Ja zawsze podbiegam i wyprzedzam palacza, a robiąc to, naMillenium Falcon pisze:Nie, no teraz się wkurzyłam. Wyobraź sobie, że ja na przykład MUSZĘ pójść do urzędu coś załatwić. Tfu, poprawka, mój wybór, mogę nie pracować, nie utrzymywać się, i nie latać po urzędach w celu zatwierdzenia tegoż. I do tego urzędu muszę dojść. CHODNIKIEM. I co, mam przechodzić na drugą stronę ulicy, dlatego, że facet, którego mijam akurat puszcza dymka? Nie wspominając o tym, ze skąd ja mam do cholery wiedzieć, że osoba, której widzę tylko plecy, akurat pali? Jak ja mam do jasnej cholery tego uniknąć, może mi powiesz? Bo na takim przystanku to się odsunę, a na ulicy co - czas cofnę i pójdę inną drogą? Czy w ogóle mam z domu nie wychodzić? Może wyjaśnij mi, CZEGO ja
mam niby od siebie wymagać? Bo ja jakoś tego, cholera, nie widzę.
pokaqz zatkam sobie nos. Staram się, by palacz szedł zawsze z tyłu.
W Urzędach i instytucjach publicznych obowiązuje zakaz palenia. A tak poza tym, to podpisuję się pod tym.Millenium Falcon pisze:Więc z jakiej, *&&((, racji, ja mam rezygnować z wychodzenia z domu, dlatego, że ktoś musi zajarać? NIE BRONIĘ palenia w knajpach, palarniach itd. Szanuję prawo mniejszości do palenia. Chcą, ich wybór. Ale nie dyktatura.
A jeśli wspomniany przez Ciebie profesor zakazywał palić w sali wykładowej, to popieram. U mnie w całym instytucie był zakaz palenia, i jakoś studenci żyli, chociaż palarni nie było i musieli wychodzić na zewnątrz (gwoli ścisłości - uważam, że palarnia być powinna).
Każdy jest inny. Przykładowo palacze i grające w pobliżu radio działają na mnie jak płachta na byka. Niektórzy ludzie bardzo dbają o swoje życie i zdrowie (myślą może o przyszłości i nie chcą wywalać kasy na lekarzy na starość, jeśli dożyją), wkładają masę czasu, pieniędzy i wysiłku byIka pisze:Hm, kiedyś siedziałam sobie w knajpie obok pana doktora. I jakos tak sie poczułam i zapytałam, czy mu nie przeszkadza, bo jest niby biernym palaczem. A on się na to roześmiał i mi powiedział, że przechodząc latem przez ruchliwe ulice, to on się tyle nawdycha tych smolistych, jakby rok przy mnie siedział. I żebym sobie nie dodawała, bo
wpradzie bierne palenie szkodzi, ale wcale nie jestem na czele listy "rzeczy" szkodliwych...
uprawiać sport, prawidłowo się odżywiać, dbać o swój organizm, i jakim prawem taki parowóz idący sobie beztrosko przez las z papierosem w dłoni, np. po trasie rowerzystów, może niszczyć pracę takich ludzi?
A np. pociągi? Na promach jest chyba to samo...Rheged pisze:Dla niepalących nie ma miejsc dla niepalenia.
I dusi.Teano pisze:Mam takie samo prawo stać na przystanku jak i
Ty, problem w tym, że ja NIE MAM gdzie się schronić przed
papierosowym smrodem, który nie dość, że mi przeszkadza, bo
smierdzi, to do tego jest szkodliwy.
Czasem nie ma wyboru i trzeba niestety ustąpić (czyt. odejść gdzie indziej). Jeśli jesteś dobrą dyplomatką, może uda Ci się jakoś poprosić, by zgaszono papierosa. Jednak szansa, że nie otrzymasz aroganckiej odpowiedzi jest jak 1:5. Przynajmniej ja zawsze spotykam się z bydłem a nie z ludźmi. Wiem. Nie powinno tak być, ale cóż poradzisz? 2/3 ludzkości nie wie, co to szacunek i troska o innych.
Gdyby tak było, byłoby super. Lecz niestety większość ludziDracol pisze:Hej, ludzie - pax, powiadam! Trzeba się nauczyć żyć w zgodzie - palacze z niepalącymi. Palacze powinni mieć na uwadze zdrowie i dyskomfort innych, a niepalący mogliby czasem odpuścić palaczom. Zdarzyło mi się, zupełnie niechcący wydmuchnąć dym prosto w twarz jakiejś osobie, bo wyszła akurat zza rogu kamienicy lub odwróciłem się nie w porę. Przeprosiłem serdecznie za każdym razem i albo osoba machnęła ręką albo mnie opie*doliła dosyć konkretnie. Trochę wzajemnej tolerancji i będzie w porządku. A Rheged, nawet jako palacz myślę, że ciut przesadzasz w swoich poglądach. Taka nikotynowa despocja jakby ;)
uważa - co jest bardzo przykre dla mnie i czego nie rozumiem
- że "to twoja sprawa". Otóż nie. Nie powinno się mówić "to twoja sprawa", " to twój problem" lecz "powiedz, co cię boli, powiedz, co cię dręczy, a razem wspólnie rozwiążemy ten problem, bo jesteśmy przecież ludźmi".
Dokładnie.kiwaczek pisze:A moje zdanie jest takie - jeśli robię coś co innym się nie podoba, co innym szkodzi - to moim OBOWIĄZKIEM jest minimalizowanie wpływu na innych. A nie wzywanie ich do zwracania uwagi najpierw na siebie. Bo w czym ja zawiniłem, gdzie moja świadoma wina w tym przypadku. Ja po prostu brzydzę się papierosami.
Tylko jak teraz wyedukować społeczeństwo?
Widzę, że myślimy tak samo. Jeśli chodzi o mnie, to jestem za całkowitym zakazem palenia na powietrzu w miejscach, gdzie przebywają ludzie, także w lasach nieobjętych ochroną (dochodzi do tego także zagrożenie pożarem). A miejsc do palenia jest przecież dużo:Millenium Falcon pisze:Nie wiem, może Ty jesteś osobnikiem rosłym, i sokolim wzrokiem wypatrujesz z daleka wszystkich, ale ja mam 1.67, wzrost przeciętny, i nie chodzę po ulicach lukając na boki, czy mi się przypadkiem jakiś palacz nie napatoczy. Zresztą nie mam zamiaru robić za wystraszone zwierzątko zerkające na boki, bo, z powodów wyżej przeze mnie wymienionych, to nie ja się powinnam dostosowywać.
samochód, mieszkanie, "balkonik", wyznaczone restauracje i puby, przedział w pociągu... mnóstwo ich jest.
Zasada jest prosta: coś Ci sprawia przyjemność? To korzystaj z tej przyjemności ile chcesz, ale myśl o komforcie innych. Nie bądź samolubem.
Jeśli Xiri słucha industrialu, a siostra disco, to Xiri zamyka się w pokoju ze swoim hałasem lub zakłada walkmena . Z muzyką jest sprawa prosta. Z paleniem już nie tak bardzo, poniważ osoby palące pozbawione wyobraźni narazają życie i zdrowie innych, a prawo zabrania jednemu obywatelowi szkodzić innemu.
Rheged pisze:Na przystankach jest zakaz palenia, co powinno się stosować.
Oj chyba nie...
Może ktoś mi sypnąć ustawą, jeśli takowa została zatwierdzona?
Najlepiej byłoby płacić wynagrodzenie za nie palenie osobom pełnoletnim na podstawie badań lekarskich, np. 400 zł miesięcznie (wiem, że Polskę na to nie stać, ale pomarzyć warto), to od razu wiele rzucających palenie rzuciłoby je w końcu :)
A najlepiej w ogóle wywalić fajki z rynku. Po co one komu? Da się bez tego żyć? No da. Gdyby nałogowy palacz rzucił papierosy, to w 40 lat mógłby sobie za te zaoszczędzone pieniądze postawić domek. Ktoś ma w życiu nerwówkę i potrzebuje się odreagować? To za boks się brać i tłuc worek treningowy. O tak: bum, bum!
Dabliu pisze:P.S. Xiri@ Jeśli myślę o tym samym nałogu, o którym Ty myślisz, to zaręczam - w porównaniu do papierosów to pikuś! Też rzuciłem z dnia na dzień i już ani razu nie miałem na to ochoty. A papierosy palę do dziś...
Wszystko się da, tylko trzeba chcieć. Nie chcieć, ale CHCIEĆ! ;)
Problem tkwi raczej w sile woli. Ja mam przykładowo ogromną
siłę woli (i przyznam, że latami pracowałam nad sobą, by diabły typowego społeczeństwa Zachodu działały na mnie jak działa groch trzaśnięty o ścianę na tę ścianę), ktoś inny ma może znacznie mniej ogromną. Wszystko jest w głowie.
Edycja: Poprawki techniczne