Strasznie, okrutnie zaniedbałam omawianie. To zły los jest i ten los jest przeciwko Autorom. Czarne chmury nad WT, jak nic.
Zatem, co prawda wolniej niż imperia, ale... idziemy! :P
Dacepowolny: Za siedmioma stopniami jest sprawiedliwość
Czemuś początek pierwszego zdania zabrzmiał mi znajomym rytmem
Ody do młodości, ale niestety, nie utrzymał. Szkoda. Nieważne.
Do nor, dziupli i w chaszcze! Zaczyna się nagonka! - wystukał morsem szpakowaty dzięcioł.
Za to potem wyobraziłam sobie to mozolne stukanie litera po literze tylu niepotrzebnych słów. I zrobiło mi się żal szpakowatego dzięcioła . Notabene, ładna gra. Niestety, potem już nie jest tak fajnie.
słysząc coraz głośniej rozbrzmiewające echa pogoni
Z szacunkiem dla limitu znaków. Podkreślone, to nadmiar, niepotrzebne dookreślenie.
O "modulowanym" krzyku już było, o popiskiwaniu też. Ale pal licho - toć to absurd miał być, czyż nie?
Kiedyś już to mówiłam, chyba przy Twoim tekście,
Dacepowolny: w szaleństwie literackim musi być metoda możliwa do odnalezienia przez odbiorcę. Dotyczy to nawet parodii, groteski, absurdu i czystego nonsensu - jakkolwiek paradoksalnie to zabrzmi. Metoda, czytelna dla odbiorcy na tyle, by po lekturze (odbiorze) był w stanie tekst zinterpretować, czyli po prostu odpowiedzieć sobie na pytanie: o co chodzi?
Niestety, ach... Równie dobrze mógłbyś mi to wystukać alfabetem Morse'a z jakąś szaloną prędkością, Autorze. Mój odbiór byłby identyczny w obu przypadkach.
Albowiem nie mam pojęcia, co przeczytałam. Ani o czym czytałam.
Cel przekazu (a wymienione wcześniej absurdy i podobne cel mają zawsze głębszy - egzystencjalny nawet zazwyczaj) umknął mi szybciej niż zrozumienie tekstu.
Wszystko tu jest, jeżeli chodzi o wymogi formalne. Tylko po co, Autorze? Płycizna wyszła. I przede wszystkim - nie na temat. Na ile mogę się zorientować, rzecz jasna.
Jak dla mnie - tekst i tylko tekst.
..........................................................................................................
Nocny śpiewak: Koncert
Już drugie zdanie ochwacone, nieładne.
Kiedy siadał przy syntezatorze [,] mimo[,] że znajdowałam się kilka stolików dalej[,] miałam wrażenie, że słyszę delikatny szelest jego marynarki.
Delikatny szelest wywalił mi flaki, jak zwykle. Poza tym, przecinek, Autorze, nie zawsze jest przed "że". A podwojone "że" w jednym zdaniu, to paskudna niezręczność - na wykresie wychodzą ładne schodki, ale stylistycznie to brakoróbstwo.
Interpunkcję masz kreatywną, mówiąc łagodnie. W całym tekście. Ale nie chce mi się poprawiać oczywistych niedoróbek. Zdania podrzędne, Autorze, zawsze winny być oddzielone od siebie. Dlaczego tego nie robisz?
Jego palce z delikatnym muśnięciem spotkały się z klawiszami instrumentu niosąc w powietrze niskie, wibrujące dźwięki.
Kursywa pokazuje, gdzie prawidłowo został użyty przymiotnik delikatnie. Niemniej jednak, czy naprawdę był potrzebny? Znaczenie wyrazu "muśnięcie" to przecież w tym kontekście
delikatny dotyk właśnie (nie spojrzenie, stąd wzmianka o kontekście). Nadopis, znaczy. Normalnie, nie spodziewałam się, że "delikatność" sprawia takie problemy leksykalne...
Klawisze - instrumentu, wiadomo. Kolejna nadprodukcja, IMAO.
I wreszcie - imiesłów czynny. Do czego się odnosi? Do dotyku, który wywołał dźwięki, czy do instrumentu, który te dźwięki wydawał? Mącipole wyszło.
syntezator rozszerzył swoje funkcje
Tak sam rozszerzył? Niejasność treści. Kto tu daje koncert?
Inne nadopisy, to np. "całym
swoim ciałem" (odczuwała), "rozglądać się
wokół".
palce drżały zaciśnięte na klawiszach
Bardzo chciałabym zobaczyć, co ten muzyk zrobił z instrumentem. Wyrwał te klawisze, czy co? Błąd obrazowania, IMAO.
Pomyślałam wtedy, że to niegłupia metafora życia. Krótki pełen emocji utwór zakończony tragicznym, zupełnie niepasującym zdarzeniem
A tu, niestety, chciejstwo. Albowiem, choć metafora całkiem przyjemna, problem z jej rozwinięciem w treści zaistniał. Jedyne emocje, jakie pojawiły się w tekście, to smutek i (domyślnie) niepokój (kiedy publika się rozgląda w poszukiwaniu dodatkowego źródła dźwięku). Trochę zubożone to Twoje rozumienie życia, nie uważasz, Autorze? :P
No, i tragizm finału. Proszę mi paluchem pokazać, gdzie ten tragizm się pojawił/został zasugerowany w tekście? Dramatyzm - zerwana nuta - owszem. Ale, obawiam się, tragizmu to jeszcze nie czyni, jak mi się zdaje.
Poza tym - urwana nuta zupełnie nie pasowała? Normalny zabieg w muzyce. Nie opisałeś, Autorze, że zaszło coś, co przerwało koncert i co mogło wprowadzić tragizm do sytuacji/zdarzenia (śmierć wykonawcy - że tak rzucę najbanalniejszy z przykładów).
A może po prostu niezręcznie użyte zostało słowo "zdarzenie".
Problem mam z tym tekstem - bo to tekst, niestety, epizod, scenka. Wydaje mi się, że miała to być ambitna miniatura, w której opis koncertu stanowić miał metaforę ludzkiego życia. Problem w tym, że ta konkluzja stanowi zakończenie, a nie refleksję, do której czytelnik dojść powinien sam po lekturze. Mam wrażenie, że poszedłeś na skróty, że rzuciłeś mi w twarz oczywistość, bo nie wierzyłeś, że byłabym zdolna do takiej interpretacji, Autorze. No, i wyszła łopatologia, która niczego nie daje, nic nie mówi. Ot, zrealizowane wymogi formalne, niepewne ujęcie tematu... I rozczarowanie.
Pewnie limit znaków nie dał Ci możliwości, by koncepcję kreatywną rozwinąć należycie. Ale to żadne usprawiedliwienie, proszę Autora. :P