Gustaw G. Garuga pisze:Ale o czym mowa? Widzę gdzieś w tle za Twoim postem coś, co nazwałbym "kultem czytelnika", który to kult wymaga od autora całkowitego poddania się czytelnikowi i jego osądowi. Ale to strasznie naiwne, niemądre i sprzeczne z ludzką naturą. Oczywiście, że wielu autorów pisze dla siebie - z nadzieją, że uda im się uwieść przy okazji i czytelnika; pisze o sobie - trzymając kciuki, że ktoś się nimi zainteresuje; pisze sobą - licząc, że zmienią czytelnika, a poprzez niego świat. Kto pisze wyłącznie dla czytelnika (a nie także dla siebie, dla idei, dla historii itd.), ryzykuje uleganie masowym gustom, pisanie "pod publiczkę" i tworzenie dzieł sezonowych. Kto wierzy wyłącznie czytelnikowi (a nie także sobie jako twórcy), ryzykuje szaleństwo, bo "czytelnik" nie istnieje, są czytelnicy, wszyscy z własnymi opiniami, często rozbieżnymi i sprzecznymi. Dlatego kwestia, "dla kogo kto pisze" jest moim zdaniem w bieżącej dyskusji kompletnie irrelewantna.ElGeneral pisze:Odpowiedz sobie Alfi na pytanie, dla kogo piszesz. Dla siebie, czy dla czytelników? W pierwszym przypadku - po co publikujesz? W drugim nie miej do nikogo pretensji, że ma do Ciebie pretensje o - jego zdaniem - niedociągnięcia.
Nieraz się nad tym wszystkim zastanawiałem – chyba zresztą tak samo, jak każdy, kto pisze stara się wiedzieć, co robi i po co. Przez 7,5 roku (liczę ten czas od maja 2003, od Genu eskapokinezy w SF) zapoznałem się z różnymi opiniami na temat moich własnych tekstów. Często też zdarza mi się czytać opinie o tekstach cudzych. Wniosek, jaki się nasuwa, jest jeden: czytelników nie da się sprowadzić do wspólnego mianownika. Nie da się też przyjąć z góry, że skoro dla czytelników piszę, to ich (czytelników) opinie są rzeczą świętą i nie dyskutuje się z nimi (podobnie jak z klientem, który „zawsze ma rację”). Racje wzajemnie się wykluczające to sprzeczność sama w sobie.Alfi pisze:Właśnie. Odbiorcy mogą być różni, a tworzy się dla tych, którzy chcą i potrafią "nadawać na podobnych falach".
Ale powtarzam: nie o ten jednostkowy przykład w tym wątku chodzi. To była tylko okazja do zainicjowania dyskusji o problemie zakończeń.
W takim razie co? Przyznać rację tym, którzy w tekście widzą to samo, co ja, a resztę uznać za nieważną, machnąć ręką, że „nie mój target”? Miałoby to jakiś sens: jak powiedziałem wyżej, trzeba myśleć o tych, którzy „nadają na podobnych falach”?
A pozostali? W zasadzie też mogą mieć trochę racji. Mogą zwrócić uwagę na coś, co autor przegapił, z czego nie zdawał sobie sprawy. Trzeba uwzględniać inne punkty widzenia…
A co, jeżeli to jest raczej „punkt niewidzenia”? Kiedy ktoś się wypowiada publicznie, niekoniecznie musi to oznaczać, że ma coś do powiedzenia…
Trzeba tylko umieć to rozpoznać...