Małgorzata pisze: Pamiętam nawet, że byłam straszliwie zdziwiona i oburzona, gdy mi się po raz pierwszy lektura szkolna spodobała. No, świat mi się zawalił prawie. :P
Miałam tak samo w liceum, kiedy przerabialiśmy "Szkice Węglem" Sienkiewicza. Siedziałam na polskim, babka gadała na temat lektury, a ja znudzona słuchałam. I im bardziej słuchałam, tym bardziej mnie interesowało o jakiej książce ona mówi. A kiedy przeczytała fragment (opis którejś z postaci, chyba wójta) postanowiłam: na przerwie idę do biblioteki. Koleżanka z ławki, która książek (zwłaszcza lektur) unikała jak ognia, postanowiła iż uczyni to samo. Na przerwie więc poszłyśmy obie do biblioteki, wypożyczyłyśmy dwa egzemplarze i na następnej lekcji pogrążyłyśmy się w lekturze. Jako, że książeczka jest króciutka, skończyłyśmy szybko. I - o zgrozo! - podobała nam się! Spodobała nam się lektura szkolna! Jak to możliwe?
W sumie, to chętnie przeczytałabym to jeszcze raz :)
To była druga książka Sienkiewicza, którą przeczytałam w całości. Pierwszą było "W pustyni i w puszczy". "Quo Vadis" przestałam czytać jakoś tak pod koniec - bo skończyliśmy przerabiać, więc uznałam, że są lepsze książki, "Krzyżaków" rzuciłam w kąt po kilku stronach, a do Trylogii podchodziłam kilka razy. I jak na razie to nie przebrnęłam nawet przez pierwszy rozdział.
Generalnie przez długi czas dla mnie kanon=lektury szkolne=nuda, więc nawet do tego nie podchodziłam. I wydaje mi się, że nie byłam w tym podejściu osamotniona.