Perypetie szkolne, przedszkolne i zaszkolne też

czyli nic konkretnego, za to do wszystkiego

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2630
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Post autor: Cordeliane »

Hitokiri pisze:Sama osobiście też znam osobę, która licencjatki za kasę pisze. Prezentacje na maturę też.
Znam osobę, która za kasę napisała dwa doktoraty. Sama jest wciąż magistrem, bo nie widzi sensu taplania się w tym bagienku.
Kiedyś istniało przełożenie nominalnego poziomu wykształcenia na rzeczywistą wiedzę, inteligencję, kulturę osobistą. A teraz, szkoda opowiadać...
Hito, czy sama osobiście to nie jest masło maślane? :)
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Awatar użytkownika
Laris
Psztymulec
Posty: 916
Rejestracja: czw, 11 gru 2008 18:25

Post autor: Laris »

Młodzik pisze:Nie rozumiem takiego buntowniczego nastawienia do szkoły - przecież nikt cie nie zmusza do kończenia liceum.
Za dwusetnym razem ten argument zrobił się nudny.
Nikt nie każe mi kończyć liceum. Nikt nie każe mi iść na studia. Nikt nie każe mi iść do armii. Nikt nie każe mi dobrze zarabiać. Nikt nie każe mi żyć.
Argument jak najbardziej nie ma sensu i słyszałem go milion razy. Obecność w liceum nie zwalnia mnie jeszcze od myślenia. A system jest idiotyczny, co wiedzą wszyscy, poczynając od nas, czyli plebsu (uczniowie), który jest - naturalnie - w całej tej machinie najmniej istotny. Aż do studiów narzeka się, jacy jesteśmy źli, niedobrzy, tępi, niewychowani, etc.
Problem, jak zwykle, tkwi w tym, że młodzież nie jest już tak dobrze wychowana, jak za dawnych, dobrych lat. Tragedia zaś polega na tym, że to błędne koło - każde pokolenie tak mówi i ja tu nie jestem wyjątkiem, bo zdarza mi się narzekać na gimnazjalną dzieciarnię (której szeregi opuściłem ledwie rok temu).
Młodzik pisze:Nie wiem jak ty, ale ja nie wyssałem równań kwadratowych i moli z mlekiem matki :P.
Nie wiem, jak Tobie, ale mnie nigdy matematyka (poza dodawaniem i odejmowaniem) nie była do niczego w życiu potrzebna.

A co do reformy edukacji, którą smaży nam PO, to szykują coś na wzór zachodni. Jak już mój rocznik będzie studiował pewnie wejdzie w życie cały ten mroczny plan.
A więc - specjalizacje przedmiotowe, brak czegoś takiego, jak "klasy ogólne", a więc uczeń wybiera sobie sześć przedmiotów i tego uczy się trzy lata, albo i dłużej, dokładnie nie wiem, jakby to wyglądało. W każdym razie, w klasie międzynarodowej (IB, powstaje w moim liceum w przyszłym roku szkolnym) wybiera się sześć przedmiotów, z czego bodaj trzy rozszerzone, i uczy się tego przez trzy lata. Językiem wykładowym jest oczywiście angielski, jednak sam system wydał mi się całkiem atrakcyjny.
Głównie ze względu na to, że taki system nie obciąża umysłu całkowicie zbędnymi dla danej jednostki informacjami i pozwala jej uniknąć stresu związanego z niewiedzy.
Najmniej pamiętam zajęcia w szkole,
bo żaden z nas się tam nie nadawał.
Awantura - Pokolenie nienawiści

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Laris pisze:Nie wiem, jak Tobie, ale mnie nigdy matematyka (poza dodawaniem i odejmowaniem) nie była do niczego w życiu potrzebna.
I tylko w zakresie liczb naturalnych. Tak jest! Mnie też nie była potrzebna. Oraz fizyka, geografia, zpt, wychowanie obywatelskie, PO...
A historia to już w ogóle nigdy.
Tyle zmarnowanego czasu. Straszne. :/
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Pinki
Pćma
Posty: 210
Rejestracja: wt, 30 mar 2010 19:22

Post autor: Pinki »

Ha, a mi się przydało, przydało!
Młodsza siostra dostała grę "wygraj z maturą" czy jakoś tak, i za każdym razem wygrywam :D
"To see them fumbling with our rich and delicate language is to experience all the horror of seeing a Sèvres vase in the hands of chimpanzee" - Evelyn Waugh

Awatar użytkownika
Navajero
Klapaucjusz
Posty: 2485
Rejestracja: pn, 04 lip 2005 15:02

Post autor: Navajero »

Laris pisze: A co do reformy edukacji, którą smaży nam PO, to szykują coś na wzór zachodni. Jak już mój rocznik będzie studiował pewnie wejdzie w życie cały ten mroczny plan.
W gimnazjum ( od obecnej pierwszej klasy) wszedł już w życie. Np. jeśli chodzi o program z zakresu historii - jest on mocno okrojony i kończy się przed I wojna światową ( w trzeciej klasie). Po co się przemęczać takimi bzdurami jak obie wojny światowe ze wskazaniem kto je wywołał, pierdoły typu zbrodnie stalinowskie czy hitlerowskie? Komentować działalność komunistów w Polsce i na świecie? Do tego wprowadza się specjalne techniki testowania, likwidujące jednolity system oceniania. Wystarczy, że nauczyciel uzna diagnozowaną klasę za słabą i może w związku z tym ułożyć zupełnie inny test niż dla klasy średniozdolnej czy zdolnej. Na oko niby logiczne - po bliższym zapoznaniu się z niuansami, prawda wyłazi na jaw jak brudny paluch z dziurawej skarpetki - chodzi tylko o poprawienie wyników testów i sprawdzianów, bo te są tragiczne. Szkoda zresztą gadać - mam teraz koniec roku, wystawianie ocen i nie chcę się dodatkowo denerwować. Każdy nauczyciel który chce dzisiaj wystawić w miarę uczciwe stopnie, musi się z każdej oceny niedostatecznej tłumaczyć przed dyrekcją, rodzicami, uczniami, urzędnikami różnego szczebla. Nie wystarczy oczywisty fakt, że uczeń ma same jedynki, opuścił dwie trzecie zajęć, rodzica nigdy nie widziano w szkole itp. Bo przecież nauczyciel powinien coś zrobić - najlepiej zahipnotyzować dziatwę, aby zaczęła się uczyć. A jeszcze lepiej wpisać trochę dobrych ocen z sufitu - wtedy nikt się nie będzie czepiał.
"Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Awatar użytkownika
Montserrat
Szczurka z naszego podwórka
Posty: 1923
Rejestracja: ndz, 17 gru 2006 11:43

Post autor: Montserrat »

Ano, nam wykładowca tłumaczył jak to się robi w Anglii: jedna część klasy opisuje przyczyny i skutki danej wojny, ci nieco gorsi podają najważniejsze daty, a ci najsłabsi kolorują rysunek żołnierza.
Niby przerysowane, ale w sumie rzeczywiście, wyniki sprawdzianów poprawia.

Ja po części nie rozumiem buntu wobec szkoły, bo dla mnie sama wiedza (z małymi wyjątkami, no, czytania przez pół semestru o tym, że czerwony jest czerwony nie wybaczę) jest pasjonująca. I teraz naprawdę żałuję, że nie mogę posiedzieć nad fizyką, chemią czy biologią, bo samej to ciężej i nie wiadomo od którego końca zacząć. Naiwnie i kujońsko to brzmi, ale ja po prostu czuję się pod wieloma względami za głupia i boję się, że nie uda mi się strat nadrobić.
"After all, he said to himself, it's probably only insomnia. Many must have it."

Awatar użytkownika
Młodzik
Yilanè
Posty: 3687
Rejestracja: wt, 10 cze 2008 14:48
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Młodzik »

Laris pisze:Głównie ze względu na to, że taki system nie obciąża umysłu całkowicie zbędnymi dla danej jednostki informacjami i pozwala jej uniknąć stresu związanego z niewiedzy.
Dużo słyszałem o zachodnim systemie edukacji. Być może to było demonizowanie.
W każdym razie, po tamtejszych szkołach ludzie są tak ekstremalnie wyspecjalizowani, że znają się tylko na własnej dziedzinie, a o niczym innym nie mają pojęcia.
A potem tacy szukają Europy na mapie Ameryki :/.

Wracając do polskiego systemu edukacji: zastanawia mnie, co miał na celu ten, kto wymyślił formułę nowej matury. Chyba tylko to, żeby na ogólnoświatowym zjeździe ministrów edukacji polski minister był gwiazdą. "Bo u mnie TYYYYYYYLE uczniów zdało, a średnia krajowa była TAAAAAKA wysoka". W szkole zaliczenie ma się od 50%, na maturze od 30%. Dodatkowo na maturze jest wymagane znacznie mniej niż na lekcjach (po co znać mi schematy redoksów, skoro na maturze będę musiał zrobić tylko bilans elektronowy). I potem mamy tabun bezrobotnych magistrów, albo pracujących za psie pieniądze.

Xiri
Nexus 6
Posty: 3388
Rejestracja: śr, 27 gru 2006 15:45

Post autor: Xiri »

Pinki pisze:Ha, a mi się przydało, przydało!
Mnie z kolei 95% rzeczy ze szkół się nie przydało ;p Pracodawcę nie obchodzi to czy wiem, kiedy była unia w Krewie.

Awatar użytkownika
Albiorix
Niegrzeszny Mag
Posty: 1768
Rejestracja: pn, 15 wrz 2008 14:44

Post autor: Albiorix »

Im ogólniejsza edukacja tym lepiej rozumiesz świat. Jeśli chcesz być robotem którego świadomość ogranicza się do pracy i prostych zajęć domowych to rzeczywiście wiedza ogólna jest zbędna.

Osobiście mam dużo satysfakcji z kojarzenia pobieżnie (na poziomie resztek z liceum) jak rozmnażają się grzyby, budują cywilizacje, wygrywają wojny, zapisują nutki itp.
nie rozumiem was, jestem nieradioaktywny i nie może mnie zniszczyć ochrona wybrzeża.

Awatar użytkownika
Procella
Fargi
Posty: 320
Rejestracja: sob, 16 sty 2010 22:02

Post autor: Procella »

Laris pisze: A co do reformy edukacji, którą smaży nam PO, to szykują coś na wzór zachodni. Jak już mój rocznik będzie studiował pewnie wejdzie w życie cały ten mroczny plan.
A więc - specjalizacje przedmiotowe, brak czegoś takiego, jak "klasy ogólne", a więc uczeń wybiera sobie sześć przedmiotów i tego uczy się trzy lata, albo i dłużej, dokładnie nie wiem, jakby to wyglądało. W każdym razie, w klasie międzynarodowej (IB, powstaje w moim liceum w przyszłym roku szkolnym) wybiera się sześć przedmiotów, z czego bodaj trzy rozszerzone, i uczy się tego przez trzy lata. Językiem wykładowym jest oczywiście angielski, jednak sam system wydał mi się całkiem atrakcyjny.
Głównie ze względu na to, że taki system nie obciąża umysłu całkowicie zbędnymi dla danej jednostki informacjami i pozwala jej uniknąć stresu związanego z niewiedzy.
Jeżeli mam być szczera - przeraża mnie taka wizja. Po pierwsze - uważam, że warto wiedzieć "coś więcej" - tak po prostu, nawet jeżeli jest to nie jest nam potrzebne w najbardziej dosłownie rozumiany praktyczny sposób, dla mnie wiedza jest wartością samą w sobie. Po drugie - nie podoba mi się nadmierna specjalizacja - jak ktoś kiedyś powiedział, ideałem specjalizacji jest wiedzieć wszystko o niczym, a to nie jest zbyt pociągająca dla mnie wizja ;) Po trzecie - w ten sposób w wieku 15 lat masz ustaloną ścieżkę życiową - a czy naprawdę w tym wieku trzeba ją znać?

Kończyłam w liceum (czteroletnim, przedreformowym) klasę o profilu biologiczno-chemicznym, ale ta specjalizacja była na tyle płytka, że bez problemu radziłam sobie i radzę na zupełnie innych studiach. System taki, jak opisywany, bardzo by to utrudnił, może i uniemożliwił. Już teraz ta specjalizacja jest głębsza i widzę, jakie problemy mają ludzie, którym zainteresowania i plany zmieniły się w ciągu trzech lat liceum.
¿ǝıʍołƃ ɐu ıoʇs ʇɐıʍś ǝż 'ǝıuǝżɐɹʍ ɯǝsɐzɔ ǝıɔɐɯ

Awatar użytkownika
Laris
Psztymulec
Posty: 916
Rejestracja: czw, 11 gru 2008 18:25

Post autor: Laris »

Po trzecie - w ten sposób w wieku 15 lat masz ustaloną ścieżkę życiową - a czy naprawdę w tym wieku trzeba ją znać?
Zapomniałem, że wszystkich własną miarą mierzyć nie mogę. :P
Dla mnie system "specjalizacji" byłby o wiele lepszy, bo już wiem, co chcę w życiu robić. Wiedziałem, kiedy wybierałem liceum i od września mi nie przeszło - chcę służyć w wywiadzie. I tyle.
Po pierwsze - uważam, że warto wiedzieć "coś więcej" - tak po prostu, nawet jeżeli jest to nie jest nam potrzebne w najbardziej dosłownie rozumiany praktyczny sposób, dla mnie wiedza jest wartością samą w sobie.
O tym, że wiedza nie jest wartością samą w sobie, przekonałem się już w podstawówce. Nikogo nie interesowało to, co z historii wiedziałem i co miałem w tym temacie do powiedzenia. Przez dziewięć lat z mojej wiedzy historycznej zrobiłem użytek dwa razy, co skończyło się dla mnie stówką od prezydenta miasta i dwudziestoma punktami (maksimum za osiągnięcia dodatkowe) przy naborze do liceum.
To był pierwszy i ostatni raz (jak dotąd), gdy za swoją wiedzę zostałem nagrodzony. Co więcej mam z tego, że znam realia i warunki życia na froncie podczas II wojny światowej? Co mi po wiedzy na temat systemu tuneli i podziemnych bunkrów ciągnących się wokół Miasta Ho Chi Mina (dawniej Sajgon)?
Szkoły nigdy nie prosiłem, żeby mnie czegokolwiek uczyła i nigdy mnie niczego nie nauczyła. Do sukcesów w konkursach (polski, historia) doszedłem sam, od początku do końca. Zawsze lubiłem czytać, a jak się zabijali to już w ogóle było umba.
A cyferki?
Cyferki nic nie mówią, nic nie robią, nie zabijają się. Wobec tego dla mnie, jako dziecka, były po prostu nudne.
Najmniej pamiętam zajęcia w szkole,
bo żaden z nas się tam nie nadawał.
Awantura - Pokolenie nienawiści

Awatar użytkownika
Młodzik
Yilanè
Posty: 3687
Rejestracja: wt, 10 cze 2008 14:48
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Młodzik »

Fakt, że przedmiotów humanistycznych można się samemu nauczyć, natomiast do ścisłych jest niezbędny nauczyciel. I o tyle jest szkoła potrzebna.

Awatar użytkownika
Nath
Fargi
Posty: 332
Rejestracja: śr, 03 paź 2007 15:55

Post autor: Nath »

Montserrat pisze: I teraz naprawdę żałuję, że nie mogę posiedzieć nad fizyką, chemią czy biologią, bo samej to ciężej i nie wiadomo od którego końca zacząć. Naiwnie i kujońsko to brzmi, ale ja po prostu czuję się pod wieloma względami za głupia i boję się, że nie uda mi się strat nadrobić.
Łączę się w bólu, mam bardzo podobnie...

Pozdrawiam

edit. cytat
Ika: Poczuł, że umiera i zapewne doszedł do wniosku, że nie da się złapać tym metroseksualistom ze skrzydełkami. Nie widział swojej przyszłości w chórze.

Awatar użytkownika
Ilt
Stalker
Posty: 1930
Rejestracja: pt, 02 paź 2009 15:45

Post autor: Ilt »

Młodzik pisze: natomiast do ścisłych jest niezbędny nauczyciel.
Bzdura ;)
The mind is not a vessel to be filled but a fire to be kindled.

Awatar użytkownika
No-qanek
Nexus 6
Posty: 3098
Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03

Post autor: No-qanek »

Szczurko, Nath - wiecie, ja miałem identyczną sytuację w I klasie liceum.
Też się chciałem uczyć, bo nauka jest dla mnie pasjonująca.
I wiesz - szkoła wcale mi tego nie zapewniło.
To, że po szkole czujesz taki niedosyt to wcale nie twoja wina. Gdybyś miała szansę wrócić, pewnie byś odkryła, że niczym się pasjonować nie masz.

Jedyną lekcją, na której czuję, że się uczę jest matematyka (acz wymagało to utworzenia specjalnej grupy, która robi program zaawansowany z innym, zajebistym nauczycielem).
Polski bywa ciekawy, ale szkolna forma chyba do tego zupełnie nie przystaje. Chemia to śmiertelne nudy - jak można tak tego nauczać?! Założę się, że dałoby się przeprowadzić zajęcia tak, by były fascynujące i by przerabiać niezgorszy kawałek studiów w tym samym czasie, przy tych samych umiejętnościach uczniów. Biologia też jest ciekawa - ale znowu, my tylko ocieramy się o temat - nie pozostaje żadna wiedza, na której można coś dalej budować. W fizyce jest podobna sytuacja, co w chemii.

Jedyna rada to uśmiechnąć się do dobrych książek (np. podręczników akademickich), zakasać rękawy i zobaczyć ile bez nauczyciela można osiągnąć (oczywiście z nauczycielem można to zrobić lepiej, ale gdzie takiego znajdziesz?)

Przede wszystkim polecam podręcznik do chemii organicznej McMurry'ergo - to fenomenalna książka, a przy tym prosta i przyjemna.
Do tego wykłady Feynmana z fizyki - też bardzo ciekawe, ale to niełatwa lektura i trzeba powolutku.
Z matematyki za to polecam malutką książeczkę, pt. "Okruchy matematyki", która prezentuje różne zagadnienia, rozwiązywanie różnych ciekawych, poważnych problemów.
Z cięższych z matematyki to np. "Matematyka konkretna" - ale to już dość trudna książka.
Mam dalej polecać? ;-)

A zapewniam, że wiedza wyniosiona z takich książek będzie dużo większa i wartościowsza niż nauka w szkole.
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."

ODPOWIEDZ