Pytanie do znawców
Moderator: RedAktorzy
- in_ka
- Fargi
- Posty: 444
- Rejestracja: ndz, 25 mar 2007 22:26
Książeczka Maxa Wilda:
Wild, Max.: In geheimem Auftrag an der Ostfront.
Aufzeichnungen eines deutschen Nachrichten - Offiziers.
Berlin, Ullstein, 1931
znaleziona - czekam na dostarczenie.
Podczytując niemieckie opisy badań autopsyjnych stwierdzam niestety, że nomenklatura medyczna w tym zakresie dość swobodnie pozwala wymieniać "blau" na "zyanose"
i owo "blau" jest na tyle częste, że przypuszczam, że agent służb specjalnych Max Wild mógł swoim opisie też tego słowa użyć.
Tłumacz znający zasady tworzenia nomenklatury medycznej w Polsce nie powinien był jednak przetłumaczyć tego na "niebieskie" (tu: niebieskie oczy), choć tak było łatwiej i bardziej "medialnie" (o czym świadczy tytuł znalezionego przez Ciebie Małgorzato źródła),
Zrobił to niepoprawnie i niezgodnie nie tylko z nomenklaturą medyczną ale i potocznymi określeniami.
Przedzierając się przy tej okazji przez różności poczytałam o Fritzu Haberze;
poznawanie historii z perspektywy losów jednostki
jakże jest pouczające - w tym przypadku również wstrząsające!
Jeden z popularyzujących artykułów
edytka przechodziła
Wild, Max.: In geheimem Auftrag an der Ostfront.
Aufzeichnungen eines deutschen Nachrichten - Offiziers.
Berlin, Ullstein, 1931
znaleziona - czekam na dostarczenie.
Podczytując niemieckie opisy badań autopsyjnych stwierdzam niestety, że nomenklatura medyczna w tym zakresie dość swobodnie pozwala wymieniać "blau" na "zyanose"
i owo "blau" jest na tyle częste, że przypuszczam, że agent służb specjalnych Max Wild mógł swoim opisie też tego słowa użyć.
Tłumacz znający zasady tworzenia nomenklatury medycznej w Polsce nie powinien był jednak przetłumaczyć tego na "niebieskie" (tu: niebieskie oczy), choć tak było łatwiej i bardziej "medialnie" (o czym świadczy tytuł znalezionego przez Ciebie Małgorzato źródła),
Zrobił to niepoprawnie i niezgodnie nie tylko z nomenklaturą medyczną ale i potocznymi określeniami.
Przedzierając się przy tej okazji przez różności poczytałam o Fritzu Haberze;
poznawanie historii z perspektywy losów jednostki
jakże jest pouczające - w tym przypadku również wstrząsające!
Jeden z popularyzujących artykułów
edytka przechodziła
- savikol
- Fargi
- Posty: 407
- Rejestracja: pn, 27 mar 2006 08:04
Jestem w robocie to i mogłem trochę pogrzebać.
Brom ma tendencje do barwienia śluzówek, także spojówek oka. Otruty bromem ma żółtą skórę, a usta, język i oczy robią mu się brunatne. Możemy więc wnioskować, że związki bromu mają tendencję do barwienia oczu. Szukałem zatem substancji, które z kolei wykazują zdolność do barwnych reakcji z organizmem, ale dających kolor siny, czy niebieski. Okazało się, że długo nie trzeba szukać.
Fosgen! „Skóra twarzy i rak ma odcień bladofioletowy, usta, błona śluzowa jamy ustnej, koniuszki uszu, łożyska paznokci są koloru purpurowoczerwonego i niebieskofiloletowego”. Do tego powoduje krwawą pianę na ustach.
Mamy go! Tylko nie barwi oka, ale wiemy, że barwią je związki bromu. Czy mamy jakieś substancje mające wspólne działanie? Jasne – Bromofosgen. Czy był używany w czasie wojny? Brak danych.
No to szukam dalej. Z własnego doświadczenia wiem, że związki bromu to lakrymatory (substancje łzawiące), nie raz się sam w laboratorium zalałem łzami. Dodatkowo człowiekowi gwałtownie lecą gluty z nosa, ogólnie ma podrażnioną śluzówkę, czyli otruty może toczyć pianę, zalewać się różnymi barwnymi wydzielinami trawionego organizmu. Czy w czasie I wojny takie związki były używane? Tak. Bromoaceton, bromek ksylilu i bromocyjanek benzalu. I okazuje się, że ten ostatni używany był w roztworach, a jako rozpuszczalniki stosowano fosgen i iperyt siarkowy. Mamy więc chyba miks, którego szukamy. Substancja powodująca kolorowe piany i barwiąca oczy na siny i krwawo fioletowy kolor to bromocyjanek benzalu rozpuszczony w fosgenie. Nabijano nim nawet pociski artyleryjskie, przez co miotano ten syf na spore odległości. Ta da! Trafiony!
EDIT: Jeszcze jedno. Tę wspaniałą mieszankę stosowali Francuzi i Amerykanie do ataków na Szkopy. Jeśli więc autor użył jej w odwrotnej formie tj. do ataku na aliantów, to się pomylił.
Brom ma tendencje do barwienia śluzówek, także spojówek oka. Otruty bromem ma żółtą skórę, a usta, język i oczy robią mu się brunatne. Możemy więc wnioskować, że związki bromu mają tendencję do barwienia oczu. Szukałem zatem substancji, które z kolei wykazują zdolność do barwnych reakcji z organizmem, ale dających kolor siny, czy niebieski. Okazało się, że długo nie trzeba szukać.
Fosgen! „Skóra twarzy i rak ma odcień bladofioletowy, usta, błona śluzowa jamy ustnej, koniuszki uszu, łożyska paznokci są koloru purpurowoczerwonego i niebieskofiloletowego”. Do tego powoduje krwawą pianę na ustach.
Mamy go! Tylko nie barwi oka, ale wiemy, że barwią je związki bromu. Czy mamy jakieś substancje mające wspólne działanie? Jasne – Bromofosgen. Czy był używany w czasie wojny? Brak danych.
No to szukam dalej. Z własnego doświadczenia wiem, że związki bromu to lakrymatory (substancje łzawiące), nie raz się sam w laboratorium zalałem łzami. Dodatkowo człowiekowi gwałtownie lecą gluty z nosa, ogólnie ma podrażnioną śluzówkę, czyli otruty może toczyć pianę, zalewać się różnymi barwnymi wydzielinami trawionego organizmu. Czy w czasie I wojny takie związki były używane? Tak. Bromoaceton, bromek ksylilu i bromocyjanek benzalu. I okazuje się, że ten ostatni używany był w roztworach, a jako rozpuszczalniki stosowano fosgen i iperyt siarkowy. Mamy więc chyba miks, którego szukamy. Substancja powodująca kolorowe piany i barwiąca oczy na siny i krwawo fioletowy kolor to bromocyjanek benzalu rozpuszczony w fosgenie. Nabijano nim nawet pociski artyleryjskie, przez co miotano ten syf na spore odległości. Ta da! Trafiony!
EDIT: Jeszcze jedno. Tę wspaniałą mieszankę stosowali Francuzi i Amerykanie do ataków na Szkopy. Jeśli więc autor użył jej w odwrotnej formie tj. do ataku na aliantów, to się pomylił.
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
No, i żeż! Fantastycznie!
Kurczę, normalnie największa korzyść z tej roboty, to że się tylu ciekawych rzeczy dowiem!
Powinnam wrednie nie powiedzieć autorowi, skąd taka mądra jestem, tylko kazać mu samemu research odrabiać. Za karę... :P
Ale co w takim razie z Bolimowem i substancją T. W niej były właśnie te aromatyczne związki z bromem. A Max Wild był od Niemców właśnie... I tak, autor wskazał, że to był atak aliantów na Niemców.
Rozwiązanie jednej zagadki rodzi kolejne... :/
Kurczę, normalnie największa korzyść z tej roboty, to że się tylu ciekawych rzeczy dowiem!
Powinnam wrednie nie powiedzieć autorowi, skąd taka mądra jestem, tylko kazać mu samemu research odrabiać. Za karę... :P
Ale co w takim razie z Bolimowem i substancją T. W niej były właśnie te aromatyczne związki z bromem. A Max Wild był od Niemców właśnie... I tak, autor wskazał, że to był atak aliantów na Niemców.
Rozwiązanie jednej zagadki rodzi kolejne... :/
So many wankers - so little time...
- savikol
- Fargi
- Posty: 407
- Rejestracja: pn, 27 mar 2006 08:04
Jakiś chaos, bo w sieci piszą, że substancji T używali Niemcy do ataku na Rosjan i to mieszanina bromopochodnych węglowodorów aromatycznych. A w innym miejscu, że to nazwa zwyczajowa bromku ksylilu i tak nazywa się gaz łzawiący używany przez policję. Jedno nie wyklucza drugiego. Bromek ksylilu jest bromopochodną węglowodoru aromatycznego (tak samo jak bromocyjanek benzylu). Ataki substancją T okazały się nieudane, Rosjanie nawet nie zauważyli, że zostali zaatakowani. Użyta mieszanina uległa rozkładowi, rozwiała się na wietrze i tyle. Jako broń chemiczna okazała się zbyt słaba, znalazła zatem zastosowanie jako narzędzie policyjne do rozpędzania demonstracji.
Znacznie groźniejszą bronią był wyszukany przeze mnie bromocyjanek rozpuszczony w fosgenie i moim zdaniem to efekty jego działania opisuje ten niemiecki agent. Zgadzały by się efekty: żółte i krwawe piany, sine i fioletowe języki, usta i oczy.
Oczywiście mogę się mylić. Stawiam tylko hipotezy. Może Mason by się jeszcze wypowiedział?
substancje szkodliwe
Znacznie groźniejszą bronią był wyszukany przeze mnie bromocyjanek rozpuszczony w fosgenie i moim zdaniem to efekty jego działania opisuje ten niemiecki agent. Zgadzały by się efekty: żółte i krwawe piany, sine i fioletowe języki, usta i oczy.
Oczywiście mogę się mylić. Stawiam tylko hipotezy. Może Mason by się jeszcze wypowiedział?
Z „Toksykologii”, „Substancje szkodliwe w przemyśle” i z sieci:Można wiedzieć z jakiej ksiażki korzystałeś?
substancje szkodliwe
- Harkonnen2
- Pćma
- Posty: 291
- Rejestracja: sob, 11 cze 2005 10:19
Eeej, co z was za fantaści? Przecież to ewidentne zatrucie melanżem. Może denat wody życia żłopnął? ;)Małgorzata pisze:Nienienie. Niebieskie oczy. Całe niebieskie. Normalnie - konfuzja pełna.
MSPANC
Aah! I see you have the machine that goes 'ping'. This is my favourite. You see, we lease this back from the company we sold it to, and that way, it comes under the monthly current budget and not the capital account.
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
- Bakalarz
- Stalker
- Posty: 1859
- Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08
To i ja pytanie mam...
W pewnym momencie zainteresowała mnie idea cewki (czy też transformatora) Tesli i zjawiska ślizgania się prądu po ciele człowieka ("efekt naskórkowy'???)
Jak to mniej więcej wygląda, wie ktoś? Zwłaszcza w nocy...
Szukam też podobnych urządzeń i zapomnianych (ale bardzo klimatycznych) wynalazków z tego okresu :) z myślą o powstającym tekście
Będę wdzięczny :)
W pewnym momencie zainteresowała mnie idea cewki (czy też transformatora) Tesli i zjawiska ślizgania się prądu po ciele człowieka ("efekt naskórkowy'???)
Jak to mniej więcej wygląda, wie ktoś? Zwłaszcza w nocy...
Szukam też podobnych urządzeń i zapomnianych (ale bardzo klimatycznych) wynalazków z tego okresu :) z myślą o powstającym tekście
Będę wdzięczny :)
Sasasasasa...
- karakachanow
- Pćma
- Posty: 227
- Rejestracja: ndz, 14 sty 2007 11:23
Bakałarz:
SparkMuseum
Bardzo dużo zdjęć urządzeń i wynalazków z przełomu XIX i XX wieku (wynalazki Tesli też są)
Książki, niestety w lengłydżu (właśnie odebrałem przesyłkę i radochę wielką mam):
"1800 Mechanical Movements, Devices and Appliances" Gardner D. Hiscox. Wydawnictwo Dover 2007 r. Rysunki i krótkie opisy urządzeń. Najciekawsze, że jest to wznowienie w oparciu o szesnaste wydanie z 1921 roku, zaś wydanie pierwsze to 1899 rok. Pompy, parowozy, zębatki, silniki, tłoki i wiele więcej.
"Ship" Brian Lavery 2004 DK Publishing, Inc. Historia okrętów i statków. Album z pierwszorzędnymi, doskonale opisanymi, ilustracjami. Obszerny rozdział dotyczący epoki pary.
"World War I" H.P. Willmott Covent Garden Books 2006. Album, zamówiłem ze względu na ciekawe ilustracje (uzbrojenie, umundurowanie, akcesoria, itp.).
Albumy łopatologiczne, przyznać muszę, za to ilustracje super.
Jeżeli chodzi o urządzenia to chyba najciekawsze rzeczy na których położyłem ostatnio łapska.
Nie wiem czy o taką odpowiedź chodziło, może się do czegoś przyda.
Może to co znalazłem będzie pomocne. Prawie zakończyłem poszukiwania, z myślą o powstającym tekście ;). Chętnie się podzielę.To i ja pytanie mam...
W pewnym momencie zainteresowała mnie idea cewki (czy też transformatora) Tesli i zjawiska ślizgania się prądu po ciele człowieka ("efekt naskórkowy'???)
Jak to mniej więcej wygląda, wie ktoś? Zwłaszcza w nocy...
Szukam też podobnych urządzeń i zapomnianych (ale bardzo klimatycznych) wynalazków z tego okresu :) z myślą o powstającym tekście
Będę wdzięczny :)
SparkMuseum
Bardzo dużo zdjęć urządzeń i wynalazków z przełomu XIX i XX wieku (wynalazki Tesli też są)
Książki, niestety w lengłydżu (właśnie odebrałem przesyłkę i radochę wielką mam):
"1800 Mechanical Movements, Devices and Appliances" Gardner D. Hiscox. Wydawnictwo Dover 2007 r. Rysunki i krótkie opisy urządzeń. Najciekawsze, że jest to wznowienie w oparciu o szesnaste wydanie z 1921 roku, zaś wydanie pierwsze to 1899 rok. Pompy, parowozy, zębatki, silniki, tłoki i wiele więcej.
"Ship" Brian Lavery 2004 DK Publishing, Inc. Historia okrętów i statków. Album z pierwszorzędnymi, doskonale opisanymi, ilustracjami. Obszerny rozdział dotyczący epoki pary.
"World War I" H.P. Willmott Covent Garden Books 2006. Album, zamówiłem ze względu na ciekawe ilustracje (uzbrojenie, umundurowanie, akcesoria, itp.).
Albumy łopatologiczne, przyznać muszę, za to ilustracje super.
Jeżeli chodzi o urządzenia to chyba najciekawsze rzeczy na których położyłem ostatnio łapska.
Nie wiem czy o taką odpowiedź chodziło, może się do czegoś przyda.
- baron13
- A-to-mistyk
- Posty: 3516
- Rejestracja: sob, 11 cze 2005 09:11
Transformator Tesli, to cewka wyskoiego napięcia z trzema uzwojeniami i przerwą iskrową w drugim, która zasila ostatnie, trzecie uzwojenie prądem wcz indukowanym dzięki tej przerwie. Dziś lepiej się sprawuje zasilanie z generatora mocy wcz.
A zjawisko naskórkowe wogóle nie wygląda. Prąd nie ślizga się tylko płynie przy powierzchni przewodnika wypychany przez silę elektromagnetyczną.
A zjawisko naskórkowe wogóle nie wygląda. Prąd nie ślizga się tylko płynie przy powierzchni przewodnika wypychany przez silę elektromagnetyczną.
- Bakalarz
- Stalker
- Posty: 1859
- Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08
Czyli hipotetyczny człowiek wyłaniający się z kłębowiska świetlistych promieni (piorunów? jakkolwiek nazwanych) jest możliwy do zaobserwowania?baron13 pisze:A zjawisko naskórkowe wogóle nie wygląda. Prąd nie ślizga się tylko płynie przy powierzchni przewodnika wypychany przez silę elektromagnetyczną.
W filmie "Prestiż" była taka scena, bodajże :)
Sasasasasa...
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Jak mówiłam, zdominuję ten wątek.
Potrzebny mi chemik/historyk/inżynier w jednym. Albo trzej razem.
Otóż, mam opisany ubiór ochronny przed zagrożeniami chemicznymi (kombinezon + maska + butla tlenowa). Mniejsza o konstrukcję czy pomysł, interesuje mnie bardziej, czy wówczas (II wojna) istniały jakieś czujniki, indykatory, które pozwoliłyby rozpoznać, że człowiek znajduje się w strefie skażonej*?
Ach, i czy wtedy mógł istnieć sytezator? W sensie, głośniczek umożliwiający wydostanie się głosu na zewnątrz takiego szczelnego kombinezonu? I czy to w ogóle ma sens? Ten głos bez głośniczka się nie wydostanie? Po mojemu, co najwyżej będzie stłumiony, ale przecież to nieistotne... No, po co taki wzmacniacz głosu w kombinezonie? Pomijając, że chyba jeszcze takiej technologii nie było... :/
______
*Nie bierzemy pod uwagę oczywistych znaków, jak walające się trupy (otrutych) śród pola.
Potrzebny mi chemik/historyk/inżynier w jednym. Albo trzej razem.
Otóż, mam opisany ubiór ochronny przed zagrożeniami chemicznymi (kombinezon + maska + butla tlenowa). Mniejsza o konstrukcję czy pomysł, interesuje mnie bardziej, czy wówczas (II wojna) istniały jakieś czujniki, indykatory, które pozwoliłyby rozpoznać, że człowiek znajduje się w strefie skażonej*?
Ach, i czy wtedy mógł istnieć sytezator? W sensie, głośniczek umożliwiający wydostanie się głosu na zewnątrz takiego szczelnego kombinezonu? I czy to w ogóle ma sens? Ten głos bez głośniczka się nie wydostanie? Po mojemu, co najwyżej będzie stłumiony, ale przecież to nieistotne... No, po co taki wzmacniacz głosu w kombinezonie? Pomijając, że chyba jeszcze takiej technologii nie było... :/
______
*Nie bierzemy pod uwagę oczywistych znaków, jak walające się trupy (otrutych) śród pola.
So many wankers - so little time...
- kiwaczek
- szuwarowo-bagienny
- Posty: 5629
- Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:54
No poza historykiem, to niby ja spełniam kryteria.
Maski gazowe, już przynajmniej od czasów maski SzM-41 z KF (lata 50-te) posiadały tzw. komory foniczne, umożliwiające w miarę normalne rozmawianie. Najnowsze maski mają to w standardzie i nie ma przeciwwskazań, przed komunikacją podczas noszenia. Więc jakiekolwiek wzmacniacze mogą być jedynie potrzebne do wzmocnienia samego głosu, a nie wydostawania się na zewnątrz.
Dalej - wykrywacze, Już od lat 50-tych stosuje się wykrywacze rurkowe (patrz PChR-54M) i te,. dzięki swojej prymitywnej budowie mogą w każdych prawie warunkach wskazywać obecność skażeń. Z jednym małym zastrzeżeniem - to nie są wykrywacze automatyczne - trzeba wykonać badanie (polegające na przepuszczaniu powietrza przez rurkę wypełnioną wskaźnikiem) żeby otrzymać wynik.
A jak to było w czasach II WW? Nie mam szczerze mówiąc pojęcia. Wiem, że maski były na wyposażeniu każdego, ale o kombinezonach z tamtych czasów, takich żeby miał każdy żołnierz to nie słyszałem.
Edit: Tu masz pechaera
Maski gazowe, już przynajmniej od czasów maski SzM-41 z KF (lata 50-te) posiadały tzw. komory foniczne, umożliwiające w miarę normalne rozmawianie. Najnowsze maski mają to w standardzie i nie ma przeciwwskazań, przed komunikacją podczas noszenia. Więc jakiekolwiek wzmacniacze mogą być jedynie potrzebne do wzmocnienia samego głosu, a nie wydostawania się na zewnątrz.
Dalej - wykrywacze, Już od lat 50-tych stosuje się wykrywacze rurkowe (patrz PChR-54M) i te,. dzięki swojej prymitywnej budowie mogą w każdych prawie warunkach wskazywać obecność skażeń. Z jednym małym zastrzeżeniem - to nie są wykrywacze automatyczne - trzeba wykonać badanie (polegające na przepuszczaniu powietrza przez rurkę wypełnioną wskaźnikiem) żeby otrzymać wynik.
A jak to było w czasach II WW? Nie mam szczerze mówiąc pojęcia. Wiem, że maski były na wyposażeniu każdego, ale o kombinezonach z tamtych czasów, takich żeby miał każdy żołnierz to nie słyszałem.
Edit: Tu masz pechaera
I'm the Zgredai Master!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
No, masz! Ładny ten zestaw. Znaczy, już wiem, jak poprawić opis. Dziękuję, Kiwaczku. :)))
Jedna sprawa: akcja dotyczy lat czterdziestych ubiegłego wieku. Ale niech tam, komora foniczna jest wystarczająca na potrzeby tego, co opisane, a poza tym - fantastyka przecież. Zgłoszę zastrzeżenia, ale tutaj można wprowadzić licentia prosaica, obawiam się...
Jedna sprawa: akcja dotyczy lat czterdziestych ubiegłego wieku. Ale niech tam, komora foniczna jest wystarczająca na potrzeby tego, co opisane, a poza tym - fantastyka przecież. Zgłoszę zastrzeżenia, ale tutaj można wprowadzić licentia prosaica, obawiam się...
So many wankers - so little time...