Zgadzam się z Tobą, ale po polsku, czyli ale... O to właśnie chodzi, że czytanie się przydaje (bo dzięki temu np. mogą istnieć manipuły biurokratów produkujących dokumenty - dopóki wszyscy (oficjalnie) obywatele są gramotni, nie mogą powiedzieć, że nie odebrali wezwania do zapłaty domiaru za prawy trampek, bo nie umiejo czytać i nie wiedzieli, że to ważne. Po drugie, dopóki są czytaci, to można zarobić na prasie brukowej, to oni płacą. Czyli podwójny zysk. Ale ten pan glazurnik, czy łopaciarz nie muszą na pewno wiedzieć, jaka jest stolica Dahomeju, czy Mozambiku. I tak ich to nie interesuje.kaj pisze: Nie ma co uszczęsliwiać ludzi na siłę. Co z tego, ze nauczysz ich czytać, jak będa to wykrzystywać wyłacznie do lektury prasy brukowej? Po co wciskać ludziom na siłe do głowy informacje jaka jest waluta Wielkiej Brytanii, gdzie był Mur berliński i z jakim stanem kojarzy się KFC? Wolnośc to też prawo do niewiedzy, która, jak pokazuje przykład USA czy Danii wcale nie musi szkodzić.
Tak jest sprawiedliwie, choć może nie po równo.