Nieczytanie książek w Polsce...

czyli nic konkretnego, za to do wszystkiego

Moderator: RedAktorzy

Awatar użytkownika
Keiko
Stalker
Posty: 1801
Rejestracja: wt, 22 sty 2008 16:58

Post autor: Keiko »

Widzę, że młode pokolenie mocno dramatyzuje ;)
Książki nie są drogie.
Jeśli państwo cokolwiek miałoby dotować, to biblioteki, ze szczególnym uwzględnieniem bibliotek szkolnych.
Jako uczeń czytałam tony (nawet nie kilogramy) - wszystkie wypożyczone. Nawet nie przyszło mi do głowy mieć pretensje do świata, że moje kieszonkowe nie wystarcza, aby te wszystkie dzieła kupić.
Jako studentka czytałam jedyne podręczniki i książki związane ze studiami. Na inne przyjemności czytelnicze nie miałam raczej czasu - ale nie uważam tego za jakąś straszliwa krzywdę. Cztery-sześc lat można przeżyć na samej literaturze naukowej. Budżet tez pozwalał jedynie na zakup dzieł profesorów, niezbędnych do zdania egzaminów ;) Książka dla przyjemności była towarem luksusowym, dawanym w prezencie.
Kiedy zaczęłam pracować zakup interesujących mnie lektur nie jest problemem i uważam, że książka jest tania w stosunku do zarobków w Polsce. Narzekanie na jej cenę to dla mnie zwykłe wygodnictwo. Przyzwyczajamy się, że wszystko ściągamy na pulpit jednym kliknięciem myszki - więc kiedy trzeba ruszyć tyłek i pójść do biblioteki zaczyna się dramat.

A teraz coś w ramach ironii losu:
Kiedy pojawił się piękny okres w życiu, że mam i środki na zakup książek i czas aby je czytać w ogromnych ilościach - pojawiły się problemy ze wzrokiem. I tak leży na półce na półce "Czarna Kampania" i "Dziki Mesjasz" - obie zaczęte, obie wyczekane - a ja nie jestem w stanie ich skończyć. Więc jeśli są możliwości (nawet jeśli ma być to wizyta w bibliotece) to należy czytać. Bo można mieć w domu półkę z książkami i brak możliwości, aby wziąć je do ręki.

Awatar użytkownika
Zanthia
Alchemik
Posty: 1702
Rejestracja: czw, 11 sie 2005 20:11
Płeć: Kobieta

Post autor: Zanthia »

A mnie Kiwak i Keiko właśnie natchnęli, żeby via Google/Zumi odkryć, że jest spora filia Biblioteki Raczyńskich 500m od pracy! To już wiem, co robię w poniedziałek wieczorem.

A narzekanie na zły stan techniczny książki to jednak zwykła racjonalizacja swojego lenistwa - po co spędzić godzinę na dojeździe o pobycie do biblioteki, jak można 5h spędzić na graniu. Zwłaszcza, że bibliotekarze/bibliotekarki dosyć pedantycznie dbają, żeby żadne rozlatujące się książki nie wracały do obiegu bez naprawy; właściwie wszystkie książki wypożyczone z biblioteki pamiętam jako mocno używane (połamane miękkie okładki, pożółkłe brzegi stron), ale nie starsze niż jakieś 2-10 lat. I raczej nie są po to, żeby cieszyć oko, tylko do przeczytania, co jest niezupełnie funkcją społeczną...
It's me - the man your man could smell like.

Awatar użytkownika
Alfi
Inkluzja Ultymatywna
Posty: 19993
Rejestracja: pt, 10 cze 2005 10:29

Post autor: Alfi »

emigrant pisze:
Alfi pisze:
emigrant pisze:
Lasekziom pisze: Książki w naszym kraju są dość drogie (rząd powinien je jakoś finansować)

Jeszcze tego brakowało! Najlepsza recepta na gnioty w księgarniach
Zgubiłem się. Jeśli książki będą dofinansowywane, to gnioty znikną??? Czy na odwrót???
Na odwrót.
Bywając często w księgarniach nie widzę takiej zależności. Chyba że ktoś faktycznie dofinansowuje druk książek, które zdejmuję z półek, otwieram, zaglądam do środka i odkładam mrucząc pod nosem słowa powszechnie uważane za niecenzuralne. Ale kto? W budżecie takiej pozycji nie ma.
Zanthia pisze: właściwie wszystkie książki wypożyczone z biblioteki pamiętam jako mocno używane (połamane miękkie okładki, pożółkłe brzegi stron), ale nie starsze niż jakieś 2-10 lat.
W takim razie Posen, stolica Kartoflandii, to jakiś chlubny wyjątek. Znane mi biblioteki zawierają głównie egzemplarze z lat 70. Lata 80. są na drugim miejscu ex aequo z latami 60. Książki nowsze to znikoma mniejszość (choć, oczywiście, harlekiny zazwyczaj są). Większość książek z tego okresu, jakie udało mi się przeczytać, musiałem kupić (sporadycznie udało się też pożyczyć od znajomych, ale to rzadkie przypadki).

Edit: scaliłem posty.
Ostatnio zmieniony sob, 02 sty 2010 15:34 przez Alfi, łącznie zmieniany 1 raz.
Le drame de notre temps, c’est que la bêtise se soit mise à penser. (Jean Cocteau)
Hadapi dengan senyuman.

Awatar użytkownika
Dabliu
ZakuŻony Terminator
Posty: 3011
Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Dabliu »

Cordeliane pisze:No przykro mi, Polacy nie gęsi, ale jest jak jest i przynajmniej angielski w XXI wieku wypadałoby umieć na poziomie umożliwiającym lekturę
Ja to jednak jestem ograniczony w tej kwestii; trudno mi sobie bowiem wyobrazić, że można czerpać prawdziwą przyjemność z lektury zapisanej w języku, w którym się nie myśli, nie czuje i nie zna na wskroś. A taka znajomość języka angielskiego chyba jednak nie jest udziałem zbyt wielu czytelników? Mylę się?

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2630
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Post autor: Cordeliane »

Dabliu pisze:trudno mi sobie bowiem wyobrazić, że można czerpać prawdziwą przyjemność z lektury zapisanej w języku, w którym się nie myśli, nie czuje i nie zna na wskroś. A taka znajomość języka angielskiego chyba jednak nie jest udziałem zbyt wielu czytelników? Mylę się?
W drugiej części wypowiedzi się prawdopodobnie nie mylisz, w pierwszej - moim zdaniem - tak. Na pewno nie myślę po angielsku ani nie znam go na wskroś, ale ładne parę książek w nim przeczytałam z niekłamaną przyjemnością. Zachodziło zjawisko wręcz odwrotne: książki te wywarły na mnie większe wrażenie, bardziej mnie wciągnęły, plastyczniej do mnie przemawiały - z prostego powodu: czytając po polsku "połknęłabym je", bo zazwyczaj czytam bardzo szybko, pożeram, zamiast się delektować z serwetką na kolanach, taki mam już niestety brzydki zwyczaj. Natomiast w języku oryginału czytam wolniej, uważniej, analizuję każde zdanie by nic mi nie umknęło, cieszę się z wychwyconych smaczków i zastanawiam się jak też z nimi poradziłby sobie tłumacz.
Ale dyskusja jest akademicka, zostało wyjaśnione że chodzi o ceny książek w stosunku do zarobków a nie bezwzględne, cofam zatem radę dotyczącą kupowania na zachodzie ;)
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Awatar użytkownika
Karola
Mormor
Posty: 2032
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 23:07

Re: Nieczytanie książek w Polsce...

Post autor: Karola »

Lasekziom pisze:Kiedyś czytałem, że nawet przeciętny Amerykanin czyta w czasie swojego życia prawie dwa razy więcej książek niż przeciętny Polak.
Zakładając, że nie kłamią badania statystyczne, z których wynika, że przeciętny Polak czyta półtora książki rocznie, to przeciętny Amerykanin czyta rocznie trzy książki.
Czy ja wiem, czy to powód do wielkiego larum? Nieczytate te Amerykany jak nie wiem co...
Indiana Jones miał brata. Nieudacznika rodem z Hiszpanii. Imię brata nieudacznika brzmiało Misco. Misco Jones.

Awatar użytkownika
nimfa bagienna
Demon szybkości
Posty: 5779
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:40
Płeć: Nie znam

Post autor: nimfa bagienna »

Lasekziom pisze: Wstyd się przyznać, ale nie chce mi się iść taki kawał drogi, żeby wypożyczyć jakieś poniszczone i śmierdzące zbutwiałym papierem książki...
Istotnie - wstyd się przyznać. Ale się przyznałeś:>
Chodzę do biblioteki średnio raz na dwa tygodnie. O tamtejszych książkach można powiedzieć, że są używane, czasem mają pozaginane rogi, jakieś plamki na papierze. Bo przechodzą przez setki rąk. Mają prawo. Śmierdzenia nie odnotowałam. Może mam przytępiony węch.
Skoro jesteś w stanie czytać tylko egzemplarze, które świetnie wyglądają, to mam delikatną sugestię: nie czytaj w ogóle. Bo to nie dla ciebie.
Zdradzę ci wielką tajemnicę: w książkach liczy się ich zawartość, a nie to, czy dany egzemplarz ma naderwaną kartkę albo plamę z kawy na okładce.
:>
Tłumaczenie niechlujstwa językowego dysleksją jest jak szpanowanie małym fiutkiem.

Awatar użytkownika
flamenco108
ZakuŻony Terminator
Posty: 2229
Rejestracja: śr, 29 mar 2006 00:01
Płeć: Mężczyzna

Post autor: flamenco108 »

Dabliu pisze: Ja to jednak jestem ograniczony w tej kwestii; trudno mi sobie bowiem wyobrazić, że można czerpać prawdziwą przyjemność z lektury zapisanej w języku, w którym się nie myśli, nie czuje i nie zna na wskroś. A taka znajomość języka angielskiego chyba jednak nie jest udziałem zbyt wielu czytelników? Mylę się?
Czytelnictwo wyłącznie w języku narodowym to rzecz stosunkowo nowa, bo dopiero w ciągu ostatnich 80 lat nadążają z tłumaczeniami, że w niektórych dziedzinach można być na bieżąco.
Ale wymogi, jakie stawiasz czytaniu w oryginale uważam za zbyt wyśrubowane. Ośmielam się przyznać sobie dobrą znajomość rosyjskiego, co rozpoznaję właśnie po tym, że lektura po rosyjsku mnie nie męczy - ale jednocześnie dzięki uczęszczaniu ongi na zaawansowany kurs (żeby się przekonać, jak naprawdę go znam) dowiedziałem się, jak słabo operuję tym chyba najbogatszym językiem słowiańskim. To samo inni mogliby, jak sądzę, dopasować do innych języków. Aby czytać, trzeba minąć barierę myślenia w danym języku i to wszystko.
EDit: poprawki stylistyczne
Nondum lingua suum, dextra peregit opus.

Awatar użytkownika
inatheblue
Cylon
Posty: 1013
Rejestracja: pt, 10 cze 2005 16:37

Post autor: inatheblue »

nimfa bagienna pisze:
Lasekziom pisze: Wstyd się przyznać, ale nie chce mi się iść taki kawał drogi, żeby wypożyczyć jakieś poniszczone i śmierdzące zbutwiałym papierem książki...
Zdradzę ci wielką tajemnicę: w książkach liczy się ich zawartość, a nie to, czy dany egzemplarz ma naderwaną kartkę albo plamę z kawy na okładce.
:>
No nie, wyblakły druk bywa problemem :D
Ale niektórzy mają wymagania... jak sobie przypomnę, jakie książki się ściągało z tanich jatek, albo antykwariatów...
A w bibliotekach są bardzo przyzwoite egzemplarze. Czasem trochę rozbite w środku, ze startą okładką albo żółknące, ale to przecież nie przeszkadza. Nie wiem, co to za straszna biblioteka, że im zbutwiały i zaśmiardły, powódź zalała?

Awatar użytkownika
nimfa bagienna
Demon szybkości
Posty: 5779
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:40
Płeć: Nie znam

Post autor: nimfa bagienna »

Eeee tam, od razu wymagania.
Każda wymówka jest dobrym balsamem do posmarowania niespokojnego sumienia.
Bo na dworze zimno. Bo na dworze gorąco. Bo boli mnie palec u lewej nogi. Bo boli mnie łokieć u prawej ręki. Bo sąsiad leje żonę. Bo muszę pokontemplować fakturę sufitu. Bo książki z biblioteki śmierdzą. Bo zupa była za słona.
e. A potem szanowny inicjator tej dyskusji dopytuje się, czy Roy Batty to fajny koleś, czy nie. Bo on nie oglądał filmu. FILMU!
:D :>
Tłumaczenie niechlujstwa językowego dysleksją jest jak szpanowanie małym fiutkiem.

Awatar użytkownika
inatheblue
Cylon
Posty: 1013
Rejestracja: pt, 10 cze 2005 16:37

Post autor: inatheblue »

A byłoby o wiele lepiej, gdyby przyznał się do grzechu i obiecał poprawę, no nie...? Trzeba mieć jaja, żeby przyznać - tak, słaby ze mnie czytacz, może się rozkręcę dzięki wam ;)
Zdarza się, że ludzie "zaskakują" w okolicach matury. Mój brat, chociaż indoktrynowany rodzinnie, czytał raczej od przypadku do przypadku, ale właśnie w maturalnej klasie porządnie się wciągnął, i to od razu w wysoką literaturę i traktaty filozoficzne - a przecież zdawał na Polibudę, więc bez związku. No i mu tak zostało.

Awatar użytkownika
nimfa bagienna
Demon szybkości
Posty: 5779
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:40
Płeć: Nie znam

Post autor: nimfa bagienna »

Mnie jest obojętna poprawa Laska. Albo brak tej poprawy. Albo grzechy i każda rzecz, która jego jest.
Dobrze, że tu jest. Znaczy - czuje potrzebę. I będzie git.

Różnie bywa z tym czytaniem. Syn mojego brata przegryzł się przez Władcę pierścieni, kiedy miał jakieś 10 lat. Od tej pory (a latek ma już 21) siedzi z nosem w książce. Z kolei jego siostry (jedna ma teraz 19, a druga 14) uważały czytanie za stratę czasu - a przecież były tak samo wychowywane. I - tadam! - w zeszłym roku (tzn. 2008) przeczytały Zmierzch. I od tej pory gonią brata w czytelnictwie. Starsza nie może się oderwać od Marqueza i wypożycza jego książki jedna po drugiej, młodszej na razie wystarcza Harry Potter.
:)
Tłumaczenie niechlujstwa językowego dysleksją jest jak szpanowanie małym fiutkiem.

Awatar użytkownika
inatheblue
Cylon
Posty: 1013
Rejestracja: pt, 10 cze 2005 16:37

Post autor: inatheblue »

Za to lubię bestsellery. Okazjonalnie człowiek przeżywa irytację, kiedy dowiaduje się, że skoro w ulubionej - lub własnej - książce występuje niepełnoletni mag = Potter, wampir = Zmierzch itd, itp. Ale irytacja jest niewielką ceną jaką się płaci za poszerzanie kręgu czytelniczego. Tych x tysięcy ludzi, którzy przeczytali Zmierzch, na pewno nie sięgnęłoby z własnej inicjatywy po mniej rozreklamowane książki. A tak niektórzy zaczynają. Bestsellery nie zabierają mi żadnych potencjalnych czytelników, ale mogą dodać.

Lasekziom
Kadet Pirx
Posty: 1215
Rejestracja: ndz, 21 wrz 2008 12:49

Post autor: Lasekziom »

Nimfa pisze:A potem szanowny inicjator tej dyskusji dopytuje się, czy Roy Batty to fajny koleś, czy nie. Bo on nie oglądał filmu. FILMU!
Normalnie foch:P Znałaś odpowiedź, a nie odpowiedziałaś (okazjonalnie przyjmuję to jako zachętę do czytania:P). Serio nie wiedziałem, że to film na podstawie książki, tak jak wcześniej nie wiedziałem że była tak książka jak Neuromancer (nie bijcie prooooosze:P).
Mnie jest obojętna poprawa Laska. Albo brak tej poprawy. Albo grzechy i każda rzecz, która jego jest.
Ranisz me serce :( (:P)
inatheblue pisze:Trzeba mieć jaja, żeby przyznać - tak, słaby ze mnie czytacz, może się rozkręcę dzięki wam ;)
Muszę przyznać że jest jednak coś na rzeczy. Jakoś tak po tej dyskusji i po wszystkich waszych uwagach... coś bym sobie przeczytał :P.
Po sesji od razu zabieram się za Neuromancera i Blade runnera.
Dobrze, że tu jest. Znaczy - czuje potrzebę. I będzie git.
Bo jakoś te wszystkie dyskusje tu mnie pozytywnie nastrajają i dużo się można nauczyć, jak ludzie palcem błędy wytkną. :P

edit. emotka
edit. 2 wprowadzenie edita

Awatar użytkownika
Albiorix
Niegrzeszny Mag
Posty: 1768
Rejestracja: pn, 15 wrz 2008 14:44

Post autor: Albiorix »

inatheblue pisze:Za to lubię bestsellery. Okazjonalnie człowiek przeżywa irytację, kiedy dowiaduje się, że skoro w ulubionej - lub własnej - książce występuje niepełnoletni mag = Potter, wampir = Zmierzch itd, itp. Ale irytacja jest niewielką ceną jaką się płaci za poszerzanie kręgu czytelniczego.
Niestety jest też konkurencja. W Empiku w literaturze młodzieżowej widziałem ostatnio ze dwie półki pełne samych powieści "prawie jak Zmierzch" i jedną powieści "Prawie jak Potter"
nie rozumiem was, jestem nieradioaktywny i nie może mnie zniszczyć ochrona wybrzeża.

ODPOWIEDZ