Ale ja powtórzę, bo przynajmniej irytację z siebie wyrzucę.
Rheged pisze:Sorka, ale nie mam pojęcia o co Ci chodzi i o co się burzysz? Czyżbyś nie mogła poprosić palacza, który w danym momencie Ci zawadza, aby przeniósł się nieco dalej? Co do tego chodnika - przeszkadza Ci, że ktoś pali idąc chodnikiem? Pójdź na drugą stronę, względnie poproś, aby on poszedł. Nie przeszkadza, akceptujesz, tolerujesz? No to o czym my mówimy?
Czy Ty przeczytałeś co ja napisałam? Chodzi mi o sytuacje,
kiedy nie mam wyjścia. Nie mam radaru, który mi wykryje palacza:
Millenium Falcon pisze:Nie wspominając o tym, ze skąd ja mam do cholery wiedzieć, że osoba, której widzę tylko plecy, akurat pali? Jak ja mam do jasnej cholery tego uniknąć, może mi powiesz? Bo na takim przystanku to się odsunę, a na ulicy co - czas cofnę i pójdę inną drogą?
Nie wiem, może Ty jesteś osobnikiem rosłym, i sokolim wzrokiem wypatrujesz z daleka wszystkich, ale ja mam 1.67, wzrost przeciętny, i nie chodzę po ulicach lukając na boki, czy mi się przypadkiem jakiś palacz nie napatoczy. Zresztą nie mam zamiaru robić za wystraszone zwierzątko zerkające na boki, bo, z powodów wyżej przeze mnie wymienionych, to nie ja się powinnam dostosowywać.
Rheged pisze:Reakcji na palenie papierosów, które w danym momencie Ci przeszkadza, to chyba jasne? Masz takie same prawo do komfortu jak palacz, więc możesz sama odejść albo poprosić jego o odejście. Stąd moja rada. W ogóle nie wiem o co się wkurzyłaś?
Dokładnie o to:
Rheged pisze:Poradzę Ci to, co mogłabyś sobie wydumać sama - zacznij wymagać najpierw od siebie, potem od innych. Jeśli coś Ci przeszkadza, chyba nie musisz stać w bezpośrednim tego sąsiedztwie?
Bo sorry, ale to brzmi jak wymagania typu "nie czepiaj się biednych palaczy, bądź empatyczna, a zamiast ich gonić, to ich omijaj".
Poziom mojej empatii sięga do sal dla palących, palarni itd. Poza tym, ja nie mówiłam o staniu - stojący palacz mi przeszkadza, albo sie odsunę, albo poproszę, żeby on/ona się odsunął(ęła). Ale na takiego, co idzie, i zostawia za sobą chmurę dymu, względnie już gdzieś zniknął za rogiem, a chmura została, to co ja mam poradzić? Maskę gazową nosić?
Rheged pisze:Więc z jakiej, *&&((, racji, ja mam rezygnować z wychodzenia z domu, dlatego, że ktoś musi zajarać?
Mówiłem coś o niewychodzeniu z domu? Nie? Tak właśnie myślałem.
A ja rozwijałam wcześniejszą myśl. Skoro nie mam szans uniknąć palaczy na chodnikach, to empatycznie powinnam zostać w domu, bo przecież jak nie będę po ulicach chodziła, to mi nie będą dymić i przeszkadzać...
Rheged pisze:
Znowuż jesteś za zakazem palenia w miejscach publicznych. Ja to uznaję za dyktaturę z Twojej strony.
Nie. Bo ja Ci nie zabraniam palić, tylko jestem za tym, żeby to robić w miejscach wyznaczonych. A Twoja koncepcja zmusza mnie, i nie tylko mnie, do wdychania dymu. Czego nie lubię, co mi szkodzi, i co śmierdzi obrzydliwie. A nie mam wyjścia, natykam się na to co raz. Wbrew własnej woli.
Rheged pisze:
Profesor zakazał palenia w ogóle, nie na sali wykładowej.
To jest w takim razie zupełnie inna sprawa, nie związana z tą dyskusją. Bo ja Tobie nie zabraniam palić. Ale sprzeciwiam się temu, żebyś Ty zmuszał mnie do palenia biernego, kiedy tego nie chcę.
Rheged pisze:Teano pisze:problem w tym, że ja NIE MAM gdzie się schronić przed papierosowym smrodem
Żartujesz?
No, to teraz może Ty byś wykazał trochę empatii wobec niepalących? Dla niepalących palacze
śmierdzą. To raz. I nie tylko z bliska (Harna wspomniała o całowaniu popielniczki), ale też na odległość. Czasem rozmowa z palaczem to jest jak rozmowa z kimś, komu z gęby jedzie, że hej. Rozmawiać nie muszę, ale ja, mimo upośledzonego węchu, czuję mijając palacza, że właśnie palaczem on jest. To raz. Dwa - pali się prawie wszędzie i od dymu nie ma ucieczki. To jest fakt. Trzeba by iść jakimś cholernym slalomem, a i tak się nie ominie dmuchających dymem. Trzy: przykład wspomniany przez Kiwaczka.
Rheged pisze:
Na przystankach jest zakaz palenia, co powinno się stosować. A że się nie stosuje, to inna bajka. Dodam tylko, że się nie stosuje z winy tych niepalących, bo nie zwracają delikwentom uwagi. I wracamy do tezy - wymagaj chłopie wpierw od siebie. Skoro nie możesz liczyć na palącego, więc tym bardziej jest to właściwe.
Wiesz co, nie wiem w jakimś świecie żyjesz. Do przepisów ludzie powinni się stosować BEZ zwracania im uwagi. To, że tego nie robią, jest przejawem arogancji nie stosujących się, a nie winą tych, co im nie zwracają uwagi. To może jeszcze policjant powinien np. mnie dać mandat, bo metr dalej facet pali, a ja mu uwagi nie zwróciłam, więc to moja wina?
Rheged pisze:
Teano pisze:Tak więc Rheged zacznij wymagać najpierw od siebie, dobrze?
Mam mówić palącym, że mi przeszkadzają? Kiedy mi nie przeszkadzają.
A dlaczego nie możesz zrozumieć, że przeszkadzają nam?
Rheged pisze:A to co piszesz o wyborze to już w ogóle żenada, bo my jako niepalący nie mamy ŻADNEGO wyboru jeśli chociaż jeden palacz zechce miejsce, w którym przebywamy zasmrodzić. Innymi słowy wystarczy jeden palacz by setka niepalących poczuła się źle.
Ty chyba naprawdę żartujesz?
Empatia. Trudne słowo. Ja bym aż liczby 1/100 nie użyła, ale jestem w stanie zrozumieć, że ludziom wrażliwszym to przeszkadza.
Rheged pisze:Jaka znowu despocja?! Uświadomić niepalącym, że mogą zrobić coś, aby palący nie truli ich dymem? Ja chyba czegoś nie rozumiem...
Teraz to ja Ci chyba powiem: żartujesz, prawda?