Małgorzata pisze:Obejrzałam "Miasto ślepców". Yyy... Harna, co Ty mówiłaś? Bo ja chyba mam tak samo. Po przeczytaniu książki również. No, żeż!
O, co za ulga, to nie tylko ja tak mam. Rude z Zielonym dziwnie na mnie patrzyli, kiedy wychodziłam z kina, marudząc, że się nie podobie i już. Czułam się taka samotna... ;-)
Bo może jakieś oczekiwania miałyśmy wygórowane, czy co? Znaczy, do filmu to ja mniej, ale do książki, to jak najbardziej.
Obawiam się, że nie dorosnę ani do jednego, ani do drugiego...
Takoż i ja miałam. Film po prostu chciałam obejrzeć, bez wielkich oczekiwań. Zwłaszcza że byłam świeżo po rozczarowującej lekturze książki. A tu klops :-|
No nic, dziś czeka mnie oglądanie Jaj w tropikach, może zrozumiem ;-)
Obejrzałem sobie (jednym okiem, bo dwu mi było na to szkoda ;-) ), po raz bodaj piąty, filmidełko pt. "Johnny Mnemonic" i zaszkowało mnie jak się ten cyberpunk postarzał, i jak komiksowa była to - w sumie - wizja.
Owszem, wspomniany film nie umywa się do literackiego oryginału (co było do przewidzenia), ale przecie ogólny zarys przedstawionego świata pochodzi od Gibsoona. co mi niemiłosiernie zgrzyta?
Primo: całkowite "zwilczenie" tego kapitalizmu. Trudno mi uwierzyć, patrząc w przeszłość, i teraźniejszość, by społeczeństwo mogło się całkowicie obywać bez jakichkolwiek norm etycznych, a to wlaśnie tam widzimy.
Secundo: ilość geniuszy wśród przedstawicieli marginesu społecznego i półświatka - rozumiem, źe można pokątnie robić tatuaże, wbijać tu, czy ówdzie kolczyki, czy nawet płody spędzać (ryzykując nielicho życiem matki), ale pokątni biomechanicy, medycy i spece od cyborgizacji? To raczej pasuje do groteski typu "Bajki robotów", niż do wizji - ponoć - serio. Tak samo zabawne jest założenie, że genialni hakerzy będą zasilać warstwę drobnych rzezimieszków, tak jakby nie byli cennym nabytkiem dla owych demonicznych Korporacji.
Tertio: wtóność. Tak, właśnie wtórność. Tradycja czarnych wizji straszących (jako ujął Mistrz) elefantiazą kapitalizmu jest bowiem dość stara. Znajdizemy takie czarne wizje u Bestera, Blisha, Dicka. Może mniej tam cybergadgetów, ale wydżwięk ten sam.
Quatro: uproszczenia - ciągle sie tam kogoś cyborgizuje, coś przeszczepia, a nie widzimy zbyt wielu związanych z tym powikłań, choć na logikę powinny być - a to organizm odrzuca przeszczep, a to dwa wstawione przez ulicznego "magika" (przypominam, że w cyberpunku rzadko korzysta się z usług najlepszych fachowców) implanty "gryzą się" sprzętowo, a to proteza się zacina.
Quinto: wycinkowość. Cyberpunk przeciwstawiał się klasycznej SF, w której "tylko kosmonauci i naukowcy", a sam zaoferował wizję świata ograniczoną w sumie do wąskiej perspektywy światka drobnych kryminalistów i subkultur. Co jest jeszcze mniej twórcze. Naukowcy znajdują się umysłowo w awangardzie postępu, kosmonauci nawet fizycznie (Space, the final frontier, hehe), bohaterowie cyberpunku znajdują się na marginesie. Przedstawianie wiec świata wyłącznie z ich punktu widzenia jest i unikiem, i wypaczaniem perspektywy. (Inna rzecz, że potem autorzy to zrozumieli - vide choćby "Święty płomień' Sterlinga czy "Idoru" Gibsona.)
Sexto: sensacyjność. Cyberpunk, mimo pozorów większych literackich ambicji, jest - de facto - literaturą sensacyjno-kryminalną, i popada nieświadomie we szelkie błędy i uproszczenia właściwe tej konwencji.
Tak więc w cyberpunku widzę owszem ewokację zbiorowych lęków (przed niekontrolowanym postępem, przed społecznym zdziczeniem), ale i nadziei (mimo wszystko cyborgizacje i bezpośredni dostęp do danych jawią się tam jako znaczące rozszerzenie ludzkich możliwości), ale nie umiem traktować go jako poważnej (nawet jeśli zdezaktualizowanej) wizji futurologicznej. (Choć czyta się go niezgorzej.)
Za młodszych lat b. ceniłem ten nurt i uważałem, że odnowił oblicze SF. Dziś sądzę, że nie był jednak tak istotny, jak kiedyś sądziłem . Ot, kolejny etap ewolucji amerykańskiej tradycji opowiadania "technologicznych bajek".
A sam film? Cóż.. Kiepskawy raczej. Ale daje całkiem dobrą ilustrację tego czym był, klasyczny, gibsonowski cyberpunk. I choćby dlatego, mam do niego sentyment.
ps. Natomiast spodobał mi się filmowy syndrom NAS. Ciekawa choroba. O ile dobrze zrozumiałem ;-) wynik pzeciążenia układów nerwowych nadmiarem napływających z otoczenia danych (efekt tempa postępu i natłoku szumu medalnego) i koiecznością współpracy z cyberimplantami. Bardzo a'propos snutych tu czy ówdzie rozważań o tym czy nasze układy nerwowe nie osiągają aby granic możliwości.
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas
Jestem po 'Zdarzeniu' Shyamalana. Kurczę, po 'Szóstym Zmyśle' się tym panem zachłysnęłam i czekałam z wypiekami na twarzy na kolejny objaw geniuszu. Wyszło jak wyszło, wiadomo. 'Znaki' i 'Osadę' nawet lubię, w dużej mierze dzięki Pheonixowi, o 'Kobiecie w błękitnej wodzie' wolę nawet sobie nie przypominać. No i 'Zdarzenie'. Jejku jej, bardzo bym chciała coś dobrego o tym filmie napisać. Są sceny wbijające w fotel, jak ta z robotnikami na początku, czy z ludźmi, zawieszonymi na drzewach. Ale drewniani do granic wytrzymałości aktorzy działają na nerwy. Powtarzam: są świetne sceny, ale wyłącznie z nich nie da się sklecić dobrego filmu. I nie wiem, taka rozdarta jestem po tym filmie:/
I am the one who tells the story.
Oh, I don't what made me, what gave me the right,
to mess with your values, and change wrong to right.
Skończyłem oglądać przed chwilą "Piłę V". Na początku muszę napisać, że jestem dość specyficznym 'fanem' serii, gdyż po 'trójce' kolejne części oglądam jedynie z czystej ciekawości, jak bardzo można spieprzyć całkiem niezły sensacyjny thriller (bo takimi filmami moim zdaniem były pierwsze dwie części). I cóż, po 'piątce' mam mieszane uczucia. Jestem przyjemnie zaskoczony, bo po beznadziejnych częściach trzeciej i czwartej, film wreszcie ma dawny klimat. Fabuła też jakoś lepiej do mnie dotarła. Z drugiej strony... ileż można, no? Jak dla mnie ten film powinien się skończyć na 'dwójce', a zrobiono z niego serial.
"...handlarz starym książkami odkrywa, że jego zarośnięte chwastami, najzwyklejsze w świecie podwórko jest znacznie dłuższe, niż się wydaje - w istocie sięga ono aż do samych bram piekieł."
Metallic pisze:Z drugiej strony... ileż można, no?
Dokładnie, ileż można? Piłę (siekierę też) powinni już schować w składziku i pozwolić jej kurzem obrosnąć. W połowie pierwszej części stwierdziłem, że na ten film szkoda mojego czasu (o pieniądzach nie wspominając), więc dałem sobie spokój. Potem zasięgnąłem języka (głównie u kolegów, którzy Piłę widzieli) i dowiedziałem się, że fabuła wcale nie jest aż tak w tych filmach istotna. Albo inaczej - jest pretekstem do coraz efektywniejszej rzezi dokonującej się na ekranie.
Co zabawniejsze, nikt nie miał pojęcia, na czym "fabuła" polega. Jest jakiś facet, co to ludzi morduje w wymyślny sposób i tyle. Ktośtam go szuka, ktośtam go goni, cośtam się niby dzieje.
Jakoś nie rozumiem tak "ambitnego" kina. I chyba będę odkładał wyprawę do kina, póki nie będą grali czegoś w stylu "Listów z Iwo Jimy", albo "9 Kompanii".
Najmniej pamiętam zajęcia w szkole,
bo żaden z nas się tam nie nadawał. Awantura - Pokolenie nienawiści
Widzisz, w moim odbiorze fabuła to jednak coś więcej niż tylko facet, który morduje w wymyślny sposób. Ale nie o to głównie chodzi. Pierwsza część zwyczajnie mnie zaintrygowała. Wciągnęła mnie akcja. Co do rzezi, uważam, że można się bez tego obejść.
"...handlarz starym książkami odkrywa, że jego zarośnięte chwastami, najzwyklejsze w świecie podwórko jest znacznie dłuższe, niż się wydaje - w istocie sięga ono aż do samych bram piekieł."
Nie zmienia to jednak faktu, że znakiem firmowym Piły są wiadra posoki, flaków i innych fajnych rzeczy, które tam człowiek ma w środku. Wątpię, by ludzie pamiętali te filmy, gdyby nie było ich tak dużo i gdyby nie wspomniana posoka i flaki.
Najmniej pamiętam zajęcia w szkole,
bo żaden z nas się tam nie nadawał. Awantura - Pokolenie nienawiści
Film dokumentalny o życiu i pochodzeniu rosomaków widziałem dzisiaj.
Rzecz raczej dla fanów niż dla szerokiej rzeszy oglądaczy. Nawet w miarę sprawnie zrobione, jakąś spójność z "późniejszymi" częściami da się zauważyć.
Ale tłumacza to trzeba by za poślednie ziobro na haku... Zły pan wchodzi do czołgu. Szef "dobrych" woła do swojego wojaka, że ma rozwalić (i tu uwaga - podajemy wersję polską) ten zbiornik!
Takich kwiatków jest więcej. Ech...
I'm the Zgredai Master!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!
yana pisze:Ale za to Hju Dżakman pojawił się bez majtków :
I trzeba przyznać, że radzi sobie bez tych majtków doskonale. :D
Z życia chomika niewiele wynika, życie chomika jest krótkie
Wciąż mu ponura matka natura miesza trociny ze smutkiem
Ale są chwile, że drobiazg byle umacnia wartość chomika
Wtedy zwierzyna łapki napina i krzyczy ze swego słoika