's proud of their country is either a thug or just hasn't read enough history yet" (Richard Morgan, Black Man)
"Jak ktoś chce sypiać ze skunksami, niech nie płacze, że mu dzieci śmierdzą" (Etgar Keret)

Awatar użytkownika
nosiwoda
Lord Ultor
Posty: 4541
Rejestracja: pn, 20 cze 2005 15:07
Płeć: Mężczyzna

Post autor: nosiwoda »

Rheged pisze:
Wręcz przeciwnie - kolejka klientów oczekujących na wejście do knajpy powodowała nobilitację tego miejsca, jako bardzo wziętego.
Na co każdy, kto pracował w restauracji spojrzy z politowaniem, bo to jawny znak, że do tej akurat restauracji wchodzić na pewno jest ryzykownie, bo żarcie może być brudne (przy takim tłoku nikt nie patrzy, czy spadło na podłogę, czy ktoś splunął do gara, itp.) i robione na tzw. masówkę (co oznacza przede wszystkim brak smaku albo smak kału), bo personel jest zmęczony jak cholera i poirytowany. Ale to wiedza tajemna, nie wydajcie się nikomu, że wiecie :>
O_o
Rheged, wybacz, ale w tym momencie bredzisz. I tak, pracowałem w restauracji, do której codziennie była kolejka. Była to pizzeria w Nowym Jorku, na Brooklynie, której New York Post chyba przez 3 czy 5 lat z rzędu przyznawał tytuł najlepszej pizzy w NYC.
Kolejka była codziennym przypomnieniem tego faktu, tej popularności i tego prestiżu. Bo świadczyła o tym, że tu jest dobra pizza i warto poczekać na stolik.
Pracowałem tam w 1999, nadal pracuje tam mój wujek, poszliśmy do tej pizzerii w zeszłym, 2006 roku i co? Kolejka była nawet większa, i to już nie tylko w okresie największego ruchu, czyli kolacji, ale praktycznie przez cały dzień.
Twoja wiedza tajemna jest bardzo odległa od rzeczywistości.
"Having sons means (among other things) that we can buy things "for" those sons that we might not purchase for ourselves" - Tycho z PA

Nocta
Pćma
Posty: 254
Rejestracja: sob, 18 cze 2005 16:15

Post autor: Nocta »

Dabliu pisze:Ale widzę, Nocta, że chyba należysz do tej grupki klientek nastawionych roszczeniowo, które to zjawiają się w sklepach z pretensjami, i mimo że zdają sobie sprawę, że sprzedawca nie ponosi winy za niewiedzę w pewnych sprawach i choć udziela grzecznej i rzeczowej odpowiedzi, to i tak po nim jedziesz dla samej przyjemności pozamiatania kimś, kto z racji wykonywanego zawodu nie może odpłacić Ci pięknym za nadobne. Taki bezpieczny sposób na to, żeby choć przez chwilę poczuć się jak księżniczka. I właśnie takie klientki są czasem tępione przez co bardziej pyskate sprzedawczynie.
Byłbyś zszokowany zatem. Prawdziwie zszokowany. Nigdy nie zdarzyła mi się żadna przykra scysja ze sprzedawcą w sklepie, w tym w H&M, choć istotnie, z mojej obserwacji wynika, ta marka celuje w paniusiach wśród obsługi. Natomiast mocno zaskakują mnie przykłady z życia wzięte podawane w tym temacie tak ze strony klientów (chamstwo obsługi), jak i obsługi (chamstwo i zachowania klientów).
Jeśli chodzi o rzeczową i konkretną informację, to nic nie zmieni tego, że jeśli udzieli mi takiej pan/pani sprzedający ciuchy na targu będę miała z tego więcej korzyści niż z renomowanego sklepu, gdzie takiej informacji nie otrzymam. Przyczyny tego mnie jako klienta po prostu nie interesują, nawet jeśli je rozumiem. Nie dziwiłabym się w każdym razie, że wyrazu szczęścia na twarz w takiej sytuacji klient nie przywoła.
I nie wycofam się też z tego, że byłoby dobrze gdyby traktować każde pieniądze zostawiane przez klienta w sklepie z pewną dozą poszanowania. Klient na nie też najczęściej pracuje, a przynajmniej jest to założenie z którego można by wychodzić. Nieważne czy H&M (który odwiedzam nieczęsto, bo towar mi tam nie odpowiada) gdzie prowizji od sprzedaży nie ma, czy sklep/sieć, gdzie zasady wynagradzania są inne.
Pieniądz gorszy wypiera pieniądz lepszy.
M. Kopernik
W co wierzą debile?

Awatar użytkownika
Dabliu
ZakuŻony Terminator
Posty: 3011
Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Dabliu »

Nocta, moja rada w takim razie - zaopatruj się na targach, skoro najważniejsza jest dla Ciebie informacja ;) No problemo.

A od klienta nikt nie oczekuje uśmiechu na twarzy - uśmiech ma mieć sprzedawca. Od klienta oczekuje się natomiast, że po uzyskaniu niezbyt satysfakcjonującej, jednak rzetelnej odpowiedzi, nie nazwie Cię debilką lub dziwką.

Nie wiem jak jest gdzie indziej - ale ja pracowałem z uczynnymi i uprzejmymi dziewczynami i "paniusie" zdarzały się niezwykle rzadko, poza tym zwykle ich przygoda z firmą nie trwała zbyt długo.

Za to co do klientów, do w Twierdzy ponoć i tak jest cudownie. Przyjechały na support dziewczyny z Gdańska, Warszawy i Krakowa, popracowały u nas parę dni i wszystkie, dosłownie wszystkie mówiły mi to samo: - "Boże, jakich wy tu macie miłych klientów we Wrocławiu. Pełna kultura. Bo u nas to jest dzicz i dżungla..."

Nocta
Pćma
Posty: 254
Rejestracja: sob, 18 cze 2005 16:15

Post autor: Nocta »

Dabliu pisze:Nocta, moja rada w takim razie - zaopatruj się na targach, skoro najważniejsza jest dla Ciebie informacja ;) No problemo.
Od lat tak czynię. Niezmiennie zadowolona z: ceny (trochę się to wiąże z jakością - szmacić się potrafi dość szybko, choć to nie jest regułąnie doznającą wyjątków, i takoż szybko mogę bez większego wyrzutu sumienia wymienić rzecz na nową), z nielicznymi wyjątkami rozmiarówki (a to nie byle co), obsługi (w tym z informacji i możliwości ustalenia kiedy konkretnie co będzie, względnie kiedy się o to dowiedzieć). Ba, również z ciucharni korzystam.
A od klienta nikt nie oczekuje uśmiechu na twarzy - uśmiech ma mieć sprzedawca. Od klienta oczekuje się natomiast, że po uzyskaniu niezbyt satysfakcjonującej, jednak rzetelnej odpowiedzi, nie nazwie Cię debilką lub dziwką.
Uśmiechnięta obsługa w sklepie (jakimkolwiek) to zjawisko dla mnie niezmiernie rzadkie, ale też niekonieczne. Natomiast nie wyobrażam sobie takich zachowań jak wyzywanie w takiej sprawie. Co innego wciągnięcie sklepu na listę odwiedzanych najwyżej od wielkiego dzwonu.
Pieniądz gorszy wypiera pieniądz lepszy.
M. Kopernik
W co wierzą debile?

Ezena

Post autor: Ezena »

Cholera, wychodzi na to, że powinnam załatwiać się w ogrodzie i zakopywać, bo szambiarze to dopiero mają niewdzięczną i frustrującą robotę ;))

Wychodzę z założenia, że jak ty mi, tak ja tobie. Jeśli sprzedawca obsługuje mnie kulturalnie i sprawia wrażenie zainteresowania moją skromną osobą (naprawdę nie musi się szczerzyć i rzucać płatków róż pod nogi), też jestem miła i bezproblemowa. Jeśli ma mnie w poważaniu, cóż - zachowuję się podobnie. I zaprawdę nie interesuje mnie, czy ma zły dzień, anginę, wujka transwestytę, roboty po nos, czy wizję ochrzanu. Dokładnie tak, jak jego nie interesuje, ile musiałam znieść zarabiając te złotówki, które zamierzam wydać.
Moim faworytem odnośnie obsługi są Ikea i Reserved (od informacji po reklamacje). Czyli na 'wielkohalówkach' się da.
A z serii 'urzekła mnie twoja historia': w niewielkim i raczej mało obleganym salonie Simple laska mnie, mówiąc kolokwialnie, rozwaliła. Jestem postury, która raczej nie sprawia kłopotów, pasuję do 36, czyli wpisuję się w trend na rynku. Chciałam kupić sukienkę, więc ją mierzę (wiem, jaki rozmiar tej marki mi pasuje) i 'tu się marszczy, tu odstaje'. Pytam więc grzecznie laski, czy orientuje się, na ile rozmiarówka sukienek z tej kolekcji jest standardowa (wg normy), bo może powinnam spróbować inny rozmiar, względnie poprosić o przeróbkę ich krawcową. Na co dziewczę odparowało, że sukienka jest dobra, to ja jestem niewymiarowa ;>

Awatar użytkownika
Dabliu
ZakuŻony Terminator
Posty: 3011
Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Dabliu »

Ezena pisze:Wychodzę z założenia, że jak ty mi, tak ja tobie. Jeśli sprzedawca obsługuje mnie kulturalnie i sprawia wrażenie zainteresowania moją skromną osobą (naprawdę nie musi się szczerzyć i rzucać płatków róż pod nogi), też jestem miła i bezproblemowa. Jeśli ma mnie w poważaniu, cóż - zachowuję się podobnie. I zaprawdę nie interesuje mnie, czy ma zły dzień, anginę, wujka transwestytę, roboty po nos, czy wizję ochrzanu. Dokładnie tak, jak jego nie interesuje, ile musiałam znieść zarabiając te złotówki, które zamierzam wydać.
Więc jesteś normalnym klientem.
Podobną zasadę zresztą wyznają normalni sprzedawcy. Jeśli klient miły, to i sprzedawca; a jeśli klient zaczyna rozmowę protekcjonalnym tonem, to z pewnością nie może liczyć na przesadnie usłużną obsługę... :)

Ezena

Post autor: Ezena »

Dabliu pisze:Więc jesteś normalnym klientem.
Uznam to za komplement i odnotuję w pamiętniczku :D

Awatar użytkownika
kaj
Kadet Pirx
Posty: 1266
Rejestracja: śr, 28 wrz 2005 13:50

Post autor: kaj »

Pracowałem w handlu dwa lata. Po takiej praktyce z zasady Kupuje po podanej cenie tylko w hipermarketach. Wszędzie indziej się targuję.

Awatar użytkownika
Rheged
Stalker
Posty: 1886
Rejestracja: pt, 16 wrz 2005 14:35

Post autor: Rheged »

nosiwoda pisze:O_o
Rheged, wybacz, ale w tym momencie bredzisz. I tak, pracowałem w restauracji, do której codziennie była kolejka. Była to pizzeria w Nowym Jorku, na Brooklynie, której New York Post chyba przez 3 czy 5 lat z rzędu przyznawał tytuł najlepszej pizzy w NYC.
Kolejka była codziennym przypomnieniem tego faktu, tej popularności i tego prestiżu. Bo świadczyła o tym, że tu jest dobra pizza i warto poczekać na stolik.
Mówisz więc, że było tam czyściutko (na kuchni oczywiście, nie na sali, tam musi być czysto) i żarcie było robione ze wszelkim uwzględnieniem higieny? Jeśli tak, to może w USA są jakieś inne realia niż były na Guernsey, ale tego już nie wiem. Jednakże ta jedna knajpa moim zdaniem ma 9 odpowiedników, które nie sa wcale takie znakomite jak mówisz.

Milenijna - "przepraszamy sklepowo, że żyję" - nie o tym mówiłem. Mówiłem o pewnej kulturze względem pracowników lokalu, który odwiedzasz, a nie o czołobitności względem nich. Ty ich szanujesz, oni szanują Ciebie. Oni szanują Ciebie, Ty ich szanujesz. To względnie proste do zrozumienia. Tyle, że naprawdę, większość klientów tego nie akceptuje, bo co to nie oni...

Przygryzać usta ze złości, tudzież popłakiwać w kołnierz można, ale ile? Kiedyś kończy się cierpliwość i choćby człowiek miał najlepsze chęci, pięćdziesiąty cham-klient jednego dnia doprowadzi go do furii. A naprawdę, takich rzeczy można uniknąć i podałem prosty na to przepis. Idziesz zjeść w restauracji=idziesz zjeść wśród ludzi. A wśród ludzi trzeba się zachowywać. Niestety.

Tetrix - wytłumaczyłem o jaką restaurację mi chodzi w pierwszych postach, a Ty mi ze słownikiem wyskakujesz? ;) No, ale powinienem się przyzwyczaić, Ty masz tak zawsze, a ja zawsze daję się sprowokować ;)

Aha - gdyby klienta nie obchodziło zaplecze, to by nie wybierał restauracji, gdzie podają najsmakowitsze rzeczy. Smak potraw jak wiadomo jest jednym z głównych gwarantów jakości restauracji. Jeśli klienta nie obchodzi zaplecze, to wybiera sobie budkę z hot-dogami na dworcu centralnym.
Emil 'Rheged' Strzeszewski
Pipe of the rising sun, Sympathy for the pipe
Pipe of the storm, Born to be pipe

Awatar użytkownika
Harna
Łurzowy Kłulik
Posty: 5588
Rejestracja: ndz, 05 mar 2006 17:14

Post autor: Harna »

Hmmm. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której nie odłożyłabym na miejsce czegoś, czego jednak nie zamierzam kupować. Zawsze wracam i odstawiam, odwieszam, odkładam itd. Wiele mnie to nie kosztuje, to raz, a dwa, gniecie mnie poczucie przyzwoitości. Do każdego sprzedawcy — czy to przy kasie, czy to krążącego po sklepie — zawsze się uśmiecham i zwracam uprzejmie, bo uważam, że tak po prostu wypada, poza tym w końcu to mi zależy na uzyskaniu informacji, prawda? I chyba zaledwie parę razy mi się zdarzyło, że ktoś w odpowiedzi na mnie warknął. Oschłość mam w nosie.

Ale. Niesamowicie wkurzają mnie sprzedawcy w Orsay'u. Chodzę tam tylko dlatego, że miewają cudne koszule. Panna goniąca za mną przez sklep i trajkocząca "proszę pani, i jak, pasuje, mamy inne kolory, inne fasony, a może dobrać spodnie, a spódnicę, a pasek, mamy promocję" sprawia, że zaczynam się gotować, ale krótkie "nie, dziękuję" zwykle załatwia sprawę. Niestety, nic nie mogę poradzić na dziwny zwyczaj wieszania rzeczy w przymierzalni nie na kołeczku, tylko na rurze, na której wisi kotara. Wystarczy się do przymierzalni zbliżyć, a już któraś panna krzyczy, że na rurze, tu-tu, wieszać, absolutnie nigdzie indziej. I co z tego, że w efekcie pół sklepu patrzy, jak ja w tej przymierzalni robię striptiz. Bo panna musi widzieć, jakie ja do tej przymierzalni ubrania wzięłam. Może jestem dziwna, ale bardzo mnie ten zwyczaj irytuje.

Inna sytuacja. Poszłam do sklepu spożywczego i postanowiłam między innymi kupić sok malinowy. Chwyciłam za butelkę — i nic. Butelka została na półce. Okazało się, że owa półka była tak uświniona sokami, że wszystkie butelki były do niej przyklejone niemal na amen, syf, kiła i mogiła. Udało mi się jedną oderwać, poszłam dalej. Przy kasie, płacąc, powiedziałam pani, że na tej i tej półce wylał się sok i nie można butelek od niej oderwać, czy ktoś mógłby zatem tę półkę wytrzeć. Grzecznie, spokojnie, tonem informującym, broń boh nie pretensjonalnym. Pani spojrzała na mnie, po czym odwróciła głowę i zaczęła kontemplować sufit. Ja na to: przepraszam, czy pani słyszy, co ja mówię? A pani na to warknęła: bo co, mam teraz lecieć i wycierać? I była bardzo zdziwiona, gdy odpowiedziałam, że nie, ale miło by było, gdyby po prostu odparła "dobrze" albo chociaż mrugnęła na znak, że słyszy.

Mój mamusiek szanowny za to miał inną sytuację. Grzeczność ma we krwi, też pracuje z ludźmi i wie, jak to jest, ale paru rzeczy nie toleruje. Poszła raz do hipermarketu i chciała wejść na wydzieloną część z alkoholami. I dowiedziała się, że z wózkiem nie może. Była sama, nie miała z kim wózka zostawić, alejkę wydzielono dopiero co, więc mamusiek tej możliwości nie przewidziała. Zapytała panią przy kasie, dlaczego z wózkiem nie wolno. Odpowiedź? "Bo wie pani, klienci kradną." Brawo.

Dwa razy byłam natomiast świadkiem scen z udziałem sprzedawców i klientów, w których to sprzedawcom należało bić brawo. Raz — gdy paniusia w Rossmanie przy samej kasie zorientowała się, że czegoś nie potrzebuje, więc wyjęła to i odstawiła na pierwszej z brzegu półce. A tu podszedł do niej sprzedawca i grzecznie zwrócił uwagę, żeby odstawiła towar na jego miejsce. Paniusia była oburzona, sprzedawca nieugięty. I słusznie. Druga sytuacja, w Big Starze, zahaczała o kryminał. Gówniarz chciał w przymierzalni wyrwać klips zabezpieczający. Nie udało mu się, ale zniszczył koszulkę. Próbował ją odłożyć i wyjść, sprzedawca na szczęście zdążył zareagować. Awantura była przednia, oczu od sprzedawcy oderwać nie mogłam, bo wkurzył się nieziemsko i zaprezentował pełnię charakteru. Gówniarz się w końcu ugiął, zapłacił te 20 zł za koszulkę i wyszedł. A sprzedawca przeprosił moją familię i mnie, że byliśmy świadkami takiej nieprzyjemnej sytuacji. Nie musiał, miał nasze pełne poparcie, ale uznał, że powinien, bo w końcu jesteśmy klientami i takich nieprzyjemności doświadczać nie powinniśmy.

Powiem tak. Są ludzie i taborety. Rozumiem, że do sklepu, knajpy itd. przychodzą różni ludzie, nie zawsze — a nawet mało kiedy — grzeczni. Zwykle upierdliwi, niecierpliwi, w pretensjach. Ale nie tylko tam. Tacy sami ludzie przychodzą do banku, do dziekanatu, na pocztę, do biblioteki. Wszędzie. Osobiście wychodzę z założenia, że uprzejmość jest podstawowym sposobem podejścia do pani w sklepie, kiosku, urzędzie itd. Ale w rewanżu oczekuję tego samego. Zwłaszcza od kogoś, kto po prostu jest w pracy, której część stanowi również zajęcie się mną jako klientem. Krótko mówiąc od kogoś, kto na dobrą sprawę mi nie robi żadnej łaski.
– Wszyscy chyba wiedzą, że kicający łurzowy kłulik to zapowiedź śmierci.
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!

Awatar użytkownika
Rheged
Stalker
Posty: 1886
Rejestracja: pt, 16 wrz 2005 14:35

Post autor: Rheged »

Amen, lepsza część TWA wyraziła chyba najjaśniej to, co sam chciałem przekazać, ale jakoś nie potrafiłem ;)
Emil 'Rheged' Strzeszewski
Pipe of the rising sun, Sympathy for the pipe
Pipe of the storm, Born to be pipe

ODPOWIEDZ