F 50 i 6
Moderator: RedAktorzy
- jutylda
- Mamun
- Posty: 185
- Rejestracja: wt, 04 kwie 2006 13:30
Wokół mojego przedszkola rosły dęby i pamiętam, że jesienią liście leżały na ziemi. Może to zależy od wiatru?
A jak wokół tej wsi same zagajniki, to górą musi nieźle wiać ;)
A jak wokół tej wsi same zagajniki, to górą musi nieźle wiać ;)
Brak mi perspektywy, tylko patrzę przed siebie, patrzę na ten koszmar. Poziom umysłowy sekretarki z enerde, to sobą obecnie przedstawiam.
- Alfi
- Inkluzja Ultymatywna
- Posty: 20471
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 10:29
Ja widuję dęby, z których liscie opadły, i takie, na których jeszcze się trzyma takie szare paskudztwo. I chyba jedne i drugie należą do tego samego gatunku (pospolity dąb szypułkowy). Więc może to zależeć od wiatru, gleby itp.
Le drame de notre temps, c’est que la bêtise se soit mise à penser. (Jean Cocteau)
Hadapi dengan senyuman.
Hadapi dengan senyuman.
- Coleman
- Wampir
- Posty: 3097
- Rejestracja: wt, 14 cze 2005 16:41
To moze ja kilka slow teraz, bo widze, ze pare osob dostalo niezdrowych rumiencow.
Po pierwsze - celofyzy.
Wybaczcie grubianstwo, ale naprawde (ale to naprawde naprawde) gowno mnie obchodzi fakt, czy celofyzy istnialy, istnieja, istniec beda. Kogo to obchodzi? Jaka to robi roznice? Prawdziwe, czy wymyslone, przeciez to nie ma najmniejszego znaczenia. Dopoki graja role w tekscie, dopoki sa umotywowane, dopoki ich przywolywanie co druga, czy trzecia strone ma SENS (powtorze - SENS) ich pochodzenie zwyczajnie mi glowy nie zaprzata. Fraza "celofyzy nie istnieja" pelni w recenzji role tzw. running gagu. Kto nie lapie, trudno darmo, prosze nie miec do mnie pretensji o odmienne poczucie humoru. Ow running gag zostal natomiast wprowadzony, aby wyszydzic Autora upor w powolywaniu sie na te nieszczesne scierwojady co pare stron tylko po to, aby na koniec, bez slowa jakiegokolwiek komentarza, jeden z bohaterow mogl powiedziec: "Celofyzow nie ma".
Powtorze - kto nie chwyta, jego problem.
Deby.
Jesli komus sie chce podczas lektury siedziec z atlasem botanicznym w reku i sprawdzac o jaka mianowicie odmiane debu Autorowi chodzilo - ja nie mam nic przeciwko. Aczkolwiek jak dla mnie to glupota i strata czasu. O tym, ze deby nie zrzucaja lisci na zime uczyli mnie w szkole na biologii, a fakt ten w naturze znajduje potwierdzenie chociazby w tym parku, ktory mam trzy minuty od domu. To, ze moga sie trafic odstepstwa od normy zalezne od a) warunkow atmosferycznych/klimatycznych/geologicznych/hydrologicznych, b) egzotycznych, czy rzadkich odmian debow - ok, calkiem mozliwe. Co nie zmienia faktu, ze pod ogolnym, powszechnie pojmowanym debem kryje sie drzewo, ktore, z reguly, nie zrzuca lisci na zime. Jesli Autor ma fantazje pisac o wyjatkach, jego prawo. Ale niech zaznaczy i wyjasni. Inaczej traktuje to jako blad.
Sanepid.
Moj blad.
Zaiste, jest sie czego czepiac.
Gawrony.
Moj blad. Niemniej kruki w dalszym ciagu zyja wylacznie w parach (w ktore lacza sie na cale zycie) i nigdzie nie odlatuja na zime.
Kochani, ja rozumiem, ze jak sie czyta tekst, w ktorym recenzent jawi sie jako ta alfa i omega, jest do tego bezczelny i zarozumialy, znalezienie bledu i wytkniecie go musi sprawiac radoche. Tak jak i mnie sprawilo dzika rozkosz recenzowanie Nekromanty. Jak jednak widzicie (zwracam sie do tych kilku osob, ktore sie tak zapamietale skupialy na wyzej wymienionych przykladach), bledy robia rowniez recenzenci recenzenta.
Ja osobiscie nie mam ochoty, czasu, ani fantazji wdawac sie w dyskusje o odmianach debow, bo w dalszym ciagu nie czyni to z Nekromanty tekstu udanego, wiec nie bardzo widze sens.
Osob, ktore byc moze spodziewalyby sie po mnie riposty lzejszej i dowcipniejszej przepraszam za zawod, ale powyzsza dyskusja o debach i (nie)istnieniu celofyzow w moich oczach udowodnila tylko, ze wymagajacy powinnismy byc nie tylko wobec Autorow, ale roniez niektorych Czytelnikow.
Obawiam sie przy tym, ze pomimo popelnionych (razacych i karygodnych bledow) osobiscie od siebie wymagac wiecej nie zamierzam. Uwielbienie tlumow, mdlejace kobiety, chylacy kapeluczy dzentelmeni, swiatla fleszy i serdeczny smiech paru (nastu? dziesieciu?) Czytelnikow Fahrenheita dla odmiany obdarzonych poczuciem humoru nie tylko wbily mnie w jeszcze wieksza pyche i samozadowolenie, ale pokazaly rowniez, iz Nekromanta zostal skomentowany dokladnie tak jak sobie na to zasluzyl.
I tym, ktorym sie podobalo, serdecznie dziekuje.
Po pierwsze - celofyzy.
Wybaczcie grubianstwo, ale naprawde (ale to naprawde naprawde) gowno mnie obchodzi fakt, czy celofyzy istnialy, istnieja, istniec beda. Kogo to obchodzi? Jaka to robi roznice? Prawdziwe, czy wymyslone, przeciez to nie ma najmniejszego znaczenia. Dopoki graja role w tekscie, dopoki sa umotywowane, dopoki ich przywolywanie co druga, czy trzecia strone ma SENS (powtorze - SENS) ich pochodzenie zwyczajnie mi glowy nie zaprzata. Fraza "celofyzy nie istnieja" pelni w recenzji role tzw. running gagu. Kto nie lapie, trudno darmo, prosze nie miec do mnie pretensji o odmienne poczucie humoru. Ow running gag zostal natomiast wprowadzony, aby wyszydzic Autora upor w powolywaniu sie na te nieszczesne scierwojady co pare stron tylko po to, aby na koniec, bez slowa jakiegokolwiek komentarza, jeden z bohaterow mogl powiedziec: "Celofyzow nie ma".
Powtorze - kto nie chwyta, jego problem.
Deby.
Jesli komus sie chce podczas lektury siedziec z atlasem botanicznym w reku i sprawdzac o jaka mianowicie odmiane debu Autorowi chodzilo - ja nie mam nic przeciwko. Aczkolwiek jak dla mnie to glupota i strata czasu. O tym, ze deby nie zrzucaja lisci na zime uczyli mnie w szkole na biologii, a fakt ten w naturze znajduje potwierdzenie chociazby w tym parku, ktory mam trzy minuty od domu. To, ze moga sie trafic odstepstwa od normy zalezne od a) warunkow atmosferycznych/klimatycznych/geologicznych/hydrologicznych, b) egzotycznych, czy rzadkich odmian debow - ok, calkiem mozliwe. Co nie zmienia faktu, ze pod ogolnym, powszechnie pojmowanym debem kryje sie drzewo, ktore, z reguly, nie zrzuca lisci na zime. Jesli Autor ma fantazje pisac o wyjatkach, jego prawo. Ale niech zaznaczy i wyjasni. Inaczej traktuje to jako blad.
Sanepid.
Moj blad.
Zaiste, jest sie czego czepiac.
Gawrony.
Moj blad. Niemniej kruki w dalszym ciagu zyja wylacznie w parach (w ktore lacza sie na cale zycie) i nigdzie nie odlatuja na zime.
Kochani, ja rozumiem, ze jak sie czyta tekst, w ktorym recenzent jawi sie jako ta alfa i omega, jest do tego bezczelny i zarozumialy, znalezienie bledu i wytkniecie go musi sprawiac radoche. Tak jak i mnie sprawilo dzika rozkosz recenzowanie Nekromanty. Jak jednak widzicie (zwracam sie do tych kilku osob, ktore sie tak zapamietale skupialy na wyzej wymienionych przykladach), bledy robia rowniez recenzenci recenzenta.
Ja osobiscie nie mam ochoty, czasu, ani fantazji wdawac sie w dyskusje o odmianach debow, bo w dalszym ciagu nie czyni to z Nekromanty tekstu udanego, wiec nie bardzo widze sens.
Osob, ktore byc moze spodziewalyby sie po mnie riposty lzejszej i dowcipniejszej przepraszam za zawod, ale powyzsza dyskusja o debach i (nie)istnieniu celofyzow w moich oczach udowodnila tylko, ze wymagajacy powinnismy byc nie tylko wobec Autorow, ale roniez niektorych Czytelnikow.
Obawiam sie przy tym, ze pomimo popelnionych (razacych i karygodnych bledow) osobiscie od siebie wymagac wiecej nie zamierzam. Uwielbienie tlumow, mdlejace kobiety, chylacy kapeluczy dzentelmeni, swiatla fleszy i serdeczny smiech paru (nastu? dziesieciu?) Czytelnikow Fahrenheita dla odmiany obdarzonych poczuciem humoru nie tylko wbily mnie w jeszcze wieksza pyche i samozadowolenie, ale pokazaly rowniez, iz Nekromanta zostal skomentowany dokladnie tak jak sobie na to zasluzyl.
I tym, ktorym sie podobalo, serdecznie dziekuje.
You and me, lord. You and me.
- jutylda
- Mamun
- Posty: 185
- Rejestracja: wt, 04 kwie 2006 13:30
Colemanie, być może dotknięty tym, że ośmielam się coś wytykać nie zauważyłeś, że mi też się podobało, ba, że płakałam ze śmiechu.
Nie czytałam tekstu z encyklopedią na kolanach, dęby z opadłymi liśćmi i odlatujące gawrony widziałam po prostu naocznie. I dlatego na serio się zastanawiałam, czy to miał być dalszy ciąg dowcipu o nieistniejących celofyzach. To raz.
Dwa - to nie jest pierwszy raz, kiedy w Zakużonej redaktor posuwa się za daleko. Nie lubię tego, nie raz już mnie to irytowało, akurat tak wyszło, że na ciebie padło. Przykro mi.
PS. Dopiero teraz zauważyłam, że o gawronach i dębach już dawno temu wspomniała Joanka. Ups.
Nie czytałam tekstu z encyklopedią na kolanach, dęby z opadłymi liśćmi i odlatujące gawrony widziałam po prostu naocznie. I dlatego na serio się zastanawiałam, czy to miał być dalszy ciąg dowcipu o nieistniejących celofyzach. To raz.
Dwa - to nie jest pierwszy raz, kiedy w Zakużonej redaktor posuwa się za daleko. Nie lubię tego, nie raz już mnie to irytowało, akurat tak wyszło, że na ciebie padło. Przykro mi.
PS. Dopiero teraz zauważyłam, że o gawronach i dębach już dawno temu wspomniała Joanka. Ups.
Ostatnio zmieniony śr, 03 sty 2007 21:45 przez jutylda, łącznie zmieniany 1 raz.
Brak mi perspektywy, tylko patrzę przed siebie, patrzę na ten koszmar. Poziom umysłowy sekretarki z enerde, to sobą obecnie przedstawiam.
- A.Mason
- Baron Harkonnen
- Posty: 4206
- Rejestracja: śr, 08 cze 2005 20:56
- Płeć: Mężczyzna
To moze ja, bo od mojej wypowiedzi sie zaczelo.
"Celofyzy nie istnieja" smiesza mnie tylko li z tego powodu, ze powtarzasz je z uporem...
Wyjasnienie, ktore zaprezentowales powyzej (o ich roli w tekscie) jest dla mnie zrozumiale i do przyjecia. Natomiast sam zwrot? W kontekscie tego co wyjasniles rozumiem go jako zejscie do poziomu belkotliwego czlowieka i belkotanie wraz z nim.
Nie podoba mi sie zbyt ostre potraktowanie ludzi o odmiennym nieco poczuciu humoru. Takie cos jest dla mnie smieszne, pod warunkiem, ze jasne od poczatku. Wziawszy pod uwage funkcje Zakuzonej, oraz ze w tekscie stawiasz z humorem sporo uwag trafnych, moim zdaniem ostre obruszanie sie, ze absurdalne stwierzenie w tekscie (Twoim, nie autora) nie zostalo zrozumiane, jest z Twojej strony przesadzone.
--
_____________
Bo moja ortografia jest Chwiejna. Jest to dobra
ortografia, ale sie Chwieje i litery trafiaja
w niewlasciwe miejsca.
A.A.Milne - "Fredzia Phi-Phi"
Z tym sie w pelni zgadzam.Coleman pisze:...
Po pierwsze - celofyzy.
Wybaczcie grubianstwo, ale naprawde (ale to naprawde naprawde) gowno mnie obchodzi fakt, czy celofyzy istnialy, istnieja, istniec beda. Kogo to obchodzi? Jaka to robi roznice? Prawdziwe, czy wymyslone, przeciez to nie ma najmniejszego znaczenia. Dopoki graja role w tekscie, dopoki sa umotywowane, dopoki ich przywolywanie co druga, czy trzecia strone ma SENS (powtorze - SENS) ich pochodzenie zwyczajnie mi glowy nie zaprzata.
Alez nikt tu nie ma pretensji. Ja po prostu wyrazilem swoje niezrozumienie dowcipu, a poniewaz wielu wokol smieje sie, poprosilem o wyjasnienie powodow.Coleman pisze:Fraza "celofyzy nie istnieja" pelni w recenzji role tzw. running gagu. Kto nie lapie, trudno darmo, prosze nie miec do mnie pretensji o odmienne poczucie humoru.
Powiedzenie Leppera "Balcerowicz musi odejsc" tez jest smieszne. Ale w tym powiedzeniu, w przeciwienstwie do Twojego jest jakis sens.Coleman pisze:Ow running gag zostal natomiast wprowadzony, aby wyszydzic Autora upor w powolywaniu sie na te nieszczesne scierwojady co pare stron tylko po to, aby na koniec, bez slowa jakiegokolwiek komentarza, jeden z bohaterow mogl powiedziec: "Celofyzow nie ma".
Powtorze - kto nie chwyta, jego problem.
"Celofyzy nie istnieja" smiesza mnie tylko li z tego powodu, ze powtarzasz je z uporem...
Wyjasnienie, ktore zaprezentowales powyzej (o ich roli w tekscie) jest dla mnie zrozumiale i do przyjecia. Natomiast sam zwrot? W kontekscie tego co wyjasniles rozumiem go jako zejscie do poziomu belkotliwego czlowieka i belkotanie wraz z nim.
Nie podoba mi sie zbyt ostre potraktowanie ludzi o odmiennym nieco poczuciu humoru. Takie cos jest dla mnie smieszne, pod warunkiem, ze jasne od poczatku. Wziawszy pod uwage funkcje Zakuzonej, oraz ze w tekscie stawiasz z humorem sporo uwag trafnych, moim zdaniem ostre obruszanie sie, ze absurdalne stwierzenie w tekscie (Twoim, nie autora) nie zostalo zrozumiane, jest z Twojej strony przesadzone.
Problem w tym, ze nie do konca wiadomo, czy to jest wyjatek, czy nie ma. Kiedy bylem w sluzbie zasadniczej funkcjonowalo u nas powiedzenie "Akcja lisc debu" na grabienie lisci, wsrod ktorych liscie deba nie byly wyjatkowymi. W zwiazku z tym dla mnie rownie wyjatkowym moze byc niezrzucanie, co dla Ciebie zrzucanie przez deby lisci...Coleman pisze:Co nie zmienia faktu, ze pod ogolnym, powszechnie pojmowanym debem kryje sie drzewo, ktore, z reguly, nie zrzuca lisci na zime. Jesli Autor ma fantazje pisac o wyjatkach, jego prawo.
A przede wszystkim recenzentow...Coleman pisze:Osob, ktore byc moze spodziewalyby sie po mnie riposty lzejszej i dowcipniejszej przepraszam za zawod, ale powyzsza dyskusja o debach i (nie)istnieniu celofyzow w moich oczach udowodnila tylko, ze wymagajacy powinnismy byc nie tylko wobec Autorow, ale roniez niektorych Czytelnikow.
Szczegolnie w kontekscie tego, co piszesz cytat wyzej...Coleman pisze:Obawiam sie przy tym, ze pomimo popelnionych (razacych i karygodnych bledow) osobiscie od siebie wymagac wiecej nie zamierzam.
Mnie sie podobalo nawet pomimo tych kilku uwag (podejrzewam, ze tym, ktorzy napisali swoje uwagi takze), to oznacza, ze przez te drobiazgi nam nie dziekujesz?Coleman pisze:I tym, ktorym sie podobalo, serdecznie dziekuje.
--
_____________
Bo moja ortografia jest Chwiejna. Jest to dobra
ortografia, ale sie Chwieje i litery trafiaja
w niewlasciwe miejsca.
A.A.Milne - "Fredzia Phi-Phi"
- Vodnique
- Ośmioł
- Posty: 639
- Rejestracja: sob, 11 cze 2005 15:44
Mnie analiza autorstwa imć Colemana bardzo się podobała. Błędy w niej, jeśli nawet obecne, są nieliczne i nie zmieniają faktu, że to bardzo dobra analiza bardzo złego tekstu. Nie tylko pokazuje że to zły tekst, ale tez sprawia, że teraz (razem z komentarzami) zapewnia on walory rozrywkowe. Czego chcieć więcej?
Dealing with bugs on a daily basis.
- Ebola
- Straszny Wirus
- Posty: 12009
- Rejestracja: czw, 07 lip 2005 18:35
- Płeć: Nie znam
Autor ponosi odpowiedzialność za tekst. Jeśli uważa, że ma prawo uszczęsliwiać innych takimi produkcjami, musi sie liczyć z reakcją odbiorcy. Im większy gniot, tym reakcja bedzie ostrzejsza.jutylda pisze: Dwa - to nie jest pierwszy raz, kiedy w Zakużonej redaktor posuwa się za daleko.
Nie posuwamy sie za daleko. Tak było, jest i będzie.
Nie zamieszczamy tekstów w zakużonej wbrew woli autora. Każdy z nich wyraża na to zgodę.
Jedz szczaw i mirabelki, a będziesz, bracie, wielki!
FORUM FAHRENHEITA KOREĄ PÓŁNOCNĄ POLSKIEJ FANTASTYKI! (Przewodas)
Wzrúsz Wirúsa!
FORUM FAHRENHEITA KOREĄ PÓŁNOCNĄ POLSKIEJ FANTASTYKI! (Przewodas)
Wzrúsz Wirúsa!
- Coleman
- Wampir
- Posty: 3097
- Rejestracja: wt, 14 cze 2005 16:41
Tak jak i poprzednio nie chcialbym sie odnosic do niczyich konkretnych wypowiedzi, a odpowiedziec ogolnie. Nozyce pewnie i tak znow zadzwiecza.
Formula Zakuzonej moze sie podobac, moze sie nie podobac. Mnie sie na przyklad nie podoba formula warsztatow, w ktorych Autorowi tlumaczy sie cierpliwie, niczym cieleciu (w zagajniku), beznamietnym tonem, by nie daj Boze nie urazic watlych uczuc pisarskich. Nie tylko mi sie taka formula nie podoba, ale rowniez uwazam, ze robi wielu poczatkujacym autorom krzywde w talent (a jeszcze wieksza w przypadku braku). Zakuzona natomiast ma taka formule, bo taka przyjelismy i tyle. Numer ma stron kilkadziesiat, jesli komus czytanie Zakuzonej sprawia estetyczna przykrosc, z rozkosza zapraszamy do pozostalych dzialow.
Co do wytykania bledow, to owszem, najwiekszym problemem jest tu urazona duma i cierpiace ego moje (boszsz... ach jak ono cierpi! a nikt nie przytuli, nie poglaszcze. to nie ludzie, to wilki!), ale rowniez chodzi o prosty fakt, iz ani do niczego to nie prowadzi, ani niczego nie zmienia. Czy naprawde, jesli pare osob zwroci mi uwage w sprawie Sanepidu, czy gawronow, to komentowany tekst stanie sie dzieki temu lepszy? Czy posianie dwoch baboli(kow) podwaza moja rzetelnosc jako redaktora i recenzenta? Pewnie, chcialbym byc tak genialny i nieomylny, jak mi sie wydaje, ze jestem, albo, jeszcze lepiej, jak Szefowa, ale bywa, ze i na spizowego lwa golab nasra (nie daj Boze pterodaktyl) i zepsuje caly efekt. Tough.
Na koniec do jednej uwagi konkretnej chcialbym sie jednak odniesc, bo ubawila mnie setnie. Co do Akcji lisc debu, to chcialbym przypomniec, ze Liscie Debu wystepowaly tez jako wyroznienie przy Krzyzu Zelaznym. Co jest rownie cennym dowodem botanicznym, jak nadanie takiego, a nie innego kryptonimu grabieniu lisci przez dzielnych Obroncow Ojczyzny.
A trawa rosnie niebieska i dopiero trzeba ja na zielono przemalowac...
Formula Zakuzonej moze sie podobac, moze sie nie podobac. Mnie sie na przyklad nie podoba formula warsztatow, w ktorych Autorowi tlumaczy sie cierpliwie, niczym cieleciu (w zagajniku), beznamietnym tonem, by nie daj Boze nie urazic watlych uczuc pisarskich. Nie tylko mi sie taka formula nie podoba, ale rowniez uwazam, ze robi wielu poczatkujacym autorom krzywde w talent (a jeszcze wieksza w przypadku braku). Zakuzona natomiast ma taka formule, bo taka przyjelismy i tyle. Numer ma stron kilkadziesiat, jesli komus czytanie Zakuzonej sprawia estetyczna przykrosc, z rozkosza zapraszamy do pozostalych dzialow.
Co do wytykania bledow, to owszem, najwiekszym problemem jest tu urazona duma i cierpiace ego moje (boszsz... ach jak ono cierpi! a nikt nie przytuli, nie poglaszcze. to nie ludzie, to wilki!), ale rowniez chodzi o prosty fakt, iz ani do niczego to nie prowadzi, ani niczego nie zmienia. Czy naprawde, jesli pare osob zwroci mi uwage w sprawie Sanepidu, czy gawronow, to komentowany tekst stanie sie dzieki temu lepszy? Czy posianie dwoch baboli(kow) podwaza moja rzetelnosc jako redaktora i recenzenta? Pewnie, chcialbym byc tak genialny i nieomylny, jak mi sie wydaje, ze jestem, albo, jeszcze lepiej, jak Szefowa, ale bywa, ze i na spizowego lwa golab nasra (nie daj Boze pterodaktyl) i zepsuje caly efekt. Tough.
Na koniec do jednej uwagi konkretnej chcialbym sie jednak odniesc, bo ubawila mnie setnie. Co do Akcji lisc debu, to chcialbym przypomniec, ze Liscie Debu wystepowaly tez jako wyroznienie przy Krzyzu Zelaznym. Co jest rownie cennym dowodem botanicznym, jak nadanie takiego, a nie innego kryptonimu grabieniu lisci przez dzielnych Obroncow Ojczyzny.
A trawa rosnie niebieska i dopiero trzeba ja na zielono przemalowac...
You and me, lord. You and me.
- Ika
- Oko
- Posty: 4256
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:26
Jutyldo, a mogłabyś dla mojej osobistej wiedzy i satysfakcji powiedzieć mi gdzie jest ta właściwa odległość, żeby nie było za daleko? Bo zdaje się ową wiedzę posiadasz.jutylda pisze: Dwa - to nie jest pierwszy raz, kiedy w Zakużonej redaktor posuwa się za daleko. Nie lubię tego, nie raz już mnie to irytowało (...)
Chętnie ze swojej strony podzielę się wiedzą o tym, że nie tylko zasady Zakużonej planety zostały uczciwie podane do wiadomości ogółu, ale każdy z autorów w tym dziale opublikowanych, zgadza się na to - załączają do utworu specjalnie przygotowany tekst. Jasne, w pierwszych numerach mogli się nie spodziewać tego co ich czeka, ale tych numerów, tej wiwisekcji było już trochę, więc nie ma wątpliwości, że autorzy wiedzą na co się zgadzają i zgadzają sie z pełną świadomością konsekwencji.
Im mniej zębów tym większa swoboda języka
- A.Mason
- Baron Harkonnen
- Posty: 4206
- Rejestracja: śr, 08 cze 2005 20:56
- Płeć: Mężczyzna
Jak to nie? Ludzie komentujacy w Zakuzonej to, bylo nie bylo, autorytety. Jesli autorytet pusci babola, to potem krazy taki babol po swiecie, a odprostowac go trudno.Coleman pisze:Co do wytykania bledow [...] ale rowniez chodzi o prosty fakt, iz ani do niczego to nie prowadzi, ani niczego nie zmienia.
Ani lepszy, ani gorszy, bo np. w takim przypadku nie chodzi juz o tekst, a o skutki, jakie moze wywolac.Coleman pisze:Czy naprawde, jesli pare osob zwroci mi uwage w sprawie Sanepidu, czy gawronow, to komentowany tekst stanie sie dzieki temu lepszy?
Coleman, "Akcja Lisc Debu" to takze tytul jednego z odcinkow Klossa. W mojej wypowiedzi nie chodzilo o fakt nazwy naszego hmmm... dzialania, a o fakt, ze dab zrzucal liscie i nie bylo to niczym nienaturalnym dla nas.Coleman pisze:Na koniec do jednej uwagi konkretnej chcialbym sie jednak odniesc, bo ubawila mnie setnie. Co do Akcji lisc debu, to chcialbym przypomniec, ze Liscie Debu wystepowaly tez jako wyroznienie przy Krzyzu Zelaznym.
A sama nazwa "Akcja Lisc Debu" jak najbardziej byla zabawnym skojarzeniem...
1) Artykuł 54. Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
2) Życie zmusza człowieka do wielu czynności dobrowolnych. Stanisław Jerzy Lec
2) Życie zmusza człowieka do wielu czynności dobrowolnych. Stanisław Jerzy Lec
- Harna
- Łurzowy Kłulik
- Posty: 5588
- Rejestracja: ndz, 05 mar 2006 17:14
Mało tego, wie, w co się pakuje, bo wszystkie numery ma pod ręką tudzież pod okiem. Nie musi gnać do biblioteki miejskiej celem zgromadzenia archiwalnych numerów Fta i sprawdzenia, co to w ogóle jest ta Zakużona Planeta. Może sobie poczytać po kolei, na chybił trafił, od końca, najpierw numerami parzystymi, a potem nieparzystymi — jak tylko zechce. Wpisując w treści opowiadania bądź maila pewną formułkę, zgodził się na takie wykorzystanie tekstu. Nie musiał. Ale to zrobił.Ebola pisze:Nie zamieszczamy tekstów w zakużonej wbrew woli autora. Każdy z nich wyraża na to zgodę.
IMO redaktor — każdy, nie tylko w Fcie — posunąłby się za daleko w jednym przypadku: gdyby zaczął szydzić nie z tekstu, a z osoby autora. A że niektórzy pępowiny ze swą radosną tfurczością nie przecinają... Cóż.
Czytelnicy zresztą mogą sami zobaczyć, z czym redaktorom w ZP przychodzi się zmierzyć. Mają przed oczyma i tekst, i komentarz, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by wyciągnęli własne wnioski. Wąpierzowi ręce opadły, instynkty mordercze (bardziej niż zwykle) się w nim obudziły, ale nie bez powodu, bo "Nekromanta..." cudnej urody jest.
EDIT: O, jużem wyprzedzona została przez Oko. Tak czy siak, nikt autora do niczego nie zmuszał, nikt mu brzydkiego numeru nie wywinął, nie ukradł tekstu z szuflady czy dysku ani nie opublikował bez jego zgody. Widać autor uznał, że z JEGO dzieła pośmiać się nie sposób.
– Wszyscy chyba wiedzą, że kicający łurzowy kłulik to zapowiedź śmierci.
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
- Ebola
- Straszny Wirus
- Posty: 12009
- Rejestracja: czw, 07 lip 2005 18:35
- Płeć: Nie znam
<Wirus nagle się zainteresowal> O! A jakie?A.Mason pisze:Ani lepszy, ani gorszy, bo np. w takim przypadku nie chodzi juz o tekst, a o skutki, jakie moze wywolac.Coleman pisze:Czy naprawde, jesli pare osob zwroci mi uwage w sprawie Sanepidu, czy gawronow, to komentowany tekst stanie sie dzieki temu lepszy?
Jedz szczaw i mirabelki, a będziesz, bracie, wielki!
FORUM FAHRENHEITA KOREĄ PÓŁNOCNĄ POLSKIEJ FANTASTYKI! (Przewodas)
Wzrúsz Wirúsa!
FORUM FAHRENHEITA KOREĄ PÓŁNOCNĄ POLSKIEJ FANTASTYKI! (Przewodas)
Wzrúsz Wirúsa!
- Harna
- Łurzowy Kłulik
- Posty: 5588
- Rejestracja: ndz, 05 mar 2006 17:14
Np. powstanie nowej sekty, wypaczającej niewinne umysły.Ebola pisze:<Wirus nagle się zainteresowal> O! A jakie?
Tudzież plaga pustosząca sygnaturki.
– Wszyscy chyba wiedzą, że kicający łurzowy kłulik to zapowiedź śmierci.
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!