VI EDYCJA ZAKUżONYCH WARSZTATóW TEMATYCZNYCH

Moderator: RedAktorzy

Zablokowany
Mighty Baz

Post autor: Mighty Baz »

Varelse pisze:"Była chyba aniołem..." - gdyby to powiedział bohater, który ma określone poglądy
Specjalnie to zmieniłem, na przekór wszystkim. Zmienia kontekst. Chciałem uzyskać efekt wolności narodu, uwolnionego od tych dantejskich rządów.

Ale dopowiem jeszcze, tekst ma kiepską konstrukcję. Niby dramatyczne sceny, w zbytniej mnogości nużą i tracą na swojej makabryczności.

Awatar użytkownika
mirael
Mamun
Posty: 175
Rejestracja: sob, 13 paź 2007 22:59

Post autor: mirael »

Maximusie :)
Maximus pisze: Gdzie całość, z której wyjęłaś ten fragment? :P
Dobrze, spróbuję Ci napisać, co myślę o tym tekście.

(...)

Poza tym to tekst o niczym i sprawiający przemożne wrażenie, że wyjęłaś go z większego dziełka, a potem poskracałaś i dostosowałaś do wymogów Warsztatów. Niestety.
Więc jest tak... Dziewczynka pobuszowała po sieci szukając różnych, śmiesznych materiałów zawierających cytat będący tematem warsztatów, po znalezieniu bardzo dziwnego, filozoficznego opracowania o archetypach postanowiła użyć podanych tam symboli i ich znaczeń. Wrzyciwszys to wszystko do rzeczywistości, która od dawien dawna się jej w głowię kłębiła, zamieszała i doprawiła swoim ulubionym klimatem snu-szaleństwa i zdaniami eliptycznymi... ahh i taaaka była z siebie dumna, widocznie niesłusznie...

Maximus pisze: Częste operowanie różnymi perspektywami trochę myli czytelnika, miesza mu w głowie. Szczególnie denerwuje to na przykład w tym miejscu, gdzie pomimo narracji ewidentnie z perspektywy czarownicy, na co wskazuje kursywa, próbujesz zarysować scenę "z zewnątrz":
Oparta plecami o Drzewo, zahipnotyzowana barwnymi światłami.
W moim kierunku zmierza Bestia.
A to wszystko miało być z perspektywy czarownicy...
Gdybym pokusiła się o dłuższe zdanie (bo mam obsesje krótkich, z której się chyba jednak zacznę leczyć...) wyglądało by ono tak :

Jestem oparta plecami o Drzewo, zahipnotyzowana barwnymi światłami.
W moim kierunku zmierza Bestia.
I już nie ma innej perspektywy czarymaryabrakadabra:P Tak, wiem moja wina, że nie widać... głupie to to takie i wszystko przekombinowało...
Maximus pisze:
Przykład? "Święte gałęzie pną się w górę, liście rozszarpują niebo i słońce w kalejdoskop barw.
Słońce? Nie ma słońca".
Bawiło się dziecko symbolami i nie miał kto po łapach przywalić...
Maximus pisze: Czyj cios okazał się chybiony? Bestii, czy czarownicy? Kto zmaterializował kij w dłoniach bohaterki? Bestia? Potem: "Wilk." Chciałoby się zapytać, i co? O co tu chodzi? Rzucasz czasem jakieś słowo, skrót myślowy, spodziewając się, że czytelnik bezproblemowo domyśli się, co chciałaś przekazać. A ja tymczasem nie wiem, co tam robi ten wilk, co się dzieje - czy skądś wyskoczył jakiś wilk, czy Bestia była wilkiem...?
hah:/ Jak nie podawałam kto wykonuje czynność, chciałam żeby było jasne że wykonuje je Czarownica... Takie coś:
Zaryzykowałam/ Wykonałam cios, chybiony. Drugi, trzeci - również.
ahhh... głupia ja...

Bestia=Wilk (tylko w mojej głowie?)
Maximus pisze: I na koniec: "Jęk?" Czyj jęk, co za jęk?
No bo jest tak Czarownica krzyczy "pomocy" Szakal wybiega z namiotu pędzi w jej strona bo jak krzyczy to ratować:P A ta pinda wredna, pewnie na prochach, zamiast przyjaciela widzi wilka:) wyczarowała kijaszek i jebut chłopaka przez łeb:P to zajęczał:P Ja się tam mu nie dziwie:P
Maximus pisze: Nadto komplikujesz proste stwierdzenia, powodując, że wyglądają nienaturalnie i niepoprawnie:
Postać przygarbiona, porasta sierścią.
Przygarbiona postać porasta sierścią.
A jeśli chcesz ukazać dynamiczny charakter zdarzenia i jego postępowanie w czasie (chyba o to Ci chodziło), to na przykład tak:
(...)
Postać garbi się, porasta sierścią.
(...)
faktycznie, ładniejsze to :)

Przepraszam za błędy językowe... gańba to...

I...
Maximus pisze: Przesadzasz z ekspresją i stajesz się przez to nadmiernie sucha, rzeczowa, beznamiętna jako pisarz. W ogóle nie obchodzą mnie losy bohaterów i ich emocje. A przecież powinny.
Przepraszam za zdania eliptyczne, krótkie... Obiecuje w następnych warsztatach opisać scenę Werterem:P

Dziękuje za wyczerpujący komentarz :) xD

Edit: poprawiwszys cytowanie, doda jeszcze podziękowania:) :

Dziękuje za opinie i przeczytanie Varelse i Wyklętemu
Miłego dnia życzę:)
Ostatnio zmieniony pt, 12 wrz 2008 13:42 przez mirael, łącznie zmieniany 1 raz.
..::Reality Is Almost Always Wrong::..

Komu potrzebna jest inteligencja, świadomość i takie tam podobne?

Awatar użytkownika
Ika
Oko
Posty: 4256
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:26

Post autor: Ika »

Mirael, a może zrezygnujesz z wspinania się na szczyty geniuszu, powalania nas odkrywczością interpretacji, odbierania nam tchu ulubionym klimatem snu-szaleństwa i napiszesz opowiadanie, które, zwyczajnie, da się czytać? Bez klimatu ataku epileptycznego.
I mówi się "Maximusie" takoż i się pisze.
Im mniej zębów tym większa swoboda języka

Awatar użytkownika
mirael
Mamun
Posty: 175
Rejestracja: sob, 13 paź 2007 22:59

Post autor: mirael »

Przeprasza, ona zjadła literkę:P
W ostatnim akapicie obiecała że następne napisze całkiem inaczej... Dotrzyma słowa, jak nie to na stos xD xD
..::Reality Is Almost Always Wrong::..

Komu potrzebna jest inteligencja, świadomość i takie tam podobne?

Awatar użytkownika
Ika
Oko
Posty: 4256
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:26

Post autor: Ika »

Sama podłożę ogienek. A co!
Im mniej zębów tym większa swoboda języka

Awatar użytkownika
mirael
Mamun
Posty: 175
Rejestracja: sob, 13 paź 2007 22:59

Post autor: mirael »

Jak ci Ignaś pożyczy zapałki:P Bo wcale nie musi:P Hah xD
..::Reality Is Almost Always Wrong::..

Komu potrzebna jest inteligencja, świadomość i takie tam podobne?

FMeier

Post autor: FMeier »

Do wszystkich: Wiem, że powinno być "w Mekce" a nie "w Mecce". Poprawiłem to w ostatniej chwili i nie mam zielonego pojęcia, dlaczego do Bebe poszła zła pisownia.

Awatar użytkownika
Maximus
ZasłuRZony KoMendator
Posty: 606
Rejestracja: sob, 20 sty 2007 17:24

Post autor: Maximus »

mirael pisze:Przepraszam za zdania eliptyczne, krótkie... Obiecuje w następnych warsztatach opisać scenę Werterem:P
Nie, proszę, nie.
Wydaje mi się, że z jednej skrajności chcesz popaść w drugą - chociaż nie wiem, dlaczego pamiętniki Wertera oznaczają dla Ciebie styl pozbawiony zdań krótkich, bez przesady, czegoś takiego też nie dałoby się czytać.
Wszędzie należy po prostu zachować umiar. Nie ma nic złego w stosowaniu krótkich i eliptycznych zdań do wzmocnienia dynamiki tekstu - tam, gdzie to konieczne. Jest natomiast wiele złego w braku umiaru przy używaniu środków przekazu - wówczas, zamiast ów przekaz wzmocnić, tylko go zaciemniamy. Tak jest w Twoim tekście. Jeśli rzadko klnę i czasem rzucę mięchem, to wszyscy wiedzą, że naprawdę się wkurzyłem - gdybym używał pewnych słów w charakterze znaków przestankowych, zwyczajnie przestano by się temu dziwić. Poza tym to, co mówię, zaczęłoby pewnie stawać się mniej zrozumiałe w obliczu miażdżącej ilości środków ekspresji.
Podobnie Ty w całym tekście przyzwyczajasz mnie do szybkiej, chaotycznej, urywanej narracji - jeszcze przed jego półmetkiem przestaje mnie to ruszać, a pod koniec jestem już zwyczajnie wkurzony całą manierą. A nie o to tu przecież chodzi.
Czekam, aż mi udowodnisz, że znasz złoty środek i potrafisz tekst jakoś wyważyć. Wyczucie przychodzi z czasem - na początek warto spróbować pisać mniej więcej zgodnie z zasadą "dwa zdania długie, jedno krótkie"; to mniej więcej optymalny rytm narracji, któryś pisarz wysmażył o tym artykuł, tylko nie pamiętam, który. Kiedy zrozumiesz, że zmieniając ten rytm wpływasz na odbiór czytelnika - tylko od Twoich własnych chęci i samozaparcia będzie zależało, czy nauczysz się wpływać tak, jak byś tego chciała.

EDIT: Dopisałem wcięte zdanie.
Cokolwiek to było, mea maximus culpa.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Kajaj się, Nath, kajaj. :P
Po prostu chcę, żeby każdy Autor próbował nowych form też. Może moje rozczarowanie, że to znowu ta forma, co już była, wynika po prostu z faktu, że pamiętam to rozwiązanie u Ciebie. I liczyłam, że teraz błyśniesz nowym. Nadal mam w oczekiwaniach czytelniczych: "Zaskocz mnie, Autorze!" - nic się nie zmieniło. :P

Dobra, kolejny tekst, w którym fantastyka umknęła.

Hundzia: Odprawa.

Po pierwszym czytaniu zaczęłam się zastanawiać, gdzie ta fantastyka jest. Przez chwilę nawet na upartego szukałam (przy drugim czytaniu). Szukałam choćby śladu, że tam jest jakiś totalitaryzm w tle, na przykład (w końcu, nie zakładałam, że UFO będzie), że coś w tym tekście umknęło mi wyraźnie. Ale nie umknęło, Hundziu. I przy całym zadowoleniu, że uciekłaś ze skojarzeń mistycznych, brak fantastyki mnie rozczarował.

Już Ci i Flamenco, i Ika zwrócili uwagę, zatem nie będę bić piany, dlaczego tej fantastyki nie jesteśmy w stanie znaleźć. Nie ma jej i tyle.

I, jak w przypadku Natha, tekst trafiłby pod krechę, gdyby nie napad ludzkiej życzliwości mojej (będę się z tego leczyć, przyrzekam).

No, dobra, wiemy, czego nie ma. A co jest?

Narracja, która relacjonuje beznamiętnie i z dystansem, bez tego, co bohater myśli, a jedynie to, co bohater czyni (notabene: typowa dla bajek, ale u Ciebie, Hundziu, nie wyszło aż tak restrykcyjnie, pojawiają się emocje bohatera), jest uprawniona, oczywiście, jeżeli ma cel. O tym potem, na razie, co w tej narracji mi zazgrzytało głośno i nieprzyjemnie.
Pat odetchnął. Denerwował się, że coś zapiszczy
Z ulgą zatrzasnął drzwi,
Tu schizofrenia narracyjna. Jeżeli postanowiłaś stosować narrację z dystansu, trzeba było referować tylko to, co czyni bohater, nie interpretować, jakie emocje się za tym kryją.
Jak w bajkach, np. księżniczka płacze, a nie – księżniczka jest smutna.
Albo – albo, Hundziu. Przy takiej narracji nie ma kompromisów.

Taka narracja nie uruchomi również automatycznie domyślności odbiorcy. Czytałam tekst i nadal nie rozumiem, co zrobić z tym fragmentem:
Kontrola celna.
- Do Londynu? - Celnik był młody, smagły i dziwnie znajomy. Pat pokiwał głową w odpowiedzi.
- Proszę rozłożyć ramiona i stanąć w rozkroku, maszyna się zepsuła.
Pat odetchnął. Denerwował się, że coś zapiszczy i każą mu się rozebrać. Strażnik nader pobieżnie przesunął czujnikiem wzdłuż obrysu ciała.
- Toaleta jest tam. - Uśmiechnął się niewymuszenie.
Do podkreślonego wszystko było jasne. Potem już nieco mniej. Owszem, strażnik wydał się bohaterowi znajomy (dlaczego „dziwnie”, tego nie potrafię uzasadnić), ale to jeszcze nie znaczy, że razem przygotowali ten zamach. Nie. Kibel, gdzie ukryta jest paczka (z bombą, jak myślę) wyskakuje mi znikąd i przeszkadza. I tylko dlatego się domyśliłam związku, że czytałam Twój tekst kilka razy, Hundziu. Normalnie, mącipole.
Celnik ścigał go spojrzeniem. Wciąż uśmiechał się lekko.[Celnik się uśmiechał, podkreślam.]
- O Fatimo! Allah Potężny, Wielki, gniewa się na tych, którzy wprawiają ciebie w gniew, a zadowolony jest z tych, którzy dają zadowolenie tobie – recytował półgłosem w rodzinnym języku. [Celnik, jak wynika.]
No, normalnie, podmioty się pomieszały, jak wynika z pogrubień, czyż nie? Klasyka błędów.

Ale zatrzymałam się jeszcze przy kwestiach językowych. Podkreślenie we fragmencie cytowanym zrobiłam, ponieważ będę uprzejma i nie zauważę błędu tożsamości podmiotów. Znaczy, Pat Kelly recytował w rodzimym (nie rodzinnym) języku. Jaki to język?
(Przekleństwo). A tym bardziej było dosadne, gdyż wypowiedziane w dialekcie gurani, tak często używanym przez jego przyjaciół.
Bohater zna gurani, ale to nie jest jego język rodzimy, nie wynika z tego zdania. Wynika, że przyjaciele znają gurani, wniosek zatem: Pat mógł się od nich nauczyć i przeklina, bo w tym języku przekleństwa brzmią mu bardziej dosadnie. Mój syn przeklina po angielsku, bo fuck brzmi mu bardziej dosadnie niż ku**a (i na rodzimy bluzg babcia reaguje gwałtownie, a angielskiego zwyczajnie nie rozumie), ale to nie znaczy, że językiem rodzimym Progenitury jest angielski.
Znaczy, Pat recytował pewnie po irlandzku? A może po angielsku? Oba języki są urzędowe w Irlandii, a Pat jest tubylcem. Nooo? Co to miało być? Bo mnie się zdaje, że tu normalnie bałagan jest, mnóstwo niespójnych sygnałów rzucasz, Autorko.

Tak sobie tutaj ględzę o narracji i szczegółach, ponieważ próbuję cały czas dociec, po co ta narracja jest taka zdystansowana i behawioralna. Czemu służy odcięcie odbiorcy od postaci, beznamiętność założona? Nie kreacji postaci, bo Pat Kelly beznamiętny nie jest, nie zachowuje się tak w najmniejszym stopniu, wręcz przeciwnie. Ale narrator robi wszystko, żeby dystans odbiorcy do postaci pozostał jak największy. Chociaż to, co jest opisywane, bynajmniej nie skłania do zrozumienia tego dystansu: Pat jest normalny, zachowuje się normalnie, jak człowiek. Ten behawioryzm mnie drażni, ponieważ nie rozumiem celu takiej narracji.

Chyba, że jest to Autorska ucieczka. Hundziu, uciekłaś, żeby nie pokazać, że zamachowiec, to też człowiek? No, to Ci się nie udało, wychodzi mi nadal, że człowiek, tylko narrator jakiś dziwny. Może to miało być właśnie pole interpretacji dla mnie lub innych odbiorców? Że zamachowcem może być każdy w tłumie, na lotnisku, w sklepie, etc. Że zamachowiec jest zwyczajny, dopóki nie zrobi zamachu? To nadal nie uzasadnia behawioralnej narracji, bo zwykły opis też podołałby, a może nawet dałby silniejsze związanie z postacią i tym silniejszy kontrast, zaskoczenie: normalny facet, a tu nagle terrorystą się okazał. Usiłuję powiedzieć, że nie rozumiem aż tak restrykcyjnego dystansu narracyjnego. Nie pasuje do kreacji bohatera ani trochę. A co zabawne, zwykła narracja również pozwoliłaby ten dystans utrzymać, a uniknąć poczucia niewygody. Nie musiałaś, Autorko, dawać refleksji własnych, czy bohatera, stosując zwykłą narrację (znaczy, nie jestem pewna, czy nie musiałaś, ale formalnie nie ma obowiązku).
Na dodatek Pat Kelly nie jest też muzułmaninem w znaczeniu, o jakim pisał Bettelheim. Ta linia interpretacyjna również jest zatem poza moim zasięgiem. Niewygodnie mi w tym tekście, Autorko.

A niewygodnie mi nie tylko dlatego, że nie potrafię wyjaśnić celu narracji. Nie rozumiem celu tego utworu. Co chciałaś mi zrobić, Hundziu? Dać mi do myślenia? Ale nad czym (poza kwestią celowości zabiegu narracyjnego)? Nad logistyką zamachu? W tym tekście jest tylko to: opis, jak zostaje popełniony zamach. I nic więcej. Nie ma tła, które mogłoby naprowadzić na przemyślenia, dlaczego Pat zamachu dokonał. Wychodzi mi: ponieważ był wyznawcą islamu. Oczywiście, cel zamachu (ten bezpośredni) jest dla mnie jasny: amerykańscy żołnierze lecą do Iraku, więc Pat im to uniemożliwia radykalnie. Zakładam, że Pat wierzy, iż Allah nie popiera obecności Amerykanów w Iraku. I... to wszystko.

Ten tekst jest płytki. Nic więcej w nim nie ma. A terroryzm to nie jest temat płytki. Kiedy się bierze na warsztat terroryzm, szczególnie w pobliżu znaczącej terrorystycznie daty, to neutralność nie ma racji bytu. Zza tekstu winna wychynąć opinia Autorska, myśl nadrzędna, wątpliwość, cokolwiek. Cel winien być wyraźny. Po co jest ten tekst? Co przez ten tekst chciałaś wyrazić, Autorko? Po co opisałaś zamach terrorystyczny?

Jeżeli sięgasz po taki temat tylko po to, żeby zrealizować temat warsztatowy i uciec od mistyki, to za mało dla mnie, żebym była zadowolona z lektury. Kreatywnie, owszem, udało się => uciekłaś z pola standardowych skojarzeń. Po drodze zgubiłaś fantastykę. I głębię wyrazu też, jak mi się wydaje.

Bez żalu ten tekst, Hundziu, znalazłby się pod kreską.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
terebka
Dwelf
Posty: 562
Rejestracja: ndz, 13 lip 2008 23:56

Post autor: terebka »

Varelse pisze:Pomysł jakoś specjalnie mnie nie ruszył. Stylistycznie OK. I duży plus za zdanie, które mnie rozśmieszyło - że rozpętało się piekło, podczas gdy akcja dzieje się w piekle. Oczywiście jeśli żart był zamierzony.
Był taki dowcip o parze tańczących tango staruszków. Na koniec ona mówi do niego:
- Masz niesamowite ruchy, Anatolu. Szkoda tylko, że większość jest przypadkowa.

W piekle w piekle nie było przypadku. Słowo zuszka :)


Padł zarzut, że nie zadałem sobie trudu i tak dalej. Do pracy zatem.


Lost_Soldier: Grona Zemsty
- Widziałem przyjście Pana, płaszcz chwały go owiewał, a z takiej szedł winnicy, co rodzi grona gniewu.
Zbytnia wierność z tytułem warsztatów. Absolutnie nie zamierzam Cię posądzać o brak wyobraźni, ale fakt, że już otwarcie opowiadania stanowi brutalny plagiat tematu, daje do myślenia. Tym bardziej, że z wielokrotnie powtarzanych słów wuadzy jeszcze na początku WT6 powinieneś poznać Jej zdanie odnośnie dosłowności.
- Wiem kim jesteś. Nazywają cię Nowym Papieżem, wielkim prorokiem mającym znów odrodzić kościół.
Kościół przez duże "K". Katecheta zawsze nam powtarzał: "Kościół to nie budynek, w którym zbieramy się co niedziela. Kościół to My, wierni".
- Więc mi wierzysz? - Prorok spojrzał z nadzieją na swojego rozmówcę, ale ten jedynie westchnął z politowaniem
Mamy do czynienia z Nowym Papieżem, z nowym prorokiem mającym odrodzić Kościół. Tymczasem nadzieja w jego spojrzeniu, pragnienie aby jakiś tam urzędas uwierzył mu, dają obraz raczej osoby słabej psychicznie, niezdolnej do własnoręcznego zawiązania sznurówek. Dalsza rozmowa potwierdza to. Urzędas zdecydowanie góruje nad prorokiem - nie widzę w kimś takim Nowego Papieża.
- Na wszystkie siedem moich ulubionych dziwek, czy Ty wiesz który rok mamy?
Tutaj zapewne miał nastąpić moment humorystyczny. Nie nastąpił, niestety. Pomijając samą treść, zlep kilku słów wzajemnie się wykluczających, gdzie urzędnik posiada siedem dziwek i wszystkie są ulubione. "Ulubione" dawać by mogło powód do przypuszczeń, że istnieją również jakieś dziwki z drugiego szeregu. Otóż nie. Jest ich właśnie siedem, ni mniej ni więcej.
Pomijając nawet dziwne słownictwo w ustach unijnego urzędasa, zatwardziałego ateisty. Bardziej ono pasuje do jakiegoś Araba z ręcznikiem na łbie, kałachem i pasem szachidów pod brudnym burnusem. Zamknij oczy i wyobraź to sobie: "Na brodę Proroka Mahometa!" "Allah akbar!" "Oby twój wielbłąd kąpał się w mleku a jego pchły były wielkie jak jaskółki". To jest właśnie ten sposób mówienia, który nijak mi nie pasuje do eurourzędnika.
Pomijając to wszystko, punkt humorystyczny nie wywołał na mojej twarzy nawet grymasu wesołości.
Właśnie! Osiemdziesiąt lat od upadku Kościoła!
No proszę. Czyli jednak wysiłek katechety nie poszedł na marne ;)
Czas padać na kolana i modlić się o przebaczenie.
W jak długim czasie możę być rozłożona czynność padania na kolana? Padać, czyli robić to na dłuższej przestrzeni czasu. Zatem "upaść".
ostudziliśmy zapały Chińczyków i Rosjan
Względem czego te zapały? Jakież to plany mieli Chińczycy i Rosjanie, które to zostały zastopowane? Wyjaśnij, proszę, bo w opowiadaniu nie ma o tym słowa.


Język opowiadania niestety mnie nie powalił. Odrobinę naiwny, aby nie powiedzieć: dziecinny. Prorok nie zachowywał się jak przyszła głowa Kościoła, zbyt nędzny i nijaki. Wielki urzędnik elokwencją przywodził na myśl tuzów "Samoobrony". Nie było też puenty, która mogła w ostateczności uratować niedociągnięcia samego tekstu.
Ostatnio zmieniony pt, 12 wrz 2008 16:18 przez terebka, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
hundzia
Złomek forumowy
Posty: 4054
Rejestracja: pt, 28 mar 2008 23:03
Płeć: Kobieta

Post autor: hundzia »

Małgorzato: Widzę, że faktycznie źle skonstruowałam narrację, mea culpa, masz rację. Wyjaśniam kwestię podmiotów. Nie są pomieszane. Usiłowałam zdystansować się do bohatera (Pata Kelly'ego), ukazać go jako zwykłego człowieka, w dodatku Irlandczyka, więc pozornie, nijak nie powiązanego z Al-Qaidą lub innym ugrupowaniem terrorystycznym. Tak naprawdę, Kelly wypowiada tylko jedno zdanie: "Allahu Akbar". To właśnie celnik był tym, który zorganizował zamach i ukrył bombę w toalecie, inaczej Kelly nie mógłby jej przemycić przez kontrolę. I to właśnie celnik o arabskich rysach twarzy, w swym rodzimym (prawdziwa wpadka!) języku recytuje wersety z Koranu i Ksiąg Proroków. To było celowe, wskazujące niejako na celnika jako prawdziwego terrorystę, podczas gdy Kelly był ofiarą, no nie wiem, np. prania mózgu lub indoktrynacji.
Kelly miał tylko przyjaciół, którzy go "nawrócili" na swoją modłę (ci co posługiwali się dialektem gurani, a więc przykładowo Irakijczycy) i namówili do samobójczego zamachu.

Celnik wskazuję toaletę, myślałam, że będzie to wystarczającym powodem, bo Kelly czuł się chory i tak też wyglądał. Widzę, że wciąż szwankuje mi opowiadanie domyślne. usiłuję oduczyć się łopatologicznego wyjaśniania szczegółów, przemycając wskazówki, ale tym razem, wygląda, że poszłam w drugą stronę :D Cóż, człowiek najlepiej uczy się na błędach, postaram się i ja :D

Fantastyka mi umknęła, jakoś o niej nie pomyślałam w klasycznej definicji - że opisuje rzeczy i wydarzenia nierealne. I nie zamierzam z nikim polemizować na ten temat, bo zwyczajnie to przygapiłam. Tu, faktycznie jest pies pogrzebany i z tego choćby powodu opowiadanie powinno znaleźć się pod kreską. Dziękuję, za wysiłek jaki włożyłaś w przegryzienie się przez potworka :) Następnym razem wywalaj, jeśli nie mieści się w normach.

A, tylko jedno pytanie, czy temat jest zrealizowany choć troszkę, czy też przesadziłam z interpretacją?
Wzrúsz Wirúsa!
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Teraz będzie Duży Piasek i jego tekst. Nieprzypadkowo bynajmniej po Hundzi. Ponieważ jest to utwór sięgający do zbioru skojarzeń podobnego do zbioru, z którego czerpała Hundzia. Ale... Cóż, ten tekst ma to, czego w "Odprawie" zabrakło.
I jeden defekt główny: fantastykę można w nim znaleźć dopiero wtedy, gdy Autor paluchem pokaże. :P:P:P

Podoba mi się ten tekst z dwóch zasadniczych powodów:
1. kompozycji => wykorzystania dwóch, przeplatających się, perspektyw narracyjnych: ogólnego planu z przemówieniami oficjeli i jednostkowego, wewnętrznego planu wspomnień obecnego na widowni bohatera;
2. kontrastu - słowa o pokoju i pamięci ofiar przeciwstawione pamięci ofiary, która nie należała do tych, co byli po "właściwej" stronie. Jest w tym głębia, jest myśl Autorska. A wykorzystanie fragmentów prawdziwych przemówień (i zamieszczenie bibliografii) jest zabiegiem, który dodaje przewrotności, każe zrewidować wiarygodność tych słów.

O, tak. Jest w tym utworze głębsza myśl, pytanie przebija, o jakich ofiarach winno się pamiętać, o jaki pokój można się modlić, gdy nie dotyczy to obu stron konfliktu. I czy rzeczywiście terroryści to tylko fanatyczne żywe bomby (w tym potocznym, niefantastycznym znaczeniu), czy może ludzie, których doprowadzono do stanu krytycznego, którzy mają powód do nienawiści i nienawiść, jakże ludzka, kieruje ich uczynkami. I kontrowersja, czy można ich usprawiedliwiać, czy jednak nie?
Czy naprawdę "nikt z nas nie jest bez winy i nikt bez skazy"?

Łatwo mi poszło czytanie, bo interesująco się przeplatają plany wypowiedzi dwa, zmienne.

Ach, ale czyż nie mówiłam, że nie ma tekstów doskonałych? :P
Nie, nie ma błędów, które rzuciłyby mi się w oczy. Rzucił mi się w oczy za to nachalny obraz tych wspomnień, jakby na siłę łzawych i okrutnych, za mocno zaznaczanych. Przerysowany, IMAO. Duży Piasku, Ty się musisz hamować, zawierzyć trochę empatii czytelnika.

Narracja behawioralna, kompletnie nieuzasadniona dla mnie u Hundzi, u Ciebie ma uzasadnienie. Ponieważ cierpienie Twojego bohatera jest tak wielkie, a nienawiść tak silna, że przekroczona została wartość krytyczna i żaden język, żadne zabiegi emotywne, nie dadzą rady wyrazić. A wtedy pozostaje już tylko opisać to beznamiętnie, behawioralnie. I pozwolić, by odbiorca sam interpretował emocje, które zostają wycięte z opisu.
Pamiętał. Kolby karabinów walące w drzwi o brzasku. Przerażoną matkę. Wtedy po raz ostatni widział ojca. Zatarte wspomnienie kilkulatka. Żołnierze wywlekają związanego mężczyznę. Odwraca głowę. Przez moment patrzy synowi w oczy. Z rozciętej wargi sączy się krew.
Tu to jest. Tylko podkreślone trzeba zastąpić opisem czynności, np. krzyczącą, drżącą, szlochającą matkę - wykonującą czynność, która skojarzy się odbiorcy z przerażeniem, ale bez oceny gotowej.
Pamiętał. Pogrzeb. Rozpacz rozrywała serce. Ukochana, młodsza siostrzyczka.
A tu już nie.

Nie w stylu jednak opisu problem, ale w tych obrazach, które opisywane są. No, tu mnie dręczy jednak, jak robal pod ubraniem: czemu to musi być aż takie straszne. Kolbami w drzwi załomotali. Ojca zabrali. Siostrzyczkę (obowiązkowo ukochaną) zgwałcili. A potem dali marne odszkodowanie?! Yyyy...
Nie masz wrażenia, Piasku, że za duży nacisk kładziesz? Że ta przemoc nie rusza, ponieważ jest taka... typowa?
Mogę tu od razu powiedzieć, że powyższe jest moim gustem czytelniczym i wynika prawdopodobnie ze znieczulicy na skutek oglądania w młodości amerykańskich filmów oraz czytania "Bagnet na broń" w dzieciństwie. Może podświadomie się odcinam od potworności, na które znieczuliła mnie X muza. I może stąd płynie to przekonanie, Duży Piasku, że chciałeś mnie zmusić do współczucia Twojemu bohaterowi, że zastosowałeś przemoc przez tekst, że nie pozwalasz mi wybrać mojego stosunku do bohatera, tylko narzucasz mi ten stosunek. Muszę mu współczuć, użalić się nad nim. Muszę...? Może robię się cyniczna i mało wrażliwa na starość...

Zastanawiałam się, dlaczego właściwie stawiam opór tak uparcie. Może dlatego, że pierwszy opis mnie nie przekonuje. Zatarte wspomnienia kilkulatka są dość konkretne. Może nie powinny takie być.
Może ta "ukochana siostrzyczka", pogrzeb i odszkodowanie. Ładny rytm na końcu tego akapitu, ale łzawość mnie dobiła jednak.

Oszczędniej trochę, Duży Piasku. Nie na poziomie środków wyrazu (w tym tekście nie mam żadnych zastrzeżeń, IMAO, dobrane doskonale do celu utworu), ale właśnie na poziomie treści.
Pamiętał. Okrzyk: stój! Patrol. A dom modlitwy był tak blisko. Ale wiara ojców jest zakazana. Cios. Jeden, drugi... Smak krwi. Wyzwiska. Nienawiść. Strach. Pierwotne uczucia odbierające człowieczeństwo. Kolba, but... Przestali bić. Otworzył oczy. Co się stało? Jak? Wokół krew. Zmasakrowane twarze, wybebeszone trzewia.
A tu jest fantastyka. Jak paluchem pokazałeś, to znalazłam też. A gdybyś nie pokazał, to pewnie nie znalazłabym sama. Wiesz, mogłeś trochę jednak podkreślić, że nienawiść bohatera staje się namacalna w skutkach. Nie wiem, choćby dodatkowym zdaniem na końcu: "Jedna myśl: to ja, ja to uczyniłem. Sam.".
Oczywiście, niekoniecznie takim. Ale jakaś wyrazistsza wskazówka, bo nie zatrzymuje się myśl na tym opisie. Jeszcze jedna jatka pod domem modlitwy. Znaczy, pewnie na pomoc przyleźli inni, co też chcieli się pomodlić.

Ten brak wyraźniejszego zaznaczenia skutkuje automatyczną interpretacją końcówki: facet przyniósł bombę i zdetonował na uroczystościach ku pamięci ofiar. Piękne, perfidne memento dla banałów o pokoju, ale fantastyka znikła.

I pewnie, choć z mieszanymi uczuciami i głęboką niechęcią, rzucilibyśmy Twój utwór, Duży Piasku, pod kreskę. A Ty wskazałbyś, że jednak była fantastyka, tylko schowana. I wybuchłyby kontrowersje wokół najmniej istotnej sprawy, jak mi się zdaje. :P

Znaczy, dobrze, że jednak byłam dobrym gliną i rzuciłam Twój utwór nad kreskę. :)))
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
KPiach
Mamun
Posty: 191
Rejestracja: śr, 18 sty 2006 20:27

Post autor: KPiach »

Dzięki, Margo za opinię.
Przyjmuję Twoje argumenty, mówiące o tym, że znów przeholowałem w cierpieniach bohatera. Najlepsze jest to, że pisząc tekst miałem w pamięci połajankę po tragicznym pocałunku. Zwracałem, więc uwagę, aby być w narracji właśnie zdystansowanym i nie wykręcać czytelnikowi za bardzo trzewi, zresztą to zawierało się również w pomyśle na tekst. Nauka: przeginać bagietę można na różne sposoby!
Jednak miałem pewien zamysł związany z kolejnymi cierpieniami bohatera. Tyle, że w dużej mierze zarżnąłem go wraz z fantastyką. Otóż, kolejne tragedie były ścieżką wiodącą bohatera do wyzwolenia niekontrolowanych, niszczących mocy. Masz rację, Margo, wystarczyło pewnie tylko jedno dodatkowe zdania aby problemu nie było, albo był znacznie mniejszy.

EDIT: jeden dopisek
Myślenie nie boli! Myślenie nie boli! Myślenie... AUĆ! O, cholera! To boli!

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Piasku, ja wiem doskonale, że ścieżka cierpień prowadzi bohatera do wyzwolenia nienawiści - to nie budzi żadnej wątpliwości. Z tego jest dobry kontrast do banałów o pokoju. Tu jest OK.

Tak się tylko zastanawiałam, czy nie przedobrzyłeś w tych obrazach przemocy? Nadal mnie to pytanie dręczy.

Natomiast ogólnie - jako konstrukcja i jako utwór => mnie się ten tekst podoba. Ma ciężar wymowy. Może trochę nadwagę (ale tu już kwestia odbioru indywidualnego mojego jest, co starałam się podkreślić).

Dręczy mnie ten drugi akapit (bardziej niż pierwszy). A nie mogłeś pójść w opis beznamiętny gwałtu? Miałbyś to samo - eskalację, a bez łzawości? Nie, to nie jest tak, że mówię Ci, co masz napisać. Może po prostu wystarczy usunąć "ukochaną siostrzyczkę" i zastąpić neutralnym: "młodsza siostra, jeszcze dziecko"? Może to po prostu durny szczegół jeden mnie zafiksował? Nie jestem pewna, Piasku. Tak sobie tylko dywaguję, ale nie bierz tego za zdanie wyroczne i jedyne prawdziwe.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
terebka
Dwelf
Posty: 562
Rejestracja: ndz, 13 lip 2008 23:56

Post autor: terebka »

Mirael: Obrazy, Pustkowie i Próba

Cóż mogę dodać, czego nie wywlókł już na światło dzienne i nie nakarmił tym swych sępów Maximus?

Drugie opowiadanie na liście i kolejny przykład związku wprowadzenia z tematem WT6 z gatunku: kliknij-przeciągnij-wklej.
- Nie wiem - Wyszeptała, wyczołgała się z namiotu - Nie pamiętam, chce być sama.
Pogrubione do korekty.
Poza tym dziwna odraza do ogonków odróżniających znaki polskie od nie polskich. Przykład? Proszszsz...
Nie pamiętam, chce być sama.
Dlaczego tak się boje?
Kocham Cie, kocham, przepraszam.
Nie wiem - Drże.
Ale przecież nie w tym rzecz, aby się skupić na drobiazgach, gdy umysł czytającego ogarnia nieodparta, błyskotliwa myśl: Eeee... Oooossoootuuuchosssiiiiii...
No właśnie. O co tu chodzi? Co chciałaś przekazać? Gdzie w tym myśl jakaś? Gdzie związek występujących w opowiadaniu postaci i miejsc z historią? I gdzie w ogóle owa historia?
Może to tylko ja jestem mało rozgarnięty, ale opowiadanie Twoje przemknęło przez mój umysł jak wiatr, nie zatrzymując się choćby na chwilę. Zniknęło w oddali wraz z masą swych krótkich zdań, koślawym oniryzmem (którego osobiście nie trawię, ale to akurat moja sprawa). Pozostała pustka.

Zablokowany