Vywerndall - Mroźne czasy

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
drake1004
Sepulka
Posty: 4
Rejestracja: pn, 29 kwie 2013 11:46
Płeć: Mężczyzna

Vywerndall - Mroźne czasy

Post autor: drake1004 »

Jest to pierwsze opowiadanie, które jest częścią większej całości. Akcja dzieje się w świecie uniwersum własnego świata fantasy.

- Widzisz ich?
- Nic prócz szalejącej zamieci. Uchodźcy z południowego krańca miasta mówili prawdę, Cienie uciekły. - odparł Macwell obserwując szalejąca na zewnątrz zamieć. W tym samym czasie jego kolega siłował się z liną, wychodzącą z włazu. Na drugim końcu przymocowana była mała komora, umieszczona na stalowych saniach. Macwell starał się nie odwracać wzroku od zasypanej uliczki równolegle biegnącej do mostu.

Gorth wyciągał powoli całą konstrukcję, gdy była ona przy krawędzi włazu, szarpnął mocniej. Sanie uderzyły o kamienną kostkę uliczną, pokrytą lekką warstwą białego puchu. Mężczyzna momentalnie oparł się o kolana i dłuższą chwilę ciężej oddychał. Po zmarszczonym czole zaczęły spływać małe kropelki potu, które po sekundzie, od razu zamarzały. Macwell widząc to, podszedł do Gortha, złapał go za ramię i pomógł mu dalej ciągnąć sanie. Sama konstrukcja ważyła zbyt dużo, lecz warunki, w których przyszło mężczyźnie zmagać się z nią, spowodowały poważne problemy.

We wnęce, w której znajdowali się Macwell z Gorthem, niegdyś odbywał się targ. Nad nim wznosiła się kamienista kopuła, która chroniła podróżnych przed siarczystym mrozem. Pod nią temperatura była o kilkanaście stopni wyższa niż na otwartej przestrzeni. Od kilkudziesięciu miesięcy w całym królestwie utrzymywała się bardzo niska temperatura, która spowodowała śmierć setek ludzi. Również Gorth i Macwell nie radzili sobie z mrozami. Nic nie pomagały grube, wykonane z wełny ubrania i dogasające ogniska, które rozpalali przy dłuższych postojach.

- Idziemy! Za długi przestój mamy, a przed nami jeszcze bardzo długa droga. - rzekł Macwell, spoglądając w stronę zasypanej uliczki, po której szalała burza śnieżna.

Gdy tylko mężczyźni znaleźli się na otwartej przestrzeni, potężny podmuch wiatru zwalił ich z nóg. Nic prócz białej mgły nie było widać. Nawet specjalne gogle wyposażone w małe wycieraczki, nie radziły sobie z dużymi płatkami śniegu. Dodatkowo metrowe zaspy utrudniały poruszanie się, a padający biały puch w kilka minut, zacierał wszystkie ślady. W pewnej chwili mężczyźn ogarnął paraliżujący strach. Sami pośród pustkowia, stali po pas w głębokich zaspach, widzieli jedynie skrawek własnego nosa i równo ułożoną przed sobą warstwę białego puchu. Czuli się całkowicie obco w nowym środowisku. Chociaż nie była to ich pierwsza misja, to odczuwali wewnątrz niepokój. Gdyby coś poszło nie tak, nikt by ich nie odnalazł na tym pustkowiu. Mogli liczyć wyłącznie na siebie.

Gdy skręcili z głównej ulicy, skierowali swoje kroki w biegnącą równolegle do mostu alejkę. Wiatr nagle zmienił gwałtownie kierunek i zacząć wiać prosto w twarz. Tysiące, mikroskopijnych igiełek wbiło się w twarz mężczyzn. Na policzku Gortha pojawiło się małe pęknięcie, z którego po chwili wypłynęła, mała, ciemnoczerwona kropelka krwi. Mężczyzna otarł ją ręką i starał się utrzymać równowagę w głębokiej zaspie. Na otwartej przestrzeni, wiatr jak oszalały tworzył potężne wiry powietrza, które powodowały co jakiś czas wywracanie sań na bok.
- Nie dam już rady dalej iść! - zawołał Macwell.
- Zrobimy postój, jak tylko dojdziemy do mostu. Schowamy się w jednej ze starych tawern. - odparł Gorth.

Zanim Wilgard ogarnęła wieczna zima i strach przed nieznanym, miasto tętniło życiem. Kupcy od poranka zachwalali swoje produkty, z kuźni dobiegały odgłosy pracy kowali, a w słoneczne, bezchmurne dni, prócz śpiewu ptaków i gwaru miasta, można było słyszeć, donośny śmiech radośnie bawiących się dzieci.

Po kilku minutach marszu, Gorthowi z Macwellem udało się do dotrzeć do jednej z opuszczonych tawern. Drzwi od niej były wyważone. W środku panowała głucha cisza, momentami przerywana przez podmuchy wiatru. Zanim mężczyźni weszli do pomieszczenia, Macwell rozejrzał się wewnątrz, sprawdzając czy rzeczywiście gospoda jest opuszczona. W środku panował bałagan. Na ziemi leżały połamane krzesła i resztki rozbitego szkła z butelek. Na zakurzonej ladzie stały trzy puste kieliszki i w połowie rozpoczęty trunek. Macwell podszedł do baru, złapał butelkę i otarł z kurzu etykietę. Znajdował się na niej napis: Vardański Oddech Smoka. Była to jedna z najdroższych vódek jakie sprzedawano w całym królestwie. Produkowano je na zachodnim wybrzeżu, z jadu węży Varthati, który dla ludzi w małych dawkach nie był trujący.

- Gorth, zobacz co tutaj mam. - krzyknął Macwell podchodząc do mężczyzny i pokazując butelkę.
- Vardański Oddech Smoka! - odparł z uśmiechem na twarzy. - Słyszałem, że pali trzewia i nieźle poniewiera. Sprawdź czy nie ma więcej tego pod ladą.

Macwell wrócił znów do środka i wszedł za ladę. Prócz kilku zakurzonych kufli i szklanek, nic nie znalazł. Również w małym barku znajdującym się naprzeciwko baru, pozostały tylko wspomnienia po alkoholu.

Nagle podłoga na górze zaskrzypiała, jakby ktoś chodził po pierwszym piętrze. Macwell bez namysłu schował butelkę pod grubą kurtkę, wyciągnął gładko lufowy pistolet, a następnie zaczął skradać się na górę. Gorth w tym samym czasie zostawił sanie na zewnątrz i podbiegł do schodów, tak aby osłaniać kolegę z tyłu.

Na pierwszym piętrze znajdowało się kilka pokojów gościnnych. Po lewej stronie znajdował się mały stolik, na którym stał pusty, szklany wazon po kwiatach.
- Słyszysz ten dźwięk? - spytał Gorth.

Macwell stanął na chwilę w miejscu i zaczął wsłuchiwać się odgłosom. Na początku nic nie słyszał, lecz im dłużej wytężał słuch, tym większe miał wrażenie, że słyszy jakąś melodię. Był to dziwny metaliczny, szmer, który zaczął wypełniać pusty korytarz. Z minuty na minutę stawał się coraz silniejszy. Mężczyźni mieli nie odparte wrażenie, że im dłużej stali w miejscu tym dźwięk był wyraźniejszy i głośniejszy, aż do momentu, w którym dało słyszeć się słowa dziwnej pieśni.


"Tak zimno, tak cicho, tak inaczej,
stoi w głuchym milczeniu,
kąt pokoju rzeźnika, szmer dawnych czasów i
łganie martwych ludzi, jestem inny, nienarodzony, taki obcy."


Melodia była powtarzała się w kółko. Macwell miał jej powoli dość i próbował ją zignorować, lecz im bardziej się starał, tym coraz mocniej zaczynała ona dudnić w jego umyśle. W pewnym momencie dźwięk stał się na tyle uciążliwy i silny aż do tego stopnia, że mężczyźni nie wytrzymali tego i osunęli się na kolana. W tej samej chwili poczuli, jak pot zaczyna spływać po ich skroniach. Byli jakby w transie, z którego nie potrafili się wydostać. Nie docierał do nich żaden bodziec z zewnątrz. Po kilku chwilach dopadła ich całkowita niemoc i zaczęli słyszeć dziwne odgłosy oraz widzieć nie wyraźne obrazy. Jeden z nich ukazywał ośnieżone ,Kaldarskie szczyty, u stóp których znajdowało się wejście do kryształowych grot. Drugi zaś przedstawiał małego chłopca, bawiącego się jakąś zabawką, przypominającą tzw. kulę marzeń. Przedmiot ten pokazywał wszystko, czego właściciel pragnął w danej chwili.

W takim stanie mężczyźni trwali przez kilka chwil, aż do momentu, gdy melodia ustała. Macwell z Gorthem szybko wstali i rozejrzeli się wokół, w poszukiwaniu źródła dziwnego zjawiska. Dopiero po dłuższej chwili zauważyli, że drzwi od ostatniego pokoju, znajdującego się na końcu korytarza, były lekko uchylone. Postanowili po cichu do nich podejść i zajrzeć do środka przez szparę w drzwiach. To co zobaczyli w tamtej chwili na długo pozostało w ich umysłach. Na podłodze leżał nagi mężczyzna w kałuży krwi. Był odwrócony twarzą do podłogi. Na pierwszy rzut oka nie było widać śmiertelnej rany, lecz gdy Macwell z Gorthem weszli do pokoju, na plecach zauważyli długą, kłutą bliznę. Przebiegała ona od łopatki aż po miednice. Na wysokości serca z martwego ciała wystawał ostro zakończony przedmiot. Macwell pochylił się nad nim i spróbował je odwrócić. W tej samej chwili skóra martwego mężczyzny zaczęła się marszczyć i przybierać brązowo czarny odcień. Zaczął wydzielać się również zapach przypalonego mięsa.

- Co do cholery? - rzekł Gorth, próbując zrozumieć to czego jest świadkiem. Nigdy wcześniej ani on, ani Macwell z takim czymś się nie spotkali.

Po kilku minutach skóra na zwłokach zaczęła pękać, odsłaniając skryty pod nią ogień. Mężczyźni cofnęli się do tyłu, obserwując całe zjawisko. Nie byli przygotowani na to co się stało w tamtej chwili. Martwe truchło zaczęło poruszać rękami, a potem nogami, aż podniosło się do góry i stanęło wyprostowane.

Przerażony Macwell wystrzelił kilka pocisków w kierunku tego czegoś. Nie przyniosło to jednak żądanego skutku. Oprócz szybciej odpadających skrawków brązowo czarnej skóry. Płomienie znajdujące się pod nią, z każdą chwilą pulsowały coraz bardziej aż do momentu, gdy martwe zwłoki odwróciły się w stronę poszukiwaczy. W tym samym momencie Gorth ujrzał twarz swojego zmarłego brata.

- To niemożliwe! - zawołał przerażony.
- Zginiecie - odezwał się głuchy, dudniący głos, wypełniając cały pokój płomieniami...

- Gorth obudź się! - krzyczał Macwell potrząsając nim.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Vywerndall - Mroźne czasy

Post autor: neularger »

Akcja dzieje się w świecie uniwersum własnego świata fantasy.
Akcja dzieje się w świecie własnego świata. Ekstra po prostu...
- Nic prócz szalejącej zamieci. Uchodźcy z południowego krańca miasta mówili prawdę, Cienie uciekły. - odparł Macwell obserwując szalejąca na zewnątrz zamieć.
Boldem - powtórzenie. Mam też wrażenie, że postać z dialogu wyraża się w cokolwiek dziwny sposób.
W tym samym czasie jego kolega siłował się z liną, wychodzącą z włazu. Na drugim końcu przymocowana była mała komora, umieszczona na stalowych saniach.
Komora na sianiach. Innymi słowy wieźli na z nich zamknięte pomieszczenie, albo wydzieloną część urządzenia, albo zwierzęcą klatkę piersiową, albo wyrobisko górnicze...
SJP podaje dziesięć znaczeń. Żadne nie ma sensu w tym zdaniu.
Gorth wyciągał powoli całą konstrukcję, gdy była ona przy krawędzi włazu, szarpnął mocniej.
Zbędny zaimek.
Sanie uderzyły o kamienną kostkę uliczną, pokrytą lekką warstwą białego puchu.
Rany, ile tu błędów: nadopisowość (kamienna kostka uliczna), poetyzowanie (warstwa białego puchu), źle użyty przymiotnik (lekka) i niezgodność z wcześniejszymi opisami (świat zasypany śniegiem) oraz niezgodność z rzeczywistością. Próbowałeś ciągnąć, autorze, ciężkie sanie po bruku przykrytym jedynie cienką warstwą śniegu?
Mężczyzna momentalnie oparł się o kolana i dłuższą chwilę ciężej oddychał.
Interesujące. Co właściwie się stało. Czy to ma obrazować zasapanie się ciągnącego? I to takie momentalne? Bo mu sanie o przeszkodę uderzyły. Dobrze, cholera, że nie zawał...
Po zmarszczonym czole zaczęły spływać małe kropelki potu, które po sekundzie, od razu zamarzały
Razem z mózgiem. Swoją drogą obrazowanie wygląda tak: gość ciągnie, sanie uderzają o przeszkodę => gość opiera się kolona i sapie, gość zaczyna się pocić - z nieróbstwa pewnikiem.
Macwell widząc to, podszedł do Gortha, złapał go za ramię i pomógł mu dalej ciągnąć sanie.
Autorze, zaczynasz być rozczarowujący. Nie napisałeś ile kroków zrobił, jaki miał grymas twarzy, jak był ubrany i czy był łysy... Normalnie pragnę więcej szczegółów w sosie z zaimków.
Sama konstrukcja ważyła zbyt dużo, lecz warunki, w których przyszło mężczyźnie zmagać się z nią, spowodowały poważne problemy.
Konstrukcja tego zdania jest taka: Słońce świeci zbyt mocno, lecz warunki geopolityczne powodują problemy przy sadzeniu marchewki.
I ukochany zbędny zaimek.

Autorze, jest tragicznie źle - a to dopiero drugi akapit...
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Vywerndall - Mroźne czasy

Post autor: Małgorzata »

Akcja dzieje się w świecie uniwersum własnego świata fantasy.
Rany, Autorze! Jeszcze nie zaczęłam czytać, a już dostałam bełkotem po oczach!
Neularger mnie uprzedził, ale wychodzi, że mój komentarz będzie uzupełnieniem.
Neu, przypominam Ci, że telepatia jest nieuprzejma - rozpraszasz mnie, nie mogę wrzeszczeć do monitora... :P

No, ale do dziełła...
Mroźne czasy
Brace yourselves, winter is coming...
NMSP

Dalej jest koszmarnie, Autorze. I chyba wiem, dlaczego...
- Widzisz ich?
- Nic prócz szalejącej zamieci.
starał się nie odwracać wzroku od zasypanej uliczki
Sanie uderzyły o kamienną kostkę uliczną, pokrytą lekką warstwą białego puchu.
rzekł Macwell, spoglądając w stronę zasypanej uliczki, po której szalała burza śnieżna.
potężny podmuch wiatru zwalił ich z nóg. Nic prócz białej mgły nie było widać.
I tak co drugie zdanie mniej więcej...
Moja pamięć krótkotrwała przechowuje o wiele więcej niż dwa zdania przez pięć minut. I o ile człowiek nie ma uszkodzenia, które tę funkcję mózgu upośledza, to u innych odbiorców jest tak samo, jak u mnie.
Usiłuję powiedzieć, Autorze, że powtarzanie oczywistości (zawartych już w tytule i pierwszym dialogu), nie jest dobrym pomysłem. Odbiorca potem już wie i przypominać mu o tym nieustannie nie trzeba. Wręcz nie wolno, bo sugestywność wylatuje z tekstu.

Co gorsze, redundancja się zemściła straszliwie (zawsze się mści). Napisałeś na początku, że szaleje zamieć. To nie wiem, jak Twoi bohaterowie mogli widzieć "zasypaną uliczkę" (tę można zobaczyć po przejściu zamieci). Nie wspomnę o białym puchu (lekkim! - bo puch tak w ogólności to ciężki jest jak cholera) => szalejący wiatr (bo zamieć wiąże się z wiatrem, o ile mi wiadomo) nie ruszył tego puchu, tak sobie ten śnieg leżał w szalejącej zamieci?
Sprzeczność w opisie, proszę Autora. Niewybaczalne.

I może jeszcze coś o języku. Jest drętwy. Betonowy. I z błędami.
Mężczyzna momentalnie oparł się o kolana i dłuższą chwilę ciężej oddychał. Po zmarszczonym czole zaczęły spływać małe kropelki potu, które po sekundzie, od razu zamarzały.
Dwa zdania, cztery określenia czasu. Gratulacje, Autorze, masz na punkcie trwania czynności większego świra niż angielszczyzna w całej swojej chwale dwudziestu paru czasów gramatycznych wraz z okolicznikami. Niestety, po polsku mamy aspekty czasownika i kontekst, co wystarczy. Polszczyzna, Autorze, wymaga domyślności. Dlatego w naszej mowie jest tylko pięć czasów, a określenia dotyczące trwania czynności są zwykle niepotrzebne - urok wolności od następstwa czasów... Mogłabym tak długo. Dość rzec, że to zdanie jest potworkiem językowym. Powinno wyglądać mniej więcej tak (jedna z możliwych realizacji, oczywiście, bez oglądania się na resztę tekstu):
Mężczyzna pochylił się dysząc. Na czoło wystąpiły mu krople potu, które szybko zamarzły.
- Idziemy! Za długi przestój mamy, a przed nami jeszcze bardzo długa droga. - rzekł Macwell, spoglądając w stronę zasypanej uliczki, po której szalała burza śnieżna.
Pogrubiony błąd stylu. Od tego mamy synonimy i luz w składni, Autorze, aby powtórki nam się nie przytrafiały.
Podkreślone - błąd konstrukcji. Że bohater się odezwał - wiadomo z zapisu (nowy wiersz+myślnik na zaznaczenie kwestii dialogowej), więc wskazanie narratora, że Macwell powiedział/rzekł, jest nadmiarowe - po angielsku to obowiązkowe ze względów gramatycznych, po polsku jednak nie ma żadnych powodów poza Autorską niekompetencją językową.
Pochylone - zapewne kalka obcojęzyczna lub błąd frazeologii. Spogląda się na (drogę, człowieka) lub w (uliczkę, oczy), ewentualnie do (środka, do szafy). Znaczy, mamy przyimki, nie potrzebujemy dookreśleń. "Spojrzeć w stronę (czegoś)" używane jest wtedy, gdy nie można precyzyjnie określić celu "spojrzenia" i tylko wtedy ma to sens, np. Spojrzał w stronę, skąd dochodził dźwięk. Ot, niuanse...

To nawet nie przysłowiowy wierzchołek góry lodowej, Autorze. Nie zamieściłeś opowiadania, tylko długi i nudny początek czegoś, czego nie chciałabym czytać dalej. Tekst jest okaleczony językowo, słabo też przystaje do fantasy (stylizacja językowa leży i wyje z bólu), a o uniwersum nie wiadomo nic (poza tym, że nadeszła zima wszech czasów).
Dużo Ci jeszcze czytać trzeba, Autorze...
Bardzo dużo.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Kordylion
Pćma
Posty: 209
Rejestracja: pn, 18 lut 2013 19:35
Płeć: Mężczyzna

Re: Vywerndall - Mroźne czasy

Post autor: Kordylion »

Niestety tym razem nie moge powiedzieć, że mi sie podobało (Małgorzata wie o co chodzi:)
Zgadzam sie całkowicie z opinią Małgorzaty i Neulargera.
To sie bardzo trudno czyta, a błędy co krok wyłażą z tekstu. Nawet ja, nieoczytany Kordylion potykam się o nie np:
drake1004 pisze:Sama konstrukcja ważyła zbyt dużo, lecz warunki, w których przyszło mężczyźnie zmagać się z nią, spowodowały poważne problemy.
Chyba ważyła niewiele
drake1004 pisze:wyciągnął gładko lufowy pistolet,
Gładkolufowy to jedno słowo
drake1004 pisze:Produkowano je na zachodnim wybrzeżu, z jadu węży Varthati, który dla ludzi w małych dawkach nie był trujący.
To znaczy co, jakie to są małe dawki ludzi? Chyba trzeba przestawić szyk zdania.
itd itp. Zdecydowanie do poprawy.
Są rzeczy ważne, ważniejsze i te do zrobienia

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Vywerndall - Mroźne czasy

Post autor: Małgorzata »

Kordylion pisze:Niestety tym razem nie moge powiedzieć, że mi sie podobało (Małgorzata wie o co chodzi:)
Zgadzam sie całkowicie z opinią Małgorzaty i Neulargera.
To sie bardzo trudno czyta, a błędy co krok wyłażą z tekstu. Nawet ja, nieoczytany Kordylion potykam się o nie np:(ciach!)
Małgorzata nie sugerowała, że jesteś nieoczytany.
Twierdziłam, że musisz się BARDZIEJ skoncentrować przy czytaniu. :)))
Jak widać, miałam rację. :P

<Zmyka w podskokach do trolla wśród kung-fu pand - tłumaczenie nie chce się samo zrobić...>
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
hundzia
Złomek forumowy
Posty: 4054
Rejestracja: pt, 28 mar 2008 23:03
Płeć: Kobieta

Re: Vywerndall - Mroźne czasy

Post autor: hundzia »

drake1004 pisze:Jest to pierwsze opowiadanie, które jest częścią większej całości.
A tak w ogóle, to autor strzela samobója :P
Nie przeczytał regulaminu :P
To nawet nie jest opowiadanie, że niby wydarte z cyklu :/
Wzrúsz Wirúsa!
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę

Awatar użytkownika
jaynova
Niegrzeszny Mag
Posty: 1713
Rejestracja: pt, 10 lut 2012 17:42
Płeć: Mężczyzna

Re: Vywerndall - Mroźne czasy

Post autor: jaynova »

Skąd ja to wszystko znam? Nadszczególarstwo, opowiadanie częścią większego cyklu... Ech, młodość się przypomina i bycie małą Sepulką :)
"Wśrod szczęku oręża cichną prawa.". - Cyceron.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Vywerndall - Mroźne czasy

Post autor: neularger »

Po kilku minutach skóra na zwłokach zaczęła pękać, odsłaniając skryty pod nią ogień. Mężczyźni cofnęli się do tyłu, obserwując całe zjawisko. Nie byli przygotowani na to co się stało w tamtej chwili. Martwe truchło zaczęło poruszać rękami, a potem nogami, aż podniosło się do góry i stanęło wyprostowane.
Margotta, już wspomniała, ale ja rozwinę nieco. NUDY. Koniec rozwinięcia. :)
Autorze, ta uwaga dotyczy całego tekstu, ale tu widać dobrze. W momencie, kiedy dzieje się coś... emocjonującego w tekście, narracja winna to podkreślić. U Ciebie tak się nie dzieje, dalej gada dalej ten sam znudzony narrator, który nie opowiada historii, ale czyta sprawozdanie z posiedzenia komitetu ds. zieleni miejskiej. Skróć te zdania Autorze, dodaj im trochę wigoru, niech czytelnik czuje emocje. Inaczej serwujesz coś o smaku tektury. Fragment wytłuszczony da się zastąpić jednym czasownikiem - "wstać". Prawda, jaka oszczędność?
I w dodatku, czytelnik nie zastanawia się, za co trup się podniósł po pozycji horyzontalnej.

Margott, nie telepatuję Cię. Musi kto inny. :)
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Vywerndall - Mroźne czasy

Post autor: Małgorzata »

Teraz tak mówisz, a łapankę mi przekazałeś, jak robiłam swoją. Uważaj, Neu, nadajesz podświadomie. :P

A ten fragment, który wyciągnąłeś z tekstu, śliczny jest. Przeładowany jak kram na odpuście => nadmiar określeń (czasu), nadopisy, wątpliwa składnia (co przekłada się na wątpliwą logikę przekazu), frazeologia jak zwykle udręczona... Brakuje mi zaznaczeń, żeby dobrze wskazać błędy, więc ze względów podglądowych pozwolę sobie tutaj użyć kolorków...
Po kilku minutach skóra na zwłokach zaczęła pękać,odsłaniając skryty pod nią ogień. Mężczyźni cofnęli się do tyłu, obserwując całe zjawisko. Nie byli przygotowani na to[,] co się stało w tamtej chwili. Martwe truchło zaczęło poruszać rękami, a potem nogami, aż podniosło się do góry i stanęło wyprostowane.
Legenda:
- zbędne określenia czasu;
- błędy składni - tu: powtórzenia syntaktyczne;
- powtórzenia - błąd stylu;
- hiperpoprawność, czyli nadopisy;
- kulawa frazeologia;
- [interpunkcja].
Fajne, prawda? :)))

Autorze, ten jarmarczny pokaz służy tylko jednemu celowi: uświadomieniu Ci, że poprawianie tego tekstu jest poza zasięgiem korekty i redakcji = ani korekta, ani redakcja nie polega na przepisywaniu z kulawej polszczyzny na poprawną.

e...doprecyzowanie i odpleonazmienie...
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Vywerndall - Mroźne czasy

Post autor: neularger »

(Zakłada hełm przeciwtelepatyczny) :)

No, dobrze. Widać już wyraźnie Autorze, że z językiem sobie kompletnie nie radzisz. Nie radzisz sobie też ze strukturą. Innymi słowy, to co napisałeś nie jest opowiadaniem, to zaledwie początek czegoś.
Leci to tak:
Zima wszech czasów. Dwóch facetów wciąga sanie do jakiejś wnęki z włazem, w której był targ przykryty kopułą (nie chce mi się domyślać co to może być). Za chwilę jednak wychodzą, bo są spóźnieni (to po co wleźli?). Na dworze trwa zamieć, panów ogarnia strach, choć to nie ich pierwsza misja (na czym polega misja - też się nie dowiemy). Postanawiają się schronić w opuszczonej tawernie. Trochę dziwi to osobliwe niezdecydowanie wędrowców, nieumiejętność przewidywania pogody, zwłaszcza że oni chyba są doświadczeni (jak napisano - to nie ich pierwsza misja). Chroniąc się przed śniegiem panowie wchodzą do opuszczonej tawerny, gdzie leżą zwłoki we krwi (chyba świeże, skoro krew nie zdążyła skrzepnąć, ew. zamarznąć), które buchają płomieniami, i które po chwili okazuję się bratem jednego z mężczyzn.
A potem okazuje się, że to był sen.
Pytania do Autora: O czym to było? Co chciałeś przekazać?

I uwaga do świata przedstawionego. Cały czas trwa zima wszech czasów i temperatura nie rośnie powyżej zera. Musi ta zima trwać już dość długo i obfitować w zamiecie śnieżne, bo opłaca się produkować gogle wyposażone w wycieraczki (naprawdę, aż szkoda słów by wynalazek komentować). Skoro tak, to Autorze, nie ma żadnego miasta, żadnych uliczek i mostów. Wszystko pokrywa gruba warstwa śniegu.

edit. poprawa słowa
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

drake1004
Sepulka
Posty: 4
Rejestracja: pn, 29 kwie 2013 11:46
Płeć: Mężczyzna

Re: Vywerndall - Mroźne czasy

Post autor: drake1004 »

neularger pisze:Pytania do Autora: O czym to było? Co chciałeś przekazać?
Martwy brat jednego z bohaterów jest symbolem i zapowiedzią zarówno tego co ma się stać, pojawienia się Cieni w dalszej części. Cienie to, które pojawiły się w tym samym czasie co zima.

Może przedstawię sytuację co robią i po co są tam ludzie. Niespodziewanie cały kontynent został zaatakowany przez zimę stulecia, wszystko pokryło się głęboką warstwą śniegu. Oprócz tego pojawiły się Cienie, które są niewidzialnymi stworami. Wybiły większość mieszkańców. Ludzie, którzy ocaleli schodzą do kanałów tworząc podziemne kolonie. Ludzie są odcięci od świata i muszą w jakiś sposób zaspokoić podstawowe potrzeby. Dlatego co jakiś czas poszukiwacze wychodzą na powierzchnię przynosząc pożywienie, broń i wszystko co się nada dla kolonii. Ludzie uciekając przed Cieniami, zostawiali wszystko. A komora jest środkiem do transportowania rzeczy, które zbierają poszukiwacze. Nie będę opowiadał o świecie bo nie mam sensu w tym miejscu jest zbyt sztampowa ta historia, którą wymyśliłem.

A co do googli nie wiedziałem jak inaczej nazwać wycieraczki żeby to głupio nie zabrzmiało i wiadomo było o co chodzi.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Vywerndall - Mroźne czasy

Post autor: neularger »

To co napisałeś powyżej nie wynika z tekstu. W żaden sposób. To Twoje Autorskie Chciejstwo.
A komora jest środkiem do transportowania rzeczy, które zbierają poszukiwacze.
Ale to słowo ma inne znaczenie, niestety. Skoro chcesz nadać słowu nowe znacznie, to trzeba to opisać, zaznajomić czytelnika. Choć po prawdzie nie widzę potrzeby, skoro chodzi o pudło na sankach...
Martwy brat jednego z bohaterów jest symbolem i zapowiedzią zarówno tego co ma się stać, pojawienia się Cieni w dalszej części.
Znaczy, chcesz powiedzieć, że to jest fragment?
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

drake1004
Sepulka
Posty: 4
Rejestracja: pn, 29 kwie 2013 11:46
Płeć: Mężczyzna

Re: Vywerndall - Mroźne czasy

Post autor: drake1004 »

neularger pisze:Ale to słowo ma inne znaczenie, niestety. Skoro chcesz nadać słowu nowe znacznie, to trzeba to opisać, zaznajomić czytelnika. Choć po prawdzie nie widzę potrzeby, skoro chodzi o pudło na sankach...
Tu nie chodzi o pudło na sankach tylko kulistą, wykonaną ze specjalnego szkła półprzezroczystą konstrukcję, która jest odporna na niskie temperatury. W środku konstrukcji utrzymywana jest kilkustopniowa temperatura. A sanie to nie zwykłe płozy, tylko specjalnie wyprofilowane ostrza wykonane z metalu, tak aby utrzymywała się na powierzchni i nie grzęzła w zaspach.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Vywerndall - Mroźne czasy

Post autor: neularger »

drake1004 pisze:
neularger pisze:Ale to słowo ma inne znaczenie, niestety. Skoro chcesz nadać słowu nowe znacznie, to trzeba to opisać, zaznajomić czytelnika. Choć po prawdzie nie widzę potrzeby, skoro chodzi o pudło na sankach...
Tu nie chodzi o pudło na sankach tylko kulistą, wykonaną ze specjalnego szkła półprzezroczystą konstrukcję, która jest odporna na niskie temperatury. W środku konstrukcji utrzymywana jest kilkustopniowa temperatura. A sanie to nie zwykłe płozy, tylko specjalnie wyprofilowane ostrza wykonane z metalu, tak aby utrzymywała się na powierzchni i nie grzęzła w zaspach.
Nie. Tego nie ma w tekście, zatem mogę sobie to wyobrażać jak mi się żywnie podoba, Autorze... :P
Od Ciebie zależy sterowanie moją wyobraźnią, skoro nie napisałeś, to ja mam wolną rękę. Poza tym, ewidentnie masz problemy ze znajomością znaczeń słów. Nawet zamieszczony powyżej opis "komory" i sań jest problematyczny. Ostrza, to coś co posiada wąską, ostrą (stąd nazwa) krawędź. Sanie mające ostre płozy, wyglądają na specjalnie skonstruowane po to by w śniegu się właśnie zapadać.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

drake1004
Sepulka
Posty: 4
Rejestracja: pn, 29 kwie 2013 11:46
Płeć: Mężczyzna

Re: Vywerndall - Mroźne czasy

Post autor: drake1004 »

neularger pisze:Nie. Tego nie ma w tekście, zatem mogę sobie to wyobrażać jak mi się żywnie podoba, Autorze... :P
Co prawda to prawda :P To podejdę do tego tematu w inny sposób, używając do tego innego medium.

ODPOWIEDZ