Oj, ale epopeja :)
Postaram się ustosunkować przynajmniej do części.
Iwan pisze:
Pominę tu braki fabularne i nielogiczności, bo to inna bajka.
A szkoda, to dla mnie też istotne.
To może następnym razem :)
Iwan pisze:Westchnął, rzucił karton [ciach bla bla bla ciach] do niego doszedł, zauważył, że siedzący przy bramce strażnik wyraźnie się zdziwił.
W taki sposób robi się inwentaryzację. Czynności, rzeczowników, rekwizytów- niepotrzebne skreślić. Tak pisze się raporty, nie opowiadania.
Iwanie, słyszałeś kiedyś o zmianie podmiotów? O tzw. Kręceniu kamerą? Najwyraźniej nie.
Rzeczywiście dużo czasowników. Problem w tym, że każde zdanie musi mieć orzeczenie. Gdy z kolei próbuję bawić się imiesłowami, też mi to wypominasz. Zmiana podmiotów – szczerze mówiąc nie widziałem potrzeby.
Nie będę za ciebie odrabiać zadania, podam ci przykład opisu w sposób w jaki ty go robisz i ten sam fragment po zmianie podmiotów.
X podszedł do okna i wyjrzał na ulicę. Zobaczył pędzącego chodnikiem psa, który wyglądał osobliwie. Do diabła z psem, X miał robotę do skończenia, która wabiła go jak tego psa za oknem: Chodź, skończ co zacząłeś, posadź tylek na krześle. No to posadził.
A teraz to samo po niewielkich zmianach:
X podszedł do okna (X) wyglądając na ulicę. Pędzący chodnikiem pies (PIES) wyglądał co najmniej osobliwie. Ale do diabła z psem (NARRATOR). Niedokończona robota (ROBOTA) na biurku wabiła Xa, jakby był psem: chodź, skończ co zacząłeś, posadź tyłek na krześle. No to posadził(X).
Nie jest to może idealny przykład, wciąż zawiera masę imieslowów, ale jednak wprowadza jakąś dynamikę a niesie dokladnie te same informacje.
Iwan pisze:Od lat FBI i inne instytucje rządowe ścigało terrorystę, uznanego za najgroźniejszego człowieka w Ameryce.
Już pomijając fakt, że to był najgroźniejszy z ludzi :/ Ten terrorysta. W dodatku anarchista i haker.
Pogrubione jest dla mnie jasne, komentarz niestety już nie. Czyli według Ciebie ta postać nie może być jednocześnie hakerem, anarchistą, terrorystą i człowiekiem? Autentycznie nie zrozumiałem. Wyczuwam sarkazm i to wszystko. Może chodzi o to, że uznano go za najgroźniejszego człowieka w Ameryce? Mam wrażenie, że to brzmi trochę jak kalka językowa, ale przecież po naszemu też się tak mówi.
To żadne wytłumaczenie. Mówi się też (kto mówi?), że w gazecie pisze, a nie jest napisane, i wcale nie znaczy to, że jest poprawne.
W tym przypadku drażni mnie określenie: najgroźniejszy z ludzi. No, jakby mówił dwunastolatek.
Iwan pisze: Słowo to omijało granice etniczne, wiekowe i kulturowe miejskiej biedoty
Słowa, jeśli coś - My, gównojady, ale mnie bardziej intryguje, jak omija się granice etniczne?
Na zachodzie mniejszości etniczne lubią skupiać się w konkretnych miejscach, ulicach, nawet całych dzielnicach. Ten wątek pojawia się w każdym amerykańskim filmie policyjnym. Myślałem, że to tak oczywiste, że nie trzeba rozwijać. Omijanie granic etnicznych widać z kolei wyraźnie w W.Bryt – tam w jednym gangu mogą być tubylcy, Pakistańczycy, Nigeryjczycy itd. Naprawdę mam wrażenie, że tu nie ma co tłumaczyć.
Nie czepiam się tu tych granic tylko doboru słów. Omijanie nieszczególnie pasuje, bo pierwsze, automatyczne znaczenia tego słowa mają nieco inne znaczenie.
ominąć — omijać
1. przejść obok siebie, nie dotykając się
2. unikać się wzajemnie
1. «okrążając, minąć coś, przejść, przejechać obok czegoś nie zatrzymując się»
2. «nie stać się czyimś udziałem, nie dotknąć, nie dosięgnąć kogoś»
3. «nie uwzględnić kogoś lub czegoś»
4. «opuścić coś, nie biorąc w tym udziału, nie wykorzystać czegoś»
5. «unikać kogoś lub czegoś, nie utrzymywać z kimś stosunków towarzyskich»
Iwan pisze: Karmieni papką witaminową oraz fabrycznie hodowaną syntetyczną masą białkową o smaku waty i wartości odżywczej papieru(przecinek) mieszkańcy miasta wyszli na ulice
Znowu przecinki, przy okazji. W jaki sposób hoduje się fabrycznie?
Znane mi jest pojęcie przemysłowej hodowli zwierząt tucznych, potocznie, choć niepoprawnie mówiąc hodowli fabrycznej, jednak masy białkowe? Syntetyczne? To w końcu hodowane czy syntetyzowane? Jeśli mają wartość odżywczą papieru, to kto wyklada fundusze na fabrykowanie nieprzyswajalnego dla ludzi produktu?
Pamiętam dokładnie, że w szkole nauczycielka autentycznie na mnie nawrzeszczała (chyba miała trudne dni) za wstawienie przecinka w podobnym zdaniu. Nakrzyczała, że naturalna przerwa nie jest jednoznaczna z przecinkiem. Co prawda nauczycielka z liceum nie jest żadną wyrocznią językową, ale trauma mi została i dopóki ktoś mi nie udowodni, że jest inaczej, będę twierdził, że zdanie jest zapisane poprawnie.
Ja ci tego nie udowodnię, bo nie potrafię, ja działam na wyczucie, ale całe to zdanie jest za długie i podmiot i orzeczenie znajdują się na końcu zdania, tak, że robi się galimatias.
Iwan pisze: Całą tą syntezę białka wyobrażałem sobie jako proces chemiczno-biologiczny, gdzie żywa tkanka rośnie w przemysłowych zbiornikach, czymś jak sztuczne macice. Proces byłby po części hodowlą, po części produkcją. Nie umieściłem tego w tekście, bo było to zupełnie nieistotne dla fabuły, jak zresztą sama zauważyłaś, że całe opowiadanie jest przegadane i nudne, pełne fragmentów, bez których można by się obejść. Zgadzam się z tym, tym bardziej więc nie widzę potrzeby wrzucania tam procesu technologicznego produkcji żywności. W książkach S-F co rusz słyszy się bełkot o załadowaniu głowic fotonowych do międzyplanetarnych torped pulsacyjnych i nie ma najmniejszej potrzeby wyjaśniania czytelnikowi, co to za ustrojstwo, bo ogólny sens przekazu jest raczej jasny. Mam wrażenie, że „synteza masy białkowej” to identyczna sytuacja. Co do wartości odżywczej papieru, to przyznaję się do błędu. Dużo sensowniej byłoby chociażby „o konsystencji papieru”.
Nie, nie zrozumiałeś. Ja się nie uczepiłam sposobu produkcji, ale słowa które ją określa. Określenie fabryczny ma inny wydźwięk, sugeruje produkcję taśmową, proces mechaniczny, który nijak ma się do hodowli/syntezy, a raczej do przetwórstwa. Nie proszę o proces technologiczny, o szczegóły, tylko o użycie konkretnych słów, ktore niosą określone informacje.
Pisząc fabryczny nie możesz mówić o hodowli ani syntezie.
Iwan pisze: Już z powrotem, inspektorze?(...)Nie zapominał też, że był policjantem,(...)Co tu dużo gadać, z braku ludzi jego samego „wypożyczono” do tej sprawy z wydziału kontrwywiadu
Eee, to kim on właściwie jest?
Ponownie nie rozumiem. Nie chciałabyś chyba, bym zaczął opowiadanie od: „Pewnego razu w niedalekiej przyszłosci był sobie pewien inspektor FBI”? Mam wrażenie, że to jasne, że facet jest funkcjonariuszem FBI, pełniącym funkcję inspektora. Na codzień pracuje w kontrwywiadzie, ale przesunięto go do innego pionu na potrzeby śledztwa. Funkcjonariusz FBI jak najbardziej podchodzi pod definicję policjanta. Co jest więc niejasne? Może ten kontrwywiad? Ale to przecież podstawowa funkcja FBI.
No widzisz, a z tekstu to wcale nie wynika. Tam bohater po prostu raz jest policjanetm, raz agentem wywiadu a raz FBI.
Dla ciebie to oczywiste, bo ty masz w glowie cała przeszlośc bohatera, cała wizję i charakterystykę, a cała trudność polega na tym, by przedstawić ją w przejrzysty sposób czytelnikowi tak, by nie musiał się nad nią zastanawiać.
Dla mnie agent kontrwywiadu, FBI, policjant, inspektor to nie synonimy, a tak wynika z tekstu. Konsekwencja nazewnictwa też musi być.
Iwan pisze: Co prawda musieli jeść syntetyczne gówno, ale mieli ukończone szkoły, pracowali, posiadali wszczepione neuroprocesory, co prawda podstawowe, ale za to z dostępem do internetu, pakietami rozrywkowymi i dwudziestoczterogodzinnym monitoringiem medycznym. Słowem – wiedli życie na całkiem przyzwoitym poziomie.
Po prostu - sielanka, czegóż więcej można od życia wymagać? No i to skandowanie...
Oj, bez przesady. My mamy w genach narzekanie, ale tak naprawdę znajdujemy się wśród szczęśliwej 1/10 mieszkańców Ziemi, którym niczego nie brakuje.
Mów za siebie. Ja nie mogę znieść tego ciągłego narzekania na wszystko, więc muszę mieć jakieś inne geny :P
Mnie chodziło raczej o sposób w jaki wyszczególniłeś zalety takiego dostatniego życia.
To tak jakby tylko ukończone szkoły, praca posiadanie neuroprocesorów umożliwiających dostep do internetu i opieki medycznej dawały szczęście. Jakby były jedynymi wyznacznikami życia na przywoitym poziomie.
Posiadanie internetu zwłaszcza :D
Brakuje żebyś dopisał, że fura i komóra też. :D
e.