Za czym tęsknimy, czyli wspominki dla przeraźliwie starych

czyli nic konkretnego, za to do wszystkiego

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Karola
Mormor
Posty: 2032
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 23:07

Za czym tęsknimy, czyli wspominki dla przeraźliwie starych

Post autor: Karola »

Zapadłam na syndrom wspominek i tęsknoty za starymi dobrymi czasami. Różnie się to objawia - wygrzebuję kasety magnetofonowe, odkurzam stare roczniki gazet. I wspominam, jak ta babuleńka w bujanym fotelu.
Komu co się przypomina z lat szczenięcych? Może ktoś ma rewelacyjne historie z ustroju poprzedniego?
Jest taka stronka w Sieci - o PRL-u. Nie chcę jej tu dublować. Żadnej polityki i wzdychania za komunizmem! Tylko o przejawach tegoż w życiu codziennym.
Ja na przykład mam kompletnie zjechane kasety Stilon Gorzów, tak często grane, że kolorek miejscami zszedł i taśma stała się przezroczysta. Do tego nie do odtworzenia na standardowym sprzęcie grającym. Z uwagi na braki w zaopatrzeniu w kasety, znajomy 'złotarączka' przerobił mojego grundiga na czterościeżkowca. Z każdej sześćdziesiątki robiły mi się dwie godziny muzyki! Trochę siadała jakość, ale w mono i tak nie było tego słychać ;P

Awatar użytkownika
Gorgel-2
Klapaucjusz
Posty: 2075
Rejestracja: ndz, 12 cze 2005 23:04

Re: Za czym tęsknimy, czyli wspominki dla przeraźliwie stary

Post autor: Gorgel-2 »

blondyna pisze:odkurzam stare roczniki gazet.
W starych gazetach jest coś rzeczywiście pokrzepiającego: niedawno znalazłem w piwnicy "Świerszczyk" (nie mój, wcześniejszy ode mnie) (nie, świnie, nie to, o czym myślicie, ten prawdziwy, wydawany przez Naszą Księgarnię), gdzie okładka była czarna i zdjęcie B. Bieruta z dziećmi i wierszyk okolicznościowy, jakoś tak szło:

Chociaż wszędzie dokoła jest wiosna
I ptaszki ćwierkają na niebie,
Ale smutno nam, towarzyszu,
Smutno nam towarzyszu bez Ciebie
...

Wzruszające -- ileż to w starych gazetach znajduje się ludzi, którzy JUŻ NIE MOGĄ zrobić nam NIC ZŁEGO... ;-)
blondyna pisze:Tylko o przejawach tegoż w życiu codziennym
Mnie na przykład z dawnych czasów brakuje neonu, na dachu domu na rogu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej. Głosił on, zupełnie abstrakcyjnie: "Odwiedzajcie Ziemię Sądecką". I nawet Młynarski (chyba z Gaertner?) śpiewał o tym neonie swego czasu... A teraz jest tam jakaś reklama firmy ubezpiczeniowej czy czegoś takiego. To już nie to.
"We made it idiotproof. They grow better idiots."

Awatar użytkownika
Alfi
Inkluzja Ultymatywna
Posty: 19993
Rejestracja: pt, 10 cze 2005 10:29

Re: Za czym tęsknimy, czyli wspominki dla przeraźliwie stary

Post autor: Alfi »

Gorgel-2 pisze: Wzruszające -- ileż to w starych gazetach znajduje się ludzi, którzy JUŻ NIE MOGĄ zrobić nam NIC ZŁEGO... ;-)
Gdyby jeszcze w tych nowszych nie było tylu takich, którzy mogą nam dużo złego zrobić...
Le drame de notre temps, c’est que la bêtise se soit mise à penser. (Jean Cocteau)
Hadapi dengan senyuman.

Awatar użytkownika
Borsuk
Ośmioł
Posty: 609
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 20:12
Płeć: Mężczyzna

Re: Za czym tęsknimy, czyli wspominki dla przeraźliwie stary

Post autor: Borsuk »

ja pamiętam oranżadę w butelkach z takim ceramicznym kapslem na sprężynce, pitą przy obskurnym kiosku. Pamiętam jak chodziłem do sklepu z piątalem "z rybakiem" po chleb. Mleko w butelkach :-). Zapach impregnacji pomostu nad Soliną. Gorąco blach pływaka roweru wodnego i szorstkość brezentu siedziska tegoż. Takie tam prozaiczne drobiazgi :-)

Awatar użytkownika
Gorgel-2
Klapaucjusz
Posty: 2075
Rejestracja: ndz, 12 cze 2005 23:04

Re: Za czym tęsknimy, czyli wspominki dla przeraźliwie stary

Post autor: Gorgel-2 »

Borsuk pisze:ja pamiętam oranżadę w butelkach z takim ceramicznym kapslem na sprężynce, pitą przy obskurnym kiosku.
...o smaku rozpuszczonych landrynek. A także oranżadę w proszku, jedzoną palcem z torebeczki, po kryjomu na lekcjach (nie wiem dlaczego, było to ścigane przez nauczycieli równie zajadle, jak pornografia przez moherowe babcie). Wyższym stopniem perwersji było zanabywanie szklanych szpatułek w aptece i wyżeranie oranżady z torebek przy pomocy tychże. Istny dekadentyzm w wykonaniu małolatów ;-).
A kulki (miętowe, cytrynowe i "czekoladowe") w takich żółtych pudełkach z wytłoczonym logo "Społem", w których jak przekręciło się wieczko, to otwierała się dziurka? I żeby coś wysypać, trzeba było potrząsać grzechocząc, co nauczycieli doprowadało do furii ;-) Jak sobie przypomnę, to było to obrzydliwe w smaku, ale hazard "zabiorą - nie zabiorą" nadawał temu niezapomnianego aromatu ;-)
"We made it idiotproof. They grow better idiots."

Awatar użytkownika
Borsuk
Ośmioł
Posty: 609
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 20:12
Płeć: Mężczyzna

Re: Za czym tęsknimy, czyli wspominki dla przeraźliwie stary

Post autor: Borsuk »

tak tak pamiętam i to :-)
i Politykę na dużym formacie. Rysunki Kobylińskiego. Komiksy w Świecie Młodych :-)

Awatar użytkownika
Coleman
Wampir
Posty: 3097
Rejestracja: wt, 14 cze 2005 16:41

Post autor: Coleman »

U mnie w domu swego czasu odnalazly sie jakies wcisniete gleboko na pawlacz buty. A w tymze obuwiu pozolkla Trybuna Ludu. A na pierwszej stronie zgasle Slonce Narodow...

Mi brakuje zakazanego Zachodu. Pamietam, skads sie w domu pojawil Stern, jakiez tam zdjecia byly kolorowe. Po niemiecku, ale co tam. Te wszystkie dziadowskie katalogi niemieckich domow wysylkowych, ale przeciez jakie skarby! Dzis juz nawet nie przegladam, bo wiadomo, ze to szajs, a dwadziescia lat temu pozyczalo sie takie do ogladania. No i zabawki w nich byly nieziemskie. I wszystkich tych innych artefaktow odleglego, zakazanego swiata. I Pewexow z calym ich bogactwem i atmosfera wielkiego swieta juz od progu...
You and me, lord. You and me.

Awatar użytkownika
nosiwoda
Lord Ultor
Posty: 4541
Rejestracja: pn, 20 cze 2005 15:07
Płeć: Mężczyzna

Post autor: nosiwoda »

Moje wspomnienia:
- wielka samodzielność polegająca na wędrówce po oranżadę w zielonych butelkach na ulicy Partyzantów w Lublinie - kiedy zobaczyłem tę odległość po "dorosłemu", to mi się śmiać chciało, bo to góra 50m po pustej i prostej jak strzała cichej uliczce :)
- Świat Młodych - wielkie płachty, niebieskie logo i komiks
- opowiadania kryminalne wycinane namiętnie z Kulisów - Express Wieczorny (miałem całe dwa zeszyty! Na Lepkol przylepiałem!)
- armie żołnierzyków 1:72, kupowane gdzie się dało - na Złotej w Warszawie, na Lipowej w Lublinie, u Gaudyna w Niepołomicach, w Karwi w budce i w Jastrzębiej na deptaku (teraz z MOICH pieniędzy wywalili tam wielkie kluby, sklepy i hotele :) ) - na działce mam ich pełen worek plastikowy, oczywiście podzieleni na armie, mają też sprzęt i pojazdy...
- polskie nieruchawe podróbki figurek z Gwiezdnych Wojen - kupowane głównie nad morzem, czyli kolejna kasa do właścicieli budki na deptaku - właśnie je zabrałem z działki rodziców, pokleiłem odpadłe kończyny i stoją teraz dumnie, pilnując księgozbioru SF/F - Vader z foliową pelerynką rządzi
- w czasie kryzysu lat 80-tych, chyba środek dekady to był, cukru w Ostrowie nad morzem nie było i Babcia - weteranka okupacji niemieckiej - kombatanckie metody ku naszej korzyści stosowała i herbatę słodziła landrynkami :)
- latanie po podwórkach z imitacjami karabinów i pistoletów, największy czad to była moja radziecka biała plastikowa pseudolaserowa strzelba, co miała wiatełko na końcu lufy i DWA RÓŻNE odgłosy do wyboru @_@
- oranżada w plastikowych woreczkach z dołączoną plastikową giętką rurką - kiedyś całą kasę na koloniach na to wydałem - nie dlatego, że tak lubiłem - po prostu niczego innego słodkiego w sklepie nie było..........
- guma TURBO, która miała dołączone karty do gry z bolidami Formuły 1 i 2. Gumę kupowało się przed religią w domu parafialnym (to były złote czasy, gdy religii w szkołach NIE było), kartami wymienialiśmy się na przerwie w tejże religii :) Potem poszła plota, że ta turecka guma jest rakotwórcza i z kiosku znikła
- balonówy - Donald i nie tylko, z historyjkami!
- resoraki - ooooo, to było coś. Mama mówi, że nie pozwalałem się zostawić w przedszkolu, jeśli w jednej kieszeni fartuszka (fartuszki! yeahhhh! :) ) nie miałem resoraka (choć ja mówiłem Maczboksy, bo byłem taki burżuj, że tej firmy miałem), a w drugiej kieszonce - gumy Maoam :D
- niedzielne poranki były tak niesamowicie słoneczne, ciepłe, przejmujące i obiecujące mnóstwo wrażeń
- filmy w TV były naprawdę ciekawe i to samo programy dla dzieci: Teleranek, TikTak, Drops, 5-10-15, Fasolki (te ostatnie już z okresu, kiedy wyrastałem z oglądania)
- dzień był TAKI DŁUGI!!!! Normalnie szok, jak się teraz pomyśli. Wracało się ze szkoły, coś tam jadło, albo i nie, i leciało na podwórko. Ja akurat równie często zostawałem w domu i czytałem, ale jak się wyszło na podwórko i kumpli/kumpele znalazło, to normalnie godziny zabawy. I wołanie do mamy - mogę jeszcze zostać, prooooszę?
- w podstawówce nie było problemu dragów, pobić, gangów, kradzieży komórek, nie było automatów z colą i batonami, które sprawią, że następne pokolenia będą miały cukrzycę jak w banku :)
- wszystkie najlepsze książki czytało się wtedy pierwszy raz....
- Niziurski "Niesamowite przygody Marka Piegusa", "Awantura w Niekłaju", Verne "20.000 podmorskiej żeglugi", "Zielony promień", "Dookoła Księżyca", May - "Skarb w Srebrnym Jeziorze", "Old Shatterhand", "Old Surehand", Bahdaj, "Do przerwy 0:1", Broszkiewicz "Wielka, większa, największa", "Ci z Dziesiątego Tysiąca", "Długi deszczowy tydzień"...
- niedzielne spacery przez Pola Mokotowskie na obiad do dziadków...
- Wyścig Pokoju z Dziadkiem...
- wakacje trwały jakby wieczność - pod koniec czerwca koniec wakacji wydawał się odległy o całe millennia...
- piórniki i przybory do pisania - co roku nowe, co roku problem z wyborem...
- kredki z Uszatkiem, plastelina Plastuś, klej Lepkol i guma arabska (która kleiła najczęściej tylko swój korek :) ), blok rysunkowy, brystol na ZPT,
- KAPSLE!!!!!

Ech. To chyba tyle...
Ostatnio zmieniony czw, 23 cze 2005 10:21 przez nosiwoda, łącznie zmieniany 1 raz.
"Having sons means (among other things) that we can buy things "for" those sons that we might not purchase for ourselves" - Tycho z PA

Awatar użytkownika
Ika
Oko
Posty: 4256
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:26

Post autor: Ika »

... i komiksy o kapitanie Żbiku.
i jak biegłam ze szkoły w sobotę, żeby obejrzeć "Załogę G"
i dropsy anyżowe, doskonale pamiętam.
Saturatory, z których nie pozwalano nam pić, bo, wiecie, zarazki. I chyba jestem strasznie stara, bo pamiętam jak sie syfony z wodą sodową chodziło napełniać, potem nastąpił przełom technologiczny, można było kupić sobie własny syfon i wymienne naboje...
I pamiętam przysmak, który nazywał się "Tabliczka mleczna" - zawsze na to kasę traciłam , dlaczego nie ma już takich tabliczek?
Im mniej zębów tym większa swoboda języka

Awatar użytkownika
nosiwoda
Lord Ultor
Posty: 4541
Rejestracja: pn, 20 cze 2005 15:07
Płeć: Mężczyzna

Post autor: nosiwoda »

O, a mnie przypomniał się "Smakołyk warszawski" - to była chyba taka zmiotka waflowych i czekoladowo-kakaowych resztek tygodnia, ale było oblane czekoladą i smakowało BOSKO. Sprzedawali to w takich modernistycznych papierkach z odważnymi barwami na brązowym tle, pod spodem było sreberko, a w nim... smakołyk warszawski...
"Having sons means (among other things) that we can buy things "for" those sons that we might not purchase for ourselves" - Tycho z PA

Awatar użytkownika
Eques
Mamun
Posty: 176
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 23:35

Post autor: Eques »

Gdzie jest w L-linie ul Partyzantów? Puławy, Zamość to tak, ale Lublin?

-Takie oszukańcze gumy w warzywniakach: kolorowe kulki, ale w środku były puste tak, że zaraz po rozpoczęciu żucia zostawała połowa.
-Złota rosa którą wycofano, bo jakichś norm PIH nie spełniała.
-Wieczór z płytą kompaktową 21.20 w PR II (Kanał lewy, kanał prawy)
-Resorki majorette które można było kupić w zwykłych sklepach - pojedyńczy 60 zł, z przyczepką 150. -chyba coś się specom od cen pochromoliło.
-Serwowit - i wszystko jasne.
-Chodzenie po klasach (byłem akurat dyżurnym) i pytanie się dzieci kto jeszcze nie pił płynu lugola - niestety niektóre odpowiadały "ja piłem jod" i nic z tego nie wynikało.
-Kiedy się LEGO pojawiło w Pewexach...
-Pierwsza Fantastyka w ręku (choc numer akurat drugi)
-Teczki w kioskach.
-Papierosy kosmos (git były bo miały twarde pudełka, czyli były prawie zachodnie)
Osobiście cieszy mnie gdy słyszę o biciu żydów, nie należy jednak na to pozwalać.
Aleksander II Wyzwoliciel

Awatar użytkownika
Lahkoona
Smoczyca
Posty: 136
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:33

Post autor: Lahkoona »

Mi brakuje tego czegoś wyczuwalnego na osiedlach. Mogłam wyjść z psem o drugiej w nocy i mnie nikt nie napadł, nie zgwałcił, gardła nie poderżnął żeby zdobyć dwadzieścia złotych. Był dzielnicowy, patrole policyjne z psami często chodziły. Jakoś czułam się bezpieczna. Sąsiedzi czuwali na siebie, na swoje mieszkania, samochody. Samochodów było jakby mniej, ludzie częściej jeździli komunikacją miejską, chodzili na spacery do okolicznego parku. A mieszkałam w warszawie na pradze południe. Teraz jak przejść przez pragę po zmroku, to zmów paciorek... Wszyscy się znali, mimo że osiedle duże. Można było pójść do sąsiada i zostawić klucze od mieszkania. Nie wiem, może się mylę, ale wtedy ludzie byli bardziej bezinteresowni, uprzejmi. Nie mówię, że teraz są chamscy i mają miny mordercy małych świnek... Może wtedy bardziej liczył się człowiek, nie patrzyliśmy na siebie przez pryzmat pieniądza. Nie wiem. I brakuje mi atmosfery tamtejszych świąt Bożego Narodzenia albo Wielkiejnocy. Nie mówię, że lubiłam święta. Wiadomo roboty od cholery, sprzątanie i gotowanie i nieśmiertelna sałatka jarzynowa, której składników nienawidziłam kroić. Ale była jakaś magia, zapach choinki, wielkie oczy dzieciarni na widok prezentów w ogromnych pudłach. Przecież im większy prezent, tym lepszy, prawda? A wyprawa po prezenty, lista co komu kupić, albo zrobić... czy starczy pieniędzy. Może zebrać więcej butelek i oddać do skupu? Kiedyś zorganizowałam z siostrą zbieranie butelek, a po jakimś czasie rodzice się dołożyli i kupiłyśmy sobie rower. Pelikan, pamiętam, ciemnoczerwony. Dbałyśmy o niego jak dzisiaj dba się o samochód :-)
I brakuje mi tej atmosfery w sklepie, kiedy szłam rano po bułki, czasami się spóźniłam i już bułek nie było, ale "kobieta za ladą" zawsze miała dla mnie odłożone. Nie musiała odkładać, prawda?

Czasami łapię się na tym, że retrospekcja długotrwała włącza mi się w wyniku jakiegoś bodźca. Na przykład smakowego: trafiłam kiedyś na napój Ptyś... ale to nie był ten sam Ptyś co wtedy. Cytronety próżno szukać. Kiedyś jako dziewczę płoche poszłam do cinkciarza pod pewexem i ze strachem w oczach kupiłam trochę zielonych, ze trzy albo cztery. Dumnie nabyłam czekoladę z orzechami, mirindę, gumę donald (dla obrazkowych historyjek, a pewnie), kilka batoników.
Siedziałyśmy potem na trawie, w słońcu, jadłyśmy słodkości, piłyśmy mirindę i czułyśmy się bardzo światowo w tej "odrobinie luksusu".

A kredki świecowe chińskie, a kolejki w papierniczym po wyprawkę do szkoły, piórniki, przeładowane tornistry, kolorowe długopisy, których nie wolno było używać w zeszytach... mozolne robienie marginesów, wyprawy do biblioteki... na długiej przerwie (w lato) biegliśmy do cukierni na lody bambino, pączki i oranżadę. Zabawa była przednia.

Wielu rzeczy mi brakuje. Nie sposób spisać wszystkich. Tak czy inaczej można sobie powspominać.
Masz rację, Blondyna, jak babuleńka w bujaczku przed kominkiem.
Nie masz wyboru, Sai... (C) by Ja.

Awatar użytkownika
Karola
Mormor
Posty: 2032
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 23:07

Post autor: Karola »

To ja jeszcze w kwestii muzycznej. Pamiętam, jak się gnało do domu na Listę Przebojów Pr III. Słuchałam od 21. wydania. Potem Niedźwiecki zaczął przypominać pierwsze - nagrywałam na tego nieszczęsnego grundiga całość wypowiedzi i potem notowałam w specjalnym zeszycie produkcji radzieckiej wszystkie pozycje: co spadło, co podskoczyło, ile nowości... Gnało się zewsząd: z podwórka, dyskoteki, imprezy. Chociaż nie... Z imprezy się nie gnało, tylko wszyscy zamierali przy radiu i wszyscy słuchali. Kto mógł, to pisał :P
Zeszyt to też poezja. Jakoś przed siódmą klasą moja mama sie zagapiła i nie zdążyła wystać w kolejce podręczników i zeszytów. Podręczniki sobie załatwiłam od starszej koleżanki (byłam cały rok nieszczęśliwa, że nie pachną farbą drukarską i że już pomazane kartki mają i postaci dorysowane wąsy), a zeszyty przywiózł mi wujek, który miał jakieś kontrakty budowlane w ZSRR. Śmieszne były, szersze niż nasze, tej samej wysokości. Żadne foliowe okładki nie pasowały. Zawinęłam w jakieś plakaty z Bravo. Darło się okropnie, płakałam, bo mi się buźka Limahla zniszczyła. Ale za to miały już nadrukowane marginesy, cieniutkimi dwoma liniami w kolorze czerwonym. Za co od razu 2 września dostałam pałę, bo "czerwony jest zarezerwowany dla nauczyciela!". Nie pomagały wyjaśnienia, że to tak już było, że nie moja wina, że to wymysł bratniego narodu. Nauczycielka się uparła (notabene uczyła języka sojusznika). Wtedy nie można było włożyć nauczycielowi kibla na głowę, żeby przekonać do swojej racji.
Wracam do muzyki - popołudniowe "Zapraszamy do Trójki" i piractwo w obliczu prawa. W połówkach godzin leciały pierwsze i drugie strony longplayów na winylach... Ech...
A wieczorne audycje Beksińskiego i Kaczkowskiego? Albo "szzzz - kanał lewy, szzzz- kanał prawy, szzziszz - stereo..."

Awatar użytkownika
Borsuk
Ośmioł
Posty: 609
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 20:12
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Borsuk »

Lahkoona pisze:trafiłam kiedyś na napój Ptyś... ale to nie był ten sam Ptyś co wtedy.
och, jakiej ja kiedyś dostałem sraczki po Ptysiu ;-)))

Awatar użytkownika
Coleman
Wampir
Posty: 3097
Rejestracja: wt, 14 cze 2005 16:41

Post autor: Coleman »

Borsuk pisze:och, jakiej ja kiedyś dostałem sraczki
Borsuk, to nie to Forum :)))
FTSL
You and me, lord. You and me.

ODPOWIEDZ