VI EDYCJA ZAKUżONYCH WARSZTATóW TEMATYCZNYCH

Moderator: RedAktorzy

Zablokowany
Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

I po co się przyznawałeś, Flamenco? Mielibyśmy jeszcze tyle zabawy z wycinaniem przecinków i wielokropków przy kolejnej edycji WT. :P

Flamenco, drogi! A mnie się zdawało to tak oczywiste, że chyba nigdy nie pomyślałam, żeby to ubrać w regułę... No, przecież wszyscy to wiedzą! Jak stwierdzenie, że jeden obraz wystarczy za tysiąc słów. :X
Oczywistości nie zawsze oczywiste, no, tak...

BMW: trzy tysiące znaków, to był limit dla JEDNEJ opowieści, nie trzech lub czterech. Kiedy jest za dużo, tekst nie wchodzi dobrze w lekturze, bo gubi się myśl przewodnia, spójność fabularna, etc. Nie wybrałeś, co chcesz opowiedzieć, więc nie wiedziałam, jak mam tekst zinterpretować, co jest ważne.
BMW o kwestii uzdolnień poetyckich bohatera pisze:W założeniu miało to być przekazanie czytelnikowi sygnału, że eksperyment z mnemoimplantem się powiódł, zmienił nastawienie Michała do życia.
Czy to mało istotne? Może i tak.
Istotne dla opowieści, jak z poety-pacyfisty wbrew jego woli robi się żołnierza. Wtedy zwracasz uwagę odbiorcy najpierw na to, kim jest bohater, a potem na to, kim się staje w wyniku rekrutacji do armii. I wtedy Twoje zakończenie miałoby sens w utworze, ponieważ dawałoby wskazówkę interpretacyjną => np. zastanowienie się nad okrucieństwem systemu rekrutacji (i systemu, który to robi ludziom), nad kwestią, czy w czasie wojny istotnie dozwolone są wszystkie chwyty, etc. Dramat jednostki mógłbyś tu pokazać, jednostki pozbawionej swojej osobowości. Ot, choćby.
Że eksperyment się powiódł, było oczywiste - wystarczy ostatnie zdanie z Twojego opowiadania: został żołnierzem i zginął. Kwestia, że wcześniej był poetą nie wnosi do tekstu nic w tej organizacji, w jakiej został zaprezentowany - ponieważ nie wskazujesz w tekście, że cechą istotną bohatera jest to, że tworzy poezję pacyfistyczną.
BMW o wymowie utworu pisze:(ciach!) zamierzałem zasygnalizować pytanie, czy za jakiś czas, Polska znów nie znajdzie się między młotem a kowadłem na arenie walk. Czy żołnierze przyszłości będą mieli okazję "być sobą", czy też zostanie im to odebrane. I co każdy z nas straciłby, gdyby znalazł się na miejscu Michała. I czy powinniśmy do takiej straty dopuścić.
Gdzie jest wskazanie, że mam się zastanawiać nad sytuacją Polski i ewentualną wojną? Bo przecież nie przez wzmiankę, że na terenach RP zatrzymał się front? To za mało. To tylko tło.
W kwestii, jacy będą żołnierze przyszłości i czy będą sobą, jakie poniosą straty w osobowości i czy można na to pozwalać => za mało, żeby taka opowieść powstała. Skupiłeś się, zauważ, na opisie walki, potem zmiana perspektywy, wyjaśniająca, że to nie walka, lecz symulacja, by szybko podsumować: proces rekrutacji się udał. Nie ma nic o kwestii, czy zostaje się sobą, ponieważ pokazujesz bohatera w walce, gdy już jest sobą, dorabiasz mu nawet przeszłość (Marta). Nie zmienisz tego potem jedną wzmianką o poezji w czasie, gdy ukazujesz go w farmakologicznym śnie. To, co istotne, ma być na pierwszym planie, Autorze.
Zdaje się, że upchnięcie kilku założeń nie wyszło opku na dobre.
Nie wyszło. Bo mówiąc o wszystkim, o niczym nie mówisz wystarczająco dokładnie o żadnym z zagadnień, które chciałeś poruszyć w swoim utworze. Ograniczony limit znaków wymaga, by przycinać nie tylko liczbę słów - to przede wszystkim ogranicznik kreatywny, mający na celu polaryzowanie myślenia nad koncepcją. Wiedząc, że masz pudełko o wymiarach 10x10X10 cm, nie będziesz przecież próbował zapakować w nie arbuza o średnicy 40 cm, prawda? Ale możesz zapakować kawałek. To samo musisz zrobić w przypadku pomysłu. Nie zrobiłeś, więc się rozlazło, IMAO.
BMW o realizacji tematu warsztatów pisze:O, tutaj chyba największe zaskoczenie. Co prawda zdawałem sobie sprawę, że z "płaszczem chwały" może być lipa, ale przyjście Pana, albo "winnica rodząca grona gniewu" nie były aż tak bardzo zakamuflowane.
Nie w tym rzecz. Po prostu generał schodzący z nieba wbrew prawu grawitacji (wiem, grawitacja jest dla mięczaków - nawet mi się to nasunęło, gdy czytałam drugi raz), jest po prostu elementem nieco bez sensu. OK, symulacja wyjaśnia każde dziwo, niemniej - po co? Ponieważ temat musiał być zrealizowany. Ten generał schodzący z nieba nie jest obrazem pasującym do walki w zamku, gdzie takiej technologii nikt nie stosuje. A przecież to armia jest. Dla propagandy nikt nie będzie marnował przewag taktycznych. Możliwość poruszania się w powietrzu bez oglądania się na grawitację (która zresztą jest dla mięczaków), pewnie pozwalałaby na zeskoki z dużych wysokości lub skakanie po blankach, dachach i innych takich => szybkie przemieszczanie się. A zatem - czemu tylko generał używa?
Tak mi się wydaje, że zstąpienie generała to element dodany sztucznie, na potrzeby warsztatów, który można spokojnie i bez szkody dla tekstu wyciąć. Nie stanowi integralnego elementu utworu.

Nie umiem powiedzieć, czy są inne aspekty, dla których utwór trafiłby nad kreskę, ponieważ sprawdzamy po ograniczeniach. Jeżeli wymogi są zrealizowane, tekst ląduje nad kreską i tyle. Ty, BMW, utrzymałeś się w limicie i zrealizowałeś temat, dyskusji nie ma dalszej.

Na plusie - językowo mnie nie zamęczyłeś, błędy nie rzuciły mi się w oczy, zatem narzędzie masz. Teraz nim pracuj. :P

BTW: Kolejna regułka reklamowa: kiedy się pisze tekst (tzn. copy) trzeba się skupić na jednym istotnym elemencie, który ma zostać zapamiętany przez odbiorcę. To może się przyda przy pracy nad pomysłem... :/
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
flamenco108
ZakuŻony Terminator
Posty: 2229
Rejestracja: śr, 29 mar 2006 00:01
Płeć: Mężczyzna

Post autor: flamenco108 »

Małgorzata pisze: Flamenco, drogi! A mnie się zdawało to tak oczywiste, że chyba nigdy nie pomyślałam, żeby to ubrać w regułę... No, przecież wszyscy to wiedzą! Jak stwierdzenie, że jeden obraz wystarczy za tysiąc słów.
Nie znałem tej reguły. Stosowałem metodę, którą sam sobie wymyśliłem, czyli czytałem na głos i łapałem oddechy. Na tej podstawie ustalam rytm pisania. Ale Twoja metoda jest lepsza, bo matematyczna, nobilitująca, nie humanistyczna...
Nondum lingua suum, dextra peregit opus.

Awatar użytkownika
terebka
Dwelf
Posty: 562
Rejestracja: ndz, 13 lip 2008 23:56

Post autor: terebka »

Mighty Baz: Anioł Polski


Alternatywna wizja naszej przaśnej polskiej rzeczywistości. Widać, że miałeś plan i zrealizowałeś go. Jeśli wynikły jakieś niedoskonałości rzecz jest do poprawienia.

Kilka zarzutów:

Wprawdzie opowiadanie broni się przed posądzeniem o brak związku z zadanym tematem, ale czyni to ostatkiem sił. Wątpliwości niestety pozostaną.

Puenta jest niejednoznaczna, zamiast wyjaśniać wprowadza zamieszanie. Kim była Anna i jakie miała zadanie. Jeśli była aniołem, w grę wchodzi kara dla złego papieża nałożona przez Boga (i tu właśnie dostrzegam blade nawiązanie do tematu, nigdzie więcej). Wspomniałeś jednak o zemście za śmierć ojca, co znowu kłóci się z anielskością bohaterki bo sugeruje że to zemsta była motorem napędowym czynu Anny, nie kara Najwyższego.
Chwyciła papieską dłoń i z całych sił wbiła krwistoczerwone paznokcie w skórę.
i
Papież osuwał się na posadzkę. Oczy niemal wyszły z orbit, usta z trudem łapały powietrze.
Co spowodowało śmierć papieża? Wbicie paznokci w skórę? Co ma tutaj decydujące o zgonie znaczenie - jakieś wyjątkowe paznokcie, czy szczególne miejsce na skórze? Wyjaśnij, proszę.

Awatar użytkownika
Achika
Ośmioł
Posty: 609
Rejestracja: pt, 22 sie 2008 09:23

Post autor: Achika »

Zatrute pewnie były... Ale fakt, z tekstu to nie wynika. I tu pojawia się pytanie, ile tak naprawdę możemy pozostawić czytelniczej domyślności. Śliska sprawa...
Było pokolenie X, teraz jest pokolenie Ctrl + X.

Mighty Baz

Post autor: Mighty Baz »

Dzięki za ocenę.
Dokładnie tak - chciałem, aby puenta zostawiała troche swobody czytelnikowi - w sumie nie ma znaczenia czy to kara boska, czy zemsta Anny. Ważne, że osoba, odpowiedzialna za chory stan rzeczy w Polsce, umiera.
Paznoknie, oczywiscie są narzędziem zbrodni - napewno są zatrute - inaczej trudno wytłumaczyć zachowanie Ojca Świętego.

Ostatnie zdanie, jest ważne, bo sugeruje czytelnikowi kilka opcji, albo rzeczywiscie jest aniołem, albo tak wygladała.


Jeszcze raz dziękuję.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Kolejny tekst, który stawiał mi opór. Paciakutka - znowu bez tytułu.

Najpierw mnie zdenerwował wyglądem. Te myślniki bez spacji rażą mnie w oczy, ponieważ odbiegają od normy.
Dla informacji, Autorko:
-[spacja]Kwestia dialogu.
Czyli ma wyglądać tak:
- To jest kwestia dialogowa.
Wiem, mała rzecz. A wkur...za. I przez to przeszkadza w czytaniu. No, ale jestem elastyczna, jakoś się przyzwyczaiłam.

Nie to jest istotne, jednak. Tekst zaczyna się od stwierdzenia wielce interesującego:
Byłem prorokiem. (ciach!) A była jedna rzecz, która odróżniała mnie od moich poprzedników- byłem, bowiem prorokiem tchórzliwym.
Po takim wstępie oczekiwać należy, że dalej będzie ciekawie. Szczególnie, że zaraz potem pojawia się:
I co najgorsze widziałem siebie [spacja]- uwięzionego w czarnej bazaltowej cel. Przerażonego. Odtąd też moim celem stało się uniknięcie [spacja]- i potworów i celi.
Z celami się trochę pogmatwało, jak widać, ale istotna jest informacja w zdaniu, że prorok, który jest tchórzliwy, chce uniknąć losu, który przewidział - uwięzienia.
Jak to zrobił?
Ano, tu zaczynają się sławetne schody.
Bohater ukrywa się w pustelni, ale i tak okoliczności mu nie sprzyjają, bo armia Pana pojawia się akurat przy jego schronieniu. Prorok się przyłącza, po czym zdradza się ze swoimi zdolnościami prekognicyjnymi. Po czym Gabriel wzywa Pana i narrator (ów prorok tchórzliwy) widzi jego przyjście. Tu następuje cytat tematu. Po czym - koniec.
Patrząc na organizację treści, rodzi się pytanie: o czym to jest? O tchórzliwym proroku? Bynajmniej. To jest wstęp do tej opowieści. Zainicjowane zostały ważne dla takiej historii węzły: co bohater przewidział i że chce tego uniknąć za wszelką cenę. Po czym następuje opowiedzenie, JAK chce tego uniknąć i JAK mu okoliczności przeszkadzają. Do tego momentu jest wszystko w porządku. Problem w tym, że wtedy rzecz się kończy. Nie dowiadujemy się, JAK bohaterowi nie udało się uniknąć owej mrocznej celi, ponieważ nagle historia zmienia kierunek, zatrzymuje się na przyjściu Pana (i odejściu) i kończy. Pyk, i oto bohater jest w więzieniu. Po typie narracji mogę sobie dopowiedzieć sytuację narracyjną => bohater siedzi w celi i opowiada swoją historię współwięźniom. Co z tego? Ano, nic, bo fabuła skręciła na manowce, żeby można było zacytować temat.
Nawaliło nie tylko prowadzenie fabuły, lecz także ergonomia opowieści. Po długim wstępie i częściowym rozwinięciu zwyczajnie nie ma miejsca, by zakończyć tekst w założonym limicie. Ten utwór tylko pozornie jest zakończony.
I oferuje mniej niż obiecywał na początku.

Czytając, mogę ewentualnie dopasować wzorzec podobnych opowieści: mit o Edypie czy bardziej lekka opowieść o aniele śmierci i kupcu Alim, w obu chodzi o to, że bohaterowie uciekają przed przeznaczeniem i trafiają dokładnie tam, gdzie przeznaczenie ich oczekuje. Tak naprawdę, liczy się jednak, w jaki sposób się rzecz opowie. A w tekście Paciakutka - co najwyżej początek takiej opowieści się zmieścił, nie ma najważniejszego: jak narrator trafił do celi i czy to ta sama cela, którą przewidywał, czy też faktycznie przeznaczenie tym razem przegrało. Założyłam, że nie przegrało, ale równie dobrze, mogłam uznać coś przeciwnego. Bez znaczenia - nadal nie wiem, jak to się stało.

Temat został zrealizowany, ale co z tego? Kwestia Pana i jego zstąpienia nie jest istotna dla opowieści, nic z niej nie wynika, ani z tego, że bohater to zstąpienie widział. Tym bardziej, że nie ma pewności, do jakich skojarzeń mam się odnieść.
Aby, gdy Bóg położy moje serce na szali, było ono lżejsze od piórka. I wstąpiłbym do raju.
Egipt? Chodzi o Ozyrysa?
I rzeczywiście, morze poczerniało a robactwo wypełniło wodę.
Apokalipsa Św. Jana? Nie jestem pewna, ale podobnie wygląda.
Na niebie pojawił się smok. Powoli pełzł. Aż połknął słońce.
To może być Apokalipsa, ale kto wie? Połykanie słońca było też w mitologiach różnych...
No, ale są Zastępy Pana, archanioł Gabriel... Może jednak to biblijny jest świat?

Coś się jeszcze zepsuło w tej historii.
Wtedy też zapadła ciemność. Za moimi plecami kula światła spadła na namiot. To przybył Pan.
Potem się zdarza katastrofa i prorok się ujawnia, jako prekognita. A potem:
głos trąb zawisł nad obozem.
-Wyzywa Pana- szepnął gwardzista stojący obok.
Dziwne mi się to wydało, albowiem Pan przybył wcześniej i jest już w obozie, po co zatem wzywać go trąbami?
I tak, na jednej niespójności fabularnej rozjechała się kompletnie końcówka...

Wszystkie ograniczenia dotrzymane. Ale niewykorzystane. I tekst marny. Językowo tylko daje radę. Niestety.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

I jeszcze jeden tekst oporny jak cholera. Może należy go sprać?
PP: "A imię kroczącego w chwale..."

Fantastyka jest w ostatnim akapicie, jak mi się zdaje. Wszystko, co zaraz napiszę, będzie wyłącznie tym, co mi się zdaje. Zwyczajnie nie rozumiem, o co chodzi w utworze.
I nie zrobiłeś nic, PP, żeby mi pomóc.

Co mamy? Kobietę przesłuchiwaną brutalnie, jak się okazuje - niewinną.
Potem ta sama kobieta podkłada bombę, wcześniej aplikując sobie w żyłę. Podejrzewam, że narkotyk. Kobieta jest znowu złapana, bomba rozbrojona. Pan przybywa w chwale, a imię jego Gniew.

Łączność pomiędzy majaczeniami mistycznymi kobiety za pierwszym razem i końcówką - problematyczna. Zrozumienie, dlaczego kobieta owa majaczy mistycznie na pierwszym przesłuchaniu - poza moim zasięgiem, ponieważ charakterystyka narratora wskazuje, że:
Na imię miała Antonia, dwadzieścia dwa lata i w planach wieczór z koleżankami, ale o to nikt nie pytał.
To mi się cokolwiek kłóci z tymi majakami o Panu w chwale i całą resztą tego bełkotu. Zwyczajna kobieta tak gada na przesłuchaniu? Yyy...
Potem jest problem podłożenia bomby. Że w słusznej sprawie. Znaczy, jakiej? Nie mam pojęcia. Nie wiem nawet, czy kobieta należała wcześniej do jakiegoś ruchu, czy przystąpiła do niego dopiero po przesłuchaniu w ramach protestu na złe traktowanie przez funkcjonariuszy?
I co to za ruch?
Poza tym, skoro to świat, gdzie są centra handlowe, czyli chyba nasz, to czemu Antonia nie zaczęła się procesować z policją o odszkodowanie za straty moralne i naruszenie praw człowieka przez policję? Nie ma przecież wskazówek, że uniwersum przedstawione to jakaś forma totalitaryzmu?
Właściwie, to należy powiedzieć, że nie ma tu żadnego świata przedstawionego. Didaskalia o centrum handlowym nie czynią uniwersum literackiego, niestety. No, ale założyć mogę, że ponieważ Autor nie opisuje nic, to jest to uniwersum, które znam - czyli real.

PP, jak miły Bóg, to nie jest tekst do czytania. Bo nie tworzy spójnej opowieści. Ciąg połączonych na szybko obrazków + majaki mistyczne, w których realizujesz temat. Nic więcej nie widzę. Brak konkretów, epizody zawieszone w próżni fabularnej to są dla mnie.

Słowem: bałagan. Nic dziwnego, że nie wiem, o czym to w zasadzie jest.
O skrzywdzeniu Antonii? Jak się to ma do przyjścia Pana?
Poza moim zasięgiem zrozumienie łączności, niestety.

A poza tym, znowu temat pretekstowo realizowany. Tekst trafił nad kreskę tylko dlatego, że temat był literalnie wskazany.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Czas przejść do tekstów, które wykorzystały opcję humorystyczną. Całkiem sporo ich było. Jak wspomniałam wcześniej, interesowało mnie, ilu Autorów sięgnie po ten właśnie sposób ucieczki od skojarzeń biblijnych, jakie nasuwał tytuł.

No, to pierwszy z nich, czyli Baba_jAGI: Historia sir Guadalachada.

Od razu należy powiedzieć, że tekst trafia nad kreskę, bo realizacja tematu jest. Przy pomocy ekstrakcji elementów cytatu z "Glory..." i potraktowaniu ich dosłownie.

Widać wyraźnie komizm we wszystkich trzech aspektach. I nie, żeby mi się ten komizm nie podobał. Sir Parszywal jest cudny. Ale jeszcze cudniejsze jest zdanie jedno:
(...) oświadczył Minio, myśląc jednocześnie, że ziemia mogłaby się rozstąpić pod stopami znamienitego rycerza na znak szacunku.
Nie mam zastrzeżeń ani do stylu, ani do języka, ani do humoru. Mam zastrzeżenie jedno - nie mam pojęcia, o czym ten tekst opowiada.

Znaczy, epizody rozumiem. Przyjeżdża rycerz Guadalachad do swojego brata sir Perszywala. Jest uczta, na której pijany sir Guadalachad opowiada o swoim wielkim czynie, po czym umiera. Minio, który był chłopcem, okazuje się starcem. A ponieważ przekręcane są ewidentnie nazwy kojarzące się z uniwersum arturiańskim, więc wiadomo, że Minio to Merlin.
I co?

I nico. To jest zestaw kabaretowych gagów, które łączą wspólne postaci i charakterystyczne, sparodiowane uniwersum arturiańskie. Nic więcej. Przy całej sprawności językowej i równie sprawnie stosowanym komizmie, powiedzieć mogę jedno - nic mi z tego nie wynika.

Ponieważ komizm niczemu nie służy. Nie służy również niczemu parodia. Po co, Autorko, ośmieszyłaś rycerzy Okrągłego Stołu? Czemu sparodiowałaś właśnie to uniwersum?

Nie umiem odpowiedzieć na te pytania, niestety.
Znaczy - tekst czyta się łatwo, szybko i bez wzruszeń.
I zapomina równie szybko, jak się przeczytało. Ot, tekst dla tekstu.

Kolejny z humorystycznych tekstów: Piromana Ignasia "Grona gniewu".
Najpierw to, co mi się rzuciło w oczy podczas czytania. Nie, żeby to były wszystkie błędy, ale te najbardziej mnie denerwowały podczas czytania.
Natura oszalała, sprawiając, że wszystko, co do tej pory zdawało się być pewnym, można było wyrzucić do kosza.
Bardzo niedobra, bardzo niezręczna i bardzo karkołomna konstrukcja. I radziłabym jej na przyszłość unikać. Wszystko, co zdawało się pewne...
Niektórzy przepoczwarzyli się w żywe trupy, z ciałem odklejającym się od kości, inny zostali pchnięci w dół drabiny ewolucji, osiągając poziom zwierząt.
Coś się pokićkało z podmiotami zdań cząstkowych. Niektórzy i inni, Piromanie. Poza tym, czy jesteś pewien, że jak zepchnięto ich z drabiny, to osiągnęli poziom? :P
Niezręczne.
Homo sapiens odgrodzili się od skażonej reszty, bojąc się ich inności, karmiąc wyobraźnię niestworzonymi historyjkami, które miały przytrafić się znajomemu kolegi, który opowiedział wszystko innemu koledze.
Taa... Długie zdania złożone. Wcześniej czy później powodują problemy. Jak widać na załączonym obrazku. Chciałam też zauważyć, że, o ile pamiętam jeszcze łacinę: homo sapiens to numerus singularis, czyli liczba pojedyncza - człowiek rozumny. Znaczy, należało dodać "gatunek", "rasa Homo sapiens" (lubię taksonomię Linneusza, więc duża litera).
Ruszyłem przez pokój, kierując się do kąta, gdzie stała drewniana skrzynia, której zawartość posłuży mi za Słowo Boże.
Zawartość posłuży jako słowo? Nie, Piromanie, jakkolwiek ładnie to brzmi, brzmi również bezsensownie dla mnie i moja tolerancja językowej raczej nie może znieść takiego sformułowania. Nie, żebym tolerancję językową posiadała...

Język sprawia wrażenie, jakby miał być komiczny, ale... Nie wiem. Z racji braku nie tylko tolerancji językowej, lecz także poczucia humoru, nie śmieszy mnie ani trochę. Styl mnie raczej drażni.
Świat ludzi w ciągu kilkunastu godzin stanął na skraju przepaści, po czym skoczył, pozostawiając po sobie echo wariackiego śmiechu.
Co to właściwie znaczy? Że cywilizacja stanęła na skraju przepaści, a potem skoczyła? Znaczy, popełniła samobójstwo? Może i tak, ale potem pada stwierdzenie:
Gdy tylko skutki niepoczytalności planety ustały, na powierzchni znów pojawił się rodzaj ludzki.
A skąd się wziął, skoro popełnił samobójstwo i pozostawił po sobie tylko echo śmiechu?
Czy mi się zdaje, czy tu jest niespójność dość wyraźna?
Nikt nie próbował zliczyć wszystkich zmutowanych. Było ich po prostu zbyt wielu.
Nic gorszego nie mogło przytrafić się gatunkowi, który rasizm, żądzę mordu i strach miał we krwi. Homo sapiens odgrodzili się od skażonej reszty,

Z tego mi wynika, że Homo sapiens zmutował, ale nic mu nie mogło zagrozić. Yyyy? To mutacje mu nie zagroziły? Zatem czemu się odgrodził od reszty (zmutowanych). Tu jest potwornie poplątane i cokolwiek poza moim zasięgiem zrozumienia.

Piromanie, mam nieodparte wrażenie, że napisałeś mnóstwo zdań, których brzmienie wydało Ci się zabawne i było to jedynym powodem, dla którego te zdania znalazły się w tekście. Kwestie funkcji komunikatywnej zostały przy tym pominięte.

Z treścią całości też mam problem. Najpierw jest historia katastroficzna: Ziemia zmieniła kierunek obrotu, nadeszły klęski żywiołowe, cywilizacja została zniszczona, ludzie zmutowali (a przynajmniej ich część), reszta żyje w izolacji.
Jak się okazuje, ta część, to zapiski narratora. Czemu służą? Znaczy, odbiorcy służą do zarysowania sytuacji. Ale do czego potrzebne to narratorowi? Napisał historię ludzkości, po czym postanowił pozbyć się mutantów przy pomocy paru granatów. Tu dostałam stuporu, albowiem nijak nie rozumiem, jak mógł tego dokonać? Zakładam, że skoro nieskażona ludzkość się kryje i izoluje od mutantów, to przecież nie bez powodu - musi być ich więcej od niezmutowanych (w odwrotnej sytuacji to mutanci byliby izolowani). No, to mi coś się tu nie klei.
Przejście, zapewne, od ogólnej historii ludzkości, do wymiaru jednego bohatera jest nieprawidłowe. Nie ma danych, że bohater chce się pozbyć np. mutantów z najbliższej okolicy.
I skąd w ogóle ta decyzja? Nie ma podanych motywów bohatera. Piromanie, napisałeś historię ludzkości, jako wstęp, ale zapomniałeś wskazać, co z tego wynika dla Twojego bohatera? Dlaczego tak? I dlaczego cytuje Biblię i "Glory...". Ach, nie. Przepraszam, wiem, po co cytuje to ostatnie. Żeby się Autor w temacie zmieścił.

Poza tym, nie do końca wiem, czy to jest tekst humorystyczny. Żarty świadczą, że tak. Tematyka postapokaliptyczna - że nie. Język właściwie nie świadczy o niczym - raz jest w nim humor, to znowu brzmienie jest poważniejsze.

Kolejny tekst z cytatem. Kolejny, który wyrzuciłabym w kosmos. Za nakładkę biblijną, która służy, owszem, trawestacji w końcówce, ale przede wszystkim jest pretekstem do zacytowania tematu warsztatowego.

No, ale skoro cytat był, to tekst trafił nad kreskę.
So many wankers - so little time...

Paciakutek

Post autor: Paciakutek »

Flamenco108 i Małgorzato - bardzo dziękuję Wam za komentarze :). Jak przeczytałam moje opowiadanko wśród innych muszę przyznać, ze trochę topornie "wyszło" - ale jako autor optymista winę zrzucę na limit słów ;).
Małgorzato, trąby nie wzywały Pana - Szatan wyzywał Pana na walkę .
I Pan poszedł - i wtedy ostatni raz Go widziano. Po to Gabriel wypytywał proroka co widział w wizjach, żeby wiedzieć, jak się ta walka skończy.
Kurcze, poniosłam klęskę na wszystkich frontach, bo nie został tekst zrozumiany i wiem, że to moja wina :(.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

No, patrz, Paciakutku, na to, że Szatan wzywał, nie wpadłam. :P

Znowu z tekstów humorystycznych. Xiri: "Ad nocendum potentos sumus".
Zaszpanuję: wiem, czyje to zdanie jest. Seneki. :P
Nie, żeby to miało akurat znacznie, czyje. Zdaje się, że w grach się pojawia (Progenitura mi powiedział, ale nie wiem, czy mu wierzyć).

Nieważne. Ważne, że tekst jest zamkniętą historią, spójną i nawet z elementem zaskoczenia na końcu. Temat został zrealizowany nie przez cytowanie, lecz przez interpretację. A co ważniejsze nawet, ten tekst jest zabawny.

Znaczy, tekst nad kreskę bez żadnych wątpliwości.
I mnie się podobał całkiem.

Oczywiście, znajdą się mankamenty. Zawsze się znajdą. <grin>
Czy ja go przypadkiem nie znam?
- Spieprzaj, dziadu! - Przywarłam do ściany, przerażona.
Nienienie, Xiri. Ta historia jest zabawna sama w sobie, nie potrzebuje dodatków. Szczególnie, że tutaj czuć wymuszenie, wciśnięcie tej odzywki na siłę. Mogłaś sobie darować.
Nosz Jezus jak jasny piorun!
Myślę, że nie chodzi o gwarowe: "nasz"? W SJP nie ma "nosz". Podejrzewam, że to wzmocnione "no". Mamy wzmocnione o->oż, że-> żeż, więc chyba może być noż...
- Tyś... Przyszedł do mnie?
Ta sama kobieta przed chwilą wyrażała się dość hmm... parlamentarnie. A teraz nagle w bible-mode weszła. A czemu?
(...) zło zżera rakiem tę planetę!
Zło zżera jak rak, o ile dobrze pamiętam prawidłowe zestawienie.
Gniew pęcznieje
Coś mi się nie podoba to złożenie. No, nie i koniec.
Gniew wzbiera, jeśli już.
Elity światowe grożą sobie atomicami!
Moje pokolenie mówiło "atomówki". Nie wiem, czy coś się zmieniło, ale "atomice" dziwnie mi brzmią.
Stał na gruzach, ubrany w spodnie moro, opięty oliwkowym bezrękawnikiem. Do nylonowego paska przyczepił kabury z pistoletami, wzdłuż uda zwisał shotgun firmy Vorpal. Snajpera sterczała zza pleców, sąsiadując z plecakiem wypełnionym amunicją. W łapach dzierżył Kałasznikowa. Opaska podtrzymywała włosy na styl Rambo. Mars na czole dodawał charakteru. Natomiast wredne spojrzenie brązowych oczu mogło swobodnie stopić sumę wszystkich dziewic świata. Do tego urągliwy uśmieszek, słomka w ustach...
Ten opis jest sprzeczny, IMAO. Nie podważam szczegółów (nawet się nie znam), lecz założenie. Opis dotyczy postaci statycznej, którą narratorka widzi całą. Czyli - odległość jest spora - ze cztery metry minimum, jak nie więcej. Nie jestem pewna zatem, czy takie szczegóły, jak to, że pasek nylonowy, można określić, ale niech będzie. Dalej jednak jest, że narratorka widzi wyraźnie twarz (oczy, uśmieszek, słomka), co każe mi przypuszczać, że postać opisywana stoi przodem do narratorki. W takim razie: jakim cudem rzeczona narratorka widzi plecak, który sąsiaduje ze snajperą? I skąd wie, że plecak wypełniony jest amunicją? Przypominam, że to narracja bezpośrednia, a nie wszechwiedząca. Tu się rozjechała.
Uważam również, że kwestia, jakiej firmy jest shotgun, jest szczegółem cokolwiek mało istotnym i niepotrzebnym. Szczególnie, że nigdzie w tekście nie było wcześniej, że narratorka się zna na broni aż tak dobrze, żeby określać na odległość producenta (chociaż może to charakterystyczna jest broń, z kształtu choćby, nadal jednak potrzeby nie dostrzegam).
Spojrzenie, co mogło stopić sumę dziewic? Oj...
Za to zakończenie opisu bardzo fajne:
O kurcze blade. O Jezu!
A potem jest problem z sakralizacją języka.
Tak, to był on. Facet zmienił się nie do poznania, choć niby był ten sam. Za Nim stała cała dywizja uzbrojonych jak On aniołów.
Nie mam pojęcia, dlaczego po pierwszym zaimku pisanym małą literą i po "facecie", następne nagle stały się wzniosłe. Bez sensu.
Już się nie modlimy. Teraz tamtym wpierdolimy!
Podoba mi się użycie wulgaryzmu. Nie podoba mi się współbrzmienie. Nie można było dać np. "Teraz spuścimy tamtym wpierdol"?
Znaczenie to samo, a stylistycznie lepiej...

Ogólnie, koncepcyjnie - bardzo dobrze, językowo - również nieźle. Nie miałam specjalnych problemów z czytaniem. Brawo, Xiri - jednak potrafisz, kiedy nie próbujesz kombinacji alpejskich z językiem. :P
So many wankers - so little time...

Flint

Post autor: Flint »

Na wszelki wypadek sprawdziłem, czy nieuczestniczącym w Warsztatach tudzież nie-młotom, tfu, modom, można komentować. Można, więc oto jestem. Tylko na chwilkę, bo pracuję, ale o paru tekstach rzucę słówko.

Xiri: Świetny tekst. Napisany z dużą dozą luzu, zwarty, i ze świetną, choć przewidywalną, pointą. Niestety Twojego warsztatu można się tu i ówdzie czepnąć, co oczywiście z wrodzonej złośliwości uczynię.
Xiri pisze:Piwnookiego gościa po trzydziestce, o brązowych włosach, okutanego anachroniczną, lnianą szatą...
Chyba chodziło Ci o archaiczną, co?
Xiri pisze:- Spieprzaj, dziadu! - Przywarłam do ściany, przerażona.
Zupełnie niepotrzebne mrugnięcie do czytelnika. I na siłę, i mało śmieszne, i nie pasujące do reszty.
Xiri pisze:- Nie, Szatan. Potężniejszy niż kiedykolwiek, spowity legionem złoczyńców.
Znaczy że co, utkał sobie z tych złoczyńców szatę? Lepiej po prostu, ze otoczony.
Xiri pisze:- Już się nie modlimy. Teraz tamtym wpierdolimy!
Wszystko byłoby cudnie, gdyby nie ten cholerny rym.

Ale tak poza tym, to bardzo mi się podobało.

Terebka: Mało dowcipny ten Belial był. Nieśmieszne to. Ale pikuś, że nieśmieszne, czyli nie wywołujące uśmiechu. Najbardziej mnie irytowały te wszechobecne dopowiedzenia. Spójrz tylko:
Terebka pisze: Ślepia oficerów powiększyły się do rozmiarów odcisków ich własnych kopyt.

stojącej w progu postaci, sprawcy przerwania narady

Okrywający ramiona i plecy płaszcz załopotał pod wpływem powiewów gorącego wiatru napływających od rzeki lawy.

Ponad głową lśniła rażąca diabelskie ślepia purpurowym blaskiem aureola - symbol boskości.

znikł symbol boskości - purpurowy nimb.
Noż do diabła ciężkiego, tego się czytać nie da. Wytracasz impet wyjaśniając czytelnikowi takie na przykład sekrety, ze aureola jest symbolem boskości. Przy opisie wydymanego płaszcza brakuje tylko dokładnej temperatury rzeki lawy i powiewów z niej się wydobywających. W trzech krótkich słowach: nie rób tak.

Mighty Baz: Tu naprawdę krótko, bo słów mi brak. Być może tekst miał być ostrą satyrą antyklerykalną, ale niestety nie wyszło. Zły pomysł, i złe wykonanie. No i o fantastyce zapomniałeś.

Awatar użytkownika
Teano
Kadet Pirx
Posty: 1309
Rejestracja: wt, 05 cze 2007 19:05

Re: VI EDYCJA ZAKUżONYCH WARSZTATóW TEMATYCZNYCH

Post autor: Teano »

No to tera ja! ;)

Trochę trwało zanim się przez wszystko przebiłam i pozwolę sobie czepnąc się tylko tych drobiazgów, których się nie czepnęli przedpiścy.
(A w każdym razie taki mam zamiar, bo jak wyjdzie - nie wiem)
Pozwolę tez sobie odpuścić komentowanie tekstów, które mi się tak bardzo nie podobały, ze mogłabym się w komentarzu zagalopować, a nie czuję się do takiej galopady kompetentna.
Od razu powiem, że koszmarnie mi zgrzytnęły te wszystkie teksty, które dosłownie zacytowały temat warsztatów. I to mnie zadziwiło, bo nie zdawałam sobie sprawy, że to aż tak zazgrzyta. Ciekawa obserwacja, muszę zapamiętać.
****************************************
Dwa pierwsze teksty - już okomentowane, powtarzać się nie będę. W każdym razie pierwszym tekstem, nad którym się dłużej zatrzymałam i przy którym się lekko usmiechnęłam był:
FMeier: Fakty

Mimo wytkniętej już nieporadności językowej i merytorycznej rozbawił mnie sam obraz:
Grupka japońskich turystów robiła zdjęcia gratulując przewodnikowi świetnej atrakcji turystycznej.

Natomiast za Chiny Ludowe a nawet cesarskie nie łapię osso chozi w tym fragmencie:
. Cały czas trwa zbieranie szczątków zwłok Mahometa. Do tej akcji terrorystycznej przyznało się kilka ugrupowań ortodoksyjnych islamistów działających na terenie Iraku i Afganistanu.
Czy to ma oznaczać, że ów Mahomet nie był Mahometem tylko jakimś, bo ja wiem? hologramem wywołanym przez islamskich fundamentalistów? A w każdym razie że to oni go stworzyli a nie że zstąpił?

Pomijam tu kompletny brak riserczu, bo z islamem nie ma to nic wspólnego, ani w ogóle nie wiem z czym by to miało.
Według islamu na końcu świata przyjdzie nie Mahomet a Chrystus, aby sądzić. Ale to tak na marginesie.

Dalej znowu czytanie, auć! bolało
ale zaraz potem pojawił się
Rubens: Kto sieje wiatr...
który kompletnie mnie zachwycił.
Pamiętam, że nawet sobie zadałam pytanie czemu to jest w WT a nie w Fahrenheicie. Nawet owo nieszczęsne:
- Boże niewolników, Jahwe, zaklinam cię! Ty, który zabiłeś nieśmiertelnego syna Boga Słońca, który zabiłeś i mojego syna, obyś kiedyś doznał bólu ojca, który patrzy na śmierć swego dziecka – modlił się głośno, połykając łzy.
Jakoś przełknęłam, a ostatnie zdanie
I znów zerwała się wichura, lecz Pana nie było w wichurze.
uważam za majstersztyk w dziedzinie dobrych zakończeń.
Jako rzecze Net
Stirlitz wiedział, że ludzie zapamietują tylko ostatnie słowa rozmowy
I właśnie dobre zakończenie sprawiło, że choć wcześniej potykałam się na nieporadnościach jezykowych, choc irytowały mnie chwilami bełkotliwe zdania, to jednak docierając do końca natychmiast o nich zapomniałam. Musiałam przeczytać jeszcze raz, by zobaczyć, że w sumie tekst językowo i stylistycznie jest kiepski. Ale w moim rankingu jest w czołówce.
A dlaczego kiepski już wytknęli inni, ja tu niczego nie dodam.

Następny mnie nie rozbawił, ot był i minął, nic wielkiego, kolejny jeszcze gorszy zmęczyłam go z ogromnym trudem, a zakończenie mnie potężnie zirytowało, zwłaszcza po wcześniejszym świetnym zakończeniu Rubensa, w sumie wkurzyło mnie najbardziej, ze straciłam czas na czytanie tekstu o niczym i już miałam odłozyć lekturę, ale pojawił się mój drugi faworyt tych warsztatów:
Xiri: Ad nocendum potentos sumus

Uśmiałam się. Nad błędami rozwiodła się na szczęście Małgorzata, więc nie muszę, podpisałabym się pod każdym jej słowem gdyby nie to, że 90% wytkniętych przez nią rzeczy ja nie umiałabym nazwać, mogłabym najwyżej stwierdzić, ze coś zgrzyta.
Od siebie chciałabym natomiast zwrócić uwagę na błąd w tytule.
Powinno być:
Ad nocendum potentes sumus
Potens to trzecia deklinacja, tam nie ma końcówki -os, poza tym to mianownik liczby mnogiej.

Nath: Przystanek "Paruzja"
przeleciał po mnie, chociaż spodobało mi się to drugie zakończenie - realne, bo zaskoczyło. Szkoda tylko, że nie pojawiło się na końcu coś w rodzaju: "Policjant odprowadził rodziców do samochodu a potem sięgnął po komórkę. Jego włochaty ogon z chwostem na końcu podrygiwał z zadowolenia"
albo coś w ten deseń

Podobnie jak poprzedni spłynął po mnie tekst Radyjka i Buki
u Keiko: ( Łowy) głupio zgubiony przecinek sprawił, że wyhamowałam w czytaniu i zgubiłam nastrój.
Dopiero po chwili zrozumiałam, ze powinno byc:
- Tu jestem, najpiękniejsza.
Nie bardzo też rozumiem dlaczego najpierw pojawia się Pan, a potem Dionizos. Jaki jest związek między nimi, czy to przypadek, czy ukartowane działanie.
Trochę się pogubiłam w fabule.
Na dobrą sprawę tekst nic by nie stracił gdyby wywalić cały wątek Arystoklesa i zacząć od dziewcząt przedzierających się przez gąszcz.
Ale wtedy nie byłoby "przyjścia Pana" IMHO doklejonego na siłę
Inna rzecz, że w sumie nie wiem kogo spotkała Taida, z poczatku myslałam ze centaura, potem że może Pan pokazywał sie w różnych postaciach, choć te
"końskie nogi które przypominały rumaka czystej krwi"(nb jak nogi mogą przypominać rumaka, dalibóg nie wiem) zdają się temu przeczyć.
Hundzia została skomentowana, nic od siebie nie dodam.
Spodobał mi się natomiast
Urlean: Glory, Glory, Hallelujah!

Wprawdzie z początku się potknęłam i musiałam przeczytać to kilka razy żeby załapać, ze to nie starożytny Rzym (niewolnica+Klaudiusz) ale potem weszłam na właściwy ciąg skojarzeń (z którego znowu wybiły mnie "fajerbole")
I w sumie zaklasyfikowałabym tekst do nędznych gdyby n ie nagły zwrot akcji w postaci:
Klaudiusz rzucił jeszcze kilka ognistych kul w stronę wroga, po czym zaciągnął niewolnicę z powrotem do altanki.
- Malinowski, ja cię chyba obleję - odezwała się dziewczyna głosem profesora Wierzbińskiego.
Klaudiusz z przerażeniem spostrzegł, że zamiast pięknej niewolnicy obmacuje znienawidzonego belfra.
Rozbawiło mnie to i zgodnie z "I prawem Stirlitza" zaliczam ten tekst do udanych.
Ciekawy (potencjalnie) był też
Varelse: Królestwo
i tu także zadziałało I prawo Stirlitza.
Też miałam odczucie, ze to streszczenie a nie opowiadanie, ale potencjał zawarty w tymże streszczenie obiecuje coś smakowitego.

I to tyle na dziś
Mordor walnął maczugą Orbana w łysy czerep. Po chwili poczuł to samo.
Umowa sporządzona została w dwóch jednobrzmiących egzemplarzach,
po jednym dla każdej ze stron.

� Dżirdżis

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Dalej teksty humorystyczne. Dużo ich było, ucieczka od patosu w komizm okazała się popularnym wyjściem. Zjawisko dość powszechne - ucieka się w przeciwnym kierunku, czyż nie? :P

Terebki: "Co się wydarzyło na dnie gehenny".
Flint napisał najważniejsze. Wkurzająca cecha wypowiedzi: dopowiedzenia, które są wyrazem traktowanie czytelnika jak niedomyślnego idioty. Inaczej mówiąc, Terebko, Twój tekst językowo kładzie łopatologia stosowana.

Podejrzewam, że ta łopatologia częściowo wynika u Ciebie z poczucia rytmu, a nie niewiary w zasób leksykalny odbiorców. Wydaje Ci się, że jak nie dokończysz zdaniem krótszym cząstkowym, to cała wypowiedź będzie źle brzmiała, intonacyjnie nie przejdzie. Tak mi się wydaje, że lubisz długie frazy i konstruujesz je wyraźnie pod "melodię" wypowiedzi. Długie, raczej wolne pasaże. Autorze, spróbuj posłuchać jazzu. Potrzebny Ci luz w rytmie wypowiedzi. Naucz się krótszych fraz, naucz się dysonansów i zmian melodii, zawieszania intonacji. Nie zawsze trzeba kończyć mocno w wygłosie dodatkowym naciskiem. Nie staraj się dociskać, dopowiadać treści, które już wcześniej zamieściłeś przed oczyma odbiorcy. Najczęściej wyjdzie łopatologia.

A propos treści raz zamieszczonych i powtórzonych w nieco innej konfiguracji.
początek tekstu pisze:Sądny dzień zaskoczył piekielną elitę w najmniej odpowiednim momencie.
i kilka zdań dalej pisze:- Nadszedł dzień Sądu.
No, jeżeli to miało mnie zaskoczyć... Nie miało. Nie mogło. A szkoda. Owszem, ładne zdanie startowe, szkoda psuć lub zmieniać, ale ceną jest uprzedzenie, co się zdarzy dalej. I już nie jest śmiesznie nawet trochę.
początek dowcipu Beliala pisze:Ponad głową lśniła rażąca diabelskie ślepia purpurowym blaskiem aureola - symbol boskości.
koniec dowcipu Beliala pisze:Przy wtórze dźwięku kamienia wrzuconego do wody znikł symbol boskości - purpurowy nimb.
Nie dość, że powtarzasz informacje, Terebko, to jeszcze powtarzasz je razem z łopatologicznym rozwinięciem. Te zdania dzieli niewielka odległość w tekście i na monitorze. Nie wspominając, że tak krótki tekst daje się ogarnąć całościowo pamięcią (to zaledwie 3000 znaków przecież), więc mnemotechnika nie jest odbiorcy potrzebna.

I jeszcze raz z tego samego zestawu błędów.
zdanie z początku tekstu pisze:Rogate łby poodwracały się w kierunku źródła hałasu.
zdanie z końca tekstu pisze:Z kryjówek jęły wyłaniać się rogate łby.
No, cóż mam dodać? Że jest takich powtórzeń więcej...
Postać (ciach!), ponad jej ramionami rozwinęła się majestatycznie para pokrytych białym pierzem skrzydeł. Okrywający ramiona i plecy płaszcz załopotał pod wpływem powiewów gorącego wiatru (...)
A tu pewien problem z obrazowaniem mi się pojawił. Ponad ramionami - skrzydła się rozwinęły. Znaczy, na plecach były albo przy ramionach. Ale ramiona i plecy okrywa płaszcz... Znaczy, jak się rozwinęły skrzydła? :P

Ogólnie - taki styl, jak Twój, Terebko, nazywać można redundantnym. Za dużo gadasz, Autorze. W wypowiedzi masz wyraźne dysproporcje liczby słów do wyrażanych treści, na niekorzyść tych ostatnich. A to niedobrze, bo podstawą jest równowaga, wyższą szkołą jazdy natomiast - przewaga treści nad liczbą słów.

Kolejna sprawa, to fabuła. No, jest. Kawał zrobił jeden z diabłów reszcie elity z gehenny. Co z tego wynikło? Ano, nic. To nie fabuła, lecz epizod. Przyszedł diabeł, postraszył resztę, potem przestał straszyć i doczekał się stwierdzenia na koniec, że w żartach przeszedł samego siebie. Przyznam, że gdyby tam padło kolokwialne: "Przegiąłeś, Belial!" - wyglądałoby to chyba bardziej naturalnie. O ile można mówić o naturalności w przypadku diabłów.

To nie jest opowieść zamknięta, Terebko. Dlatego, choć chwilami gra słowna bawi, całość nie bawi ani trochę.

Realizacja tematu jest, więc tekst nad kreską, oczywiście.
So many wankers - so little time...

Mighty Baz

Post autor: Mighty Baz »

Flint pisze:
Mighty Baz: Tu naprawdę krótko, bo słów mi brak. Być może tekst miał być ostrą satyrą antyklerykalną, ale niestety nie wyszło. Zły pomysł, i złe wykonanie. No i o fantastyce zapomniałeś.
Flint, krytykę akceptuję, ale nie przyjmuję do wiadomości tak lakonicznego komentarza. Jako warsztatowy nowicjusz mam prawo żądać merytorycznej oceny. Niby jak mam wiedzieć co jest źle?

Awatar użytkownika
rubens
Fargi
Posty: 437
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 00:00

Post autor: rubens »

Mighty Baz pisze:
Flint pisze:
Mighty Baz: Tu naprawdę krótko, bo słów mi brak. Być może tekst miał być ostrą satyrą antyklerykalną, ale niestety nie wyszło. Zły pomysł, i złe wykonanie. No i o fantastyce zapomniałeś.
Flint, krytykę akceptuję, ale nie przyjmuję do wiadomości tak lakonicznego komentarza. Jako warsztatowy nowicjusz mam prawo żądać merytorycznej oceny. Niby jak mam wiedzieć co jest źle?
Jako autor czegokolwiek - nie masz prawa niczego żądać. Po prostu nie masz. To jest kwestią kultury, czy czytelnik wypowie się soczyście na temat tekstu, czy też tylko przebąknie o nim co nieco. Nie masz prawa niczego żądać. Równie dobrze Twój tekst mógłby żadnego komentarza nie pozostawić. I co, też byś żądał? Proszę, zachowaj dla siebie takie teksty... bo są drażniące. To tak, jakby naszym, Użyszkodników, obowiązkiem było Twoje teksty czytać i komentować, bo Ty, Mighty Baz, masz prawo być skomentowanym. Nie masz prawa żądać od nas niczego - masz natomiast prawo być miłym, skromnym i przez taką otwartą postawę sprawić, że ludzie będą chcieli Cię czytać i komentować. A jeśli już naprawdę nie masz co napisać, to masz prawo zachować milczenie... I wydaje mi się, że będę z niego w stosunku do Ciebie korzystał, from now on. EOT.
Niecierpliwy dostaje mniej.

Zablokowany