Prosimy nie drażnić gołębi

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
hati
Sepulka
Posty: 13
Rejestracja: wt, 03 wrz 2013 16:45
Płeć: Kobieta

Prosimy nie drażnić gołębi

Post autor: hati »

Jedno z odkurzonych ostatnio opowiadań, które napisałam zaraz po przeprowadzce do Krakowa. Bardzo proszę po nim pojechać, za wszelkie zgryźliwe uwagi będę bardzo, bardzo wdzięczna.


- No syf. Syf i malaria po prostu - mruczałam pod nosem wkurzona, po raz trzeci w tym tygodniu myjąc balkon. - No srają po prostu gdzie popadnie. - W myślach przepełnionych czystą nienawiścią, obrzucałam gołębie dodatkowymi obelgami.

Akurat, kiedy kończyły mi się epitety, skończył się też balkon. Poszłam przygotować mopa do drugiej tury pucowania. Wróciłam w momencie, kiedy spasione ptaszysko robiło naprawdę zdrową kupę prosto na poręcz. Zamachnęłam się mokrym mopem i prawie trafiłam, ale gołąb, dzięki refleksowi godnemu magika, bezpiecznie odleciał. A kupa została.

- Co za dzień normalnie, do dupy - powiedziałam do siebie i pomyślałam, że chyba za dużo dzisiaj mówię do siebie. I zamilkłam. Dzień był do dupy, niezależnie od tego, czy gadałam do siebie jak wariatka, czy nie.

Coraz mniej podobał mi się fakt mieszkania w mieście pełnym gołębi, tradycji i wspaniałych zabytków. Czułam się w nim wybitnie nie na miejscu, szczególnie, że nie byłam w stanie zapanować nawet nad własnym balkonem.

W windzie spotkałam sąsiadkę, która mieszkała dokładnie nade mną i miała okropny zwyczaj dokarmiania gołębi bezpośrednio na balkonie. Skutków takiego postępowania nietrudno się domyślić. Na moim balkonie lądowało znacznie więcej kup, niż gdyby tuż nad nim nie było darmowej gołębiej stołówki. Moje milczenie w stosunku do sąsiadki było wyjątkowo chłodne, wręcz mrożące krew w żyłach. Planowałam potraktować wredną sąsiadkę bardzo niską temperaturą w nadziei, że to lepiej podziała na nią niż słowa. Ale wytrzymałam tylko do piątego piętra. Przystąpiłam do natarcia.

- Pani Grażynko… Pamięta pani, że rozmawiałyśmy kiedyś o tym dokarmianiu gołębi na balkonie. Wie pani, one mi nadal strasznie brudzą.
- Gołębie to też stworzenia Boże - powiedziała stanowczo sąsiadka. Spojrzała na mnie, z jakiegoś powodu widocznie wściekła. Prawa powieka drgała jej nerwowo. Wytrzymałam jej wzrok aż do samego parteru.

Następnego dnia od razu po obudzeniu poszłam skontrolować balkon. Oczywiście, cały czas miałam świadomość, że gołębie w nocy śpią. Chociaż, kto ich tam wie… „Na mój balkon pewnie walą kupy nawet przez sen” - usprawiedliwiam swoją nadgorliwość sama przed sobą.

Kiedy wyjrzałam niepewnie, zaniemówiłam. Czegoś takiego się nie spodziewałam, nawet z moim wrodzonym pesymizmem, pracującym od pewnego czasu na pełnych obrotach. Na balkonie nie pyszniła się jedna kupa, nie dwie, ani nawet nie trzy. Przez noc na balkonie pojawiło się kilka grubych warstw gołębich odchodów. Obsrane były także poręcze i - jak mogłam tego nie zauważyć wcześniej! - niemal całe drzwi balkonowe.

To już musiała być jakaś ekwilibrystyka, żeby narobić na pionową szybę.

Kiedy oglądałam to dzieło zniszczenia, z balkonu nade mną sfrunął wyjątkowo duży okaz. Gołąb usiadł na poręczy balkonu, naprzeciwko mnie. Mrugnął, patrząc na mnie badawczo jednym okiem, jak to gołębie mają w zwyczaju, i powiedział:

- Nie lubisz nas, oj, nie lubisz, co?
- … - odpowiedziałam, zbierając swoją opadniętą szczękę z posadzki pokrytej kupami.
- Tak, teraz to ci głupio i nie wiesz, co powiedzieć. A my co dzień musimy wysłuchiwać twoich obelg i nie całkiem cenzuralnych słów - powiedział z pretensją w glosie, szczególnie akcentując „nie całkiem”.
- Ale, ten, gołębie nie…
- Nie mówią, bo nikt ich nie chce słuchać! - przerwał mi zniecierpliwiony. - A łączy nas tyle wspólnych lat. Żyjemy obok siebie już tyle czasu… - rozmarzył się ptak. - Już Piast Kołodziej uśmiechał się do nas pod wąsem, a Rzepicha rzucała nam trochę ziarna i nie wyganiała spomiędzy kur… - To już robiły kury, te zdradzieckie męty. - Mruczał jeszcze przez chwilę do siebie, dodając kilka epitetów.
- A skąd ty to wiesz? Żaden gołąb nie żyje tak długo! - Spróbowałam zagiąć go chytrze.
- Bo nie jestem zwykłym gołębiem. Jestem zbiorową świadomością wszystkich gołębi. O świadomości zbiorowej chyba słyszałaś, nie muszę ci tłumaczyć?
- Coś mi się obiło o uszy. - Kiwnęłam głową niepewnie, zbita z tropu.
- Już dosyć gadania o przeszłości. O przyszłości też nie będziemy rozmawiać, boś jakaś niekumana. - Gołąb skrzywił się, choć nie wiem zupełnie, jakim cudem. - Pokażę ci więc teraźniejszość.

Na jego machnięcie skrzydłem, na balkon przyleciało kilka wyjątkowo spasionych gołębi i uniosło mnie za koszulę nocną w górę, nad miasto. Musiałam przyznać, że widok był niezły. Obawiałam się tylko o to, że ktoś może ni z tego, ni z owego spojrzeć w górę. A ja nie miałam na sobie majtek.

Porzuciłam jednak dość szybko tę kwestię i zaniepokoiłam się o bardziej, no cóż, przyziemne sprawy. Gołębie, przez pierwsze kilka minut pełne energii i poruszające się z gracją nerwowego rekina przed obiadem, teraz jakby zaczynały tracić wigor. Co chwilę któryś z nich upuszczał trzymane w szponach skrawki koszuli, po czym chwytał je i udawał, że nic się nie stało. Bałam się o życie.

Na szczęście, lecieliśmy coraz niżej. Wymęczone ptaszyska upuściły mnie w końcu nad jakimś drzewem. Zatrzymałam się na pierwszej większej gałęzi. Gdybym była facetem, od tego czasu mówiłabym wyłącznie falsetem.

Gołąb-świadomość usiadł tuż przed moim nosem i zaczął się bezwstydnie wypróżniać. „No co?” -mówiła jego mina.

- Musisz się nauczyć, moje dziecko, że kupa to nic złego. Chciałbym zauważyć, że ty także robisz kupę, a wraz z tobą cała ludzkość. I nikt nie robi z tego tragedii.

Gołąb zakończył wypróżnianie oraz przemowę i wskazał skrzydłem w dół, gdzie znajdował się plac zabaw, sądząc po piaskownicy, trzepaku i zepsutej huśtawce. W brudnym piasku bawiło się tylko jedno dziecko zamiast całego rozwrzeszczanego stada, prawdopodobnie ze względu na wczesną porę.

- A teraz pierwsza lekcja. Spójrz na to wasze słodkie pisklątko. Spójrz, jak się bawi.

Dziecko z zajęciem dłubało sobie w nosie, po czym przeniosło swoje zapędy wykopaliskowe na piaskownicę. Po chwili skupienia wyciągnęło z dziury dorodną glistę. Przyjrzało się jej uważnie, po czym ścisnęło za mniej ruchliwy koniec i…

Już miałam krzyknąć, żeby nie jadło niehigienicznej i naprawdę obrzydliwej glisty, kiedy z przestworzy przyleciał piękny, biały gołąb z listkiem w dziobku. Zareagował szybko: upuścił zieleninę i rzucił się w stronę dziecka. Chwycił w locie tę bardziej ruchliwą część robaka i tyle go było. Pozostawił po sobie tylko ten upuszczony listek. Dziecko więc wzięło go i zeżarło.

- Dobra, mam nadzieję, że chwyciłaś aluzję z gałązką oliwną, znaczy z listkiem. Trochę mnie kosztowało, żeby wymyślić fajną symbolikę. Teraz następny - powiedział gołąb i gwizdnął. Nie pytajcie, bo nie wiem, jakim sposobem tego dokonał.
- O Boże, nie… - jęknęłam, kiedy znowu poczułam szarpanie za koszulę. Gołębie też nie wyglądały na zachwycone. Miałam wrażenie, że posapują z wysiłku, chociaż nie wiem, czy ptaki są do tego zdolne.
- Ładnie go uratował, co? - zapytał dumny gołąb, jak gdyby nigdy nic, zupełnie, jakbym nie była w śmiertelnym niebezpieczeństwie, zwisając z dziobów kilku przeciążonych i wycieńczonych ptaków kilkadziesiąt metrów nad ziemią.
- Eee… Ne wiem, to zależy, jak higieniczny był ten listek… - powiedziałam dyplomatycznie, uważając na słowa, gdyż unosiliśmy się właśnie boleśnie wysoko nad ziemią. Uznałam, że lepiej nie drażnić gołębia w takim momencie.

Przelecieliśmy nad dość ruchliwą obwodnicą za miastem. Szczękając zębami ze strachu, przycupnęłam tam, gdzie mnie postawili, czyli na czubku latarni. Chwiała się lekko, wraz z podmuchami wiatru. Na ramieniu już wiercił mi się gołąb-świadomość.

- A teraz spójrz. Mógłby się tu zdarzyć straszny wypadek. Ale dzięki bohaterstwu jednemu z naszych braci… Nawiasem mówiąc, jego partnerka właśnie wysiaduje jajka. Trójkę. O, zaczyna się!

W tym momencie jeden z jadących w naszą stronę tirów zaczął niebezpiecznie zbliżać się do przeciwległego pasa, którym na szczęście nikt nie jechał. Ogromny samochód nadal kierował się za bardzo w lewo, wyglądało na to, że wyląduje dokładnie na naszej latarni, której trzymałam się kurczowo.

Nagle, nie wiadomo skąd, pojawił się gołąb, który wleciał do kabiny kierowcy i zaczął się tam miotać, wydając skrzeczące dźwięki. Nie wiem, dlaczego skrzeczał, pewnie uznał, że gruchanie byłoby nie na miejscu. Facet zbudził się i w ostatniej chwili wyrównał kierownicę. Wrócił na swój pas, zapewne oddychając z ulgą i zastanawiając się, w jaki sposób do kabiny dostał się wściekły ptak.

Takich emocji nie przeżyłam nawet podczas kolokwium z gramatyki historycznej.

„Moje” gołębie pojawiły się nie wiadomo skąd i uniosły mnie w niebo, co tym razem powitałam z niewypowiedzianą ulgą.

Skierowaliśmy się jeszcze dalej za miasto. Pod nami wyrósł cmentarz. Wylądowaliśmy bezpiecznie w konarach wielkiego dębu. Mieliśmy stamtąd widok na rozległą nekropolię. Dokładnie pod nami zobaczyłam siedzącą na ławce dziewczynę. Płakała, wpatrzona w świeży nagrobek, pełen jeszcze kwiatów i wieńców pożegnalnych. Na nagrobku usiadł biały, piękny gołąb. Spojrzał na dziewczynę. Ona też na niego spojrzała. Po chwili jej twarz rozpogodziła się. Gołąb odleciał, a ona długo wpatrywała się w niebo, w miejsce, gdzie zniknął.

Scena była nieco melodramatyczna, czego nie odważyłam się powiedzieć dumnemu z siebie ptaszysku. W końcu byłam na szczycie dębu, z którego nie miałam szans zejść bez pomocy strażaków, a to, co miałam na sobie trudno byłoby uznać za ubiór odpowiedni na przechadzkę po cmentarzu.

Ruszyliśmy w ciszy w stronę najbliższych zabudowań. Pode mną rozciągały się przedmieścia, a już po chwili lecieliśmy nad centrum. Nie wiedziałam, jakim cudem lecimy tak szybko. Trolejbusem zajęłoby to co najmniej pół godziny.

Nagle wykonaliśmy lot koszący, który przyprawił mnie niemal o zawał serca.

- Jak to, już? - Zdziwiłam się, odczuwając równocześnie wielką ulgę. Mój kochany, zasrany balkon. Nareszcie.
- Na pierwszy raz tyle wystarczy - powiedział łaskawie gołąb.
- Pierwszy raz? Jak to pierwszy raz?! - zdenerwowałam się. Na samą myśl, że takie wycieczki mogą mi się przytrafiać częściej niż ten jeden, koszmarny raz, zrobiło mi się zimno. Chłód odczuwałam także dlatego, że cały czas miałam na sobie przewiewną i bardzo wygodną koszulkę nocną.
- Muszę ci pokazać jeszcze wiele cudownych rzeczy, do których zdolna jest nasza wspaniała rasa - powiedział tonem dobrotliwego wujaszka.

„O Boże, zginę!” - pomyślałam w popłochu i powiedziałam:
- Ja już wszystko wiem, proszę szanownego pana gołębia. Gołębie to wspaniała rasa, co zechciał mi tu pan gołąb naocznie przedstawić. To dobre ptaki i eee… przyjacielsko nastawione do ludzi…
- …którzy ich nie doceniają - usłużnie podpowiedział przedstawiciel wspaniałej, gołębiej rasy.
- Oj, tak, bardzo nie doceniają. - Pokiwałam gorliwie głową.
- No dobrze, widzę, że zrozumiałaś swoją lekcję. A swoją drogą, zauważyłaś, jak ładnie rozpoczęliśmy od kontaktu człowieka z gołębiem w dzieciństwie, w wieku dorosłym, a na końcu także po śmierci? - Gołąb widząc moją przerażoną i nic nierozumiejącą minę, machnął tylko skrzydłem. - Dobra, nieważne. Chłopaki! Czas na finał!

Gołębie nadleciały posłusznie na mój brudny balkon. Wszystkie były ubrane w kolorowe spódniczki i, wprost na zaschniętych kupach, odtańczyły kankana. Wtedy się obudziłam.

Od tamtej pory jednak tak na wszelki wypadek grzecznie unikałam spojrzeń gołębi bezwstydnie walących kupy na mój balkon. Potulnie sprzątałam i po cichu wycofywałam się na z góry upatrzone pozycje. Profilaktycznie też zostawiałam na balkonie suchy chleb, który bardzo szybko znikał. Równie szybko, jak efekty mojego pucowania.

Pewnego ranka wyszłam na balkon sprawdzić, jaka jest naprawdę temperatura, bo termometr zniknął już pod warstwą kupy i przysięgam, przysięgam, że widziałam, jak jeden z siedzących na poręczy gołębi zrobił kupę, przechylił głowę i do mnie mrugnął. Po czym poprawił spódniczkę do kankana i odleciał.

Awatar użytkownika
Kordylion
Pćma
Posty: 209
Rejestracja: pn, 18 lut 2013 19:35
Płeć: Mężczyzna

Re: Prosimy nie drażnić gołębi

Post autor: Kordylion »

Poczucia humoru na pewno Ci nie brakuje:)
Są rzeczy ważne, ważniejsze i te do zrobienia

Awatar użytkownika
hati
Sepulka
Posty: 13
Rejestracja: wt, 03 wrz 2013 16:45
Płeć: Kobieta

Re: Prosimy nie drażnić gołębi

Post autor: hati »

Poczucie humoru poczuciem humoru, ja nie wiem, czy to jest chociaż trochę zabawne dla kogokolwiek poza mną ;)

I dziękuję za komplement (jeśli to miał być komplement) :)

Awatar użytkownika
Kordylion
Pćma
Posty: 209
Rejestracja: pn, 18 lut 2013 19:35
Płeć: Mężczyzna

Re: Prosimy nie drażnić gołębi

Post autor: Kordylion »

To jest komplement.
hati pisze:Obawiałam się tylko o to, że ktoś może ni z tego, ni z owego spojrzeć w górę. A ja nie miałam na sobie majtek.
hati pisze:Takich emocji nie przeżyłam nawet podczas kolokwium z gramatyki historycznej.
hati pisze:Gołębie nadleciały posłusznie na mój brudny balkon. Wszystkie były ubrane w kolorowe spódniczki i, wprost na zaschniętych kupach, odtańczyły kankana. Wtedy się obudziłam.
dla mnie to swiadczy o dobrze rozwinietym poczuciu humoru. Monty Pytona pewnie tez lubisz.
Są rzeczy ważne, ważniejsze i te do zrobienia

Regis
Pćma
Posty: 278
Rejestracja: wt, 22 lut 2011 17:14
Płeć: Mężczyzna

Re: Prosimy nie drażnić gołębi

Post autor: Regis »

To jest świetne. I doskonale Cię rozumiem, bo u mnie na parapecie też siadają te okrutne ptaszyska. Brawo! Gratuluję, zazdroszczę i czekam na kolejne opowiadania. ;)

Awatar użytkownika
hati
Sepulka
Posty: 13
Rejestracja: wt, 03 wrz 2013 16:45
Płeć: Kobieta

Re: Prosimy nie drażnić gołębi

Post autor: hati »

Kordylion pisze: dla mnie to swiadczy o dobrze rozwinietym poczuciu humoru. Monty Pytona pewnie tez lubisz.
Nie spodziewałam, się, że tak łatwo mnie rozgryźć :P ale, cytując klasyków, nobody expects the Spanish Inquisition :>

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Prosimy nie drażnić gołębi

Post autor: Małgorzata »

Utwór, bez wątpienia.
Wrócę tu rozwinąć się czepialsko, ale na razie jedno, co mi się rzuciło w oczy i nie mogę się powstrzymać.
Coraz mniej podobał mi się fakt mieszkania w mieście (ciach!)
Po jakiemu to, Autorko? :X
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
hati
Sepulka
Posty: 13
Rejestracja: wt, 03 wrz 2013 16:45
Płeć: Kobieta

Re: Prosimy nie drażnić gołębi

Post autor: hati »

Małgorzata pisze:Utwór, bez wątpienia.
Wrócę tu rozwinąć się czepialsko, ale na razie jedno, co mi się rzuciło w oczy i nie mogę się powstrzymać.
Coraz mniej podobał mi się fakt mieszkania w mieście (ciach!)
Po jakiemu to, Autorko? :X
Chcę czepialstwa. Dużo. Potrzebuję go. Widziałam już kilka razy Cię Małgorzato w akcji, więc domyślam się, że będzie tego... troszeczkę ;). Podziwiam ogrom wiedzy (nie podlizuję się wcale bezwstydnie) i czekam.

Co do wyciągniętego powyżej błędu, to biję się w pierś. Konstrukcje z kosmosu staram się wyłapywać i ścinać, zanim się na dobre zadomowią w tekście. Nie zawsze się udaje. Bardzo dziękuję za to! Już poprawiam...

A tak cichutko i na koniec: określenie "utwór" jest tu uznawane za komplement? Czy tak po prostu napisałaś, nie mając nic konkretnego na myśli? Bo po czepialstwo tu przyszłam, ale na komplementy też jestem łasa (próżna baba, tfu!).

Awatar użytkownika
Młodzik
Yilanè
Posty: 3687
Rejestracja: wt, 10 cze 2008 14:48
Płeć: Mężczyzna

Re: Prosimy nie drażnić gołębi

Post autor: Młodzik »

Niektórzy daliby się pociąć za taki komplement ze strony Małgorzaty ;).
Ijużmnietuniema.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Prosimy nie drażnić gołębi

Post autor: Małgorzata »

W mojej prywatnej taksonomii są teksty i utwory. Tekstem jest wszystko, co napisane/wydrukowane, utworem - tekst zorganizowany "literacko".
Tak w uproszczeniu, rzecz jasna.
Znaczy, utwór = jak najbardziej pochwała.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
hati
Sepulka
Posty: 13
Rejestracja: wt, 03 wrz 2013 16:45
Płeć: Kobieta

Re: Prosimy nie drażnić gołębi

Post autor: hati »

Jupi! :) A teraz czekam na mniej radosne uwagi.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Prosimy nie drażnić gołębi

Post autor: neularger »

Ja też se pogrzebię, a co... :)
No ja nie wiem dokładnie o czym to jest, dlatego waham się nazwać tekst utworem, jest zamknięcie, bo jest - ale o czym było...? Nie wiem.
Zaczyna się od gołębich kup i temu jest poświęcona spora część tekstu, jak napisała kiedyś Ika tekst "fekalny" musi być wysokich lotów, żeby czytelnika nie zniechęcić - na szczęście Ty autorko zeszłaś z tego tematu w ostatnim momencie, jeszcze trochę gadania o odchodach na balkonie i tekst leżałby w kącie pokoju. Metaforycznie mówiąc.
Potem następują sceny w Krakowie - bohaterka targana jest po mieście przez gołębie w celach edukacyjnych - ma przyswoić wiedzę o szlachetnych gołębiach, co to ratują i pocieszają. Problem jednak w tym, że bohaterka nie kwestionowała motywów gołębi, nie próbowała ich masowo tępić, nie organizowała masowych protestów pt. "Gołąb to Szatan!!!". Nie.
Jedynie klęła pod nosem przy czyszczeniu balkonu.
Znaczy, po mojemu nie bardzo wiem czemu miałaby być celem akcji uświadamiającej.
Potem okazuje się, że to był sen. A potem, że nie sen. Ja rozumiem, że łopatologia to coś zabójczego, ale zmiłuj się Autorko... Co właściwie chciałaś powiedzieć? Jeżeli było to sen, to cóż wzruszmy ramionami - różne dziwne rzeczy się śnią. Jeżeli nie sen - to pozostaje pytanie, czemu bohaterka była celem akcji ze strony gołębi? Czy szlachetność charakteru zdejmuje... eee... konieczność defekacji tylko w wybranych miejscach? Nie wiem... :/
W utworze jest scena z Panią Grażynką - nie podwiązana właściwie do fabuły, przez chwilę się zastanawiałem czy nie ona stała za nocnymi lotami bohaterki nad Krakowem, ale to i tak nadinterpretacja - z tekstu nie wynika.
Po mojemu choć strukturalnie wyszło, to fabularnie dość słabo...
A i humor - nie jest źle, śmiałem się tam gdzie trzeba, ale jednak mam wrażenie, że tych miejsc do śmiechu było w tekście zaplanowanych więcej....

edit. Paskudny i okropny ORT - dzięki nimfencjo!
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
hati
Sepulka
Posty: 13
Rejestracja: wt, 03 wrz 2013 16:45
Płeć: Kobieta

Re: Prosimy nie drażnić gołębi

Post autor: hati »

Dziękuję neulargerze z całego serca! Cieszę się, że udało Ci się dobrnąć do końca i nawet w kilku miejscach zaśmiać (bardzo mnie to cieszy, nawet jeśli nie wszystkie "zabawne" miejsca okazały się zabawne).

Krytykę przyjmuję na klatę i zastanawiam się, co by mogła zrobić główna bohaterka, żeby szczególnie mocno wkurzyć gołębie (bo na razie rzeczywiście była dla nich nieszczególnie złośliwa/okrutna). Spróbuję też rozwinąć wątek z panią Grażynką :) Może ona już coś takiego przeżyła i wie, czym grozi zadzieranie z dumną, gołębią rasą?

Awatar użytkownika
Kordylion
Pćma
Posty: 209
Rejestracja: pn, 18 lut 2013 19:35
Płeć: Mężczyzna

Re: Prosimy nie drażnić gołębi

Post autor: Kordylion »

hati pisze:Spróbuję też rozwinąć wątek z panią Grażynką :) Może ona już coś takiego przeżyła i wie, czym grozi zadzieranie z dumną, gołębią rasą?
Niejasno, bo niejasno ale odnioslem takie wrażenie, że ona coś wie...
Są rzeczy ważne, ważniejsze i te do zrobienia

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Prosimy nie drażnić gołębi

Post autor: Małgorzata »

Styl jest w porządku - znać sprawność. To dobrze.
Ale nie ma tekstów doskonałych...
Następnego dnia od razu po obudzeniu poszłam skontrolować balkon. Oczywiście, cały czas miałam świadomość, że gołębie w nocy śpią.
To pogrubione chyba niekoniecznie jest poprawnie. Znaczy, zwrot cokolwiek niezgrabny. "Zakładałam", "Przyjmowałam"/"Sądziłam" - może coś w ten deseń.
usprawiedliwiam swoją nadgorliwość sama przed sobą.
Stanowczo za dużo zaimków, wzrok skacze. Wiem, że styl kolokwialny, potocznie się tak mówi, ale na piśmie nie wygląda to dobrze...
pesymizmem, pracującym od pewnego czasu na pełnych obrotach
Nie. Niezdarnie, IMAO, wbrew frazeologii.
A my co dzień musimy wysłuchiwać twoich obelg i nie całkiem cenzuralnych słów (...)
Bezpośrednia nazwa jest zawsze "mocniejsza" niż eufemizm, więc tutaj, wbrew pozorom, stopniowanie jest malejące, a na logikę powinno być rosnące.
(...) to, co miałam na sobie trudno byłoby uznać za ubiór odpowiedni na przechadzkę po cmentarzu.

Nie bardzo rozumiem odniesienie. W koszuli nocnej i bez bielizny po cmentarzu też się nie chodzi. Domyślam się, że to dalekie odwołanie się do wizji ducha (takiego w gieźle koniecznie), ale słabo to wyszło, IMAO.

Może coś mi się jeszcze rzuci na oczy, kiedy skończy się dyskoteka nade mną.
Tak czy inaczej, usterki są na poziomie wyższym niż poprawność językowa.

Jeżeli chodzi o fabułę, Neularger już zwrócił uwagę, że coś jest nie tak.
Spróbujmy się przyjrzeć, gdzie zrobiły się skręty.
Początek ma normalne zawiązanie problemu: gołębie brudzą bohaterce balkon, bohaterka się z tym zmaga bezowocnie. Potem pojawia się jeszcze pani Grażynka, która stoi po stronie balkonowych obsrywaczy, dokarmia gołębie.
I tu pojawia się pierwsze zachwianie - pozycjonujesz panią Grażynkę jako antagonistkę bohaterki, ale... nic z tego nie wynika. Dalej pani Grażynki nie ma. Zainicjowałaś wątek, a wątek zadyndał w fabularnej próżni.
Bo okazuje się, że antagoniści to gołębie. Na dodatek mają świadomość zbiorową i ta świadomość w postaci gadającego gołębia objawia się bohaterce, po czym zabiera ją w "podróż" uświadamiającą. Z podróży ma wyniknąć, że gołębie nie są takie złe.
Bohaterka po tych traumatycznych przejściach daje się przekonać, że owszem - gołębie nie są złe.
Dobra.
Zasadniczo jednak nie wiem, dlaczego to takie ważne dla gołębi, żeby bohaterkę przekonać. Ona im przecież nie szkodzi, sprząta tylko ich "toaletę", robi to nawet dość regularnie, bo nie lubi brudnego balkonu. Dlaczego zatem tak strasznie gołębiom przeszkadzają jej obelgi i przekleństwa?
Usiłuję powiedzieć, że nie dałaś przekonującego powodu ujawnienia się gołębi jako rasy rozumnej i podejmowania przez nie wysiłku tłumaczenia się człowiekowi.
Na koniec bohaterka ulega perswazji. Podoba mi się, że pod wpływem lęku o życie - to takie prawdziwe. :)))
Ale potem okazuje się, że wszystko to sobie tylko wyśniła. I tutaj pojawia się rozczarowanie - to był tylko sen. I kołek niewiary mi trzaska, bo bohaterkę przekonał sen? Jakoś nie wierzę. Mam sąsiadki, które mnie wkur...zają - kobietę zwaną słoniem i syrenę okrętową, które na dodatek uwielbiają puszczać mi głośną muzykę (właśnie to robią). Choćby mi się śniło, że one tak dla mojego dobra i w imię wyższych celów oraz dla dobra ludzkości, nijak by mnie to nie przekonało ani nie zmniejszyło mojej irytacji. Dlatego sytuacja i zachowanie bohaterki stają się dla mnie zupełnie niewiarygodne.
A potem okazuje się, że może to nie sen...
Od tego momentu już nie chodzi o bohaterkę (cel przecież został osiągnięty, dziewczyna wie, że gołębie są rozumne, działają dla dobra ludzkości, więc brudzą jej na balkon <= o tym za chwilę), lecz o odbiorcę. To odbiorca ma przeżyć konfuzję.
Mechanizm jest mi znany - oswaja się nierealność sytuacji przez usprawiedliwienie jej właśnie snem (lub majakami), po czym umieszcza się element ze snu w rzeczywistości bohatera.
Problem w tym, że ten przeskok jest zupełnie od czapy, wygląda jak doczepiony. Bo problem z zawiązania fabularnego - brudny balkon bohaterki - został rozwiązany wcześniej => gdy bohaterka się pogodziła, że gołębie jej brudzą na wzmiankowany balkon. Fabuła się zamknęła - lepiej lub gorzej - właśnie wtedy. Po co zatem edukować jeszcze odbiorcę bezpośrednio?

No, ale to zakończenie się rozlazło. Wspomniałam wcześniej: dziewczyna dowiaduje się, że gołębie są rozumne i pomagają ludziom/ludzkości, więc nie powinna ich lżyć za brudzenie na balkonie. Ale dlaczego to brudzenie jest takie ważne dla gołębi? Nie mogą brudzić pani Grażynce? :P

Motywacja działań bohaterów to jeden z aspektów komizmu. U Ciebie, Autorko, jest on wyraźnie zaniedbany, jak widać. :P

I na koniec tytuł. "Prosimy"? Kto? Narratorka jest tylko jedna, kto jeszcze prosi? I dlaczego "drażnić"? Nie zauważyłam, żeby choć przez chwilę jakiś gołąb w tym opowiadaniu był drażniony lub rozdrażniony... To do czego ten tytuł? Owszem, jest takie ostrzeżenie w zoo, żeby nie drażnić zwierząt, widziałam. Ale tutaj znowu nie bardzo umiem powiązać tytuł z tekstem. Ani w formie, ani w treści. Uwiodło Cię, Autorko, nawiązanie. Ale nie wkomponowałaś go jak należy, wiec jest niejasne.

Jak powiedziałam, to utwór. Ale niedorobiony mocno, chaotyczny. Związki fabularne - do przemyślenia, Autorko.
So many wankers - so little time...

ODPOWIEDZ