Łowcy

Moderator: RedAktorzy

Juhani
Laird of Theina Empire
Posty: 3104
Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
Płeć: Mężczyzna

Re: Łowcy

Post autor: Juhani »

Maćko pisze:Nie mniej jednak, wezmę sobie Wasze słowa do serca.

Nawet odpowiadając, robisz błędy. A Neu Cię prosił..
Maćko pisze:Zamknijcie temat i wywalcie go
Nie ma tak dobrze. Inni też mogą coś dorzucić, a jeszcze inni się na tym nauczyć. Tylko coś dziwnie mi się wydaje, że Ty nie czytałeś pozostałych łapanek, zanim wrzuciłeś swoje. A przecież one po to są.

Natomiast przejmować się, jeśli to jest pierwsze opowiadanie, to zupełnie nie ma co, i dobrze, że tego nie robisz. Pod jednym warunkiem oczywiście - że następne będą lepsze.

Awatar użytkownika
Maćko
Sepulka
Posty: 72
Rejestracja: wt, 26 mar 2013 10:28
Płeć: Mężczyzna

Re: Łowcy

Post autor: Maćko »

Postaram się, żeby następne było lepsze. Zastanawiam się, czy dalej pisać o tych bohaterach i ich pokręconym świecie, czy powołać do życia nowych. Jak uważacie?

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Łowcy

Post autor: Małgorzata »

Nie wiem. Musisz najpierw zastanowić się nad swoim uniwersum.

Jest taka zasada: "Chcieć to móc". W życiu, o czym wiedzą wszyscy wyznawcy Coelho i innych NLP-owców, sprawdza się doskonale. Jak na złość, przy tworzeniu utworu jest wręcz przeciwnie.
Rzecz w tym, Autorze, że nie wystarczy chcieć i zamieścić w tekście, bo możesz - trzeba to uzasadnić. Świat, gdzie mieszają się technologie, musi mieć wewnętrzną spójność (jakąś logikę). Skoro masz broń wszystkich epok, a (anty)bohaterami są ludzie - musisz odbiorcy dać powód, żeby uwierzył lub przynajmniej zaakceptował takie zestawienie. Twój (anty)bohater jedzie po głowę potwora - a że potwór głowy dobrowolnie się raczej nie pozbędzie, trzeba mu ją zabrać przy użyciu dostępnego w jego świecie arsenału. I oto okazuje się, że do dyspozycji jest broń różnego rodzaju i kalibru. Juhani zadał kluczowe pytanie podczas łapanki - pytanie, które powinieneś sobie zadać tworząc świat przedstawiony: "po cholerę ludziom samopały, skoro rewolwery już znali?"
No, właśnie... Bo nie bez przyczyny pewne rodzaje broni wyszły z użytku, gdy udoskonalono broń palną. A jeżeli w Twoim świecie nie wyszły - wypada przemycić jakoś wyjaśnienie, dlaczego tak się stało. Potwory mogą być takim uzasadnieniem, że tak podpowiem, ale ono samo z siebie nie wyniknie dla odbiorcy, trzeba je zamieścić, inaczej spójność i wiarygodność tekstu leży i piszczy.
Rozmowę z rusznikarzem przeczytałam, ale jakoś do końca mi nie pasuje - może dlatego, że powstanie broni palnej wymaga technologii, która nie tylko do broni się odnosi, a w Twoim świecie jakoś jej nie widać..

Kiedy oburzyłam się na początek, też wynikło to z braku spójności. Pokazałeś mi burzę - pioruny, ulewa, wicher, grad... Jak powiedział Neu, brakowało deszczu meteorów. Nie w tym rzecz, że takich burz nie ma. Jestem z Twierdzy - na skraju mojego bagna burze pięknie się kumulują i niejedno oberwanie chmury się zdarzyło. Nie w tym rzecz, że coś nie istnieje - rzecz w tym, że taka burza w opowieści ma też znaczenie dramatyczne i doskonale o tym wiedziałeś, gdy konstruowałeś opis: burza z gradobiciem i dwóch jeźdźców, którzy przez to z narażeniem życia i zdrowia (swojego lub wierzchowców) gnają. Dramatyzm, patos, mrok. Wszystko okej, ale PO CO mi ten dramatyzm i patos, skoro potem trafiam z bohaterami do gospody, gdzie piwo, błoto i przaśny wredny karczmarz...
Napięcie zdycha, Autorze. Przy takim starterze potem musi albo nastąpić wielka tragedia, dramat, wysoki i wzniosły (przysłowiowe trzęsienie ziemi, po którym napięcie będzie rosło), albo należy to przełamać podsumowaniem prześmiewczym i wskazać odbiorcy, że to parodia i burza służy tworzeniu kontrastów komiczny, groteskowych, absurdalnych, innych podobnych...
Albo opis uczynić mniej dramatycznym i skupić się na przeklinających pogodę jeźdźcach, których się potem wprowadzi do gospody.
Jakoś tak.
Żeby wyrównać napięcia, ustalić, co jest ważne w fabule. Jeżeli burzę wysuwasz na plan pierwszy (jak w Twoim tekście), należy sądzić, że jest ona ważna. Okazuje się już akapit dalej, że nie była wcale ważna, więc... Coś się nie zgadza.
Autor pisze:w moim "świecie", jak wspomniał karczmarz, bogowie lubią się powtrącać.
Sprawdzam Cię, Autorze.
Oto słowa karczmarza:
– Ależ waszmościów dopadło – zagadnął. – Bogowie dzisiaj bardzo rozgniewani.
Nie wynika z tego, że bogowie istnieją w Twoim świecie, lecz tylko tyle, że istnieje wiara w bogów. Co nie jest jednoznaczne z istnieniem samych bogów, do tego wtrącających się w życie śmiertelników. Jeżeli chcesz mieć bogów, proszę mi ich pokazać w akcji - niekoniecznie bezpośredniej (bóg lub bogowie wychylają się i ukazują ludziom lub potworom, etc.), można przez bohatera li tylko (zrobi coś i od razu grom z jasnego nieba - ale wypada wyjaśnić wtedy, za co i dlaczego, czy owi bogowie tak każdemu, czy tylko wybranym, a jeżeli wybranym, to na czym polega selekcja tych, którym będą umilać życie), jakoś powinno to być widoczne w fabule i konstrukcji świata - jedno z drugim musi być powiązane.
U Ciebie, Autorze, tej spójności nie ma. Dlatego nie wyjdzie, niestety, opowieść.

I jeszcze coś o języku, co też wynikło mi z lektury opisu: semantyka, Autorze. Twój język, jak już pokazał Juhani, cierpi na niedobory semantyczne. Zbiór znaczeń - wiedza niezbędna do tworzenia porównań i metafor - znajduje się w "Słowniku Języka Polskiego". Masz problem ze znaczeniami powszechnych prostych słów. Może warto zaprzyjaźnić się zatem z księgą objawioną literatury...

e... przecinek mi zeżarło i doprecyzowania dodałam przy okazji.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Łowcy

Post autor: neularger »

Wezmę sobie Wasze słowa do serca. Zamknijcie temat i wywalcie go. Spróbuję napisać coś nowego, w oparciu o Wasze wskazówki, za które bardzo dziękuję. To naprawdę dużo dla mnie znaczy.
Niczego wywalać nie będziemy, zwłaszcza że to nie koniec. Trza fabułę omówić, ona jest co najmniej tak samo ważna jak język. :P
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Łowcy

Post autor: neularger »

Gdy dotarli do gospody, zapadał już zmierzch. Byli przemoczeni do suchej nitki. Niższy z nich, dodatkowo, od stóp do głów umorusany w błocie. Prychając i parskając, podeszli szybko do masywnego, kamiennego kominka, w którym wesoło trzaskał ogień. Gospodarz podszedł do nich z dwoma glinianymi kuflami wypełnionymi po brzegi korzennym piwem.
Jechałeś kiedyś pociągiem Autorze? Siedzisz albo leżysz, a monotonny stukot kół Cię usypia. Gratuluję, tu osiągnąłeś ten sam efekt. Monotonne zadania, przypominające bardziej jakiś spis, a nie literaturę.
– Ależ waszmościów dopadło – zagadnął. – Bogowie dzisiaj bardzo rozgniewani. Przejeżdżaliście przez most? Widzieliście rzekę? Dalej tak będzie lało, to Nitka wystąpi z brzegów i pola pozalewa – westchnął i zajrzał z ciekawością pod kaptur wyższego z przybyszów. Upuścił kufel
Też się przeraziłem... tyle, że nie. Normalnie piszesz to tak, Autorze, że pozostaję kamiennie spokojny.
Poza tym, ten gospodarz, to co, taka mimoza, że mu naczynia z rąk wypadają jak pannom z przedwojennych filmów?
I jeszcze jedno, kufel wypada, rozbija się, wszyscy ochlapani... i nic? Nikt nawet nie komentuje tego incydentu? Nie zwraca uwagi gospodarzowi? W ogóle przez resztę tej sceny wszyscy stoją tak w tym rozlanym piwie i resztach kufla, i udają, że nic się nie stało. Temu, co był boso, musiało być fajnie...
Nie, żeby incydent przesadnie ważny był, właściwie mogłoby go w ogóle nie być.
Zamiast lewej części głowy miał matową, metalową blachę z czerwonym szkiełkiem w miejscu gałki ocznej.

Znaczy lewa część czachy została utracona, pewnie w walce i teraz jej miejsce zajmuje blacha. Mózgowi to pewnie nijak nie zaszkodziło, bo właściciel mózgu to prawdziwy twardziel. :)
Swoją drogą całkiem wysoki poziom medycyny tam mają.
– Potrzebuję noclegu i gorącej kąpieli – warknął, a w jego głosie dało się wyczuć metaliczny pogłos. – Dla mojego sługi miejsca w stajni.
– Jeść mi przynieście – w jego głosie było coś nieludzkiego, jakby kruk gderał ludzkim głosem, albo wilk warczał na myśliwego.
Zaczął nucić jakąś smutną melodię swoim metalicznym basem, (...)
Pewnie i krtań wraz z głośnią miał metalowe.
Teraz pytanie, czemu trzy razy powtarzasz tę informację, Autorze? Chcesz na nią zwrócić uwagę? Ale po co? Jak to się ma do fabuły? Gdyby Ytrid mówił np. radiowym barytonem albo falsetem, to co by to zmieniło?
Jego twarz była normalna. Pod strzechą słomianych włosów kryło się dwoje niebieskich i wesołych oczu.
No patrz! W życiu bym na to nie wpadł, to była JEGO twarz, a nie jakaś inna i DWOJE oczu, bo jak wiadomo, ludzie mają ich zwyczajowo ze trzydzieści.
Czerwony nos, połamany zapewne wśród karczemnych awantur, zadarty był do góry.
Jak przeczytałem pierwszą część zdania to ukazał mi się taki strzępek krwawej tkanki na środku twarzy, Tymczasem nos jak nos – zadarty, ale to się zdarza i bez bójek w karczmach. Zatem, nie wiem skąd przypuszczenie, że nos był połamany...
Prosta, szara tunika i potężny dwuręczny miecz przy szerokim, skórzanym pasie świadczyły o tym, że gospodarz ma do czynienia z katem.
a potem...
Niech was nie myli miecz – pieszczotliwie pogładził jelec. – To mój Scyzoryk. Na rabusiów, co po gościńcach nękają podróżnych.
Pomijając dziwne wnioskowanie, dlaczego ludzie w tunikach i dwuręcznymi mieczami koniecznie muszą wykonywać zawód kata...
Zabawna w tym fragmencie jest narracja, która stwierdza, że postać jest katem, ale postać najwyraźniej wie lepiej kim jest. Narrator pójdzie i się doszkoli w typach narracji i co z nich wynika...
Dwóch jeźdźców gnało, co koń wyskoczy po rozmokniętym trakcie.
I potem
Razem z moim panem Ytridem Greenhillem jedziemy, co prawda do miasta, ale w innym celu. Bo widzicie…
i jeszcze później
Gdy ubranie wyschło, pogrzebał w saszetce i wyciągnął z niej zawinięty w rulon, zapieczętowany papier. W milczeniu studiował treść pisma.
Śpieszą się, mają inne sprawy i tajemnicze pisma. Oczywista, nie dowiemy się o co idzie, Autoru wątek z gorgoną się podobał bardziej...
Na lnianej, postrzępionej koszuli nosił wytartą, skórzaną kamizelkę z nabijanymi ćwiekami naramiennikami. Do jej połów miał przypięte dwa paski. Na jednym z nich miał przymocowane czterdzieści srebrnych pocisków średniego kalibru, do drugiego zaś przyczepił saszetkę z nieznaną zawartością. Zdjął to z siebie i położył przy zydlu. Odpiął pas, taki sam, jaki nosił jego towarzysz, ale zamiast miecza miał dwa rewolwery z wytłoczonymi na lufie słowami w runicznych znakach. Obok rewolwerów nosił puginał w skórzanej pochwie
Normalnie RPG, co miał, ile sztuk, gdzie se powiesił i jak mu to zwiększało manę i siłę. A ten „średni kaliber”, to mnie w drzazgi rozwalił... Prócz niego mają też „duży” i, co oczywiste, „mały”...?
– Panie Greenhill! – z kuchni wyskoczył gospodarz. Przyjezdny zwinął rulon i schował do kieszeni. – Wieczerzać możecie, kuraka w ziołach i chlebuś, co go małżonka dzisiaj wypiekła podam. A do popitki dzbanek naszego gruszkowego winka.
Ten fragment jest napisany w ten sposób, że wynika z niego. Iż przybyły gość (Ytrid) oznajmia gospodarzowi (Greenhill), że, ów gospodarz może zacząć spożywać wieczerzę, przygotowaną przez małżonkę Ytrida – będzie kurak w ziołach, chlebuś i winko.
Osobliwe, ale co ja tam wiem o gospodach? Wychodzi na to, że ich właściciele są dokarmiani przez podróżnych. Kto wie, jak się rejestruje taką gospodę? :)
Ytrid nie pamiętał, kiedy ostatni raz jadł coś ciepłego.
W normalnym świecie podejrzewałbym alzheimera albo demencję – zapomniał, że jadł ciepłe danie w innej gospodzie przy szlaku wczoraj. Rzuca dukatami na lewo i prawo, to go stać. Ale w tym świecie podróżni dokarmiają oberżystów, nic więc dziwnego, że ci pierwsi chodzą głodni...
Oblizał wargi i wgryzł się w udko popychając wielkimi kęsami chleba.
Wgryzienia popychał kęsami chleba. Wielkimi. W tym świecie i je się też dziwnie.
Po skończeniu wieczerzy, przybysz beknął długo i przeciągle. 
– Wybaczcie gospodarzu moje maniery – skrzywił się dosyć paskudnie. – Ja prosty człek jestem, na salonach dawno nie bywałem, to i ogłady nie mam.
Po nieużywane dobre wychowanie z czasem mija... I się beka ludziom w twarz.
Macie tu za swój trud – wyjął z kieszeni złotego dukata i rzucił zdumionemu karczmarzowi, który popatrzył na monetę jak na święty obrazek.
Popatrzyłem (czyli patrzyłem przez krótką chwilę) w życiu na wiele świętych obrazków, tak samo jak popatrzyłem na stoły, krzesła czy komody. Autor znajdzie różnice pomiędzy: wpatrywać się, patrzeć i popatrzeć.
Nic w tym dziwnego, zwłaszcza, że tymi monetami płacili jedynie zamożni szlachcice i kupcy ciągnący z karawanami z północy.
Inni nie używali dukatów, bo... ?
Ale za to używali worków miedziaków i mogli nimi zapłacić równowartość dziesięciu dukatów!
W dodatku, za jednego dukata można było kupić dużo więcej niż jedną kolację i nocleg.
Ani chybi Ytrid miał własną mennicę...
– Panie, łaskawco – wyjąkał zdumiony gospodarz. – Owocków zara przyniosę, winogronka tak obrodziły latoś, placek na miodzie też mam. Chwilunię dobrodzieju.
Ło, jeziusicku...
– Gadajo, że w donżonie zachodnim się zalęgła, wszystkich w kamień obróciła i nikt nie może nic zrobić – wybałuszył oczy.
Wybałuszył oczy, bo uznał, że to zadziała na wyobraźnię przybysza?
Zanieście bukłaczek piwa i jeden bochenek memu słudze, bo jeszcze gotów z głodu zdechnąć.
Ludzki pan. A mógł zabić...
– Adelcia, na bogów, córuś najdroższa! – krzyknął karczmarz. Jego twarz oblał burakowy rumieniec.
No, cholera, po raz pierwszy zobaczył dwoje ludzi zajętych pochędóżką. Normalnie z klasztoru gościa wypuścili. Poza tym czemu nie zdzielił córki kłonicą przez grzbiet tylko „córuś łukochana, jak mogłaś?”
– Spokojnie gospodarzu – sługa Ytrida próbował załagodzić sytuację. Wciągając w pośpiechu portki potknął się i wyłożył się jak długi u stóp zawstydzonego ojca.
Autorski Element Komiczny nadciąga. Ludziska uciekacie do piwnic!
I ten dowcip się na Tobie, Autorze zemści.
– Masz tu dukata i zapomnijmy o sprawie dobra? – podniósł się i wręczył mu monetę.
Sługa jak widać w dostatki też mam mennicę...

Tak się zastanawiam, Autorze... Po jakiego leszego, żeś umieścił tę scenkę z rozwiązłą córeczką gospodarza? Jakie ma to znaczenie dla fabuły czy sługa przeleciał panienkę, czy Ytrid, czy obaj przelecieli cały żywy inwentarz gospody, czy byli wstrzemięźliwi jak mnisi. No?
Odpowiem Ci – żadnego.
Ta scenka (i wiele innych też) jest do wywalenia.

I jednak postać mnie przez ten tekst zastanawia. Kim jest ten Godfryd, ta postać jest ewidentnie niespójna.
Z jednej strony:
Prosta, szara tunika i potężny dwuręczny miecz (...)To mój Scyzoryk. Na rabusiów, co po gościńcach nękają podróżnych.
Ytrid Greenhill i Gotfryd de Monte byli, bowiem najemnikami. Łowcami bestii. Ludźmi od mokrej roboty. Wampiry, smoki, wilkołaki. Ale oprócz polowania na bestie, ściągali haracze, kasowali niesfornych dłużników. Zabijanie, pacyfikowanie, odczynianie uroków. Eskorta też wchodziła w grę. Ponura sława ciągnęła się za nimi na wschód i zachód od Grodowa – stolicy księstwa Rupens. (…) O drugim ze złamanym nosem i słomowatymi włosami z okropnym mieczem, którym trzy czerepy w biegu ścinał.
Twardziel, wojownik, tak sobie myślę po przeczytaniu tych fragmentów.
– Klient. Kontrahent i przyjaciel – odparł Ytrid wchodząc bez pukania. – Nie narób mi wstydu, bo przysięgam, zwolnię cię – ostrzegł towarzysza.
– Nawałnica swoją drogą, ty tłusty zbereźniku – mruknął sucho wyższy z łowców i klepnął Gotfryda w ramię. – Ten pacan zgubił kobyłę i wlókł się na piechotę aż do gospody na podgrodziu.
Idiota se myślę...
– Oż, ty maszkaronie paskudny – Gotfryd z nerwów nacisnął spust. Błysnęło i huknęło, a z sufitu posypał się pył. – Jejku, nie trafiłem, panie Greenhill, co teraz?
– Zabiła mnie! Panie Greenhill, zabiła jak bogów kocham! – zaskowyczał jak zraniony kundel.
– Nie maż się. Do cyrulika pójdziesz, pozszywa cię i będziesz jak nowy. W mieście pójdziemy do knajpy, a potem do burdelu. Zabawisz się to i ból minie – klepnął leżącego de Monte, który szlochał i tulił do siebie zranioną rękę
Mazgaj, kretyn i histeryk...
– Ile dostaniemy za jej łeb? – zapytał Gotfryd, pociągając nosem. – Starczy na nową koszulę dla mnie? Ta była ostatnia.
A dukaty było trzymać przy rzyci, a nie rozdawać po gospodach...

Na razie tyle... A jest tego, dużo, dużo więcej...

edit. zmieniłem "się" na "z"
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Maćko
Sepulka
Posty: 72
Rejestracja: wt, 26 mar 2013 10:28
Płeć: Mężczyzna

Re: Łowcy

Post autor: Maćko »

Mazgaj, kretyn i histeryk - właśnie taki ma być. Fajtłapa, któremu zazwyczaj nic się nie udaje i ściąga na swojego pana więcej kłopotów niż przynosi pożytku. Samochwała popisujący się mieczem, ale wpadający w panikę, kiedy traci inicjatywę. Pomimo tych wad jest odważny i nie rejteruje z pola walki, chociaż nie zawsze wychodzi mu to na dobre. W następnym opowiadaniu chciałem rozwinąć jego wątek i wyjaśnić po jaką cholerę Ytrid kuma się z takim zerem.

Juhani
Laird of Theina Empire
Posty: 3104
Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
Płeć: Mężczyzna

Re: Łowcy

Post autor: Juhani »

Maćko pisze: Ytrid Greenhill i Gotfryd de Monte byli, bowiem najemnikami. Łowcami bestii. Ludźmi od mokrej roboty. Wampiry, smoki, wilkołaki. Ale oprócz polowania na bestie, ściągali haracze, kasowali niesfornych dłużników. Zabijanie, pacyfikowanie, odczynianie uroków. Eskorta też wchodziła w grę. Ponura sława ciągnęła się za nimi na wschód i zachód od Grodowa – stolicy księstwa Rupens. Na północ i południe od delty Nitki, opowiadano przy ogniskach, w rycerskich stanicach o dwóch jeźdźcach, którzy dwa razy wrócili z piekieł. O jednym z oszpecona twarzą i blaszaną skronią z rubinowym okiem, strzelającym ze samopałów i rewolwerów. O drugim ze złamanym nosem i słomowatymi włosami z okropnym mieczem, którym trzy czerepy w biegu ścinał.
Jak Ty nazwałeś tego faceta? Przypomnij mi.
Maćko pisze:Fajtłapa, któremu zazwyczaj nic się nie udaje
Maćko pisze:Mazgaj, kretyn i histeryk ... jaką cholerę Ytrid kuma się z takim zerem.
Ach...no to tylko konsekwencji gratulować.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Łowcy

Post autor: Małgorzata »

I dodajmy: gorgonę załatwili we dwóch, a to bestia okropna była. :P
Fajtłapa i kretyn? Nieźle im poszło - i z opisu raczej nie wynikało, że przypadkiem i dzięki łutowi szczęścia... Ale może czegoś nie doczytałam? :X
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
sprutygolf
Sepulka
Posty: 87
Rejestracja: ndz, 17 lut 2013 14:05
Płeć: Mężczyzna

Re: Łowcy

Post autor: sprutygolf »

Interpunkcjaaaa!
Gospodarz, co chwila dolewał gruszkowego wina. Po skończeniu wieczerzy, przybysz beknął długo i przeciągle.

Dwa zdania jedno po drugim i dwa przecinki. Oba zbędne.
Mamy też dwa w jednym:
Przez gwar ludzi, co jakiś czas przebijało się szczekanie psa, albo miauczenie kota.
Też oba zbędne.
Nie mam siły wyszukiwać pozostałych, a niektóre są naprawdę straszne, np.
Ytrid Greenhill i Gotfryd de Monte byli, bowiem najemnikami.
Brrr… Dla odmiany czasem można byłoby wrzucić jeden z tych nadmiarowych przecinków, np. tu:
Nawałnica wczorajsza zatrzymała ha?
Inter… punkcja!:)
Stare, tłuste miejskie szczurzyska, które nic nie robiły sobie z kotów, ani z knechtów, którzy ganiali je z dębowymi pałkami.
Ciekawość, w tej gonitwie knechty były szybsze czy biegające pałki?
chcąc cos sprzedać, kupić, pojeść i popić, ale tez nacieszyć oczy
coś, też – literówki do poprawy, trochę tego jest.
W pewnym momencie Gotfryd poczuł jak ktoś, z pewnością kieszonkowiec, gmera mu przy pasie. Schwycił kościsty nadgarstek i wykręcił do góry. Ten sam dzieciak, któremu uszu natarł strażnik miejski, znowu chciał poszabrować.
Hm? Co tu zgrzyta? Otwieramy wujka googla:
Szaber – proceder przestępczy, polegający na grabieży mienia pozostającego bez opieki w wyniku wojen lub klęsk żywiołowych (z niem.schaben – zeskrobywać; tu: zdrapywać, rozdrapywać majątek).
I już wiemy, co nam zgrzytnęło…
Na północ i południe od delty Nitki
To nie zarzut, jeno drobna uwaga: delta Nitki. Delta jest rozłożysta, a nitka linearna jakby, więc skąd ta nazwa rzeki? No nieważne. :)
O jednym z oszpecona twarzą i blaszaną skronią z rubinowym okiem, strzelającym ze samopałów i rewolwerów.
Stary numer: rubinowe oko sobie strzela. Nawet jeśli już, to z samopałów, a nie ze samopałów.
Podobnie:
we wieżach magów.
„W wieżach” naprawdę da się wymówić!:) A tym bardziej napisać.
Następne zdanie z tym samym numerem:
O drugim ze złamanym nosem i słomowatymi włosami z okropnym mieczem
Włosy z mieczem to rarytas.
I jeszcze:
Po chwili but był, jak reszta otoczenia, z granitu. Wychylił się na chwilę i strzelił dwa razy
Cóż, jak Pan Bóg dopuści, to i z buta..?;) Czy to może granit sobie strzelił dwa razy? (dla kurażu)
ubarwiały opowieści o własne pomysły.
Ubarwiały własnymi pomysłami?
Ustrojstwo
dredy
– narrator ewidentnie jest z innej epoki niż bohaterowie!;)
Z policzków wystawały dwa białe, zakrzywione kły.

Na pewno z policzków, a nie z paszczy?
Gotfryd odruchowo dobył miecza. Zasłonił nim oczy i ruszył do ataku.

Wszystko to być może. Ale… by zasłonić oczy mieczem należy albo przysunąć go do nosa (trzymając pionowo), albo trzymać na wysokości oczu poziomo. To ma być atak? A gdzie miejsce choćby na zamach? Kiepska taktyka walki, jakiś okrutnie debilny ten bohater, jakim cudem jeszcze żyje?
Gorgona upadła wzbijając tuman kurzu i pyłu.
I fontannę masła maślanego.
na twarz Ytrida wkradł się krzywy uśmiech. Po raz pierwszy odkąd się poznali.
CO się stało po raz pierwszy?
1. Wkradł się krzywy uśmiech – zwykle pojawiał się zwyczajnie, bez skradania?
2. Wkradł się krzywy uśmiech - zamiast smutku/złości?
3. Krzywy – zazwyczaj był prosty?
Tak tylko pytam!:)

Awatar użytkownika
Maćko
Sepulka
Posty: 72
Rejestracja: wt, 26 mar 2013 10:28
Płeć: Mężczyzna

Re: Łowcy

Post autor: Maćko »

Uśmiech zazwyczaj w ogóle się nie pojawiał :-D.
Ludzie! Jesteście wielcy, że Wam się chciało zagłębić w mój tekst. Pierwszy raz się spotykam z tak rzeczową krytyką i nareszcie wiem, co robię źle. Niebiosom niech będą dzięki, że mnie tu przysłały.

Juhani
Laird of Theina Empire
Posty: 3104
Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
Płeć: Mężczyzna

Re: Łowcy

Post autor: Juhani »

Nie nadużywaj tego.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Łowcy

Post autor: neularger »

Mazgaj, kretyn i histeryk - właśnie taki ma być. Fajtłapa, któremu zazwyczaj nic się nie udaje i ściąga na swojego pana więcej kłopotów niż przynosi pożytku. Samochwała popisujący się mieczem, ale wpadający w panikę, kiedy traci inicjatywę. Pomimo tych wad jest odważny i nie rejteruje z pola walki, chociaż nie zawsze wychodzi mu to na dobre. W następnym opowiadaniu chciałem rozwinąć jego wątek i wyjaśnić po jaką cholerę Ytrid kuma się z takim zerem.
Autorze, kiedy zestawiam cytaty, to nie po to, żebyś nie czytał. Naprawdę, trzeba Ci serwować łopatologię, jak zrobił to Ju? Postać jest niespójna, z jednej strony super wojownik, z drugiej gość, który przez pomyłkę może się nadziać na własny miecz, z trzeciej człowiek chyba opóźniony umysłowo, którego trzeba pilnować żeby wstydu nie narobił, a z jeszcze kolejnej - płaksa i mazgaj.
A poza tym nie mam już nic do dodania. Ju i Margot powiedzieli wszystko. To co zacytowałem powyżej, to lista Twoich pobożnych życzeń. Nic takiego z tekstu nie wynika.
Jeszcze jedno mnie interesuje w postaci Godfryda:
– Klient. Kontrahent i przyjaciel – odparł Ytrid wchodząc bez pukania. – Nie narób mi wstydu, bo przysięgam, zwolnię cię – ostrzegł towarzysza. Gotfryd pokiwał posłusznie głową, chociaż wiedział, że jego szef blefuje. W życiu nie znalazłby sobie drugiego takiego pomocnika, który za nędzne grosze i spanie po stodołach, albo pod gołym niebem, narażając własne zdrowie, trwałby przy swoim kompanie znosząc w pokorze wszystkie niebezpieczeństwa, obelgi i szykany.
Znaczy jest to pracownik najemny, któremu się płaci i który może być zwolniony.
Równocześnie jest traktowany jak niewolnik, śpi po stodołach i zbiera kopy od swojego pracodawcy.
Nie można nawet mówić o czymś w rodzaju męskiej przyjaźni pomiędzy nimi, bo Ytrid mówi:
Zanieście bukłaczek piwa i jeden bochenek memu słudze, bo jeszcze gotów z głodu zdechnąć.

Jeden bochenek i winko. Żeby się pracownik nie przeżarł. Ludzki pan...
Co ciekawe, Godfryd, może za pokój w oberży sam zapłacić, nie musi spać w stajni. Jest bogaty Przecież lekką rączką daje oberżyście dukata. To chyba ma ich więcej?
Tak bezsensownie skonstruowanej i prowadzonej postaci to dawno nie widziałem.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Maćko
Sepulka
Posty: 72
Rejestracja: wt, 26 mar 2013 10:28
Płeć: Mężczyzna

Re: Łowcy

Post autor: Maćko »

OK. Napiszę to od nowa. Z pierwotnej wersji zachowam polowanie na Gorgonę, imiona bohaterów i ich wygląd. Postaram się konsekwentnie trzymać jednej charakterystyki, żeby pozbyć się nielogiczności i głupstw. Nie chcę jednak zdradzać o tych postaciach wszystkiego w jednym opowiadaniu, bo planuję opisać kilka ich przygód.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Łowcy

Post autor: neularger »

Zwracam uwagę, że opowiadanie powinno być tak skonstrowane, żeby dało się je zrozumieć BEZ czytania innych utworów autora. Tego się nie da, postać Godfryda jest niespójna i ta nie spójność w żaden sposób nie jest wytłumaczona. Ergo, na pewno jest źle.

BTW, fabuła jeszcze do omówienia... :)
To nie koniec Auotrze.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Maćko
Sepulka
Posty: 72
Rejestracja: wt, 26 mar 2013 10:28
Płeć: Mężczyzna

Re: Łowcy

Post autor: Maćko »

Rozumiem. Dlatego chcę nadać postaci Gotfryda spójność i trzymać się tego. Myślałem nad dwoma sposobami rozwiązania tego problemu - albo zostawić mazgaja, kretyna i fajtłapę, a całe opowiadanie przekształcić w satyrę, albo trzymać się rębaka i chwata, który bywa lekkomyślny i czasami zbyt brawurowy. Wówczas zachowałbym "powagę" opowiadania.

ODPOWIEDZ