N300O330a210

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Falista
Sepulka
Posty: 5
Rejestracja: wt, 02 lip 2013 21:24
Płeć: Kobieta

N300O330a210

Post autor: Falista »

Złote Serce – światowa gra ludzka 2252 roku

-El!
Odwróciłem się akurat w chwili, by zobaczyć, jak z zawrotną szybkością do mojej twarzy zbliżał się but przeciwnika. Jedyne co zdołałem w tej sytuacji zdziałać, to odchylić się nieco w bok. Ostre klamry ciężkiego buta przejechały po policzku orząc je niczym ziemię rolniczą.
- Niech cię… - cała wiązka przekleństw, jaka akurat przyszła mi do głowy została zagłuszona przez ryk zwycięstwa.
- Dalej, parszywe łajno, jeżeli nie doniesiesz tego do Serca, osobiście wyrwę ci flaki! – krzyczał barczysty wyrostek. Skorzystałem z chwilowej dekoncentracji napastnika i z całej siły wymierzyłem mu cios w brzuch. Ciemnowłosy chłopak skrzywił się i zjechał po piaszczystym zboczu wydmy.
- El! Ich goniec ma kulę! – krzyknął mój towarzysz. Szybko zacząłem rozglądać się po zaimprowizowanej pustyni szukając gońca przeciwnej drużyny. Kątem oka zza barierek widziałem szalejący tłum, ale ich głosy nie docierały do moich uszu. Pole do gry otoczone było ochronnym szkłem. Poczułem przypływ adrenaliny i spojrzałem w stronę Serca. A jednak. Zielonowłosy chłopiec biegł tak szybko, jak tylko potrafił. Jego stopy wciąż grzęzły w piaszczystym podłożu. Zakląłem. Gdzie u licha podział się nasz goniec?
- El, zatrzymaj go! Ja się zajmę ścigającymi! – Leo napierał krótkim mieczem na o wiele większą broń przeciwnika.
- Obydwoma?! Nawet nie żartuj, bo…
- Rusz dupę, bo jak przegramy to ty zapłacisz za mecz! – przerwał mi. Uśmiechnąłem się i bez dalszych wahań pobiegłem do zielonowłosego gońca. Jeżeli włoży złotą kulę do Serca, przegraliśmy.
Biegłem równie nieudolnie co goniec.
- Przeklęty piasek, nigdy więcej nie zagram na takiej płaszczyźnie – warczałem wyjmując przy okazji kolce, które uczepiły się ochronnych rękawiczek. Nikt mnie nie gonił, Leo walczył z obydwoma przeciwnikami, którzy byli pewni, że i tak nie zdążę zatrzymać ich gońca. I mieliby rację gdyby nie nasz własny goniec.
- Gdzieś ty była, cholerna dziewczyno?!
Jasnowłosa, drobna postać rzuciła mi tylko rozdrażnione spojrzenie i natychmiast zajęła się zielonowłosym chłopcem. Mimo, że goniec przeciwników wyglądał na najwyżej ośmiolatka jego siła dorównywała dorosłym Stworzonym. Nienaturalnie szybki, zręczny i zwinny. Zimne spojrzenie i morderczy instynkt. Szybkim kopnięciem posłał jasnowłosą dziewczynę kilka metrów dalej. Przeorała piasek nie wydając przy tym żadnego dźwięku. Odkąd tylko pamiętam Stworzeni zawsze byli niemi.
- Nie cackaj się z tym chłystkiem, jesteś rasową Stworzoną, czy nie?! – krzyknąłem. Gdyby nie to, że nadal dzieliła mnie zbyt wielka odległość od gońca, sam bym się nim zajął. Dziewczyna podniosła się i z większą zawziętością skoczyła ku chłopcu, już wyciągającego dłonie, by wrzucić kulę do Serca, złotej urny. To oznaczałoby naszą porażkę. Zdołała odciągnąć go, a kiedy zachwiał się tracąc równowagę, cięła jego ramię ostrymi, stalowymi szponami. Chłopiec w niemym krzyku otworzył usta, ale nie zdołał ochronić kuli. Dziewczyna wyszarpnęła ją z jego dłoni i nawet nie spojrzawszy w stronę Serca rzuciła nią kilka metrów. Złota kula, wydając dźwięczny dzwon, trafiła do urny. Przez chwilę zataczała się po złotej muszli Serca, po czym zniknęła w czarnej dziurze.
Ciszę rozdarł gong, a po chwili odbezpieczono pole i po małej pustyni rozległa się wrzawa i oklaski rozradowanej widowni.
- WYGRAŁA DRUŻYNA SULEI!
Otarłem pot z czoła. Szczęśliwy Leo dreptał w moją stronę. Wszyscy uczestnicy kierowali się w stronę Serca. Okrążywszy je spojrzałem na gońca przeciwników. Zielonowłosy chłopiec skurczył się i wbił wzrok w ziemię. Widownia ucichła.
- Więc? – poirytowany przeciwnik skrzyżował ręce na piersi i oczekująco na nas spojrzał.
- Daruję – odparłem.
Wszyscy zwrócili wzrok ku Leo, który uśmiechnął się zwycięsko.
- Daruję.
Chłopiec prawie niezauważalnie westchnął. Dwoje z przeciwnej drużyny nawet nie spojrzawszy na niego ruszyli do wyjścia. Chłopiec poczłapał za nimi.
- Miałem rację, co nie? Ta dziewczyna jest niezła – chwalił swój wybór Leo. To właśnie on namówił mnie, byśmy wzięli ją na naszego gońca.
- O mało nie zawaliła sprawy – dopiero teraz zauważyłem, że ocieka krwią. Oba ramiona miały długie nacięcia.
- Wiesz jakie są pustynie. Pełno tu wirów, które tylko i czekają, żeby zassać. Do tego nie obroniłem jej w porę, to się jej dostało od ścigających.
Leo nawet nie spojrzał na naszego gońca.
Dotarliśmy do drzwi, gdzie czekali pracownicy odpowiedzialni za nadzór nad Stworzonymi. Zielonowłosy chłopiec został już zakuty w łańcuchy. Kiedy skręcałem w boczny korytarz, dostrzegłem pustkę w oczach dziewczyny, która beznamiętnie podnosiła dłonie, by ją również zakuto. Nikt nawet się nie kwapił, by pospieszyć z pomocą medyczną. Ciekawe, dlaczego dziś zwracam na to taką uwagę? Przecież bywało, że nasi gońcy wracali w gorszym stanie, pomyślałem.
- El, El! Słuchasz mnie? – dobijał się Leo, co wreszcie wyrwało mnie z zamyślenia.
- Jasne, że słucham.
- A dociera coś do ciebie? – prychnął.
- Nie.
- Dzięki za szczerość.
- Powinienem się przespać, zaczynam mieć dziwne odczucia…
- Oho?
Z krzesła w poczekalni poderwała się długowłosa dziewczyna o sarnich oczach i z wielkim uśmiechem na twarzy rzuciła się na szyję Leo.
- Przyzwyczaiłbyś się wreszcie, El. Mówiłem ci, że Rose nie jest groźna – mruknął towarzysz. Rzeczywiście, moja dłoń automatycznie powędrowała ku rękojeści miecza. Pozwoliłem klindze wsunąć się do pochwy.
- To są Stworzeni, Leo. Czego ode mnie oczekujesz? Że zapomnę? – z chłodnym wyrazem twarzy otworzyłem szafkę i zacząłem pakować swoje rzeczy.
- Nie, że wreszcie zaczniesz podążać za czasem, El. Jest 2252 rok, a ty wciąż się ich boisz.
Trzasnąłem drzwiczkami.
- Boję się? – syknąłem. – Boję się? Nie, Leo. Nie boję się. To nie moja wina, że na widok wolnego Stworzonego, ręka mnie świerzbi, by rozpłatać go na pół.
Rose drgnęła i przesunęła się kilka centymetrów za Leo. Co za chory widok. Stworzona, chowa się za plecami człowieka.
- Ciszej, El. Jej obroża ma wbudowany słownik.
- I bardzo dobrze. Jesteś moim najlepszym przyjacielem, ale Stworzeni powinni znać swoje miejsce. Nie obchodzi mnie, co o mnie pomyśli. Dla mnie to nadal są potwory o nieludzkiej sile i chęci mordu.
- El…
- Ciekawe, czy gdyby zdjąć jej obrożę, nadal byłaby ci posłuszna? A może rozprułaby ci brzuch przy najbliższej okazji?
- Dosyć tego! – warknął. – Co się stało, to się nie odstanie. To była tragedia na wielka skalę, owszem, ale czasy też były inne. Stworzeni byli dzicy, jak zwierzęta…
- A teraz nimi nie są? Nawet noszą obroży – wtrąciłem.
- Nie są. Gdyby to ode mnie zależało, zdjąłbym Rose to świństwo. Ona jest inna.
Dziewczyna ścisnęła lekko ramię Leo. Patrzyła na niego i sprawiała wrażenie, że wszystko rozumie.
Nie. To niemożliwe. To nadal są potwory, pomyślałem. Sztuczni ludzie.
- Wracam do domu. Dam sobie spokój ze Złotym Sercem na jakiś czas, od tych pojedynków nabawiłem się sporej ilości sińców – westchnąłem.
- Powinieneś poszukać sobie Stworzonego. Najlepiej dziewczyny. Zaczniesz ich postrzegać, jako kogoś innego… - zaczął Leo.
- Leo, mój drogi przyjacielu, zaraz pozbawię cię kilku zębów.
- Do zobaczenia – poklepał mnie po ramieniu i odszedł razem ze swoją Stworzoną.
- To tak, jakbym chciał przygarnąć krokodyla do domu – mruknąłem zarzucając torbę na ramię.
Zbliżając się do wyjścia zauważyłem tabliczkę informującą o nowej dostawie gońców do wynajęcia. Niech to szlag trafi, pomyślałem kierując się w stronę tabliczki. To już jest nałóg, El. Jesteś uzależniony od tej gry, El. Zawróć póki czas.
- Ten jest niezły!
- Ta dziewczyna jest niesamowicie szybka…
Rozmowy klientów dobiegały z różnych kątów sali. W klatkach, niczym w zoo, siedzieli Stworzeni. Przy każdym z nich była tabliczka informująca o zdolnościach gońców. Szybkość, siła, zręczność, inteligencja.
Nie zdążyłem nawet przyjrzeć się choćby jednemu, kiedy coś mnie popchnęło i na środku pomieszczenia nagle znalazła się jasnowłosa dziewczyna. Oba ramiona broczyły krwią, a zagubiony i szaleńczy wzrok pochłaniał jak najwięcej z otoczenia.
- Odsunąć się! – z korytarza wybiegło troje strażników. Ludzie na widok wolnej Stworzonej zaczęli panikować.
- Nie ruszaj się gadzino… To już dziewiąty raz. Nie ważne, że masz dobre branie u klientów, tym razem za swoje wybryki zostaniesz uśpiona.
Uśpiona. Jak pies. Tak się dziś pozbywa zbuntowanych Stworzonych.
- No już… Spróbuj się ruszyć… - strażnik podchodził do niej powoli. Zauważyłem, że nie miała obroży. To dlatego nie panowali nad nią. Westchnąłem, rzuciłem torbę na podłogę i zanim ktokolwiek się zorientował doskoczyłem do gońca i wykręciłem jej dłonie do tyłu. Zmarszczyła się z bólu, ale nie pisnęła. Nie mogła.
- Dobry jesteś. – Strażnicy się rozluźnili. Zaczęli kierować się w naszą stronę. – Dzięki za pomoc…
- Kupuję.
- Że co?...
- Kupuję – powtórzyłem. – Tego gońca.
- Nie jest na sprzedaż.
- O ile wiem, każdy u was jest na sprzedaż. Ciekaw jestem, kto inny chciałby Stworzoną z dziewięcioma ucieczkami na koncie – uśmiechnąłem się przyciskając ją do siebie. Zacisnęła mocniej powieki. Rany na rękach musiały paskudnie dokuczać. Mężczyźni zawahali się.
- A zastrzyk usypiający zrobił się naprawdę drogi… Chyba, że likwidujecie Stworzonych w zakazany sposób, co? – kontynuowałem.
- Niech ci będzie. Proszę z nami. Szef omówi z panem transakcję.
- Znakomicie. Nie, poradzę sobie. Jestem łowcą na wakacjach – gestem powstrzymałem strażnika, który chciał przejąć ode mnie dziewczynę. Słysząc to, natychmiast zrobili się grzeczni.

- A więc… N300O330a210… jesteś w posiadaniu Elrona Lakewooda. – Przedstawiłem się czytając papiery, które jeszcze pół godziny temu podpisywałem w biurze „adopcyjnym”. – N300O330a210 to za długi identyfikator. Gorzej niż piny i inne pierdołki z czasów telefonów komórkowych. N… O… a. Noa. Od dziś jesteś Noa.
Dziewczyna miała pusty wzrok. Założono jej obrożę i zarejestrowano mój głos. Stałem się jej panem i nie miała na to żadnego wpływu. Ziewnąłem. To, jakby gadać do dalmatyńczyka, albo do szafki nocnej. Ani me, ani be…
Zatrzymałem jedną z taryf mijających budynek gier i zabaw. Ciągnąc za sobą dziewczynę wślizgnąłem się do środka. Włożyłem kartę do czytnika i spojrzałem na zachmurzone niebo. Przewoźnik na ekranie otrzymał informację i już po chwili pędziliśmy do mojego mieszkania. Po godzinach bieganiny gładkie sunięcie w powietrzu było czymś nierealnym, ale rzeczą, do której byłem przyzwyczajony. Od pięćdziesięciu lat samochodom brakowało kół, chociaż pamiętam jeszcze czasy, kiedy podróżowało się w całkiem zwyczajny sposób.
W odbiciu ciemnej szyby zobaczyłem swoją twarz. Twarz pięćdziesięciosześciolatka o rysach dwudziestolatka co najwyżej. Naukowcy wydłużyli ludzkie życie, ale przez to człowiek dorastał dłużej. Ja oczywiście uważałem się za najmądrzejszego, ale wciąż miałem umysł dwudziestolatka…
- Nawet nie próbuj – ostrzegłem, widząc w szybie, jak Stworzona próbuje bezszelestnie sięgnąć ku obroży. Skrzywiła się niezadowolona.
Wkraczając do ciemnego mieszkania uświadomiłem sobie, jak bardzo jestem zmęczony. Ziewałem co kilka minut. Noa stała ze wzrokiem wbitym w szybę. Za wielkim oknem rozpościerał się widok całego Odrodzonego Yorku. Nie szukałem długo apteczki, sam często wracałem nieźle poobijany, toteż zawsze miałem zapas bandaży i środków do dezynfekcji.
- Chodź tu.
Nie poruszyła się. Przecież facet, który mi ją sprzedał zapewniał, że obroża ma wbudowany słownik. Powinna rozumieć, co się do niej mówi.
- Powiedziałem, chodź tu – warknąłem poirytowany. Podeszła z tym samym pustym wzrokiem. Spojrzałem na jej rany, które już prawie nie krwawiły.
- Zmiana planów. Najpierw idziesz pod prysznic.
Wszedłem do łazienki i odkręciłem kurek. Zastanawiałem się przez chwilę, jak to jest u tych Stworzonych. Potrafią się myć?
- Potrafisz się myć? – spojrzałem z obawą na stojąca w progu dziewczynę. Niczego nie odpowiedziała, zamiast tego zaczęła ściągać brudne ubranie.
- Czekaj – powstrzymałem ją gestem. – Oszczędź mnie.
Ziewając wyszedłem z łazienki. Wydawało mi się, że przed tym spojrzała na mnie ukradkiem.
Wyszperałem trochę moich starych ubrań i wraz z ręcznikiem zaniosłem do łazienki.
- Na pralce zostawiam dla ciebie rzeczy – powiedziałem pewny, że usłyszy. Nadludzkie zmysły, prychnąłem.
Mimowolnie spojrzałem na zarys jej ciała widoczny zza matowej szyby kabiny prysznicowej.
Nic. To nadal była tylko Stworzona. Potwór. Jedyne uczucia, które nade mną panowały to niechęć.
Spojrzałem na wciąż otwartą szafę i czarny uniform walający się obok.
Brawo, El. Brawo żołnierzu. Właśnie przygarnąłeś coś, na co polujesz od dwudziestu lat. Eliminujesz Stworzonych dzień w dzień, a teraz jedna z nich wychodzi z twojej łazienki, w twoim ubraniu. I właśnie zakrwawia twoją koszulę.
Zakląłem.
- Chodź tu z tymi twoimi ranami.

Ktoś zadzwonił do drzwi. Krótko, niecierpliwie. Pewnie Leo.
- El! – Leo bez zbędnych ceremonii powitalnych wcisnął się do mieszkania. – Nie mogłem zostawić cię w tak okropnym humorze!
Popatrzyłem na zgrzewkę piwa w lewej dłoni przyjaciela. Leo w ten sposób przepraszał, za to, że się uniósł.
- Siadaj, zostało mi kilka przekąsek – no, a to z kolei moje przeprosiny.
Chłopak pogwizdując skierował się do salonu. Kilkadziesiąt lat znajomości robi swoje.
- Uwielbiam ten pokój. Widać stąd całe miasto – usłyszałem. No tak, cała ściana salonu to jedno wielkie okno, co rzeczywiście robi wrażenie. Myszkując w lodówce postanowiłem, że czas wybrać się na zakupy.
- Niech mnie…! – o mało nie upuściłem paczkę chipsów słysząc zasób brzydkich słów, które Leo zdążył skolekcjonować.
- Co…? – zacząłem wbiegając do salonu.
Zapomniałem. Zapomniałem o Stworzonej, zapomniałem go uprzedzić i zapomniałem włączyć światło.
- El, cholerny dupku, nie żebym miał coś przeciwko nim, ale mógłbyś przynajmniej…
- …uprzedzić, że przywlokłem w domu Stworzoną – westchnąłem kończąc za niego i wpatrując się w świecące oczy nowej podopiecznej, która bezpiecznie obserwowała nas z szafy na której się usadowiła.
- El?
- No.
- Co ona tam właściwie robi?
- Na szafie? – podniosłem chipsy z podłogi.
- Nie, na pokładzie statku kosmicznego.
- Ma poranione ręce i nie daje się zabandażować. Boczy się, jak tylko zobaczy środki dezynfekujące.
- Przecież ma obrożę…
- Leo, podobno jesteś przeciwny używaniu komend. Biorę z ciebie przykład.
- Ale jak boczy się... – usiadł na kanapie nie spuszczając ze Stworzonej oczu.
- Czekaj, upijemy się, to mi pomożesz ją złapać.
- A prosiłeś ładnie? – otworzył puszkę i pociągnął spory łyk.
Spojrzałem na dziewczynę.
- Kici-kici.
Oczy N300O330a210 błysnęły złowrogo. Fiołkowe, nienaturalnie świecące w ciemnościach.
- Popatrz El. Ona jest mądra, zrozumiała i obraziła się – zaśmiał się dobrodusznie Leo. Widziałem, jakim wzrokiem ją obdarza. Leo uważa, że gdyby dało się Stworzonym szansę, gdyby się je wychowało, to byliby na równi z ludźmi. Te mniej wychowane darzył uczuciem, jak do ulubionych zwierzątek domowych. Na agresywne uważał i liczył się z niebezpieczeństwem.
- Dzieci ciemności. Tak je teraz nazywają. To czym są w takim razie ludzie? – wypiłem łyk piwa.
Przyjaciel ścisnął chipsa, którego okruchy posypały się na szklany stolik. Spojrzałem za okno. Światło nocnego miasta wlewało się do pokoju przez wielkie okno.
- Dzieci jeszcze większej ciemności – odpowiedział. – Chcąc zawładnąć światem doprowadziły do wyniszczenia natury. Jak pasożyty zmieniły Ziemię w suchą, piaszczystą kulę pokrytą metalowymi płytami nowoczesności. Wielkie, szklane okna nie przepuszczają promieni słonecznych, a dlaczego? Bo słońca praktycznie nie ma. Wszystkie zabiegi przeciw powiększaniu się dziury ozonowej sprawiły, że ciepłe i życiodajne światło znikło za chmurami. Takie są ludzkie kreatury.
- Hej, ludzka kreaturo. Nasz niewinny koteczek nadal się wykrwawia. – Przerwałem w obawie przed dłuższym wykładem na temat historii ludzkości. Wstałem i zbliżyłem się do szafy. Wielkiej szafy. Że też Karie wymusiła na mnie kupno tych gigantycznych mebli. Akurat wspaniała kryjówka dla małpiszonów typu Stworzonej, którą przygarnąłem. Włożyłem dłonie do kieszeni spodni i spojrzałem w oczy nastroszonej N300O330a210.
- Karie? – domyślił się Leo patrząc na wysoki mebel. Jeden z wielu projektów zwariowanej artystki.
- Dobra, ja potrząsnę, a ty łap. Wystarczy, że zatrzymasz ją na kilka sekund, resztą zajmę się ja – podciągnąłem rękawa ciemnej koszuli.
- Nie ma problemu. Dla starego weterana – uśmiechnął się Leo.
Dziewczyna wyprostowała się i przycisnęła do ściany. Moje mieszkanie składało się głównie z jednego wielkiego pokoju, podzielonego na dwa piętra. Na dole łazienka, salon i kuchnia oddzielona artystycznym kawałkiem ściany. Spiralne schody prowadziły na górę, gdzie była sypialnia. Cała reszta piętra wyglądała, jak ogromny prostokątny balkon, z którego można było obserwować cały salon. Dookoła w ściany wbudowane były regały z książkami. Moja prywatna biblioteka, zajmująca połowę mieszkania.
Dziewczyna jednym skokiem mogłaby wskoczyć na górę.
- Teraz! – naparłem na szafę lekko ją przechylając. N300O330a210 nie wiedziała, że jestem łowcą, a moja siła i szybkość dorównuje Stworzonym. Nie wiedziała też, że Leo jest byłym łowcą, a nawyki tak po prostu nie znikają. Ześliznęła się i kolanem przywaliła o gładkie drewno, a po chwili zjechała prosto w ręce Leo. Zanim zdążyła się zorientować pomogłem druhowi przygwoździć ją do ziemi.
- Oj Leo, Leo. Ruchy już nie te same co przed laty – zażartowałem siadając na nogach N300O330a210 i przyciskając jej nadgarstki do podłogi. – Podaj apteczkę.
- Daj spokój. Nie skarżę się na moje życie. Wiesz, monotonne nie oznacza nudne – postawił otwartą apteczkę obok.
- Ty to zrób, ja będę przytrzymywać.
- Nie, El. Ty to zrobisz, tak, żeby w przyszłości nie uciekała. Jesteś jej panem, właścicielem, opiekunem czy co tam chcesz…
- Dobra, dobra. Tylko nie puszczaj. – Przyszłość? Jaka przyszłość? Ja się tu zastanawiam, gdzie by się pozbyć zbędnego lokatora, a on mi o przyszłości nawija…
- Ej, czy to nie ta sama jasnowłosa dziewczyna, z którą graliśmy ostatnio? – Leo po bliższym zapoznaniu z twarzą Stworzonej szybko rozpoznał gońca.
- Ta sama. N300O330a210, którą wybrałeś – zacząłem wycierać lekko przyschniętą krew.
- Drugi goniec musiał przejechać po jej ramionach stalowymi szponami. Długie, ale niegłębokie nacięcia. Zapewne broniła się rękoma, a przeciwnik uderzył z zamiarem trafienia w szyję.
- Zawsze powtarzałem, że to brutalna gra, Leo – środki dezynfekujące musiały piec, bo dziewczyna skrzywiła się.
- Co nie przeszkadza ci być nałogowym graczem – parsknął. – Jak to się stało, że trafiła do ciebie? Zżera mnie ciekawość od chwili kiedy ją zobaczyłem na tej szafie.
- Chcieli ją uśpić.
- El ma serce. Coś nowego – zacmokał Leo.
- Leo ma rozum, to coś jeszcze nowszego.
- Ej, ej. Delikatniej, to wszakże dziewczyna – upomniał mnie, bo N300O330a210 zacisnęła powieki i zaczęła się szarpać.
- Zagoi się, jak na psie. Nawet szwów im się nie nakłada – widziałem, jak Leo zaciska szczęki. Nie lubił, mojego nastawienia do Stworzonych. A ja nie lubiłem jego zamiłowania do nich.
- Jak się nazywa? – zapytał dość sucho.
- N300O330a210.
- To identyfikator.
- Widziałeś kiedyś gońca bojowego, który miałby imię? – kończyłem bandażować jedną rękę.
- To daj jej jakieś.
- N300O330a210.
- To chociaż N300. Krócej będzie – westchnął zrezygnowany. Rzeczywiście, za długi identyfikator, ale nie chciałem przyznawać się, że skróciłem go do Nao.
- El? Jesteś blady. Kiedy ostatni raz przyjmowałeś Ekwincum?
- Przed ostatnią misją.
- Czyli miesiąc temu.
- Nic mi nie jest.
- Jeszcze nie jest za późno…
- Jest, Leo. Dla mnie jest. Nie znam innego sposobu życia – zignorowałem minę dziewczyny, która wyglądała, jak na katuszach. Słaba Stworzona, oto co mi się trafiło.
- To czego się nie zna, nie oznacza, że nie da się poznać.
Przemilczałem. Zabandażowałem ostatnią ranę i spakowałem apteczkę. Leo puścił nadgarstki dziewczyny i odsunął się kawałek.
- Fajnie razem wyglądacie – prychnął rozbawiony na widok mnie siedzącego na Stworzonej.
Wstałem ignorując sprośną uwagę kumpla. Zmylił mnie spokój Stworzonej, dlatego dopiero w ostatniej chwili odchyliłem się nieco i tak zarabiając potężny cios w ten sam policzek, po którym przejechały klamry buta podczas gry. Zasyczałem wściekły, ale N300O330a210 już zajęła swoje miejsce na szafie.
- Auć. – Skomentował Leo.
- Niech ją piorun trzaśnie, dopiero zakleiłem poprzednie rany i znów wszystko cieknie! – krople krwi spadały na podłogę.
- I tak musisz się umyć. A to było podziękowanie za „delikatność”.
- Spadaj, Leo – łypnąłem na Stworzoną, która przyczaiła się spoglądając na nas z góry. – Normalnie, jak kot. Głupi, dziki, głupi, niewdzięczny, głupi rozwydrzony, głupi kot. Pominąłem coś?
- Głupi. – Uśmiechnął się rozbawiony całą tą sytuacją. – Zostać z tobą?
- Daj spokój, idź się przespać. Po takim „podziękowaniu” podwoję czujność. Nie zje mnie chyba, nie?
- Nie, poobgryza ci palce, kiedy będziesz spać, a ty nawet nie zauważysz. Na razie – wyszedł równie niespodziewanie, jak się zjawił.
- Siedź tu upiorze od siedmiu boleści. Albo idź spać. Na kanapie.
Ciepły prysznic ukoił nerwy. Nawet kiedy kładłem się spać, dziewczyna wciąż siedziała na szafie. Fiołkowe oczy połyskiwały w ciemnościach.







Pogrzeb

Wstałem niewyspany. Z oczywistych powodów. N300O330a210 zawsze mogła cię przydusić podczas snu, ale kiedy zerknąłem zza balustrady, na dole, na szafie Stworzona spała kamiennym snem. Skuliła się i oparła głowę o ścianę. Czy to człowiek, czy Stworzony, twarz śpiącego zawsze jest rozluźniona i nie wygląda wcale groźnie. Krótkie jasne włosy opadały na jej czoło.
Leżałem jeszcze pół godziny rozmyślając o różnych rzeczach. Z natury byłem leniwcem, dlatego kiedy tylko miałem okazję, wylegiwałem się na moim czworonożnym przyjacielu. Zadzwonił telefon. Leniwiec oczywiście leżał na łóżku. Po chwili włączyła się automatyczna sekretarka.
- El? Wiem, że tam jesteś. Rusz dupsko z pościeli, bo przybywam za jakieś… - głos kobiety ucichł na chwilę, po czym kontynuował - …dziesięć minut.
Niech to szlag.
Zerwałem się, poślizgnąłem na rogu kołdry, który spoczywał na podłodze. Grzmotnąłem na nią o mało nie zjechawszy na brzuchu po schodach, które znajdowały się niebezpiecznie blisko mojego łóżka. Przestraszyłem Stworzoną, która zerwała się na czworaki i zaczęła miotać wzrokiem po pomieszczeniu.
- Leo, niech zgadnę, wspomniałeś naszej wiedźmie, że wróciłem do miasta? – warczałem wciągając spodnie.
Zdążyłem umyć zęby i poupychać porozrzucane rzeczy do szafy, na której wciąż siedziała N300O330a210.
- Jeśli myślisz, że dostaniesz ode mnie pozwolenie na uwicie sobie gniazdka na moim meblu, to się grubo mylisz – rzuciłem jej krótkie spojrzenie, a po chwili usłyszałem dzwonek. Z ponurą miną skierowałem się do drzwi.
- Elllll, kochany! Jak miło, że wspomniałeś o swoim powrocie po sześciomiesięcznej nieobecności. – Ciemnowłosa kobieta o krótko ostrzyżonych włosach wbiła we mnie swoje orzechowe oczy posyłając przy tym tyle iskier gniewu, ile tylko zdołała.
- Witaj Karie.
- Elron.
- Ależ proszę, proszę – wpuściłem ją do środka kłaniając się teatralnie. – A te walizki…
- Nie wprowadzam się, nie bój się.
Westchnąłem z ulgą.
- Słyszałam! No? To gdzie jest twój zwierzaczek? – Karie zaczęła rozglądać się po mieszkaniu.
- Leo, papla... – Warknąłem.
- Od lat ci powtarzaliśmy, że samotność to nie najlepsze wyjście. Jak nie chcesz dziewczyny, to znajdź sobie zwierzaczka. Widzę, że w końcu posłuchałeś – odwróciła się do mnie z uśmiechem. Cieplejszym niż przy powitaniu. Cała Karie. Kobieta lubiąca się rządzić, zawsze pewna siebie i gadatliwa. Skrywająca uczucia, ale o ciepłym sercu.
Wskazałem na szafę.
- O! Dzika?
- Nie wiem. Nie bardzo. Była gońcem w Złotym Sercu.
- Czyli wysportowana atletka, niezbyt to domowy typ – podeszła do Stworzonej i podparła się rękami po bokach. – No mała, chodź tu. Uprzedzam, że nie gryzę, a i tobie nie radzę.
Usiadłem na kanapie i uśmiechnąłem się pewny, że nawet władczy głos Karie tu nie podziała. Tymczasem kobieta robiła swoje.
- Taka młoda dziewczyna, a taka sztywna. Wiedz panno… Elron? – odwróciła się do mnie.
- N300O330a210.
- Wiedz panno N300O coś tam, że ten tu gbur bez serca nie jest taki zły – zaczęła krzątać się przy walizkach, które ze sobą przytaszczyła.
- Po co ci te walizki? – ziewnąłem.
- Leo mówił, że wziąłeś Stworzoną płci żeńskiej. Elron, ty od lat mieszkasz sam. Podejrzewałam, że w twoim mieszkaniu próżno szukać damskich ciuszków. Nawet kochanek nie hodujesz. Nie ma kto nawet bielizny zostawić…
- Karie. I kto to mówi?
Kobieta drgnęła. Okej, to było wredne z mojej strony.
- N300, powinnaś zabrać się za tego głupka. Śliczna panna nie zaszkodzi w domu samotnika. Może zacznie dostrzegać płeć żeńską, która TEŻ chadza po naszej skorupie ziemskiej – wyciągnęła kilka ubrań, szczotkę do włosów, wysypała na fotel kosmetyki. Z drugiej walizki wyciągnęła buty.
- Skąd wiesz, co na nią może pasować? – prychnąłem.
- Spokojna głowa, mam tu kilka rozmiarów. Stworzeni też zatrzymują się w wieku dwudziestu lat. Elron, wypad na górę.
- Z góry miałbym lepszy widok – uśmiechnąłem się złowieszczo.
Karie podeszła do szafy i wyciągnęła do Stworzonej dłoń.
- Dalej. Chyba nie chcesz wypaść w oczach tego przystojniaka, jak mała dziewczynka z buszu? – mimo, że powiedziała to szeptem, usłyszałem każde słowo. Wstałem i podszedłem do kuchennego blatu. Pora na śniadanie. Po chwili usłyszałem ciche łup. Poderwałem w obawie głowę, ale to co zobaczyłem raczej mnie zdziwiło, niż wystraszyło. Stworzona nie rzuciła się na Karie, tylko zeskoczyła na podłogę.
- Wiedz N300, że jestem artystką. Pocierpisz chwilę w moich rękach – uśmiechnęła się do niej. Niesamowite, że ta Stworzona posłuchała Karie. Czyżby też miała kobiece uczucia?
- Ale milutkie włosy! Jasne, jak u myszki i przyjemne w dotyku. Trochę je przytnę i będzie w sam raz! – trajkotała, a N300O330a210 potulnie dała się usadowić na krześle. Reszta szybko mnie znudziła, więc zrobiłem sobie śniadanie i udałem się na górę, do mojej drogocennej biblioteki. Przez kilkadziesiąt minut miałem spokój, aż nagle usłyszałem krzyk Karie.
- Co jest? – poderwałem się upuszczając książkę na podłogę, zamiast odpowiedzi jednak dostałem rzuconym we mnie butem.
- Spadaj! Nie dla twoich oczu! – wycofałem się za balustradę, ale tak, by kątem oka widzieć, co obie dziewczyny robią. N300O330a210 stała rozebrana, a Karie przypatrywała się w roztargnieniu. Nawet z tej odległości mogłem zauważyć liczne siniaki i zadrapania.
- Mówisz, że była gońcem? – w głosie Karie usłyszałem wściekłość.
- W Złotym Sercu. Obok kanapy jest apteczka – z powrotem usiadłem w fotelu. Przyglądałem się, jak Karie wyjmuje z apteczki zawartość. Stworzona na ten widok cofnęła się gotowa do ucieczki.
- Karie, daj spokój. Nie pozwoli ci się z tym zbliżyć.
- Cicho siedź! Chodź tu N300. Nie bądź niemądra.
Widziałem, jak dziewczyna nadal się cofała. Wreszcie znikła z mojego pola widzenia.
- No już. Postaram się być delikatna. Jeżeli chcesz, możemy opatrzyć cię razem. Masz, zacznij, a ja zajmę się tymi na plecach – mimowolnie wstałem i wychyliłem się za balustradę. Stworzona pozwoliła Karie, by ta się nią zaopiekowała.
- Jeszcze jedno spojrzenie, a wydłubię ci oczęta, Elron.
Prychnąłem otwierając książkę. Moje myśli mimowolnie powędrowały ku jutrzejszemu dniu. Czerń, wszędzie czerń. Smutek i rozpacz.
- No proszę! N300 jesteś prześliczną panną! Elron, zrób mi herbaty!
- Karie, sama urządzałaś to mieszkanie, a kuchnia nie jest szczególnie oddzielona od reszty.
- Rusz się!
Rządzi się i rządzi. Co za upierdliwa kobieta.
- Tylko z cukrem, proszę!
Przystanąłem na chwilę. Obok przezroczystej ściany stała N300O330a210. Zaczęło padać, a ona zamglonym wzrokiem patrzyła na miasto. Kiedy schodziłem na dół podniosła głowę. Jasne, mysie włosy były nieco krótsze, artystycznie przycięte tak, że kilka kosmyków niezdarnie sterczało w inną stronę. Fiołkowe oczy okalały ciemne rzęsy i lekki makijaż. Karie ubrała Stworzoną w beżowo-czarny strój pełen klamerek i kieszonek.
Wszystko to trwało zaledwie kilka sekund. Moje spojrzenie prześlizgnęło się po niej i zatrzymało na Karie, która krzątała się przy pakowaniu walizek.
- Zostawiam dla niej odzież i inne osobiste rzeczy – trajkotała.
- Jak chcesz.
- El. Nie bądź taki. To naprawdę dobrze, że wreszcie nie będziesz sam.
Zaczęło padać.
- Jutro jest pogrzeb. Kolejny – nalałem do kubka wrzątku obserwując parujący obłoczek. Kobieta umilkła. Popatrzyła na szybę, po której spływały smugi deszczu.
- Kto?...
- Nikt ze znajomych. Pracował w oddziale, który wysyła swoich ludzi poza miasto.
- Elron, powinieneś… – zaczęła tonem pełnym troski.
- Powinieneś to, powinieneś tamto. Nie po to wytrzymywałem wszystko to, co zrobiła ze mnie Gildia, żeby teraz się wycofać.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: N300O330a210

Post autor: Małgorzata »

Autorko, przypominam, że edytowanie zamieszczonej pracy jest wbrew ZakuŻonym Zasadom. Znaczy, trzy razy wystarczy. :P
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: N300O330a210

Post autor: neularger »

Kiedy przeczytałem na Łowisku: "Moim main zajęciem jest rzeźbiarstwo" od razu zapaliłam mi się lampka. No i proszsz...
Ostre klamry ciężkiego buta przejechały po policzku orząc je niczym ziemię rolniczą
.
he he...
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Falista
Sepulka
Posty: 5
Rejestracja: wt, 02 lip 2013 21:24
Płeć: Kobieta

Re: N300O330a210

Post autor: Falista »

Małgorzata pisze:Znaczy, trzy razy wystarczy
A tak, wstawiłam jeden przecinek, zamieniłam jedno słowo i jedno dopisałam. A zrobiłam to późną porą i wydawało mi się, że jeszcze nikt tutaj nie wchodził i jeszcze czytać nie zaczął. Już niczego tykać nie będę : )

neularger pisze:Kiedy przeczytałem na Łowisku: "Moim main zajęciem jest rzeźbiarstwo" od razu zapaliłam mi się lampka. No i proszsz...Cytuj:Ostre klamry ciężkiego buta przejechały po policzku orząc je niczym ziemię rolniczą.he he...
Ale że co? : D

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: N300O330a210

Post autor: Małgorzata »

Ostre klamry ciężkiego buta przejechały po policzku orząc je niczym ziemię rolniczą
Neularger wyczytał pierwszy błąd, Autorko. Ze zdania wynika, że klamry przejechały po policzku i zaorały się jak ziemia (rolnicza). Znaczy, zły zaimek => skoro policzek jest jeden, to klamry mogły (tak na chłopski rozum, nomen omen) "przejechać" tylko po NIM.

A ja mam jeszcze jedną uwagę, wynikającą bardziej ze znaczeń. W cytowanym zdaniu zawarta jest sugestia, jakoby orać można było jedynie ziemię rolniczą... Tak na moje wyczucie językowe "zaorać ziemię rolniczą" to zwykły bełkot. Albowiem w głównym znaczeniu czasownika orać zawarty jest cel, do jakiego użyta będzie ziemia (i jest to cel rolniczy - uprawa). Znaczy, dookreślenie nie dość, że psuje sens porównania, to na dodatek jest nadmiarowe. W efekcie to, co miało być ekspresywne, ma lekkość betonu i jego konsystencję.

Mam też wątpliwości - choć nie jestem pewna, czy nie przekraczam tu granicy dopuszczalnej interwencji stylistycznej, więc ten akapit należy potraktować wyłącznie jako propozycję - dotyczące samego opisu czynności: klamry przejechały orząc. Zda mi się, że nawet w potocznej polszczyźnie "przejechać" to nie czasownik modalny, aby wymagał dookreślenia. Trafniej i dynamiczniej jest użyć jednego orzeczenia i innych niż czasownik części mowy jako dookreśleń. W tym przypadku: "Klamry przeorały mi policzek" zupełnie by wystarczyło => dzięki czemu możliwe by się stało uniknięcie betonowego porównania i brzydkiej maniery/kalki z angielszczyzny, czyli tworzenia nadczynnościowego opisu.

Po jednym zdaniu, Autorko, widać dwa grzechy językowe:
1. niedbałość językową;
2. nadszczególarstwo.

Oczywiście, może to tylko wpadka - wszak nie ma tekstów doskonałych - a reszta jest OK. Będziemy wiedzieli po przeczytaniu całości.
So many wankers - so little time...

Falista
Sepulka
Posty: 5
Rejestracja: wt, 02 lip 2013 21:24
Płeć: Kobieta

Re: N300O330a210

Post autor: Falista »

Dziękuję za poświecenie czasu. Coś mnie w pewnym momencie tknęło z tą ziemią rolniczą, ale z powodu lenistwa zostawiłam sprawę na później. Po wielokrotnym czytaniu tego samego, przestałam widzieć w tym zdaniu jakiekolwiek błędy. I tu powinnam zrobić, jak to ludzie (słusznie zresztą) radzą, czyli zostawić w spokoju i przeczytać po jakimś czasie raz jeszcze.

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2630
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Re: N300O330a210

Post autor: Cordeliane »

A ja bym chciała przypomnieć, do znudzenia, że interesują nas formy zamknięte. NIE pierwsze rozdziały większej (istniejącej czy dopiero w planach) całości.
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Falista
Sepulka
Posty: 5
Rejestracja: wt, 02 lip 2013 21:24
Płeć: Kobieta

Re: N300O330a210

Post autor: Falista »

Nie ma kontynuacji i nie będzie. Najwyraźniej trzeba było koniec zaznaczyć bardziej... no nie wiem, "pospolicie końcowo". Być może nie powinnam też dzielić tego na rozdziały.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: N300O330a210

Post autor: neularger »

Oznacza to po prostu, że miałaś intencję napisać utwór zamknięty ale nie wyszło. Nie Tobie jednej. Zakończenie, takie poprawne, nie wynika z formatowania wannabe dzieła, lecz z konstrukcji fabuły.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Falista
Sepulka
Posty: 5
Rejestracja: wt, 02 lip 2013 21:24
Płeć: Kobieta

Re: N300O330a210

Post autor: Falista »

Najwyraźniej nie wyszło.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: N300O330a210

Post autor: neularger »

Się poczyta, to się napisze coś więcej.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2630
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Re: N300O330a210

Post autor: Cordeliane »

Hmm... jeśli była jakaś puenta, domknięcie fabularne, to zupełnie do mnie nie dotarło. Wrażenie braku domknięcia pogłębia zakończenie tekstu dialogiem, który również wygląda na urwany w trakcie. Zupełnie nie wiem, jaką historię chciała Autorka opowiedzieć - w trakcie lektury pojawiło mi się kilka pytań: skąd się wzięli Stworzeni, dlaczego trzeba na nich codziennie polować, mimo że jak twierdzi Leo już nie są groźni (groźni byli dawno temu), co dalej wyniknie z przygarnięcia dziewczyny przez narratora, o co właściwie chodzi w tej grze, od której się zaczyna (i skąd barbarzyński zwyczaj zabijania gońca przegranych, bo rozumiem że o to chodziło z tym "darowaniem"), a z drugiej strony czemu opis gry tyle zajmuje, skoro nie jest ona w sumie ważna... ale właściwie co jest tu ważne? Tekst się urywa, IMO, bez żadnych odpowiedzi.
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Awatar użytkownika
sprutygolf
Sepulka
Posty: 87
Rejestracja: ndz, 17 lut 2013 14:05
Płeć: Mężczyzna

Re: N300O330a210

Post autor: sprutygolf »

Pierwsza , już zauważona prawda: to nie jest opowiadanie, jeno jakby wstęp do czegoś więcej. Tu nie o to chodzi.
Parę rzeczy mnie ujęło, więc nastawiłem się dość pozytywnie. Oczyyy.. wiście nie będę pokazywał co mi się spodobało, jeszcze czego... do czego by to doprowadziło! Ale... Co chwila jakiś zgrzyt mi zgrzytliwie zazgrzytał. Przytoczę kilka ich.
Spojrzałem za okno.

Spojrzeć przed okno byłoby ciekawiej. Przed oknem np. rusałka mogłaby... no mniejsza z tym;)
Spojrzałem za okno.
Światło nocnego miasta wlewało się do pokoju przez wielkie okno.
Acha... ale tych okien. Czyli spojrzałem za wielkie okno z wlewającym się światłem nocnego miasta?
podciągnąłem rękawa

No nie, protestuję, tak nie można! Aż uczesałem fryzura.
Moje mieszkanie składało się głównie z jednego wielkiego pokoju, podzielonego na dwa piętra. Na dole łazienka, salon i kuchnia oddzielona artystycznym kawałkiem ściany.
Wow, 3 w jednym: kibelek, kuchnia i salon? Siadam se na sedesie, kaszankę z rondelka spożywam i jeszcze inteligentnie dyskutuję z gośćmi… Nooo… Fajne to jest!
Ześliznęła się

To od słowa „śliz” zapewne?
Nie lubił, mojego nastawienia
zignorowałem minę dziewczyny, która wyglądała, jak na katuszach.

A na pierona tyle tych przecinków? Toć przecinek ma za zadanie coś przecinać, hm? Katusze litościwie pominę...
Zmylił mnie spokój Stworzonej, dlatego dopiero w ostatniej chwili odchyliłem się nieco i tak zarabiając potężny cios w ten sam policzek, po którym przejechały klamry buta podczas gry.
Ale rzeźba… z tym opisem nieco prościej się nie dało?
Poderwałem w obawie głowę
Może w turbanie? Zresztą nieważne. Usterki poprawić, kompozycję przekomponować tak, aby sie udało bardziej zaciekawić czytelnika, tyle by warto by zrobić by było, tylko i aż tyle! :)

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: N300O330a210

Post autor: neularger »

Hm...
Przyznam Autorko, że nie wiem jaki meandry rozumowania doprowadziły Cię do wniosku, że napisałaś jakiś utwór zamknięty. Toż to faktycznie jest pierwszy rozdział czegoś - po mojemu nudnej powieści.
Bo to jest nudne, fabuła buksuje w miejscu kiedy wydarzenia trwają. I tak:
1. Najpierw jest gra. Długi i nieszczególnie dobrze skonstruowany opis. Pojawiają się wzmianki o stworzonych.
2. Bohater (El) rozmawia z kumplem Leo na temat Rose - dziewczyny Leo, która jest stworzoną. Leo proponuje Elowi, by i on sobie taką panienkę przygruchał. El w zamian proponuje ekspresową ekstrakcję siekaczy kolegi. Dowiadujemy się, że bohater nienawidzi stworzonych.
3. El idzie obejrzeć gońców (nowa dostawa stworzonych), w trakcie oglądania bohater dalej monologuje jak to nie znosi stworzonych.
4. Bohater kupuje jedną ze stworzonych, bo inaczej by ją uśpili (czytelnicy wyciągają z teczek schemat gburowatego bohatera o gołębim sercu).
5. Bohater nazywa stworzoną Noa. Imię się więcej w tekście nie powtórzy.
6. El i Noa wracają do domu. El monologuje do dziewczyny o prysznicu i ranach.
7. Przychodzi Leo z piwem. Chce przeprosić El z awanturę z pt. 2. Mini wykład z ekologii wraz z tanią filozofią. Noa wychodzi z pod prysznica i włazi na szafę.
8. Panowie ją ściągają i okazuję się, że El jest łowcą i jego siła oraz zwinność dorównuje nadludzkim parametrom stworzonych (czytelniczy dodają +2000 zajebistości głównego bohatera. Na plus dodam, że pewnej poprawie uległa konstrukcja bohatera). Panowie bandażują Noę.
9. Noa częstuje sierpowym Ela i wraca na szafę.
10. Bohater idzie spać.
11. Bohater się budzi; elementy komiczne. Tytuł rozdziału "Pogrzeb".
12. Przybywa dziewczyna(?) Ela - Kari.
13. Kari interesuje się Nooą. Nawołuje ją z szafy.
14. Bohater zostaje wyrzucony do swojej prywatnej biblioteki zajmującej pół mieszkania - pewnie poczytać (czytelnicy dodają +500 do...).
15. Kari osiąga sukces. Noa schodzi z szafy i poddaje się zabiegom upiększająco-medycznym, ponieważ nie może źle wypaść w oczach przystojniaka Ela (czytelnicy dodają...).
16. El słyszy huk i dostaje butem za podglądanie.
17. Kari kończy i nakazuje zrobić sobie herbaty.
18. Kari zostawia kosmetyki i ubrania dla Noi.
19. El informuje Kari o pogrzebie bliżej nieznanej osoby.

Finito!
O czym było?

Reszta później.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
hundzia
Złomek forumowy
Posty: 4054
Rejestracja: pt, 28 mar 2008 23:03
Płeć: Kobieta

Re: N300O330a210

Post autor: hundzia »

Mam chwilkę czasu, też trącę patykiem.
Falista pisze: -El!
Odwróciłem się akurat w chwili, by zobaczyć, jak z zawrotną szybkością do mojej twarzy zbliżał się but przeciwnika.
Od razu na wstępie wprowadziłaś mnie w konfuzję. Pierwsze zdanie jest zwykle najważniejsze, otwarcie powinno być na tyle interesujące, by zachęciło do dalszego czytania, a z drugiej strony musi nieść informację pozwalającą czytelnikowi określić jakieś ramy gatunkowe albo fabularne.
Rozpoczęcie okrzykiem, który może znaczyć cokolwiek, począwszy od imienia, nazwy, inkantacji magicznej, bluzga, skończywszy na jakimkolwiek słowie w obcym języku, nie niesie żadnej informacji a tylko wywołuje mącipole. Jeśli już koniecznie chcesz tak rozpocząć, przydałaby się jakaś wskazówka co do znaczenia: np. Odwróciłem się słysząc swoje imię. Akurat w chwili... albo - El! - zawołał mnie Leo. W ten sposób czytelnik wpada w akcję, w miejsce a nie wisi zawieszony w próżni doszukując się sensu.
Falista pisze:Odwróciłem się akurat w chwili, by zobaczyć, jak z zawrotną szybkością do mojej twarzy zbliżał się but przeciwnika. Jedyne co zdołałem w tej sytuacji zdziałać, to odchylić się nieco w bok. Ostre klamry ciężkiego buta przejechały po policzku orząc je niczym ziemię rolniczą.
Tu już Neu i Margot podziabali troszeczkę. Ja tylko dodam, że straszne nadszczególarstwo to jest. Podobny sposób pisania, piętrowo, bombardując licznymi zdaniami złożonymi jest męczący i trudny do przyswojenia, wymaga ciągłego skupienia. Te same informacje można by przedstawić prościej, przejrzyściej. W krótszych, mniej skomplikowanych zdaniach. Nie spowalniałyby wtedy czytania.
Falista pisze:- Niech cię… - cała wiązka przekleństw, jaka akurat przyszła mi do głowy została zagłuszona przez ryk zwycięstwa.
Bo zwycięstwo zwyczajowo ryczy, jak nie przymierzając, jeleń na rykowisku.
Kto ryczał? Jakie zwycięstwo? Wszak El został zaskoczony od tyłu, haniebnie, nie było wyraźnej walki, gdy o zwycięstwie mówimy w przypadku rywalizacji, turnieju, bitwie, meczu. Gdybyśmy w tym momencie tekstu wiedzieli JUŻ, że to mecz!
Falista pisze:- Dalej, parszywe łajno, jeżeli nie doniesiesz tego do Serca, osobiście wyrwę ci flaki! – krzyczał barczysty wyrostek.
Czego nie doniesie, jakiego Serca? Dlaczego Serce jest wyróżnione dużą literą? To wszystko niewiadome, ktore nie potęgują tajemniczości tekstu a tylko go zaciemniają, utrudniają zrozumienie.
Falista pisze: - Dalej, parszywe łajno, jeżeli nie doniesiesz tego do Serca, osobiście wyrwę ci flaki! – krzyczał barczysty wyrostek. Skorzystałem z chwilowej dekoncentracji napastnika i z całej siły wymierzyłem mu cios w brzuch. Ciemnowłosy chłopak skrzywił się i zjechał po piaszczystym zboczu wydmy.
Czy barczysty wyrostek i ciemnowłosy chłopak to ta sama osoba? Czy to z nim El walczy? Z tekstu to absolutnie nie wynika, a tym samym jest to kolejne mącipole.
Barczysty wyrostek równie dobrze może być napastnikiem, co widzem, któremu z gardła wyrwał się ryk zwycięstwa, albo nawet przełożonym, rugającym Ela za zaniedbanie obowązków. Z kolei ciemnowłosy chłopak wyrasta tu jak baobab na planetce Małego Księcia. Ni stąd ni z owąd nagle zjeżdża po wydmie. Bo lubi?
Skąd ta wydma? Co za wydma? Co za chłopak?
Wprowadzasz fakty i zdarzenia z pustki, wedle własnego widzimisię i bez wyraźnej logiki.
Falista pisze:- El! Ich goniec ma kulę! – krzyknął mój towarzysz. Szybko zacząłem rozglądać się po zaimprowizowanej pustyni szukając gońca przeciwnej drużyny. Kątem oka zza barierek widziałem szalejący tłum, ale ich głosy nie docierały do moich uszu. Pole do gry otoczone było ochronnym szkłem. Poczułem przypływ adrenaliny i spojrzałem w stronę Serca. A jednak. Zielonowłosy chłopiec biegł tak szybko, jak tylko potrafił. Jego stopy wciąż grzęzły w piaszczystym podłożu. Zakląłem. Gdzie u licha podział się nasz goniec?
Nie uważasz, że tło wydarzeń pojawia się wymuszenie i nieco za późno?
Falista pisze:- El, zatrzymaj go! Ja się zajmę ścigającymi! – Leo napierał krótkim mieczem na o wiele większą broń przeciwnika.
Matko Gramatyko! Co tu się dzieje?!
Falista pisze: - Rusz dupę, bo jak przegramy to ty zapłacisz za mecz!
To się nazywa ustawianie meczów!
Falista pisze:Przeklęty piasek, nigdy więcej nie zagram na takiej płaszczyźnie
Skoro są wydmy, to płaszczyzna to nie jest :P
Falista pisze:Uśmiechnąłem się i bez dalszych wahań pobiegłem do zielonowłosego gońca
Bo te wahania to strasznie ruchy ograniczają :P Padł ci chyba związek frazeologiczny.
Falista pisze:Uśmiechnąłem się i bez dalszych wahań pobiegłem do zielonowłosego gońca. Jeżeli włoży złotą kulę do Serca, przegraliśmy.
Biegłem równie nieudolnie co goniec.
- Przeklęty piasek, nigdy więcej nie zagram na takiej płaszczyźnie – warczałem wyjmując przy okazji kolce, które uczepiły się ochronnych rękawiczek. Nikt mnie nie gonił, Leo walczył z obydwoma przeciwnikami, którzy byli pewni, że i tak nie zdążę zatrzymać ich gońca. I mieliby rację gdyby nie nasz własny goniec.
Rozumiem, że język polski jest tak ubogi, że wymaga tak ogromnej liczby powtórzeń?
Nasz własny, dobrze, że nie ich obcy :P Tautologia aż iskrzy.
Falista pisze: - Gdzieś ty była, cholerna dziewczyno?!
Jasnowłosa, drobna postać rzuciła mi tylko rozdrażnione spojrzenie i natychmiast zajęła się zielonowłosym chłopcem.
Tak publicznie?! Ruja i porubstwo.
Falista pisze: Mimo, że goniec przeciwników wyglądał na najwyżej ośmiolatka (przecinek) jego siła dorównywała dorosłym Stworzonym
Może powinnać sobie wyrobić nawyk czytania na głos, by oszczędzić sobie i czytelnikom takich zgrzytów? Już pomijając tych tajemniczych Stworzonych, w dodatku dzielących się na dzieci i dorosłych. Pisanie wyrazow dużą literą niekoniecznie nadaje im nowego znaczenia. Czasem tylko wygląda pretensjonalnie. BlOgAsKoWo.
Falista pisze:Nienaturalnie szybki, zręczny i zwinny
Ech. Ktoś tu nie zna znaczeń używanych wyrazów i to już ktoryś raz.
zwinny
1. «wykonujący szybkie, zręczne ruchy»
Falista pisze: Nienaturalnie szybki, zręczny i zwinny. Zimne spojrzenie i morderczy instynkt. Szybkim kopnięciem posłał jasnowłosą dziewczynę kilka metrów dalej
ten morderczy instynkt to kawał sku...bańca. Tak dziewczyną pomiatać. :P
Falista pisze:Przeorała piasek nie wydając przy tym żadnego dźwięku. Odkąd tylko pamiętam Stworzeni zawsze byli niemi.
Znaczy, kto jest tym stworzonym, a kto nie? Kto gra w czyjej drużynie? Co to za mecz?
Falista pisze: Dziewczyna podniosła się i z większą zawziętością skoczyła ku chłopcu, już wyciągającego dłonie, by wrzucić kulę do Serca, złotej urny. To oznaczałoby naszą porażkę.
Akurat tę informację udalo mi się wydedukować na podstawie tekstu. Reszta wciąż jest dla mnie magią, nieodparcie przywodzącą skojarzenia z Grą Endera.
Falista pisze:Dziewczyna podniosła się i z większą zawziętością skoczyła ku chłopcu, już wyciągającego dłonie, by wrzucić kulę do Serca, złotej urny. To oznaczałoby naszą porażkę. Zdołała odciągnąć go, a kiedy zachwiał się tracąc równowagę, cięła jego ramię ostrymi, stalowymi szponami. Chłopiec w niemym krzyku otworzył usta, ale nie zdołał ochronić kuli. Dziewczyna wyszarpnęła ją z jego dłoni i nawet nie spojrzawszy w stronę Serca rzuciła nią kilka metrów. Złota kula, wydając dźwięczny dzwon, trafiła do urny. Przez chwilę zataczała się po złotej muszli Serca, po czym zniknęła w czarnej dziurze.
Mein Kott ależ nagromadzenie informacji, istna parada czasowników i imiesłowów.
Wytłuszczony fragment: Bo chłopiec krzykiem chciał ocalić piłkę? Nie bójmy się tego określenia. W końcu kulisty przedmiot, który zawodnicy wrzucają w trakcie meczów do kosza/dziury/bramki (niekoniecznie Serca, które ma inne konotacje i znaczenie) ma już nazwę. Popularną i zrozumiałą dla wszystkich.
Naprawdę nie ma potrzeby wymyślania na siłę nowych określeń na rzeczy już znane i nazwane.
Falista pisze:Ciszę rozdarł gong, a po chwili odbezpieczono pole i po małej pustyni rozległa się wrzawa i oklaski rozradowanej widowni.
Zamordowana frazeologia leży i zdycha pod płotem.
Falista pisze:Okrążywszy je spojrzałem na gońca przeciwników. Zielonowłosy chłopiec skurczył się i wbił wzrok w ziemię. Widownia ucichła.
- Więc? – poirytowany przeciwnik skrzyżował ręce na piersi i oczekująco na nas spojrzał.
To w końcu jak, wbił wzrok w ziemię, czy wyzywająco spojrzał?
Falista pisze:Dwoje z przeciwnej drużyny nawet nie spojrzawszy na niego ruszyli do wyjścia.
Dwoje z przeciwnej drużyny
Dwoje (...) nawet nie spojrzawszy na niego
Dwoje (...) ruszyli
Matka Gramatyka kładzie się w grobie, gotowa do pochówku.

Nie dam rady ciągnąć dalej, bo dnia mi braknie, powyższy przykład sprawił, że zaczęłam wątpić w moje umiejętności czytania ze zrozumieniem. Tu, w tym tekście, praktycznie każde zdanie jest do poprawienia. Cały tekst do rozwałki.
Sprzedajesz autorko masę bezużytecznych informacji (np. o kolorze włosów, rodzaju klamerek na butach), zupełnie pomijając te istotne. Jeśli patrzysz na stojącą przed tobą postać, pierwsze co zauważasz i traktujesz jako istotne to przynależność do rasy albo gatunku, płeć, gabaryty. Dopiero potem zwracasz uwage na kolor włosów czy oczu. Co mnie tam, że gość ma zielone włosy, jeśli sięga głową sufitu albo jest Alfacenturianem z dodatkową para kończyn łapnych? Może to naturalne cechy kosmitów? Po czym poznasz Stworzonych od nie-Stworzonych/Naturalnych?
Co mnie tam obchodzi, że w drużynie jest trzech zawodników, skoro nie wiem, że to mecz, w dodatku na pustyni?
Ty nie opisujesz zdarzeń, nie pokazujesz ich, tylko robisz sprawozdanie. Raport. Sceny ruchu są statyczne i płaskie, nie przekazują ładunku emocji, które towarzyszom takim meczom. To całe sekwencje ruchów i zdarzeń, wyszczególnionych chronologicznie jakbys pisała scenariusz filmowy.
Zapominasz o tle, skupiając się na niepotrzebnych szczegółach i pseudotajemniczości.
Brakuje ci swobody snucia opowieści, podstaw gramatyki, językowo leżysz. Nie znasz znaczeń słów, których używasz, zwrotów, frazeologii.
Cały tekst jest przegadany, o niczym, pełen niedopowiedzeń, wysilonej tajemniczości, dziur logicznych, fabularnych; nie wiadomo, co, kto, dlaczego, po co.
Kim jest Kari? Jakie są jej relacje z Elem i jak w to wszystko wpasowuje się Noa? Co mawszystkiego nienawiść Ela do Stworzonych? Czym sobie zasłużyli? Jaki byl cel/przyczyna ich stworzenia? Jaka jest tajemnica Ela, skoro nie jest stworzonym ale ma cechy im przypisywane?
O co chodzi z pogrzebem? Po co nadawać podtytuł skoro jest tylko jeden? No chyba, że miała być kontynuacja, wszystko na to wskazuje, bo kończy się tak urwanie, bez większego sensu i założenia. Niczego nie wyjaśniasz, mnożysz niewiadome, wyciągasz losowo informacje z kapelusza, sprowadzasz opowieść na płaszczyznę szczegółów, zapominając o kontekście i tle. Nie można po prostu zawiesić bohaterów w pustce, bo wyjdzie ci ograniczona space opera, treściwa zresztą ze względu na wysoką śmiertelność w próżni.
Brak ci konsekwencji nawet w prostych sprawach, więc nie można oczekiwać ich w całokształcie:
Falista pisze: N… O… a. Noa. Od dziś jesteś Noa. (...) Rzeczywiście, za długi identyfikator, ale nie chciałem przyznawać się, że skróciłem go do Nao.
Przed tobą dużo pracy, mnóstwo szlifowania i doskonalenia warsztatu. Próbuj, ćwicz, czytaj dużo, słuchaj jak ludzie mówią, opowiadają, a może ci się uda napisac coś czytalnego. Powodzenia!
Wzrúsz Wirúsa!
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę

ODPOWIEDZ