Młodzik pisze:Nie rozumiem takiego buntowniczego nastawienia do szkoły - przecież nikt cie nie zmusza do kończenia liceum.
Za dwusetnym razem ten argument zrobił się nudny.
Nikt nie każe mi kończyć liceum. Nikt nie każe mi iść na studia. Nikt nie każe mi iść do armii. Nikt nie każe mi dobrze zarabiać. Nikt nie każe mi żyć.
Argument jak najbardziej nie ma sensu i słyszałem go milion razy. Obecność w liceum nie zwalnia mnie jeszcze od myślenia. A system jest idiotyczny, co wiedzą wszyscy, poczynając od nas, czyli plebsu (uczniowie), który jest - naturalnie - w całej tej machinie najmniej istotny. Aż do studiów narzeka się, jacy jesteśmy źli, niedobrzy, tępi, niewychowani, etc.
Problem, jak zwykle, tkwi w tym, że młodzież nie jest już tak dobrze wychowana, jak za dawnych, dobrych lat. Tragedia zaś polega na tym, że to błędne koło - każde pokolenie tak mówi i ja tu nie jestem wyjątkiem, bo zdarza mi się narzekać na gimnazjalną dzieciarnię (której szeregi opuściłem ledwie rok temu).
Młodzik pisze:Nie wiem jak ty, ale ja nie wyssałem równań kwadratowych i moli z mlekiem matki :P.
Nie wiem, jak Tobie, ale mnie nigdy matematyka (poza dodawaniem i odejmowaniem) nie była do niczego w życiu potrzebna.
A co do reformy edukacji, którą smaży nam PO, to szykują coś na wzór zachodni. Jak już mój rocznik będzie studiował pewnie wejdzie w życie cały ten mroczny plan.
A więc - specjalizacje przedmiotowe, brak czegoś takiego, jak "klasy ogólne", a więc uczeń wybiera sobie sześć przedmiotów i tego uczy się trzy lata, albo i dłużej, dokładnie nie wiem, jakby to wyglądało. W każdym razie, w klasie międzynarodowej (IB, powstaje w moim liceum w przyszłym roku szkolnym) wybiera się sześć przedmiotów, z czego bodaj trzy rozszerzone, i uczy się tego przez trzy lata. Językiem wykładowym jest oczywiście angielski, jednak sam system wydał mi się całkiem atrakcyjny.
Głównie ze względu na to, że taki system nie obciąża umysłu całkowicie zbędnymi dla danej jednostki informacjami i pozwala jej uniknąć stresu związanego z niewiedzy.