Tak i zrobimy spotkanie autorskie w fosie, zamiast w tej głupiej sali. O! Powiemy, ze autor w zamkniętych pomieszczeniach ma ataki :) Bo masz, Dabliu, ataki, prawda? PRAWDA?!Harna pisze:Proponuję spotkanie autorskie na następnych DF. Przyjaźnie nastawioną podczas wspólnych degustacji pod parasolami publiczność autor ma zagwarantowaną ;-)
Zawieje i zamiecie - Rafał W. Orkan
Moderator: RedAktorzy
- Ebola
- Straszny Wirus
- Posty: 12009
- Rejestracja: czw, 07 lip 2005 18:35
- Płeć: Nie znam
Jedz szczaw i mirabelki, a będziesz, bracie, wielki!
FORUM FAHRENHEITA KOREĄ PÓŁNOCNĄ POLSKIEJ FANTASTYKI! (Przewodas)
Wzrúsz Wirúsa!
FORUM FAHRENHEITA KOREĄ PÓŁNOCNĄ POLSKIEJ FANTASTYKI! (Przewodas)
Wzrúsz Wirúsa!
- Harna
- Łurzowy Kłulik
- Posty: 5588
- Rejestracja: ndz, 05 mar 2006 17:14
- Bebe
- Avalokiteśvara
- Posty: 4592
- Rejestracja: sob, 25 lut 2006 13:00
A nie powinno się to odbyć raczej w jakimś mhrocznym pomieszczeniu pomalowanym w krwistą czerwien? ;))
Z życia chomika niewiele wynika, życie chomika jest krótkie
Wciąż mu ponura matka natura miesza trociny ze smutkiem
Ale są chwile, że drobiazg byle umacnia wartość chomika
Wtedy zwierzyna łapki napina i krzyczy ze swego słoika
Wciąż mu ponura matka natura miesza trociny ze smutkiem
Ale są chwile, że drobiazg byle umacnia wartość chomika
Wtedy zwierzyna łapki napina i krzyczy ze swego słoika
- Dabliu
- ZakuŻony Terminator
- Posty: 3011
- Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
- Płeć: Mężczyzna
Dziękuję wszystkim za gratulacje :)))
Wcześniej był jeszcze:
A już ataki ZUEGO chichotu to mam na pewno :D
Prawda, że śliczna? :)Montserrat pisze:Ło, jaka ładna okładka.
Pewnie, że tak. I nie tylko na allegro ;)Montserrat pisze:A autografa się da kiedyś zdobyć, jak już się książkę upoluje?
Za moich czasów to się nazywało "popijawa", a teraz te nazwy, takie oficjalne i ładnie brzmiące, powymyślali... ;)Harna pisze:Proponuję spotkanie autorskie na następnych DF. Przyjaźnie nastawioną podczas wspólnych degustacji pod parasolami publiczność autor ma zagwarantowaną ;-)
Ależ ja nadal jestem maluśki :)Bebe pisze:A wszyscy go pamiętamy jak był jeszcze maluśki. <chlip, smark>
Jak te autory szybko dorastają, jak z gniazdka się wyrywają...
:)
No ba! Bez Fahrenheita, to ja bym nadal teksty po twardym dysku upychał, mrucząc pod nosem, żeby sobie wreszcie te nierealne marzenia odpuścić, bo autora to ze mnie nie będzie...Ika pisze:Na Fahrenheitowym mymłonie wyhodowany :).
Tak sobie wspomnę, bo lubię się cieszyć myślą, że ta cała ideja działa i nie gadamy po próżnicy, a wręcz przeciwnie udaje nam się wesprzeć.
Przegapiłeś :Pkiwaczek pisze:Aż się łezka w oku kręci... :D
A pamiętacie jego debiut w warsztatach? (No chyba, że coś przegapiłem wcześniej)
(...)
Wcześniej był jeszcze:
A jeszcze wcześniej był nietematyczny "Onyks", którego jednak nie ma już w archiwum, i bardzo dobrze, bo był to tekst umieszczony w jeszcze nie do końca uformowanym Vakkerby, a poza tym, przeszedł głęboką transformację, serię przekształceń i operacji na otwartym sercu oraz ogólną destrukcję, rekonstrukcję, kreację i metamorfozę, po czym, już pod innym tytułem, znalazł się w zapowiadanej książeczce :)Dabliu Marsz na Golgotę
A niech to ch** strzeli! Wszyscy gapią się na mnie, jakby to była moja wina. Szare, odrapane gęby. Rzygam już na ich widok. Zamiast oczu widzę studnie wypełnione szaleństwem, bulgoczącym jak żołnierska grochówa na wolnym ogniu. W miejscu ust – rany broczące soczystym przekleństwem. Trepy. Karki. Karna kompania.
Zarzucam karabin na ramię. Kiep syczy, jak wściekły wąż, gdy wdeptuję go w mokre błoto.
- Idziemy – mówię do wszystkich, lecz patrzę w ślepia Kowalikowi. – Nic tu po nas.
Nawiedzony Kowalik. Boję się jego dzikich jazd. Jakby był na religijnym haju. Nic nie mówi, bo kuma, że dostanie czapę, jak się do mnie odezwie. Może sobie gadać z kimkolwiek, byle nie ze mną. Nie zniosę tego i zabiję... zajebię jak psa.
- Ruchy! Zaraz będziemy tu mieli deszcz zapałek. Ruchy, ku**a!
Deszcz zapałek nie należy do najprzyjemniejszych doświadczeń na tym zadupiu galaktyki. Zwłaszcza, gdy nie ma się parasola z grubego ołowiu. A my dostaniemy takowy dopiero po wykonaniu akcji.
- Poruczniku?
Odwracam się w marszu. Młody Strużyński. Przy hełmie dynda tytanowy nieśmiertelik po starszym bracie.
Starszy Strużynski służył w deklach i spłonął wraz z czołgiem, którym dowodził. Młodszy tak się wnerwił, że skopał jakiegoś, bogu ducha winnego, podoficera. Nie stanął przed plutonem egzekucyjnym tylko dlatego, że na tej wojnie potrzeba każdej pary rąk, zdolnej nieść karabin. Szczególnie, gdy owe ręce z taką wprawą wysyłają czerwonookich do piachu.
Spluwam i, nie zwalniając kroku, kiwam głową do młodego.
- Co jest, Strużyński?
- Daleko na Golgotę, poruczniku? Zaraz będzie...
- Wiem, co zaraz będzie – przerywam ostrym tonem. – Kłapiesz dziobem, jak kaczor z przymarzniętym kuprem. Każdy wie... Nie zawracaj mi więc dupy, tylko wyciągaj giczały i do przodu.
Nad nami łopocze sztandar Orła Białego, doprowadzając mnie do szewskiej pasji. Wielka Rzeczpospolita Wszechgalaktyczna wymaga od karnych kompanii, by te, w ramach swoistej pokuty, wymachiwały chorągwią gdziekolwiek się pojawią. W ten sposób łatwiej nas namierzyć, niż bąka w gaciach. Ale może właśnie o to chodzi...
Niesiemy więc sztandar jak krzyż. Na Golgotę.
Spoglądam na resztę. Na szare gęby i lufy karabinów owinięte różańcami.
- No, co jest, kundle? Naprzód! Przed nami Golgota, a za nami tylko smród. Zacisnąć pośladki i ruszać szkitami! Ruchy! Ruchy! Bo i przenajświętsza dziewica wyżej ch** nie podskoczy. Jak nie zdążymy...
- Poruczniku!
Tym razem to Brykalski.
- Poruczniku, Daniłowicz ma atak!
Szeregowy Daniłowicz był naszym radarem na czerwonookich. Każdy odział miał co najmniej paru takich. Żywe anteny. Wyczuwali obcych na odległość, czyli udawało im się coś, co przerastało możliwości supernowoczesnych gadżetów. Jak dla mnie, te wszystkie pudełka, które jedyne co potrafią, to od czasu do czasu zrobić „pik” i spierdolić się w suchym trzasku wyładowań, możnaby wywalić w błoto. Chętnie wetknąłbym je wszystkie w dupę temu, kto wymyślił, że to gówno ratuje żołnierskie tyłki.
- Brykalski! Na plecy go i biegiem! Golgota jest za tym wzniesieniem. Ruszać się, chłopcy! Żwawiej!
Puszczamy się biegiem, jak oszalałe zwierzęta w ucieczce przed drapieżnikiem. Oddech grzęźnie mi w płucach, zdartych od ciągłego krzyku, kiepskich szlugów i bagiennych oparów.
Zjebana planeta.
- Poruczniku! Daniłowicz! Nie przechodzi mu! Muszą być coraz bliżej!
Ślina zalepia mi przełyk.
- Horyń! Pomóż Brykalskiemu! Biegiem, chłopcy! Jesteśmy już w domu!
Golgota.
Wbiegamy na wzgórze sapiąc i jęcząc z bólu. Tyle dni marszu, niebezpieczeństw i ch** pogody. Przeżyliśmy bój spotkaniowy, żywe bagna i rój tych kurewskich żyjątek, od których gnije skóra. A wszystko po to, żeby odzyskać stary, zapyziały obrazek Matki Boskiej Ostrobramskiej w złotej ramce. Wynieść go ze zgliszcz po starej bazie, z której wykurzyli nas czerwonoocy i wrócić na łono ojczyzny, jaśniejąc w aureoli zasłużonej chwały bohaterów narodowych.
Taa... jasne.
Stajemy przed wrotami do bazy. Chłopcy wloką wierzgającego, toczącego pianę z ust Daniłowicza. Coś tu jest, cholera, nie tak. Bardzo nie tak...
Ogromne, ozdobione potwornie wielkim godłem Orła Białego wrota otwierają się. Wita nas huragan ognia i grad tysięcy ostrzy, bijących z naddźwiękową prędkością. Powietrze wypełnia eksplozja huku. Festiwal ognia i chaosu.
Stoję jak sparaliżowany. Jedyne co czuję, to swąd palonego mięsa i parującej juchy. Jakbym wpadł do kadzi z gotującą się krwią, zagryzając przypaloną stopę starszego Strużyńskiego.
Dopiero po chwili zaczynam rozumieć, co się dzieje. Ostrze przewierca brzuch w szalonym tańcu wirującej stali. Dokładnie w momencie, w którym dostrzegam czerwone ślepia. Krew wypełnia mi usta. Gorąco. Padam na twarz.
Wybuch. Błysk i huk.
ku**a! Gdzie moja ręka? Moja ręka! ku**a, ja pierdolę, przenajświętsza panienko, gdzie moja ręka? Na rany chrystusa! Boże, pomóż! Chryste! Jak boli...
Płomień.
Gorąco mi w głowę. Nic nie widzę! Boże, ja chcę do mamy... gdzie mama? Mamo! Mamooo!
* * *
- Ojcze nasz, któryś jest w niebie – śpiewny głos Kowalika wybija się ponad grzmot pulsujący w uszach – święć się imię Twoje. Bądź wola Twoja, jako w niebiosach, tak i w Rzeczpospolitej. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i... odpuść nam nasze winy... jako i my odpuszczamy naszym winowajcom.
Pieprzony Kowalik i jego świątobliwe jazdy... jak on przeżył?
- I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego. Albowiem Twoje jest Królestwo i moc, i chwała na wieki wieków...
Amen.
Pokonaliśmy i podbiliśmy wszystkie rasy zamieszkujące galaktykę... poza czerwonookimi. A teraz, na tym zadupiu, gdzie walczymy o odpust za nasze i wasze grzechy, umieram jak rozdeptany owad.
Spoglądam zamglonym wzrokiem. Otaczający Kowalika czerwonoocy rozpostarli skrzydła i śpiewają... jak oni smutno śpiewają...
Mało tego, czasem dochodzę do wniosku, że jestem afektywny dwubiegunowy ;)Ebola pisze:zrobimy spotkanie autorskie w fosie, zamiast w tej głupiej sali. O! Powiemy, ze autor w zamkniętych pomieszczeniach ma ataki :) Bo masz, Dabliu, ataki, prawda? PRAWDA?!
A już ataki ZUEGO chichotu to mam na pewno :D
Krwistą czerwień zorganizujemy na miejscu. Przyniosę stosowne narzędzia :)))Bebe pisze:A nie powinno się to odbyć raczej w jakimś mhrocznym pomieszczeniu pomalowanym w krwistą czerwien? ;))
- Millenium Falcon
- Saperka
- Posty: 6212
- Rejestracja: pn, 13 lut 2006 18:27
- malakh
- Pćma
- Posty: 293
- Rejestracja: śr, 14 lis 2007 22:17
Ale tak jak leciało, czy konkretnych?;p
A tak na serio, kurde, naprawdę walneli ci graficzkę, że hej. I dobrze. Mam zamiar się wykosztować (a rzadko to robię - jak tu nie kochać Poltera?;]), więc dobrze, że się postarali. Bodajże na forum Poltera napisałeś, że bardziej skłaniasz się ku Bahtrze, niż Tane-tani i Gebnehowi, tak? No, kurde, a mi własnie "Miód..." się baaardzo podobałl;p
No nic, mam nadzieję, że się postarałaeś, bo liczę na ciebie;D
A tak na serio, kurde, naprawdę walneli ci graficzkę, że hej. I dobrze. Mam zamiar się wykosztować (a rzadko to robię - jak tu nie kochać Poltera?;]), więc dobrze, że się postarali. Bodajże na forum Poltera napisałeś, że bardziej skłaniasz się ku Bahtrze, niż Tane-tani i Gebnehowi, tak? No, kurde, a mi własnie "Miód..." się baaardzo podobałl;p
No nic, mam nadzieję, że się postarałaeś, bo liczę na ciebie;D
- Ika
- Oko
- Posty: 4256
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:26
Wydawca jest odporny na wszelkie naciski :P
BMW, nie wypisuj takich głupot, fuj. Termin wydania zależy też od terminu w drukarni, a to nie jest tak, że drukarnia posiadywa jedno jedyne wydawnictwo do obsługiwania. Sic!
A po drugie, książkę Dabliu zakupi i przeczyta dużo więcej osób, niż te kilka głosów w internecie.. Tak kiedyś liczyliśmy, że tych fanów sieciowych to na książkę przypada od 0,1 do 0,01% - w zależności od popularności. Ergo: mówiąc "ilu fanów", postponujesz mi Autora. Muszę Cię wyzwać na udeptaną ziemię - pojedynek na kosy?
BMW, nie wypisuj takich głupot, fuj. Termin wydania zależy też od terminu w drukarni, a to nie jest tak, że drukarnia posiadywa jedno jedyne wydawnictwo do obsługiwania. Sic!
A po drugie, książkę Dabliu zakupi i przeczyta dużo więcej osób, niż te kilka głosów w internecie.. Tak kiedyś liczyliśmy, że tych fanów sieciowych to na książkę przypada od 0,1 do 0,01% - w zależności od popularności. Ergo: mówiąc "ilu fanów", postponujesz mi Autora. Muszę Cię wyzwać na udeptaną ziemię - pojedynek na kosy?
Im mniej zębów tym większa swoboda języka
- BMW
- Yilanè
- Posty: 3578
- Rejestracja: ndz, 18 lut 2007 14:04
Wiem przecież, że Dabliu już zrobił, co mógł, i teraz możemy tylko czekać.
Spokojnie, Iko.
A co do pojedynku: czy każdy uzbraja się według własnego widzimisię?
Jeśli tak to ja wybieram nunczaku.
Co prawda miałem kiedyś styczność z kosą, ale w TAKIM pojedynku nie miałabyś szans zadać mi trafienia, bo wcześniej sam bym się uszkodził. :-)
Spokojnie, Iko.
A co do pojedynku: czy każdy uzbraja się według własnego widzimisię?
Jeśli tak to ja wybieram nunczaku.
Co prawda miałem kiedyś styczność z kosą, ale w TAKIM pojedynku nie miałabyś szans zadać mi trafienia, bo wcześniej sam bym się uszkodził. :-)
- Hipolit
- Klapaucjusz
- Posty: 2070
- Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:09
Jak zwykle (w moim przypadku) spóźnione, ale szczere gratulacyje Dabljemu, a przedpiścom, ze względu na porę roku zalecałbym raczej pojedynek na grabie i miotły do liści. Na kosy już za późno. Odleciały do ciepłych krajów.
EDIT: Litrówka ;)
EDIT: Litrówka ;)
Pozdrawiam
Hipolit
Navigare necesse est, vivere non est necesse
Hipolit
Navigare necesse est, vivere non est necesse