Za czym tęsknimy, czyli wspominki dla przeraźliwie starych
Moderator: RedAktorzy
- Karola
- Mormor
- Posty: 2032
- Rejestracja: śr, 08 cze 2005 23:07
Wyżerało się też Vibovit. Rzadko, bo dostępny tylko w aptece i drogi parszywie jak na kieszeń uczniaka. Ale cóż było robić, gdy brakowało oranżady w proszku? Głód był silniejszy :)
Z wyżerania suchego co mokrym być powinno to pamiętam też zajadanie się proszkiem z paczek galaretek. Też na zasadzie nagłego zaspokajania nałogu, bo potwornie kleiło zęby i język.
Z wyżerania suchego co mokrym być powinno to pamiętam też zajadanie się proszkiem z paczek galaretek. Też na zasadzie nagłego zaspokajania nałogu, bo potwornie kleiło zęby i język.
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Najlepszy był Visolvit. Takie samo coś, jak Vibovit, ale gazowane po rozpuszczeniu. Oczywiście, nikt nie rozpuszczał w żadnej wodzie - paluchem z saszetki, jak mówisz, Blondie :)))
Z takich bardzo pożądanych łakoci, to pamiętam również syrop Vitastol. Rodzice wydzielali mi po łyżce dziennie. Gęste, żółty i smakował, jak Visolvit => wypijałam sporo, gdy nikt nie widział :)))
Z takich bardzo pożądanych łakoci, to pamiętam również syrop Vitastol. Rodzice wydzielali mi po łyżce dziennie. Gęste, żółty i smakował, jak Visolvit => wypijałam sporo, gdy nikt nie widział :)))
So many wankers - so little time...
- Alfi
- Inkluzja Ultymatywna
- Posty: 20009
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 10:29
No weź nie denerwuj człowieka! Stałem kiedyś uczciwie w kolejce w pewnej małomiasteczkowej aptece, trzymałem w spotniałej dłoni receptę, obsługiwała jedna aptekarka, druga odbierała jakieś pudła przywiezione z Cefarmu... I kiedy już minęło pół godziny, a przede mną była w kolejce tylko jedna osoba, nagle do apteki wtargnęła wataha ubranych na biało pań z sąsiedniej przychodni, każda uprawniona do zakupu leków (z potężną zniżką) bez kolejki, i każda z potężnym plikiem recept na Visolvit, wypisanych w dodatku przez tego samego lekarza! Późniejszego niedoszłego posła zresztą. I trzeba było ten huragan przeczekać.Małgorzata pisze:Najlepszy był Visolvit. Takie samo coś, jak Vibovit, ale gazowane po rozpuszczeniu.
Le drame de notre temps, c’est que la bêtise se soit mise à penser. (Jean Cocteau)
Hadapi dengan senyuman.
Hadapi dengan senyuman.
- tarkus
- Mamun
- Posty: 165
- Rejestracja: sob, 11 cze 2005 21:55
- Hipolit
- Klapaucjusz
- Posty: 2070
- Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:09
Ech, a ja piłem i wapno musujące. Było trochę słonawe w smaku, ale miało bąbelki! Jako alergik zresztą byłem w tej "doskonałej" sytuacji, że miałem ile dusza zapragnie :-)
A z innch wynalzaków medycznych epoki, to lubiłem syrop żywokostowy na kaszel. Strrrrrasznie słodki był! I chlorochinaldin i akron "na gardło". W rzeszowie była sresztą ich wytwórnia, więc nigdy kłopotów z brakiem nie było. Szło się tylko do takiej apteki przyzakładowej, a tam...obżarstwo!
A tak w ogóle, to jestem zły, że tak późno zauważyłem ten wątek!
A z innch wynalzaków medycznych epoki, to lubiłem syrop żywokostowy na kaszel. Strrrrrasznie słodki był! I chlorochinaldin i akron "na gardło". W rzeszowie była sresztą ich wytwórnia, więc nigdy kłopotów z brakiem nie było. Szło się tylko do takiej apteki przyzakładowej, a tam...obżarstwo!
A tak w ogóle, to jestem zły, że tak późno zauważyłem ten wątek!
Pozdrawiam
Hipolit
Navigare necesse est, vivere non est necesse
Hipolit
Navigare necesse est, vivere non est necesse
- tarkus
- Mamun
- Posty: 165
- Rejestracja: sob, 11 cze 2005 21:55
Hmm...ja też pijałem jako dzieciak takie coś, co miało bąbelki, ale nie nazywało się to wapno i za jasną cholerę nie było słonawe w smaku. Hep! :)Hipolit pisze:Ech, a ja piłem i wapno musujące. Było trochę słonawe w smaku, ale miało bąbelki!
<glootech> dochodze do wniosku, ze ksiezyc jest bardziej potrzebny od slonca
<glootech> bo swieci, gdy jest ciemno
<glootech> a slonce, gdy jest jasno
<glootech> bo swieci, gdy jest ciemno
<glootech> a slonce, gdy jest jasno
- Hipolit
- Klapaucjusz
- Posty: 2070
- Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:09
Ś.P. Dziadzio Michaś nie wierzył audycjom typu "Rolniczy kwadrans" i uparcie hodował białą winorośl na scianie stajni. Oficjalnie wówczas hodowla winorośli w Polsce była niemożliwa. Np. kukurydzy również! Razu pewnego w wieku około 7-9 lat przybyłem z matulą do Dziadka i w tzw. komorze zostałem napojony pełną szklanką pysznego, białego, samodzielnie zrobionego winka. Smak pamiętam do dziś. Kłótnię między Mamą i Dziaduniem również. Ale Świat był Piękny!
Pozdrawiam
Hipolit
Navigare necesse est, vivere non est necesse
Hipolit
Navigare necesse est, vivere non est necesse
- Hipolit
- Klapaucjusz
- Posty: 2070
- Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:09
Ach, Ach, któreż ZPOW? (Dla mlodzieży - Zakłady Przemysłu Owocowo - Warzywnego, producent wszelkich alkoholi niskoprocentowych z wyjątkiem piffa)Borsuk pisze:a ja pijałem miody pitne :-) dziadek przynosił do domu - dostawał jako deputat.
Pozdrawiam
Hipolit
Navigare necesse est, vivere non est necesse
Hipolit
Navigare necesse est, vivere non est necesse
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
- tarkus
- Mamun
- Posty: 165
- Rejestracja: sob, 11 cze 2005 21:55
- Hipolit
- Klapaucjusz
- Posty: 2070
- Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:09
No to mnie z takiej lemoniady, przy pomocy grzałki, kolby, i chłodnicy wychodził jakiś czas temu wspaniały i pachnący malinami... ekhem... powiedzmy płyn do spryskiwacza. Niestety, po małej reorganizacji mojej firmy - straciłem dostęp do sprzętu. Nie był mój :-(tarkus pisze:A moim starszym i owszem nie tak dawno wyszło fajne naturalnie musujące z porzeczek. Taka lemoniada z procentamy :) Ale wchodziła jak woda.
Pozdrawiam
Hipolit
Navigare necesse est, vivere non est necesse
Hipolit
Navigare necesse est, vivere non est necesse