Dabliu pisze:
Jak zakażą palenia w domu, też się nie przejmę, bo w domu nie palę. Swoją drogą, to jakaś społeczna hipokryzja - wyganiając palaczy do domów skazuje się ich dzieci, małżonków itp. na ciągłe przebywanie w dymie, w przeciwieństwie do przebywania okazjonalnego w przypadku palenia w miejscach publicznych.
Innymi słowy, jako nałogowy palacz jakoś nie odczułem tej wielkiej ustawy antynikotynowej.
Ostatecznie będzie wolno palić, ale nie w miejscach publicznych i nie w domach. Zatem pozostaje tylko w domach publicznych...
O czym ta dyskusja, szanowni? Od kiedy to udało się przeprowadzić jakąkolwiek państwową schizofrenię? Tacyście praworządni? Państwo ma monopol tytoniowy, a korporacje papierosowe, które produkują i sprzedają u nas płacą ogromne podatki, narzuty, dodatki - i mają to świetnie finansowo zaplanowane, więc wychodzą na swoje - papierosy to kura znosząca złote jajka, nikt jej nie zabije. Wszystkie przepisy przeciwko nałogowcom to dym (nomen omen) w oczy. Proste przeliczenie (modelowe): 5mln palaczy po 5 fajek dziennie, 10PLN za paczkę, 20% zysku dla państwa, 365 dni w roku = 910mlnPLN. Przyszłoroczny budżet to ca 270mld dochodu i 40mld deficytu. Pogardzisz miliardem? A w rzeczywistości znacznie większą sumą, bo mój model jest oszczędny i nie uwzględnia wielokrotnego opodatkowania?
I proszę tu mi nie opowiadać o podwyższonych kosztach leczenia palaczy, ponieważ nikt, powtarzam, nikt w naszym kraju nie troszczy się państwowo o chorych - bo nie musi. Bo jak kto chory, to wyprzeda się z majątku, zadłuży, odda dzieci w niewolę, żeby się wyleczyć - więc po co przepłacać?
Jest jeszcze druga strona medalu: czy producenci fajek dadzą się wyrzucić z takiego rynku? Oni też pozwalają tylko na to, co nie szkodzi poważnie ich interesom. Mąż mojej koleżanki z pracy pracuje w Filipie-Maorysie - tam wszyscy są niepalący...;-)
Państwo pozwala się panoszyć różnym ekologom, przeciwnikom palenia i innym oszołomom, dopóki nie wyrządzają naprawdę poważnych szkód, czyli dopóki dopiekają jednostkom, ludziom, a nie państwowym finansom.
Czy gdzieś opublikowano dane, że w wyniku ostatnich zaostrzeń przepisów spadła sprzedaż fajek w wymiarze pieniężnym (czyli nastąpił spadek dochodów z papierosów)? Nie spotkałem się. Na przystankach, które odwiedzam w Warszawie, palą w najlepsze, nawet na tym pierońskim mrozie.
Nondum lingua suum, dextra peregit opus.