No to dalszy ciąg refleksji:
UWAGA BĘDĄ CYTATY I MOŻNA PONIŻSZY TEKST W CAŁOŚCI UZNAĆ ZA SPOILER
Huragan w Dolinie Wiatru
Ten huragan mnie nie porwał. Już prędzej zirytował, ale takie są skutki siadania do słabszego tekstu po dobrych. Z całym szacunkiem dla autora, moim (osobistym) zdaniem tekst w wielu miejscach niebezpiecznie się ociera o grafomanię. Choć są i dobre pomysły, choć czasem nie do końca rozwinięte i zakończenie też na właściwym miejscu.
Nie wiem czym do tego uprawniona (trudno, najwyżej dostanę po głowie) ale pozwoliłam sobie zrobić małą łapankę z fragmentów, które najbardziej mi zazgrzytały. W końcu - wszyscy się ciągle uczymy, czyż nie?
Qui scribendo ferit, scribendo perit
Pierwszy szedł baron Magnus Schlemihl, spode łba rzucając gniewne spojrzenia na zniszczone umocnienia i ciała zamordowanych. Mimo wielkiego brzuszyska mężczyzna maszerował energicznym krokiem. (...) Jak zwykle, dwa kroki z tyłu, niczym cień podążała jego przyboczna – Jadwiga. (...) Z lewej strony barona szedł kapitan Grim Aston, dowódca sił zbrojnych Gniazda. Wyglądał na zatroskanego.
– Gdzie są strażnicy pilnujący niewolników? – spytał baron.
– Wszyscy polegli – odparł kapitan. – Ich ciała leżą wśród zabitych.
Magnus Schlemihl zatrzymał się gwałtownie, unosząc lewą rękę i wyciągając ją w stronę Astona. (...) Baron błyskawicznym ruchem przystawił do szyi Astona rozdwojone ostrze swego stygmatu. Kapitan zastygł, wstrzymując oddech. Słyszał historie o niesamowitej sile barona i o tym, co potrafi zrobić kryształowym mieczem.
– Oświeć mnie, proszę, kapitanie – głos Schlemihla był lodowato zimny. – Po co mnie tu wezwałeś?
W moim czytelniczym odbiorze scenka wygląda tak:
Idzie Baron, Jadwiga i Aston (zatroskany) idą przez pobojowisko, spokojnie rozmawiają i nagle ni z gruszki ni z pietruszki baron rzuca się na Astona. A nawet, powiem więcej - jest gruszka i pietruszka, bo baron rzuca się na Astona po jego wypowiedzi:
– Wszyscy polegli – odparł kapitan. – Ich ciała leżą wśród zabitych.
a tymczasem okazuje się, że baron nie tyle wkurzył się z powodu "polegnięcia" strażników, ani nawet nie z powodu, że ich ciała leżą wśród zabitych, a jedynie dlatego, że nagle (dla czytelnika NAGLE! i nie wiadomo dlaczego) baron sobie przypomniał, ze nie wzywa się go do tak błahych spraw jak wymordowanie iluś tam niewolników i strażników.
Coś tu szwankuje, nie wiem - chronologia, sposób prowadzenia dialogów, opisy - cokolwiek to jest - sprawia, że czytelnik czuje się nagle zdezorientowany, a to wywołuje irytacje i już na starcie nastawia czytelnika nieprzychylnie do tekstu.
Po drugie - w tekscie pojawiają się próby przemycenia pewnych (według autora niezbędnych czytelnikowi) informacji. Niestety w sposób dość nieudolny, co za chwilę wykaże w cytatach. Sama mam z tym kłopot, co widać było choćby w Hologramie, więc staram się tego typu "kwiatki" wyłapywać. Oto dwa najbardziej nachalne:
– Piękne cięcie – mruknął. – Ostrze przeszło przez kości i ścięgna jak przez masło. Nie zgruchotało ich i nie połamało. Tę ranę zadano wspaniałym narzędziem, wygląda, jakby zrobił ją kryształowy miecz. Barbarzyńcy i mutanci z Dzikich Poziomów dotychczas nie używali takiej broni. Po pierwsze dlatego, że nie mają do niej dostępu, a po drugie, posługiwanie się czymś takim to prawdziwa sztuka, a nie chamskie rąbanie kawałem zaostrzonej stali.
oraz
– Tego tylko brakowało! – parsknął baron. – Nie martwię się tą stertą trupów. Kapitan zrobi co trzeba, myślę, że możemy mu ufać. Jego ród jeszcze w poprzednim pokoleniu pozostawał na niewolniczym lennie Schlemihlów, to była kara za udział w buncie przeciw Admirałowi. Pokutowaliby jeszcze długie pokolenia, gdyby nie łaskawość mego ojca. Darował im winy, przywracając szlachecki tytuł. Tylko dzięki temu Grim Aston jest dowódcą fortu, a nie sługą w klasztorze. Mamy w kapitanie pewnego sojusznika, zajmie się wszystkim. Nie to mnie martwi.
Naprawdę wyobrażasz sobie, ze baron oglądając ranę będzie robił wykład poglądowy swoim starym druhom, którzy o tym wszystkim i tak wiedzą? A jeśli nie wiedzą (jakiś czas później wyszło, ze Jadwiga jest przy baronie od niedawna) to powinien zakładać że wiedzą i co najwyżej czekać na pytania.
W ogóle straszliwie gadatliwy i z tendencją do "wykładania" jest ten baron.
dalej:
Baron zignorował strażników pilnujących wrót i wkroczył na teren warowni. Nerwowo zaciskał szczęki, łypiąc groźnie na mijanych mieszkańców. Nie było takiego, który zniósłby wyzywające spojrzenie i pokornie nie opuścił głowy. Kryształowy Pazur zazgrzytał na metalowym chodniku, krzesząc iskry.
Schylił się czy jak? Czy może przyklękał, żeby sobie poiskrzyć?
(Jeśli mi teraz napiszesz, że Kryształowy Pazur sięgał do samej ziemi, to ja się zapytam w jaki sposób z takim nabojem Baron zabawiał się później z Jadwigą. Z goleniem też chyba miał niejakie kłopoty, co najwyżej depilacja nóg wchodziła w grę ;) No dobra, może golił się prawą ręką, ale jak w takim razie kroił mięso na talerzu?)
Magnusowi kojarzyła się ze starożytnym, bitewnym botem szykującym się do ataku. Wąskie wieżyczki błyszczały niczym ostrza mieczy i lufy dział, mierzyły w przestrzeń pod różnymi kątami.
Pomijając ogólną niezgrabność zdania nijak nie mogę sobie tego wyobrazić.
Natychmiast, jak spod ziemi, pojawiło się przy nim dwóch identycznych przybocznych zakłutych w polerowane miedzią pancerze.
O biedaki! Ale nic nie było wcześniej o jakichś pikinierach czy choćby jeżozwierzach, które by bliźniaków zakłuły.
A tak na poważnie - zakutych. Jest różnica między kłuć a kuć.
– Książę Werner DeLacroix, Pierwszy Inkwizytor Kościoła – westchnął baron. – To przez tego bydlaka musiałem opuścić stolicę i starać się o służbę na zadupiu. Czyżby przybył, żeby ze mną skończyć? Jestem pewien, że szybko się dowiemy.
Znowu wypowiedź w stylu "Kochany kolego, ja bardzo nie lubię, kiedy kropla roztopionego ołowiu spada mi za kołnierz"
Ciemność łaskawie ukryła blizny i jątrzące się rany na dużych piersiach Jadwigi – miejsca, gdzie wszczepiał się żywy pancerz.
Znaczy wojowniczki długo nie żyją. Gangrena murowana. Co one, na przeciwbólowych? Nie wyobrażam sobie by działały sprawnie mając pod pancerzem
jątrzące się rany. No i zapachowo chyba też nie były zbyt atrakcyjne, ale baron mógł mieć specyficzny gust.
Aż został tylko on. Miał być dwunastą ofiarą, zamykającą roczny cykl religijnych uczt. Ratunek pojawił się niespodziewanie, razem z karawaną z Dolnych Królestw. Nim minęły dwa dni, Magnus odzyskał wolność. Samotna droga do domu była marszem po zemstę. Bestie zamieszkujące Dzikie Poziomy nie mogły powstrzymać barona, który szedł przez pustkowia, nie zważając na niebezpieczeństwa.
Tia.. Kiedy szli w przeciwnym kierunku całym oddziałem i uzbrojeni po zęby to ledwie dawali sobie radę z barbarzyńcami. Ale kiedy baron wracał samotnie, to barbarzyńcy widać na sam widok pierzchali z wrzaskiem. Nie kupuję tego.
Nie zdając sobie z tego sprawy, Magnus stał się bohaterem licznych pieśni i rycerskiego eposu, w którym księcia DeLacroix przedstawiono jako zdrajcę i tchórza. Arystokrata wściekł się i przygotował paskudną intrygę, zmuszając Mangusa do opuszczenia stolicy i ucieczki na daleką prowincję. Od tamtych wydarzeń minęło sześć lat.
Tego też nie kupuję. Z jednej strony mamy bohatera ludowego, coś na kształt krzyżówki Janosika z Chuckiem Norrisem a z drugiej zdrajcę i tchórza. I nagle lud odwraca się od bohatera dając wiarę zdrajcy i tchórzowi? To musiałaby być naprawdę superintryga i wypadałoby aby autor o niej napomknął. Inaczej czytelnik poweźmie podejrzenia, ze autor tak tylko sobie napisał, a w gruncie rzeczy zabrakło mu konceptu. :)
A teraz uwaga - będzie zagadka. Ile osób występuje w poniższej scenie?
Za to natychmiast podbiegł do niego jeden z miejscowych kapłanów.
– Witaj, ojcze Ulrichu. – Magnus skinął głową starszemu mężczyźnie.
– Chwała Najwyższemu. Witaj, baronie. – Kleryk dygotał ze zdenerwowania. – DeLacroix na ciebie czeka. Niech Stwórca ma nas w swej opiece i ochroni przed gniewem księcia.
– Co się stało? – Magnus położył rękę na ramieniu mężczyzny w uspokajającym geście.
– Przyszli nad ranem. Prześliznęli się przez świątynię i wpadli do części mieszkalnej – ojciec Ulrich relacjonował drżącym głosem. – To był zamach na księcia! Uderzyli wprost na jego kwatery, wyrżnęli całą służbę i kilku naszych zbrojnych. To straszne, krew przelana w świętym miejscu!
Baron chciał iść dalej, ale kapłan niespodziewanie złapał go za ramię. Błysnęła stal. Ostrze krótkiego miecza Jadwigi dotknęło szyi starca, zanim ten zdążył choćby powiedzieć słowo. Magnus powoli odsunął ramię wojowniczki, udzielając w ten sposób przebaczenia klerykowi.
– Książę jest wściekły – syknął ojciec Urlich. – Oskarża kogo popadnie. Skazał na śmierć dowódcę moich zbrojnych i wszystkich podoficerów. Niby za zaniedbania. Szuka ofiar, by zaspokoić gniew. Uważaj, baronie.
Moim zdaniem fragment jest źle napisany a zwłaszcza w kwestii tożsamości podmiotu. Niby można się spierać, że w dawnych czasach kleryk było pojęciem szerszym i mogło obejmowac też pojęcie kapłana, ale moim zdaniem tekst jest niezgrabny. A już ta wstawka z mieczem przy szyi o przebaczeniem kompletnie chybiona i bez sensu w całym kontekscie.
Na drodze zostali tylko cudem nietknięci baron z przyboczną i Inkwizytor.
– Kto to zrobił? – zachrypiał książę DeLacroix.
– Kapitan Aston. Z pewnością część gwardii Gniazda jest mu wierna, to w większości dawni lennicy Astonów. Tylko on miał wystarczające możliwości, by wyciąć niewolników, zorganizować zamach na ciebie i przygotować atak terrorystyczny niszczący Dolinę.
Cud objawił się nie tylko w nietknięciu barona, ale też w darze jasnowidzenia jaki nagle na niego spłynął.
Stał w miejscu, na szeroko rozstawionych nogach, a jego stalowe skrzydła łopotały z chrzęstem, chroniąc plecy. Nagle poderwał się w powietrze. Leciał niepewnie, niczym ciężki trzmiel, a metalowy stygmat łopotał szaleńczo. Uniósł się na wysokość kilku metrów, ścigany wściekłymi wyzwiskami żołnierzy. Niespodziewanie runął w dół wprost w największe skupisko gwardzistów. Zakotłowało się. DeLacroix przeleciał przez grupę żołnierzy, kosząc ich skrzydłami, które okazały się być straszną bronią. Przemknął niczym anioł śmierci, cały zbryzgany posoką wrogów. Natychmiast zawrócił, lecąc w kierunku kolejnych żołnierzy.
A między skrzydełkami miał pewnie jakieś śmigiełko, co?
Nie wyobrażam sobie jak był w stanie unosić się w powietrzu używając skrzydeł jako mieczy, skoro chwilę wcześniej było napisane, że skrzydła unosiły go z trudem i musiały szaleńczo łopotać aby w ogóle książę był w stanie latać. A ty proszę - książę lewitujący używa skrzydeł do koszenia wrogów.
Koniec łapanki. Sorry Winnetou :) Jak napisałam na początku, tekst ma i ciekawe fragmenty, ale niedostatki warsztatowe skutecznie obrzydzają przyjemnośc czytania. Być może było to spowodowane wcześniejszą lekturą plastycznego, jędrnego tekstu Dablju, po którym ten wygląda niestety dość "papierowo". A w każdym razie IMHO nie jest lepszy niż tekst 333. Choć tam są niedostatki logiczne, a tu warsztatowe.
Przykro mi bardzo, że tak skopałam tekst Bogu ducha winnego autora, ale myślę, że nawet czymś takim można się przysłużyć, czyż nie? Nie było w każdym razie moją intencją dokopanie autorowi jako autorowi.