Rheged pisze:Czy ja powiedziałem, że 90% załatwi mi talent? Nie. Po prostu sądzę, że pisarz powinien mieć 90% talentu, ale i tak będzie zapieprzał jak króliczek duracela, aby go wykorzystać w pełni. Are we clear?
Masz pełną rację. Nie rozumiemy się. Wyraźnie nie na tych samych falach nadajemy...
Więc może faktycznie skończmy... Dabliu chyba zrozumiał to najlepiej.
I'm the Zgredai Master!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!
Rheged, chodzi o to, że człowiek z 90% talentem nie będzie musiał się namachać, żeby stworzyć coś dobrego. Bo talent to za niego załatwi. A mówienie, że 10% ciężej jest nadrobić niż Kiwaczkowe 90% to jak mówienie, że trawkę ciężej jest złamać niż stuletnie drzewo, bo się wygina. Filezoficznie i religijnie może i pasować. Realistycznie - ni du du.
"After all, he said to himself, it's probably only insomnia. Many must have it."
Rheged pisze:Może znasz ludzi z niewątpliwym talentem, sądzę, że tak. Ja takiego jeśli chodzi o literaturę na przykład znam. I te 90% talentu w jego wypadku wcale mu pracy nie przyspiesza, ani nie ułatwia. Bo męczy się człowiek jak tu zdanie ułożyć, żeby było NA PEWNO dobrze, żeby pasowało do reszty, a może je pokroić i uprościć, a może wręcz przeciwnie. Talent mu nie pokazuje od razu jak to zdanie ma wyglądać.
Taki talent to dupa, a nie talent.
Skoro taki "utalentowany" się męczy, i wysila, i pracuje, i układa, to jednak bliżej 90% jest w zakresie pracy nad sobą i nad słowem. A talent w tym przypadku to właśnie te 10%, które mu pozwala zdecydować, co jest OK, a co nie.
Jak ktoś ma 90% talentu, to śmiga takie zdania, że hohoho, i tylko przecinki trzeba poprawić (10%).
IMO
"Having sons means (among other things) that we can buy things "for" those sons that we might not purchase for ourselves" - Tycho z PA
Dla mnie talent literacki (który trzeba oczywiście szlifować, bo - nieużywany - każdy talent garści kłaków wart) to taka umiejętność, która powoduje, że pisarz, wiedząc, jaką historię ma do opowiedzenia, siada przed kartką i zdania same mu się układają. Wystarczą niezbędne korekty; problem, który taka osoba posiada, nie polega na nieumiejętności opowiadania historii. Polega natomiast najczęściej na jej braku albo niemożności skonstruowania dobrej fabuły, mocnego zakończenia, spójnego pomysłu. Daj komuś takiemu dobry konspekt, a napisze Ci opowiadanie, które Tobą wstrząśnie (w pozytywnym sensie). Jeśli nie ma pomysłów, co z tego, że umie wciągać, intrygować, jest dobrym rzemieślnikiem - brakuje mu części, dopełniającej całość.
To jest według mnie talent i zgadzam się z Nosiwodą. I owszem, taki talent mówi, jak ma wyglądać pisane właśnie zdanie.
Nie mówi natomiast, jak skonstruować punkt zwrotny w fabule, zachwycić czytelnika pomysłem czy splotem wydarzeń.
Ktoś, posiadający talent, to nie jest dla mnie - jak pisze Rheged - taki Białoszewski ze swojej Mironczarni, "słów niepotraf" (jak źle pamiętam, poprawcie), ale zupełnie odwrotnie. On potrafi pisać, jeśli chodzi o stronę techniczną. "Czuje" język i bez wysiłku włada emocjami czytelnika, oddziałuje na jego wyobraźnię, bawi się słowem bez lęku, że pójdzie w stronę niezrozumiałości, abstrakcji, "eksperymentu formalnego" marnej próby. W zamian za to nie wie jednak do końca, dlaczego jego fabuła była słaba, a postępowanie bohatera niewiarygodne. Dlaczego pomysł nie zachwycił, a powinien.
ale dlaczego tak definitywnie rozdzielasz umiejetnosci 'dobrego wymyslacza pomyslow' ; ))) i dobrego rzemieslnika? : )
moim zdaniem, nic nie stoi na przeszkodzie, aby byc tylko dobrym rzemieslnikiem, tylko dobrym wymyslaczem pomyslow (fabuly, postaci, zwrotow akcji, etc.), ale takze i jednym i drugim : )
' Nazwali mnie szalencem, ja ich nazwalem szalencami i, do diabla, przeglosowali mnie. '
(Nathaniel Lee, angielski dramaturg z XVII wieku, ktory zostal zeslany do slawnego londynskiego azylu psychiatrycznego Bedlam)
chodzilo mi wlasnie o uwypuklenie mozliwosci posiadania obydwu, gdyz z wypowiedzi maximusa
Dla mnie talent literacki (który trzeba oczywiście szlifować, bo - nieużywany - każdy talent garści kłaków wart) to taka umiejętność, która powoduje, że pisarz, wiedząc, jaką historię ma do opowiedzenia, siada przed kartką i zdania same mu się układają. Wystarczą niezbędne korekty; problem, który taka osoba posiada, nie polega na nieumiejętności opowiadania historii. Polega natomiast najczęściej na jej braku albo niemożności skonstruowania dobrej fabuły, mocnego zakończenia, spójnego pomysłu.
wynika, ze bedac dobrym rzemieslnikiem, czujac slowa i potrafiac grac nimi na emocjach czytelnika, nie potrafi sie jednoczesnie konstruowac fabuly : )
zdziwilo mnie tak stanowcze rozdzielenie obydwu i jak gdyby (o ile dobrze zrozumialam maximusowa wypowiedz) niemoznosc wystepowania ich jednoczesnie u jednej osoby.
mam nadzieje, ze sie juz zrozumiale wypowiedzialam : )
' Nazwali mnie szalencem, ja ich nazwalem szalencami i, do diabla, przeglosowali mnie. '
(Nathaniel Lee, angielski dramaturg z XVII wieku, ktory zostal zeslany do slawnego londynskiego azylu psychiatrycznego Bedlam)
Mam wrażenie, że próbujecie zdefiniować pojęcie niedefiniowalne :)
Talent jest tym "czymś"
Jest widoczny w tekście nawet, kiedy autor nie dysponuje jeszcze warsztatem, ale aby ten talent mógł faktycznie dojść do głosu, wybrzmieć należycie niezbędny jest warsztat.
Jedz szczaw i mirabelki, a będziesz, bracie, wielki!
FORUM FAHRENHEITA KOREĄ PÓŁNOCNĄ POLSKIEJ FANTASTYKI! (Przewodas) Wzrúsz Wirúsa!
Ebola pisze:Mam wrażenie, że próbujecie zdefiniować pojęcie niedefiniowalne :)
Talent jest tym "czymś"
Jest widoczny w tekście nawet, kiedy autor nie dysponuje jeszcze warsztatem, ale aby ten talent mógł faktycznie dojść do głosu, wybrzmieć należycie niezbędny jest warsztat.
*kiwa glowa* mhm, dobrze gada! piwa jej dac! : )))
wcale sie nie podlizuje szefostwu ; )))
' Nazwali mnie szalencem, ja ich nazwalem szalencami i, do diabla, przeglosowali mnie. '
(Nathaniel Lee, angielski dramaturg z XVII wieku, ktory zostal zeslany do slawnego londynskiego azylu psychiatrycznego Bedlam)
michiru pisze:wynika, ze bedac dobrym rzemieslnikiem, czujac slowa i potrafiac grac nimi na emocjach czytelnika, nie potrafi sie jednoczesnie konstruowac fabuly : )
Ależ skąd, nigdzie tak nie napisałem ;). Napisałem, że w moim rozumieniu talent literacki polega na umiejętności zawładnięcia czytelnikiem przez magię słowa, a jeżeli już ktoś, kto potrafi to czynić, ma jakiś problem z pisaniem, to zazwyczaj dotyczy on koncepcji tekstu, nie jego strony technicznej.
Rozdzieliłem to, bo było mi łatwiej wyrazić, z jakimi przejawami talentu literackiego najczęściej się spotykałem ;). Nie chodzi mi o to, że albo się umie intrygująco pisać, albo wymyślać intrygujące historie, synteza jest przypadkiem idealnym; mówię raczej, że taki nieoszlifowany talent to często brak którejś z tych umiejętności. Kiedy się je obie opanuje, nic nie stoi na przeszkodzie, by zawładnąć rzeszami czytelników.
Albo nie.
;)
Bo i tak to, czy się będzie miało czytelników, czy nie, nie do końca zależy od talentu.
A zresztą Ebola ma rację... Parafrazując: talent, jaki jest, każdy widzi.
wychodzi na to, ze po prostu zle cie zrozumialam : )
jesli jednak tak przedstawiasz sprawe, nie pozostaje mi nic innego, jak sie z toba zgodzic : >
' Nazwali mnie szalencem, ja ich nazwalem szalencami i, do diabla, przeglosowali mnie. '
(Nathaniel Lee, angielski dramaturg z XVII wieku, ktory zostal zeslany do slawnego londynskiego azylu psychiatrycznego Bedlam)
hundzia pisze: pisząc ręcznie, słowa płyną wolniej
Ojojoj...
A przechodząc de meritum - to w pewnym stopniu jest kwestia przyzwyczajenia. Dawniej nie potrafiłem sobie wyobrazić pisania inaczej niż ręcznie. Teraz już się przyzwyczaiłem do komputera, który ma jedną wadę: nie można wstać i przespacerować się po pokoju z kartką w ręce, zerkając na nia od czasu do czasu.
bzdura!
Wystarczy co jakiś czas wracać przed ekran
Hmm.
Do niedawna moja strategia twórcza wyglądała tak:
1. W autobusach i kolejce piszę na kartkach tekst.
2. Zbieram kartki w wielkie sterty
3. Siadam do komputera celem przepisania ich. Próbuję w locie nieco optymalizować styl.
4. Stwierdzam że są beznadziejne i postanawiam je napisać od nowa.
5. GOTO 1.
Pomyślałem sobie że to dość mało produktywne więc sprawiłem sobie super ekstra a przy tym bardzo tani telefon z klawiaturką wystarczająco wygodną by notować myśli. Ale jakoś od tego czasu nic nie napisałem. Może taki okres w życiu a może czas wrócić do kartek.
nie rozumiem was, jestem nieradioaktywny i nie może mnie zniszczyć ochrona wybrzeża.
1. Pojawia się pomysł.
2. Noszę się z nim przez jakiś czas, rozbudowuję go, dopieszczam w wyobraźni elementy fabuły. Wena tymczasem buzuje
3. Przelewam plan tekstu na ekran, ostatecznie ustalam charakter bohaterów i trzymam się tego twardo.
4. Piszę ile wlezie, jak najszybciej, żeby wena nie wygasła.
Jakiekolwiek odstępstwo od tych punktów skutkuje oklapnięciem weny i zaprzestaniem pisania na zawsze lub na pewiem czas.